Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Odwiedziny

[Perspektywa - Hun]

Moje AU zalicza się do tych najmniej przyjemnych miejsc w całym SwapVerse. Mieszkańcy Podziemia cały czas walczą o pożywienie, które przez przypadek wpadnie z powierzchni do dziur w ziemi. Nie ważne czy jest to sarna, czy człowiek. Co jakiś czas ojciec wysyła któreś ze swoich dzieci do Ruin, żeby próbowało zgarnąć, co tam wpadnie. W dziewięćdziesięciu procentach przypadków pada na mnie. Opal to jeszcze dziecko, Fancy i Michaela są wege i żywią się głównie w szkole albo głodują, a Ate przeważnie potrafi się z tego wykręcić. Polowanie na jedzenie jest jak walka z rodziną Januszy o przecenionego karpia w dzień przed Wigilią, z utrudnieniem w formie tego, że mogą cię pogryźć i bardzo chętnie to zrobią. Nie lubię tego, ale mus to mus. Niechciałbym, żeby moja kochana siostrzyczka musiała głodować, bo mi nie chciało się ruszyć miednicy. Głód jest straszny. To świdrujące uczucie wewnątrz ciebie, które miota się w tobie, wysysa wszystkie twoje siły i powoduje ból. Znam go aż za dobrze. W czasach, w których komunikacja międzywymiarowa była niemożliwa, bywało tak, że nie jadłem miesiącami. Sprawa posiłków unormowała się w momencie, w którym przyjęli mnie do szkoły i znieśli mi bana na podróżowanie po AU. Od tego momentu, od poniedziałku do piątku miałem zapełnione stałe obiady i ciężej było tylko w dni wolne.

Generalnie z autobusami jest u nas kiepsko. Tylko niektóre osoby mają pozwolenie na opuszczanie AU i jest to głównie spowodowane tym, że spora liczba osób żyjących tutaj jest szurnięta. Potrafią odgryzać sobie nawzajem kończyny z desperacji. Gdyby dostali się do świata, w którym jedzenie chodzi po ulicy, dostaliby pierdolca. I mówię to z autopsji. Narobiłem sporo problemów pierwszego dnia na wolności, a byłem tylko dzieckiem, które łatwo można okiełznać. Z jednej strony mam trochę żal do Eraser'a i Reboot'a za restrykcje, które nałożyli, ale z drugiej strony rozumiem ich decyzje.

Dzisiaj od rana obrabiałem z ojcem w piwnicy mięso, które udało mi się zdobyć. Przez to, że wierzgało, byłem cały ubabrany w krwi i innych organicznych płynach i czym prędzej chciałem się umyć. Zostawiłem ojca w momencie, w którym porcjował mięso, aby zmieścić je do lodówki. Na szczęście, nie cierpimy na deficyt wody, także mogłem wziąć tak długi prysznic, jaki chciałem. A przynajmniej w teorii, bo w połowie, standardowo, Fancy postanowił mi przeszkodzić.

—Hun, wpuść mnie!— zaczął krzyczeć i walić pięściami w drzwi.

—Nie!

—Chcę się umyć, zanim Shado przyjdzie!

—Trzeba było to zrobić rano, zamiast gnić w łóżku do dwu... Co?

Wyskoczyłem spod prysznica, owinąłem się ręcznikiem wokół miednicy i uchyliłem drzwi od łazienki.

—Powtórzysz jeszcze raz to, co powiedziałeś?— zapytałem brata.

—Chcę się umyć, zanim Shado przyjdzie. Mogę?

—Shado przyjdzie? Tutaj? Pibbidy go puścił?

—Robimy razem projekt.— wzruszył ramionami i korzystając z mojego zakłopotania, wszedł do łazienki.

—A dlaczego tutaj, a nie w jego domu?

—Nie wiem. Zależało mu, żeby przyjść tutaj.—oparł się miednicą o umywalkę i zaczął przyglądać się swoimi paliczkom od dłoni—Zgaduję, że chce cię zobaczyć.

—Mnie?

—Leci na ciebie.

—Mnie?!

Zapytałem go tonem, który był strasznie nieufny i agresywny. Za to on spojrzał na mnie z lekko podniesionym łukiem brwiowym i grymasem na twarzy.

—Jeśli tego nie widzisz, jesteś bardziej ślepy niż on.— skrzyżował ręce na piersi.

—Co ty wygadujesz? Przyjaźnimy się.

—Stary, ty przecież zawsze zauważasz kiedy się komuś podobasz. Dlaczego teraz tego nie widzisz? Tych jego uśmieszków, rumieńców i tego, że zawsze znajdzie wymówkę, aby spędzać z tobą czas.

—Nie. Shado jest... Weź ty się lepiej zajmij swoimi sprawami!

—Chciałem, ale blokujesz łazienkę.

—Za ile będzie tu Shado?

—Około piętnaście minut.

—Cholera.

Zgarnąłem ubrania na zmianę z blatu i, ku uciesze Fancy'ego, wybiegłem z łazienki. Te odwiedziny to fatalny pomysł. Shado na pewno nie jest świadomy tego na jakie tereny się zapuszcza (gdyby był, to nie chciałby tu przychodzić) i postaram się aby do końca tej wizyty nie wiedział z czym ma do czynienia. To zadanie wydaje się dość trudne, ale nie niemożliwe, zwarzywszy na to, że jest niewidomy. Jeśli nie będziemy wychodzić z domu, a moja rodzina będzie się zachowywać, może mi się uda. Największą przeszkodą może być wszechobecny smród trupa. Ale na to mam pomysł. Wypsikam swoje ulubione perfumy, ale trudno. Idealnie maskują odór zwłok na mnie, a przynajmniej tak mówi Ezi, więc z resztą też powinny sobie poradzić. Psikałem nimi wszystko, co napotkałem na drodze.

Pierwszym przystankiem była łazienka na dole. Wiedziałem, że na pewno tam kogoś znajdę, skoro Fancy dobijał się do mnie. O dziwo zastałem uchylone drzwi, ale ewidentnie pomieszczenie było w użytku. Jeśli można to tak nazwać. Mika korzystał z niego w dość niecodzienny sposób. Stał koło wanny, która była wypełniona jakimś płynem i mieszał go metalową rurką, jak jakaś Baba Jaga.

—Michaela, co to jest?— zapytałem jeszcze w wejściu.

—Główniem opium i mefedron.

—Dlaczego?

—A dlaczego nie?

—Weź to zabierz z naszej wanny.

—Tata pozwolił mi to tutaj trzymać.

—Będziemy mieć gościa. Niechciałbym, aby na to wpadł.

—Muszę to zabutelkować i w międzyczasie wydoić duszę Ate z jego afrodyzjaku. Wcześniej tego nie ruszę.— skrzyżował ręce na piersi— Nie mam zamiaru spuszczać do rur płynnego golda. Po prostu nie wpuszczaj swojego gościa do tego kibla. Mamy dwa.

—No dobra.— westchnąłem— Ale jakbyś przypadkiem na niego wpadł, nie rozmawiajcie o narkotykach, ani o nielegalnych walkach sześciolatków, ani wycinaniu katalizatorów z samochodów na parkingu, ani... po prostu nie chwal się swoimi planami na biznes.

—O biznesach rozmawiam tylko z klientami.—wyciągnął rurkę z wanny i obstukał ją o kant—A czemu się tak spinasz? To jakiś ważny gość? Nowa laska, której chcesz zaimponować?

—Skończyłem z laskami.— burknąłem pod nosem.

—Czyli chłopak.

—Idę już. Robi mi się słabo od samego wąchania tego kociołka Panoramixa.

—Czyli działa.— zaśmiał się triumfalnie.

Jako iż Opal siedzi dzisiaj u koleżanki, zostało mi pogadać tylko z Ate i rodzicami. Na szczęście wszyscy byli w salonie. Mój starszy brat robił coś przy laptopie, a tatowie siedzieli na kanapie i oglądali film.

—Hej, zaraz przyjdzie do nas mój kolega ze szkoły i chciałbym was poprosić, żebyście go nie przestraszyli.

—Do ciebie też ktoś przychodzi?— tata zapytał trochę od niechcenia.

—Nie, mówię o gościu Fancy'ego. Ale to mój przyjaciel i bardzo zależy mi na tym, aby nie uciekł stąd z krzykiem.

—Spoko, jeśli jest z mięsa, to w ogóle stąd nie wyjdzie.— Ate burknął pod nosem coś, co miało być żartem.

—Proszę was, czy możemy chociaż udawać, że jesteśmy normalni?— zapytałem ich błagalnym tonem.

—Dobrze, nie wystraszymy twojego kolegi.— tata znowu zabrał głos— Ale jesteś pewny, że chcesz budować tę przyjaźń na kłamstwie? Prędzej czy później dowie się, że jesteś kanibalem i jeśli go do tego nie przygotujesz, ucieknie z twojego powodu.— podniósł na mnie wzrok— Chyba, że chcesz go tylko zaciągnąć do łóżka. Wtedy kłam i baw się dobrze.

Tego postanowiłem nie komentować. Zamiast tego zaufałem w ich zapewnienia i udałem się do swojego pokoju. W międzyczasie Fancy wyszedł spod prysznica i oznajmił, że idzie po Shado na przystanek. Postanowiłem, że pójdę z nim i nawet nie zapytałem go o zgodę. Musiałem mieć pewność, że po drodze nic się nie wydarzy.

Zeszliśmy się praktycznie w idealnym momencie. Shado wychodził z autobusu i ściągał na siebie uwagę wszystkich gapiów. Pomijając fakt, że autobus, czyli potencjalna droga ucieczki z tego wypizdowa, zawsze wzbudza zainteresowanie wśród mieszkańców, obca osoba, która zjawiłaby się tu z własnej woli jest niesamowicie rzadkim widokiem. No i jeszcze Shado tu nie pasuje. Nawet wyglądem. I nie do końca chodzi mi o to, że jest ubrany w róże i fiolety (sam, noszę takie kolory), po prostu, z samego wyrazu twarzy można odgadnąć, że nie jest stąd. W tych stronach nikt się nie uśmiecha, a przynajmniej nie w przyjazny i energiczny sposób.

—Hejka.— przywitałem się z nim, ściągając tym jego uwagę na mnie.

—Hej.— zarumienił się. To nic nadzwyczajnego. On zawsze się rumieni.

—Siema.— Fancy też się przywitał.

Droga do domu minęła zaskakująco spokojnie. Cały czas oglądałem się dookoła, żeby przypadkiem nikt do nas nie wyskoczył, a Fancy zagadywał Shado. Doszliśmy do domu cali i zdrowi, co było bardzo dobrym znakiem. Teraz pozostało jeszcze przywitać się z rodzinką i chyba już pójdzie z górki. Jeśli na początku nie zorientuje się, że coś jest nie tak, do końca będzie już okej. Prawda? O cholera. Stresuję się. I nawet nie wiem dlaczego.

Aby dojść do schodów na górę, musieliśmy przejść przez salon, także od razu, spotkaliśmy się z rodzicami.

—Dzień dobry.— Shado odezwał się pierwszy.

—Dobry.

Tata Rom przywitał się i wystawił swoją dłoń w stronę naszego gościa. Oczywiście poinformowałem go o tym, że Shado jest niewidomy, jednak efekt, którym było cofnięcie ręki przez mojego ojca, niestety nie nastał, a zamiast tego Shado wystawił swoją dłoń. Potem tata podwinął jego rękaw i przejechał językiem po jego kości promieniowej, przy okazji rzucając frazą „miło mi poznać". Ojciec uśmiechnął się wrednie, Shado dał znać wyrazem twarzy, że poczuł się niekomfortowo, Fancy walnął face palma, a ja lekko poczerwieniałem ze złości.

—W tych stronach to takie powitanie.— zaśmiałem się nerwowo, po czym złapałem Shado za barki i odciągnąłem go jak najdalej się da.

—Oh. Mi też miło.— wydukał.

—Chodźmy na górę.— Fancy zaproponował— Idziemy robić projekt.

—Chcecie mefedron?— z toalety wydobył się stłumiony krzyk.

—To projekt z fizyki!— Fancy mu odkrzyczał.

—Mefedron jest dobry na każdy projekt!

I tyle było w kwestii proszenia ich, żeby zachowywali się normalnie...

Przesiedziałem z nimi praktycznie cały czas od kiedy Shado się pojawił. W pewnym momencie nawet przestałem się stresować i po prostu cieszyłem się towarzystwem mojego przyjaciela. Ostatnio lepiej spędza mi się z nim czas, niż z każdą inną osobą. Potrafimy rozmawiać o wszystkim, a kiedy już to robimy, czas mija zdecydowanie za szybko. Chociaż tym razem przeszkadzał nam Fancy, który w pewnym momencie zaczął już mocno denerwować się tym, że zagaduję Shado i nie daję mu się skupić na projekcie. Był kilka minut od wyrzucenia mnie ze swojego pokoju i pewnie by to zrobił gdyby nie fakt, że nasz kolega zaczął się tak mocno śmiać, że znowu się zrzygał i musiał iść na chwilę do toalety.

—Prawie narzygał na nasz projekt.— Fancy wymamrotał, kiedy Shado znalazł się już wystarczająco daleko.

—Jestem zdziwiony, że do tego nie doszło. Taki poziom szczęścia jest zupełnie nie w jego stylu.— prychnąłem pod nosem i zawiesiłem wzrok na swoich kapciach.

—Szczerzysz się jak głupi do sera na samo wspomnienie o nim. Też ci się podoba, co nie?

—Nie pieprz bez sensu. Jesteśmy przyjaciółmi.

—Tak samo jak Gloom i Pibbidy.— przewrócił źrenicami— Zachowujecie się jak szczeniaki.

—Odpowiem ci jednym wyrazem. Blot.

—To jest inna sytuacja.— tym razem mój brat wbił wzrok w podłogę— Podoba mi się i potrafię przyznać to przed samym sobą, ale nie mogę z nim być. Już kogoś mam.— zdusił w sobie pewien grymas, którego nie byłem w stanie zdefiniować.

—No tak, ten twój tajemniczy chłopak, którego nie chcesz mi przedstawić.— furknąłem pod nosem.

—Jakim cudem rozmowa tak szybko przeszła na mój temat?

—Jakim cudem, zawsze jesteś taki smutny, kiedy wspominasz o swoim chłopaku?

—Nie matkuj mi. To ja jestem starszy.

Znowu uciął temat argumentem o wiek. Może i jest starszy o rok, ale zawsze miałem takie przeczucie, że jego wiek mentalny jest trochę niższy. To ja zawsze przynosiłem mu jedzenie, ja dbałem o to, żeby nikt nie zaczepiał go w szkole, odstraszałem potwory, które chciały wykorzystać jego wielkie serce. Zawsze wiedział, że mogę mu pomóc. Dlatego dziwi mnie, że teraz coś przede mną ukrywa. W dodatku to coś jest związane ze sferą miłosną, która zawsze była wrażliwym tematem. Ciężko jest znaleźć prawdziwą miłość, kiedy ma się korzenie z Underlust. Relacje, które opierają się tylko na pożądaniu to jakaś klątwa, która nie opuszcza ani Fancy'ego, ani Ate, ani mnie... Może to dlatego nie chcę dopuszczać do świadomości, że Shado jest we mnie zakochany. Nie chcę stracić tego, co teraz mamy. A propo Shado.

—Co on tak długo robi w tej toalecie?

—Znając go, zabłądził i wlazł tam gdzie nie powinien.— Fancy wymamrotał przygnębionym tonem głosu, najprawdopodobniej dalej będąc myślami w poprzedniej rozmowie.

—Nawet tak nie mów.— przez chwilę obydwoje wpatrywaliśmy się sobie w oczodoły.

—Zszedł tam.— Fancy przerwał ciszę.

—No cholera!

Wyskoczyłem z miejsca jak oparzony i zacząłem biec w stronę piwnicy. Przy pokonywaniu pierwszych schodów, o mało z nich nie zleciałem, a drugie przeskakiwałem co dwa stopnie. Nie wiem dlaczego się tak śpieszyłem, skoro byłem wręcz przekonany, że Shado już zwiedza naszą spiżarnię. Zdziwił mnie jedynie fakt, że nie był tam sam. Oprowadzał go Ate, który najpewniej zdradził mu już do czego służy to pomieszczenie. Wywnioskowałem to po wyrazie twarzy naszego gościa. Był delikatnie mówiąc, przerażony. Za to mój brat wydawał się być wręcz dumny z siebie. Zdenerwowało mnie to.

—Co wy tutaj robicie?— zapytałem bardziej agresywnym tonem, niż planowałem.

—Shado nie trafił w drzwi do łazienki. Zanim zdążyłem go ostrzec, spadł ze schodów do piwnicy. Zszedłem za nim, żeby mu pomóc, a kiedy zapytał gdzie jest, odpowiedziałem mu. Zgodnie z prawdą.

—Miałeś pójść do toalety na górze.— wbiłem w Shado zdenerwowane spojrzenie, którego na szczęście nie był w stanie dostrzec.

—Była zajęta. Twój tata krzyknął mi, że macie jeszcze jedną na dole.

Odpowiedział mi trochę rozdygotanym głosem, generalnie wydawał się bardzo roztrzęsiony. Z resztą, dlaczego mam się dziwić? Ate naopowiadał mu o tym, że w tym miejscu rozczłonkowuje się ludzi i wkłada do lodówki, zapewne zaznaczając, że ja się tym głównie zajmuję, a jego słowa potwierdza odór trupa i chłód wywołujący dreszcze na kościach. Normalna osoba, w tej sytuacji, już dawno uciekałaby jak najdalej. Ale on tutaj stoi. Stoi, patrzy na mnie i najprawdopodobniej na swój sposób widzi jak się wściekam. Dobra, Hun. Wdech i wydech.

—Ate, zostawisz nas samych?

—Dobra.— podszedł do mnie i poklepał mnie po plecach— Tylko go nie zjedz.— szepnął w moją stronę, na tyle głośno, aby mieć pewność, że Shado go usłyszy. Zabiję tego dekla. Poporcjuję i włożę do lodówki.

Shado nawet nie drgnął podczas całego, długiego procesu wleczenia się Ate po schodach na górę. Chyba obydwoje czekaliśmy na dźwięk zamknięcia drzwi.

—W sumie to jestem ciekawy co mi teraz powiesz.— Shado zaczął pół-żartem, pół-serio.

—A co ja bym ci mógł powiedzieć? Dowiedziałeś się najgorszej rzeczy, którą mogłeś się o mnie dowiedzieć, z ust mojego durnego brata.— westchnąłem— Co ci konkretnie powiedział?

—Dam ci okazję samemu się przyznać.

—No dobra. Cholera, głupio się to mówi na głos... Moje AU jest okropne. Wszyscy tu próbują zrobić wszystkim krzywdę, biją się o jedzenie i jedzą ludzi. I ja też. Też jestem kanibalem. Też jem ludzi.

—Łał.

—Tylko tyle?

—Nie licz na więcej. Zatkało mnie.— przez chwilę zapanowała pomiędzy nami cisza— Jesz też potwory?

—Z potworami jest taki problem, że zmieniają się w proch, kiedy umierają. Czy zjedzenie jakieś części ciała, bez zabijania też się liczy?

—Tak.

—No to... zdarzyło mi się...— odsunął się krok do tyłu— Ale wtedy było już naprawdę kiepsko! Słuchaj, ja... egh! Nie chcę się usprawiedliwiać, ale w moim AU w ogóle nie ma jedzenia i jest... ciężko. Nie rosną tu żadne rośliny, nie mamy zwierząt, jedyne co możemy zjeść to to, co wpadnie z powierzchni. I po kilku miesiącach bez jedzenia to naprawdę zaczyna być wszystko jedno, czy to sarna czy człowiek. Od kiedy się poznaliśmy, udało mi się przynieść jedzenie do domu tylko dwa razy. Ja i tak prawie w ogóle z tego nie jem, bo od kiedy chodzę do szkoły, wolę zostawiać to rodzicom. Najadam się na stołówce, a przez weekend się jakoś przemęczę.

—Ty nie jesz codziennie trzech posiłków? Wy? Ty i Fancy? I reszta? Opal też?

—Tak.

—I wszyscy, którzy żyją w twoim AU?

—Tak.

—To jest straszne. Tak nie powinno być.

Nagle, w przeciągu sekundy, cały wcześniejszy strach, który nim telepał, tak jakby wyparował. Zamiast tego pojawił się gniew. Zdziwiło mnie to.

—Jak Reboot i Eraser mogą na to pozwalać?— zapytał.

—Mika kiedyś próbował przemycać jedzenie ze szkoły i sprzedawać je tutaj za kosmiczne pieniądze, ale Eraser zamknął jego biznes. Powiedział, że nie może psuć specyfiki tego AU.

—Pierdolenie!— przeklnął. Czy ja kiedykolwiek usłyszałem od niego mocniejsze słowo, niż „cholera"?— Każda zmiana fabularna tworzy nowe odgałęzienia w lini czasu. Znam Erasera. Po prostu uznał, że tak drastyczne zmienienie historii to za dużo roboty jak dla niego. Pogadam z nim o tym, a jak będzie mieć sapy, sam wam będę przynosił jedzenie. Pib umie otwierać portale.

—Co?

—Musimy zmienić sytuację tego AU. Wiedza o multiuniwersach otwarła przed nami sporo możliwości. Dlaczego by z nich nie skorzystać? Obiecuję, że załatwię tę sprawę.

—Co? Ty? Naprawdę?

—Mam wpływowych rodziców.— wzruszył ramionami.

No i znowu zapanowała pomiędzy nami niezręczna cisza. Kiedy temat ratowania moich rodzinnych stron, lekko opadł, wcześniejsze słowa zaczęły wypływać na wierzch. Shado z powrotem zaczął wydawać się spięty i nieswój. Powinienem coś powiedzieć? Ale co?

—Shado, wiem, że nie powinienem tego przed tobą ukrywać. Ale sam widzisz jak reagujesz.

—Rozumiem. Rozumiem też, że nie masz innego wyboru, niż jedzenie ludzi albo głodówka. Ale... ja chyba potrzebuję trochę czasu, żeby się z tym oswoić, wiesz?— zaczął się wycofywać i macać ścianę w poszukiwaniu klamki.

—W porządku. Kumam.

Wiem, że nie powinienem oczekiwać od niego innej reakcji, niż ta, ale jego słowa mocno mnie zabolały.






*Rom - Swap!Horror. Jego imię to skrót od RomCom. Jako iż Horror to gatunek filmowy, postanowiłam, że jego swapnięta wersja z Lustem będzie komedią romantyczną XD

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro