Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Pierwsze wyjście

[Perspektywa - Shado]

Ogrywanie tatę w szachy stało się ostatnio moim ulubionym zajęciem. Ostatnio, czyli od momentu, w którym Pib wytłumaczył mi jak naprawdę gra się w tę grę. Wcześniej Marvul podporządkowywał sobie zasady, w zależności od tego, jak było mu wygodnie. Od kiedy dostałem w prezencie specjalną planszę dla niewidomych, gra zrobiła się na tyle przyjemna, że tata już zaczął wymykać się przez okno na dźwięk przewracania się pionków w pudełku.

Czym różnią się szachy dla niewidomych od tych zwyczajnych? W zasadzie jedynie tym, że są bardziej trójwymiarowe. Czarne pola znajdują się trochę wyżej od białych, a aby rozróżnić, która figura należy do kogo, czarne mają w sobie wbitą małą, wystającą część na samej górze, a białe pozostają bez zmian. Kolejnym ułatwieniem w macaniu jest to, że każdy kwadracik ma w sobie dziurkę, a figury mają pod spodem małe kołeczki. Taki zabieg zapobiega przewracaniu się pionków. Mogę sunąć palcami po całej planszy, więc tata nie ma już możliwości mnie oszukać. Podczas gdy, na początku dawał mi fory, abym się nie zniechęcił, teraz ja daję mu wygrać od czasu do czasu, żeby nie uciekał przez okno.

~Masz jedną wiadomość od - Hun.— usłyszałem dźwięk swojego telefonu.

—Info, odczytaj wiadomość.— wydałem mu polecenie.

~Wiadomość od - Hun. Wysłano o jedenastej dwadzieścia trzy. Treść wiadomości - Hej. Chcesz gdzieś wyjść popołudniu?

—O proszę.— tata zaśmiał się pod nosem, po czym wykonał kolejny ruch— Wychodzisz z kimś kto nie jest Gloomem? Czy Pibbidy o tym wie?— zapytał prześmiewczym tonem.

—Nie wiem czy wychodzę.— odpowiedziałem, przy okazji macania jego pozostałych figur. He he, już wiem co zrobię— I nie śmiej się z Pib'a.

—Daj spokój, matkuje ci bardziej niż twoja matka.

—Czyli ty?

—Ej. Uzgadnialiśmy to już. Eraser jest matką.

—Szach mat.

—Co?— zamilkł na chwilę, najpewniej analizując to, co dzieje się na planszy— Ej! Zagadałeś mnie.

—To ty zacząłeś.— wzruszyłem ramionami.

Tata wyszedł obrażony z salonu, za to ja sięgnąłem po swój telefon. Eraser poprosił Undyne z oryginalnego swapa, żeby zaprogramowała go w taki sposób, abym mógł wszystko zrobić głosem. Na szczęście jest też pewna blokada, polegająca na tym, że dopóki nie zwrócę się do niego „po imieniu" (czyli Info), nie będzie działał. Gdyby reagował na każdą rozmowę, dzwoniłby na 112 za każdym razem, kiedy krzyczałbym, że potrzebuję pomocy.

—Info, zapisz wiadomość do Hun.— odrzekłem do urządzenia.

~Proszę podyktować treść wiadomości.

—Pewnie. Spotkajmy się pod moim domem.

Zanim zdążyłem wydać polecenie wysłania wiadomości, poczułem, jak coś małego i puchatego podbija moją dłoń do góry. Kotek szybko wsunął się pod moje ramię i zaczął ocierać się o mnie swoim łebkiem.

—Myślisz, że to dobry pomysł?— zapytałem swojego pupila, mimo iż otrzymanie odpowiedzi było niemożliwe— No cóż, raz się żyje. Info, wyślij wiadomość.

Od imprezy minęły już trzy dni, jednak przez ten cały czas utrzymuję jako taki kontakt z Hun'em. Jeszcze nie spotkaliśmy się na żywo, ale dużo ze sobą piszemy. A od momentu, w którym dowiedział się, że nie potrzebuję nikogo, aby czytał mi wiadomości, wysyła ich jeszcze więcej. Nie wiem jakim cudem w tak krótkim czasie z bycia praktycznie nieznajomymi, przeszliśmy do mówienia sobie codziennie dobranoc. Ale nie powiem, że mi to przeszkadza. Hun okazał się być bardzo miłą i interesującą osobą. Jest bardzo otwarty i cały czas znajduje jakieś tematy, które podtrzymują rozmowę. Lubi mówić o sobie, ale mi to nie przeszkadza. Muszę przyznać, że słuchanie jego przeróżnych historii nawet mi się podoba. Ten potwór doświadczył więcej w swoim życiu, niż ja w swoich snach. Naprawdę.

Jednak, mimo iż, pisanie z nim jest naprawdę przyjemne, spotkanie twarzą w twarz trochę mnie przeraża. Chyba każdy czuje się pewniej w sytuacji, w której zanim wyśle wiadomość, może ją przemyśleć, a nawet poprawić jej treść. W moim przypadku dodatkowym minusem spotkań na żywo jest fakt, że jestem bardzo niezręczny towarzysko. Często zdarza mi się palnąć jakąś głupotę, a umiejętność wyjścia z takich sytuacji z twarzą jest wiedzą tajemną, której chyba nigdy nie będzie dane mi poznać. No i jeszcze moja niezdarność oraz dar do wpadania w niezręczne sytuacje, to coś o czym chyba nie muszę wspominać. Gloom mówi mi, że w kontaktach nadganiam tym, że jestem słodki, ale nie wiem jak się do tego odnieść, bo ostatni raz widziałem się w lustrze, kiedy miałem pięć lat.

~Masz jedną wiadomość od - Hun.— telefon kolejny raz wydał z siebie dźwięk.

—Info, odczytaj wiadomość.— wydałem mu polecenie.

~Wiadomość od - Hun. Wysłano o jedenastej dwadzieścia dziewięć. Treść wiadomości - Super. Emotikon serca. Pasuje ci piętnasta?

A więc słowo się rzekło. Dobrze. Takie wyjście ze strefy komfortu jest mi potrzebne. Mam tylko nadzieję, że tym razem nie będę go dotykać w sposób, który nie powinienem.

Pomęczyłem się trochę ze sznurowaniem butów, po czym szybko podbiegłem do drzwi i złapałem za klamkę. Zależało mi na czasie, bo byłem już spóźniony. Nie chciałem, żeby Hun musiał na mnie czekać, jednak dzisiaj zakładanie ubrań szło mi strasznie topornie. W tym pośpiechu, nawet nie zwróciłem uwagi na to, że ktoś już zaczął się niecierpliwić i stoi za drzwiami, i z impetu w niego wbiegłem. Zderzenie nie należało do tych łagodniejszych, bo trafiłem kością nosową w jedno z jego żeber. Auć.

—Ha, spokojnie.— Hun złapał mnie za ramiona.

—Przepraszam.— odsunąłem się od niego—Za to i za to, że jestem spóźniony.

—Luz. Widzę, że się śpieszysz.— zaśmiał się— Idziemy?— zapytał.

—Tak.

Droga przed blok minęła nam w towarzystwie trochę niezręcznej ciszy. Niby wiedziałem już o jakich tematach mógłbym z nim rozmawiać, jednak dalej ciężko było mi zacząć konwersację. On z kolei chyba zauważył to, że jest mi trochę niezręcznie.

Właściwie to nie wiedziałem dokąd idziemy, ale Hun najwidoczniej miał jakiś plan, więc postanowiłem zaufać mu w tej kwestii. Po prostu szedłem koło niego, przysłuchując się dźwiękom miasta i szurając swoją laską po ścieżce dla niewidomych. Nic nie zmieniało się do momentu, w którym znaleźliśmy się przed przejściem dla pieszych. Wtedy Hun złapał mnie za ramię, jakby w obawie, że właduję się prosto pod samochód.

—Spokojnie.— zaśmiałem się— Wiem, że to przejście.— zacząłem szurać laską po podłodze, chcąc mu to udowodnić, jednak po jego braku reakcji wywnioskowałem, że nie ma pojęcia o ścieżkach dla niewidomych.

—Jak?— zapytał.

—Te kropki— stuknąłem w nie kijem— które mogę wyczuć pod laską, mówią, że gdzieś jest niebezpieczeństwo i muszę zachować ostrożność.— poza tym aury innych potworów stoją nieruchomo, ale tego wolałem narazie nie zdradzać.

—Nieźle sobie radzisz.— przyznał.

—Dzięki.

W momencie, w którym z sygnalizacji świetlnej zaczęło wydobywać się pikanie, sprawdziłem laską czy coś mi nie przeszkadza, po czym ruszyłem przed siebie.

—Wydaje mi się, czy trochę cię krępuję?— Hun odezwał się w momencie, w którym znaleźliśmy się po drugiej stronie jezdni.

—Um... ja... um...— nie wiedziałem jak odpowiedzieć na to pytanie— Ja tak zazwyczaj mam przy nowych osobach.— wydusiłem z siebie po zbyt długiej chwili zbierania myśli.

—Nie jestem nowy. Macałeś mnie już, przytulałeś się do mojego ramienia i siedzieliśmy godzinę zamknięci na balkonie.— wytknięcie wszystkich wpadek spowodowało u mnie lekki dyskomfort— Myślałem, że pierwsze wrażenie mamy już za sobą.

—Patrząc na te pierwsze wrażenie, chyba nie powinienem bać się o to, że powiem coś głupiego, a ty nie będziesz chciał mnie już znać.— powiedziałem z udawaną pewnością siebie, jednak i tak czułem jak lekki rumieniec wkrada się na moje kości policzkowe.

—Nie powinieneś. Bądź sobą i tyle. Za to cię lubię.

Mimo iż, od tego momentu rozmowa zaczęła się bardziej kleić, w dalszym ciągu nie zapytałem go gdzie tak właściwie idziemy. Ta kwestia zaczęła robić się jeszcze bardziej interesująca, kiedy wszystkie dźwięki miasta ucichły i zaczęły zastępować je śpiewy ptaków i szum drzew.

—Jesteśmy na... piasku?— zapytałem, kiedy moje adidasy zaczęły zapadać się w podłożu.

—Zapomniałem o reszcie twoich zmysłów.— powiedział, po czym niespodziewanie położył jedną rękę na moich plecach, a drugą wsunął pod kości udowe, a następnie mnie podniósł.

—Hun!— krzyknąłem.

Niósł mnie dłuższy kawałek drogi, po czym posadził na jakimś twardym, stabilnym gruncie. Zanim zdążyłem zadać jakiekolwiek pytanie, ściągnął z moich nóg buty, razem ze skarpetkami, a następnie bluzę z moich ramion. Po tym niespodziewanym zwrocie wydarzeń, odszedł ode mnie, a po krótkiej chwili, wokół rozległ się dźwięk chlupnięcia.

—Podejdź do przodu.— powiedział.

—Co ty kombinujesz?— zapytałem.

—Zaufaj mi.— postanowiłem wykonać niepewny krok do przodu— Dalej. Dalej.— dodałem więcej kroków— Stój.— stanąłem— A teraz skacz.

—Co?

—Skacz. Zaufaj mi.

—Dobrze.

Wciągnąłem powietrze, w jakiś sposób dodając sobie tym odwagi. Wchodzenie na nieznany teren jest niesamowicie niekomfortowe, a w moim przypadku wręcz przerażające. Osobiście, nigdy w życiu nie ruszyłbym w miejsce, które chociaż trochę nie sprawdzę laską, a co dopiero w nie skakać. Jednak słowa „Zaufaj mi" w jego wykonaniu bardzo do mnie przemawiały. Nie mogłem wytłumaczyć co było w nich takiego magicznego, jednak dzięki temu potrafiłem odrzucić strach na dalszy plan. Przynajmniej przez chwilę. Powrócił w momencie, w którym po uprzednim wykonaniu paru kroków wstecz, wyskoczyłem z biegu prosto w nieznane. Przez myśl przeleciało mi szybkie słowo „zginę" jedynie w tym krótkim momencie, w którym moje stopy zgubiły podłoże. Wszystkie wątpliwości odeszły, kiedy znalazłem się w ramionach Hun'a. Trzymałem się go bardzo mocno, bo nie do końca potrafiłem złapać grunt pod stopami. Ciepła woda otaczała mnie do połowy ramion, jednak przez to, że do niej wskoczyłem, byłem praktycznie cały mokry. Pomiędzy swoim nieregularnym oddechem, zdołałem wyłapać dźwięk kropel, które spływały po moich mackach i wracały do jeziora.

—Skakałeś kiedyś z pomostu?— Hun zapytał.

—Nie.— odpowiedziałem— Ale to się mogło źle skończyć.— zaśmiałem się.

—Ale podobało ci się?

—Podobało.

—A to dopiero początek.— złapał mnie za ramiona i odsunął mnie od siebie. Cały czas trzymając mnie za jedną dłoń, przekręcił się tak, abym mógł oprzeć się o jego łopatki— Trzymaj się. Założę się, że nie umiesz pływać.— przełożyłem ręce tak, aby zaczepić się o jego kręgi szyjne.

—Mam pytanie.— powiedziałem, kiedy zaczęliśmy płynąć— Jak bardzo jesteś rozebrany?— zwróciłem uwagę na to, że nie wyczułem na nim koszulki.

—Wystarczająco, jak na pierwsze wyjście.

Dopłynęliśmy do miejsca, w którym mogłem wyczuć grunt pod stopami, po czym resztę drogi przemierzyłem już sam. Spodziewałem się, że kiedy dotrzemy na brzeg, będę mógł wrócić na pomost po swoje rzeczy, jednak ponownie zostałem zaskoczony, kiedy Hun złapał mnie za dłoń i zaczął gdzieś prowadzić.

—Podnieś nogę do góry.— powiedział, kiedy się zatrzymaliśmy— I chop.— pomógł mi wejść do czegoś— Zgadnij gdzie jesteś.

Zacząłem macać palcami po twardym podłożu. Natrafiłem na drewniane siedzenie i coś... długiego, coś co rozszerzało się na końcu. A zawarzywszy na to, że byliśmy nad jeziorem...

—Łódka?— zapytałem.

—Punkt dla ciebie. Zbieraj je, a później dostaniesz nagrodę.

—Jaką?

—Hm... może powiem ci jak naprawdę mam na imię.

—Zainteresowałeś mnie.

—Więc zbieraj punkty. A póki co usiądź i się trzymaj, bo wypuszczam tę łódkę na jezioro.

Taka wycieczka była bardzo ekscytująca. Nigdy nie pływałem łódką. Nigdy też nie skakałem z pomostu i nawet nigdy nie pływałem. Kiedy byliśmy zamknięci na balkonie, powiedziałem Hun'owi, że w całym swoim życiu nie zdarzyło mi się być na plaży. Nie sądziłem, że to zapamięta oraz, że postanowi to wykorzystać, żeby zrobić mi niespodziankę. To naprawdę miłe. Niepotrzebnie bałem się tego spotkania.

Kiedy byliśmy daleko od lądu, postanowiłem wychylić się trochę za pokład i zamoczyć swoją dłoń w wodzie. To było naprawdę miłe uczucie. Podobało mi się.

—Jest ci zimno?— Hun przerwał ciszę.

—Nie. Jest w porządku.

—Jakby co zgarnąłem nasze rzeczy z pomostu, więc możesz sobie przebrać koszulkę na bluzę.

—Może później.— wróciłem do wychylania się za łódkę— Hun. Ja... em... dziękuję ci. Naprawdę dobrze się bawię.— nabrałem do ręki trochę wody, po czym przechyliłem dłoń tak, aby zaczęła spływać po moim przedramieniu— Woda jest wspaniała.

—Cieszę się, że się cieszysz. A teraz wskakuj za stery, zmieniamy się.

—Jesteś pewien, że to dobry pomysł?— zapytałem.

—Tak. Nie wywiniesz się od ciężkiej pracy, nie, nie.

—Naprawdę? Nie boisz się?

—Oczywiście, że nie. Ale jeśli ty się boisz, mogę ci zapewnić, że w najgorszym wypadku popłyniemy w pław. Znaczy, ja, a ty na moich plecach.— zaśmiał się.

—Dobrze.

Hun od samego początku traktował mnie inaczej niż inni. Pib i jego znajomi przyzwyczaili mnie do tego, że każdy obchodzi się ze mną jak z jajkiem, które może w każdej chwili upaść na podłogę i się rozbić. Sytuacja, w której ktoś stawia mnie na równi sobie, jest bardzo miłą odmianą. Hun popycha mnie w stronę rzeczy, których nigdy nie robiłem. Wydaje się, że ignoruje fakt tego, że jestem fizycznie ograniczony względem wielu spraw, jednak sytuacja z przejściem dla pieszych udowadnia mi, że nie chce narazić mnie na niebezpieczeństwo. Dzięki niemu wyszedłem ze swojej strefy komfortu i mogłem poczuć się... normalnie.

Na początku wiosłowanie było całkiem przyjemne i proste, jednak w momencie, w którym nieświadomie i szybko zacząłem skręcać w stronę brzegu, a Hun musiał już reagować, łatwa trasa została jedynie wspomnieniem. Mimo tego, było całkiem zabawnie. Zwłaszcza kiedy moja wrodzona niezdarność znowu się odezwała i wyrzuciłem jedno wiosło za burtę. Szybko oddaliło się od nas, więc musiałem je gonić za pomocą jego brata bliźniaka, a Hun musiał wychylić się po nie tak, aby nie wypaść. Po tym incydencie postanowiliśmy chwilę sobie podryfować.

—Słońce zachodzi.— mój towarzysz zaczął nowy temat— Nie widziałeś nigdy zachodu słońca na plaży, prawda?

—Właściwie nigdy nie przyglądałem się zachodowi słońca. Kiedy byłem mały, zmrok oznaczał koniec zabawy i tylko to się liczyło.

—Na niebie pojawiają się ciepłe barwy. Od żółci, przez pomarańcze do czerwieni. Możesz też znaleźć trochę różowego. Te kolory farbują chmury, które oświetlane są delikatnie, od spodu. Słońce chowa się za taflą wody, jednak jego odbicie sprawia wrażenie, jakby dalej było kulą. Wszystko mieni się w wodzie, która delikatnie faluje pod wpływem wiatru i rozmywa obraz po przeciwnej stronie. Wszystkie kolorki powoli zanikają i właśnie w tej chwili wszystko zgasło. Zaczyna robić się ciemno.

—Dziękuję.

Tak, to był właśnie ten moment, w którym się w nim zakochałem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro