Piękny
[Perspektywa - Hun]
Dzisiejszy dzień w szkole zapowiadał się jak każdy inny. Próbowałem jakoś przetrwać na lekcji historii i sprawdzianie z matematyki, dodałem do swojej kolekcji trzy siniaki z wf-u i z radością udałem się na stołówkę, aby zjeść tam obiad. Dzisiaj Shado spędzał swój czas z ekipą Glooma, więc postanowiłem go nie zaczepiać. Zdążyliśmy się już zgadać rano, kiedy, przed lekcjami, zwracaliśmy pędzel do sali artystycznej, który został wcześniej naprawiony magią Piba. Nie mogę powiedzieć, że połamanie pędzla jest standardową reakcją na otrzymany komplement, ale kto tam wie, co siedzi w głowie artystów. W odpowiedzi na to jedynie prychnąłem pod nosem i dodałem to do kolejnych dziwactw Shado, które tak uwielbiam. Zaskakuje mnie na każdym kroku. Naprawdę go polubiłem.
Druga połowa dzisiejszych zajęć była tak samo nudna, jak pierwsza. Szczerze, nie lubię siedzieć na lekcjach. Gdyby nie fakt, że dostaję tutaj darmowe jedzenie, zastanawiałbym się czy chcę tu przychodzić. W moim AU nie ma obowiązku nauki, a uczęszczanie do Szkoły Międzywymiarowej jest wyborem. Marzę, aby do końca życia zwiedzać różne AU. Podróżować z miejsca do miejsca, spać pod gołym niebem, codziennie robić coś innego. Jednak do tego potrzebuję golda, czyli pracy, czyli pojęcia o tym, co w ogóle chcę robić w życiu. Aktualnie nie mam pojęcia, a do końca tego roku, w teorii, ta szkoła ma mi to pokazać. A przynajmniej w taki sposób się reklamują. Zaczynam się martwić, że jednak obce osoby, nie rozwiążą mojego problemu i będę musiał sam ruszyć głową. Eh... Chciałbym, żeby kwestia mojego przeznaczenia była tak łatwa, jak w przypadku shipchildów, których rodzice mają już określone funkcje. Na przykład Gloom już wie, że po szkole zostanie Śmiercią Jr. a Pib wie, że będzie należeć do StarSwap'ów. Ciekawe czy Shado wie już co będzie robić w przyszłości. Albo reszta moich znajomych. W sumie, nigdy ich o to nie pytałem.
—Ezi, czy ty już wiesz, co będziesz robić jak skończysz szkołę?— przerwałem chwilę ciszy niespodziewanym pytaniem.
—Chyba przejmę opiekę nad naszą rodzinną biblioteką. Moi rodzice kochają to miejsce, ale nie mogą pracować w niej wiecznie. Na pewno nie chcieliby, aby przejął ją ktoś obcy, a nie wyobrażam sobie, żeby Ziggi się nią zajął.
—I tobie to pasuje?
—Lubię książki.— wzruszył ramionami— To teraz twoja kolej.
—Ja to w sumie nie mam pojęcia.
—Totalnie?
—Totalnie.
—Wiesz... w sumie czy to coś złego? Przynajmniej masz z czego wybierać.— szturchnął mnie ramieniem— Daj spokój z tą smętną miną. Życie nie kończy się po liceum. O! Zapytamy Shado!
Podbiegł do szkieletu, który podpierał się łokciem o parapet i udawał, że patrzy przez okno. Shado od razu wyczuł ruch za plecami, także szybko odwrócił się w stronę Ezi'ego.
—Shado, kim chcesz zostać, kiedy już skończysz szkołę?
—To dość niespodziewane pytanie.— zamyślił się na chwilę— Marvul powiedział mi „jeśli się ogarniesz, będziesz mógł zostać nowym strażnikiem emocji, kiedy mnie i Halluciv'a trafi szlag", także chyba trzymam się tego. Mam do tej pracy genetyczne predyspozycje. No może pomijając pewien defekt.— podrzucił laskę w dłoni i lekko stuknął jej końcówką o swoje okulary— A dlaczego w ogóle o to pytasz?
—Hun ma kryzys egzystencjalny.
Shado zwrócił wzrok w moją stronę. Wcześniej pomyślałbym o tym, że po prostu patrzenie na osobę o której mowa, to naturalny odruch, jednak po naszej ostatniej rozmowie o aurach, zacząłem zastanawiać się czy on przypadkiem nie czyta moich emocji.
—Nie przejmuj się.— odpowiedziałem.
—Okej. Macie już wolne?— zmienił temat.
—Tak? A co?
—Ja też mam!— przez to, że trochę za głośno krzyknął, lekko się zarumienił— I pomyślałem, że możemy coś porobić przed pójściem do domu. Może pójść do sali plastycznej.
—Spodobało ci się tam, co?— zaśmiałem się pod nosem, a on przytaknął mi skinieniem głowy— Jak dla mnie spoko.
—Ezi, idziesz z nami?
—Powder męczył mnie od rana, żeby iść do muzycznej.
—No to się rozdzielamy. Do jutra.
—Narka.
Chwyciłem Shado za rękę i zacząłem prowadzić go w stronę schodów na wyższe piętro. Był tak zadowolony z tego, że zgodziłem się towarzyszyć mu w plastycznej, że prawie podskakiwał chodząc. Cieszę się, że tak spodobało mu się to miejsce. To znaczy, że niespodzianka się udała.
Sala wyglądała w sumie dokładnie tak samo jak wczoraj. Dwanaście sztalug zostało ustawionych dookoła jakiegoś podestu, na którym stały losowe rzeczy. Była to prawdopodobnie jakaś martwa natura. Wnioskuję to po tym, że na kilku sztalugach znajdowały się niedokończone prace przedstawiające to, co leżało na środku. Wraz z Shado podeszliśmy do jednej z wolnych, a właściwie to do tej samej, którą zajęliśmy ostatnio. Zostawiliśmy na niej obraz Shado, jednak nie byłem w stanie go zlokalizować. Hm... tylko nie złodzieje sztuki.
Pan Stain powiedział mi ostatnio, że możemy zgarnąć zagruntowane płótno, jeśli jakieś jeszcze jest, więc tym razem też postanowiłem z tego skorzystać. Wziąłem dwie średnie sztuki (bo dzisiaj też miałem ochotę się pobawić), po czym poszedłem jeszcze po farby i pędzle. Kiedy grzebałem w jednej z licznych, ochlapanych farbą szafek, kątem oka zauważyłem obraz Shado. Leżał sobie na stoliku, z dala od czegokolwiek, co mogłoby go uszkodzić. A więc panu Stainowi spodobał się mój portret. Chyba powinienem przekazać to Shado.
—A więc co dzisiaj malujemy?— postanowiłem zagadać przy okazji nalewania wody do kubeczków.
—Ja mam już pomysł.
—Dawaj.
—Chcę namalować ciebie.
—Znowu?
—Tak. Ale tym razem, no wiesz, to jak wyglądasz na zewnątrz.
Zastygłem w miejscu. Woda już dawno przelała kubek, jednak nie byłem w stanie ruszyć się, aby zakręcić kurek. Pozwoliłem jej spływać po mojej kościstej dłoni.
—Coś się stało?— Shado się zaniepokoił— Przestraszyłeś się.
—Wiesz jak wyglądam?
—Nie.
Zakręciłem wodę, po czym podszedłem w jego stronę. Odstawiłem naczynie na stoliczku przy sztaludze.
—Znaczy, narazie nie.— postanowił kontynuować— Pomyślałem, że mógłbym, no wiesz, zobaczyć dotykiem...
Wystawił dłoń w moją stronę, jednak zanim zdążył jakkolwiek się zbliżyć, złapałem go za nadgarstek. Drgnął w miejscu, kiedy to zrobiłem.
—Nie czujesz się z tym komfortowo.
—Nie.
Kiedy poluzowałem lekko uścisk on wyszarpnął swoją rękę, po czym położył dłonie na twarzy, która w tym krótkim czasie zdążyła już cała się zarumienić.
—Przepraszam cię. Kretyn ze mnie. Dla mnie takie dotykanie ludzi jest normalne, ale dla ciebie nie jest. Jestem głupi. Przepraszam!
Chciałem powiedzieć mu, że nie chodzi mi o sam gest dotykania. Chciałem powiedzieć, że w sumie to nie zrobił niczego złego. Chciałem powiedzieć, żeby nie nazywał się głupim. Jednak to było trudniejsze od powiedzenia...
—Nic się nie stało.
—Teraz będzie bardzo niezręcznie, prawda?— pisnął.
—Może jednak pomalujemy innym razem? Mówiłeś, że dzisiaj Gloom cię odprowadzi. To aktualne?
—Nie, Hun. Nie idź.
Nie wiem co chciał osiągnąć tym, że podszedł bliżej (bo mógł zauważyć, że moja aura nigdzie się nie ruszyła, więc nie musi mnie gonić), ale zrobił to szybko, gwałtownie i niezdarnie. Jednym ruchem kolana pociągnął za sobą jakiś metalowy kij, który z kolei popchnął drewnianą skrzynkę, która popchnęła wiadro, z którego wysypała się jakaś kula i kozak no i generalnie cała kompozycja posypała się po podłodze. Kiedy cały dźwięk już opadł, z ust Shado wydobyło się ciche, piskliwe „ups", a z moich, głośny śmiech, mimo, że w ogóle nie było mi wesoło, bo wiedziałem, że to ja będę musiał na podstawie prac, ustawić wszystko tak jak było.
—No to ten, zatrzymałeś mnie.— prychnąłem pod nosem.
—Przepraszam.
Wczorajsza sytuacja z Shado dręczyła mnie w nocy, przed spaniem. To wszystko poszło w złym kierunku. Nie zareagowałem w dobry sposób. Shado poczuł się winny, mimo, że w sumie nie zrobił nic złego. Chciał po prostu dowiedzieć się jak wyglądam. A ja spanikowałem, bo... bo... Bo nie chcę być ozdobą. Nie chcę być śliczną dziewczynką, którą traktuje się jak lalkę. Nie chcę być przystojnym facetem, którego kocha się do momentu, w którym się nie znudzi. Nie chcę diamentowego kształtu oczodołów i uroczej buźki. Wszyscy moi partnerzy chcieli mnie mieć tylko ze względu na mój wygląd, nikogo nie obchodziło jaki naprawdę jestem.
Dlaczego w takim razie zestresowałem się, kiedy Shado chciał dowiedzieć się jak wyglądam? Przyjaźnimy się. Czy ja naprawdę przestraszyłem się tego, że mógłby polecieć na mój wygląd? Pf, to niedorzeczne. Jednak głupie myśli też zakorzeniają się w mózgu, sieją niepokój. Bardzo lubię Shado. Nawet jeśli istnieje cień szansy na to, że nasza relacja mogłaby się zmienić, nie chcę ryzykować. Nie chcę, żeby wiedział jak wyglądam. Tak czy siak muszę z nim porozmawiać. Chociaż ta rozmowa może być ciężka, nie chcę spięć pomiędzy nami i tego, aby czuł się źle. Wspólne pójście do szkoły będzie dobrą okazją.
Zapukałem w drzwi od jego domu. Otworzyły się w momencie, w którym zacząłem się dobijać trzeci raz. Przywitał mnie Pibbidy. Był ubrany w piżamę, trzymał w rękach paczkę chusteczek i miał podkrążone oczodoły. Choroba go nie oszczędzała.
—Hej Pib, przyszedłem po Shado.
—Wyszedł dziesięć minut temu. Blot go zgarnął. Nie pisał ci?
Wyciągnąłem z kieszeni telefon, na którym faktycznie była wiadomość od Shado.
—Pisał.— westchnąłem— Okej, w takim razie też idę. A ty wracaj do łóżka.
—Pa pa. Dobranoc.— wymamrotał, po czym zamknął za sobą drzwi.
Przez to, że nie umiem korzystać z telefonu, zafundowałem sobie samotną wycieczkę do szkoły. Nie taki był plan, no ale dobra. Może uda mi się złapać go na osobności jeszcze dzisiaj, na przykład podczas przerwy obiadowej czy coś. Teraz, zamiast tego mógłbym pójść do muzycznej. Liczyłem na to, Ezi też wpadł wcześniej.
Spodziewałem się, że głośne dźwięki z sali powitają mnie już na korytarzu, jak to zazwyczaj jest, kiedy ktoś siedzi w środku, jednak zamiast bębnów i gitary usłyszałem cudzą rozmowę. Nie miałem zamiaru podsłuchiwać, więc wszedłem do środka i ją przerwałem. Ezi i Shado zwrócili swoje twarze w moim kierunku, kiedy tylko przekroczyłem próg drzwi. Obydwoje się speszyli, także chyba rozmawiali o mnie.
—Cześć wam.— przywitałem się.
—Siema.
—Hej.
A później nastała niezręczna cisza. Bardzo niezręczna cisza. Dobrze, mam już tego dość.
—Ezi, kupisz mi batona?
—Okej, już idę.
Wyciągnąłem z kieszeni jedną sztukę golda i rzuciłem w jego kierunku, a on bez problemu ją złapał i poszedł w stronę wyjścia. Postanowiłem usiąść na jego miejscu, czyli na czerwonej, przetartej kanapie, koło Shado.
—Przepraszam cię za wczoraj.— zacząłem rozmowę.
—Nie, to ja przepraszam.
—Nie, to ja przepraszam.
—Chcesz się licytować?
—Nie. Na prawdę. Nie zrobiłeś nic złego, Shado. Nie chodzi o to, że byłeś jakiś nachalny, czy coś w tym stylu. Ja po prostu nie chcę, żebyś narazie wiedział jak wyglądam.
—Dobrze.
—Tak po prostu? Nie zapytasz dlaczego?
—A chcesz mi powiedzieć dlaczego?— nastała pomiędzy nami niezręczna cisza— Nom.— podsumował mój brak odpowiedzi w ten oto sposób— Na pewno masz jakiś powód i to w porządku, że nie chcesz się nim dzielić. Szanuję to.
Byłem przygotowany na to, że ta rozmowa nie będzie lekka, ale dzięki Shado poszło bez żadnych komplikacji. Zdziwił mnie tym. I to do tego stopnia, że trochę nie wiedziałem co powiedzieć. Tak rzadko zdarza się aby ktoś szanował moje granice, że to dla mnie aż trochę dziwne. I miłe. Czy ja właśnie... zarumieniłem się?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro