Klub muzyczny
[Perspektywa - Hun]
Historia universum jest moim najmniej ulubionym przedmiotem. Nigdy nie interesowało mnie to, co działo się w przeszłości, od jakiegoś czasu nie obchodzi mnie też przyszłość. Najważniejsze jest tu i teraz. Zdecydowanie bardziej wolę podejmować próby odnajdowania się w nowej, niespodziewanej sytuacji, zamiast maniakalnie dążyć do tego, aby do niej nie doszło.
Rodzice zawsze dbali o to, abym miał lepiej od nich. Ich życia definitywnie ich nie oszczędzały i chcieli robić wszystko, aby podobne przykrości nie spotkały mnie, ani moje rodzeństwo. Jednak w pewnym momencie zaczęli już przesadzać. Chcieli układać moje życie pod ich dyktando. Wybierali na jakie zajęcia dodatkowe mam chodzić, z kim się przyjaźnić, a z kim nie powinienem się zadawać. Ale mamy prawo mieć życie takie, jakie chcemy. Możemy popełniać błędy i po nich płakać, bo do tego też mamy prawo. Chcę próbować nowych rzeczy i odpuszczać je sobie, jeśli nie są dla mnie, bez zgryźliwych uwag o tym, że „mam słomiany zapał i cały czas zmieniam zdanie". Wszyscy mówią, że historia jest po to, aby uczyć się na błędach innych ale według mnie, jest to głupie. Skąd wiem, że popełnię błąd, jeśli nie spróbuję tego zrobić? Mam tak myśleć, tylko dlatego, że kiedyś, ktoś inny zrobił coś głupiego? Właśnie tak usprawiedliwiam swoją mierną z tego przedmiotu.
Skupiałem swój wzrok na jesiennych liściach, które spadały na dziedziniec szkolny oraz słuch na świstach wiatru. W pewnym momencie zacząłem wystukiwać palcami melodię, która pasowała do tego tła.
—Luxath, wiem, że nie bawisz się tutaj dobrze, ale przynajmniej nie przeszkadzaj tym, którzy chcą się czegoś nauczyć.— ostry głos nauczyciela sprowadził mnie na ziemię. W geście obronnym podniosłem dłonie do góry, na co on wywrócił oczami i powrócił do opowiadania o kolejnym nudnym AU.
—Chcesz iść do muzycznej na przerwie?— Ezi szepnął w moją stronę.
—W sumie czemu nie.
Ja i Ezi kumplujemy się od kiedy powstała ta szkoła. Przy przepisywaniu do klas, zostałem rozdzielony z Fancy'm i resztą szkieletowych ship childów, bo u nich był już ful. Wylądowałem z potworami, których praktycznie nie znałem i tak jakoś wyszło, że zgadałem się z Jaszczurem. Usiedliśmy obok siebie na matmie i tak się zaczęło. Od tego czasu trzymamy się razem. Należy do tych spoko gości, którzy tolerują naprawdę wiele, na co dowodem jest chociażby to, że postanowił towarzyszyć mi na stołówce. Kiedy pierwszy raz trafiłem do czegoś takiego, jak szkoła, gdzieś gdzie nie brakuje jedzenia, trochę nie potrafiłem się zachować. Teraz mi za to wstyd, ale Ezi nie zostawił mnie samego nawet z tymi moimi odpałami. Jedną wadą tego gościa, jest jego młodszy brat - Ziggi. Najgorszy wrzód na dupie, jaki widział ten świat. Ciągle by się tylko ze wszystkimi bił, cały czas pakuje się w jakieś krzywe akcje, uważa, że jest lepszy od innych i ma prawo wszystkimi pomiatać, a na dodatek skombinował sobie jakiś bezmózgich sługusów, którzy traktują go jak jakiegoś boga. Szczerze, mam już dość, kiedy tylko znajduje się w zasięgu mojego wzroku, ale nie mogę mu przeszkadzać w spotkaniu się z bratem, nawet jeśli przychodzi tylko po kasę. A sam Ezi przecież też nie powie mu, żeby spadał, bo w końcu miłość braterska i te sprawy. Też nie spławiałbym Fancy'ego, nawet gdyby był taki denerwujący.
W końcu upragniony dzwonek na przerwę obiadową wdarł się do środka klasy, także mogłem z ulgą stwierdzić, że dzisiejsza lekcja mojego najmniej ulubionego przedmiotu nareszcie się zakończyła. Planem na te dwadzieścia minut było oczywiście zjedzenie obiadu, a następnie przemknięcie do sali muzycznej, gdzie spędzimy okienko.
Kiedy znaleźliśmy się z Ezi'm w stołówce, mój wzrok jakoś magicznie powędrował w stronę znajomej twarzy. Nie wiem dlaczego zerknąłem akurat w kąt, w którym stał Shado, ale dobrze się złożyło. Chyba Pib zostawił go samemu sobie i nie za bardzo wiedział jak poradzić sobie bez pomocy brata. To bardzo prawdopodobne, bo Pibbidy i Gloom często zapominają o całym świecie, kiedy skupią się na sobie i jeden jest w stanie całkowicie rozproszyć drugiego samą swoją osobą. Gołąbeczki. Postanowiłem podejść do szkieletu z zakłopotanym wyrazem twarzy. Shado wydaje się jeszcze bardziej zdezorientowany w szkole, niż gdziekolwiek indziej, gdzie się widzieliśmy. Właściwie to zrozumiałe. Gdybym ja znalazł się w nowym miejscu, gdzie jest pełno przepychających się potworów i masa obiektów, na które można wpaść i nie miałbym możliwości, aby zobaczyć co się dzieje, stałbym w miejscu i nie wiedział co zrobić. I tak dobrze sobie radzi.
—Shado.— wypowiedziałem jego imię, żeby zwrócił na mnie uwagę.
—Hun!— odpowiedział zdecydowanie głośniej, niż powinien, a jego wyraz twarzy od razu zmienił się na bardziej radosny.
—Czekasz na kogoś?— zapytałem.
—Kogokolwiek.— odpowiedział, przy okazji wydychając nerwowo powietrze— Nie do końca wiem jak działa stołówka.
—Chodź, pomogę ci.— wystawiłem dłoń w jego stronę, kolejny raz zapominając o tym, że nie będzie w stanie jej zobaczyć— Mogę złapać cię za rękę?— zapytałem, aby nie przestraszyć go swoim nagłym ruchem. A kiedy skinął głową na tak, złapałem go za dłoń i zacząłem go prowadzić przez labirynt stolików.
Poinstruowałem go gdzie są tacki i po krótkim macaniu udało mu się je znaleźć. Za to, kiedy brał jedną do ręki, strącił pozostałą kupką wszystkie kubki, które stały w ładnej piramidce. Kiedy tylko dźwięk uderzania plastiku o podłogę, rozległ się pod naszymi stopami, z jego ust wydobyło się ciche „ugh", a na kościach policzkowych pojawił się lekki rumieniec, czyli zareagował tak samo, jak zawsze kiedy jego pech i niezdarność postanowią się uaktywnić. Ja za to standardowo zaśmiałem się i pogłębiłem jego rumieniec, po czym pomogłem naprawić mu to co zepsuł. Ezi też dołączył do zbierania kubków, także kolejka za nami nawet nie zrobiła się aż tak zdenerwowana. Po tym jak Shado zwrócił na siebie uwagę, Pibbidy i Gloom postanowili do nas zawitać i wepchnąć się w kolejkę. Reszta czynności stołówkowych została przejęta przez starszego brata mojego ucznia, który nawet wybrał za niego jaką ilość ziemniaków ma zjeść, także tyle było z mojego tutorialu. Pib ma dwa tryby: nadopiekuńczej matki i kochanka z głową w chmurach. I nie wiem, który z nich jest gorszy dla Shado.
W składzie: ja, Shado, Ezi, Pibbidy i Gloom, usiedliśmy przy sześcioosobowym stoliku, a później dosiadł się do nas jeszcze Rage*. Obiad mijał nam głównie na ploteczkach międzyklasowych. Shado trochę się nudził, więc postanowiłem wysunąć z pewną propozycją. Mimo wcześniejszych przygód, uwinęliśmy się szybko z obiadem i została nam jeszcze połowa przerwy, więc na spokojnie, mogliśmy pójść razem do muzycznej. Podekscytował się na samą myśl o tym, że w szkole organizowane są różne kluby, a kiedy dowiedział się, że mamy własny zespół, którego jestem jakąś tam mniejszą częścią, był gotowy wstać z krzesła i wybiec ze stołówki. Ta jego dziecinna ekscytacja jest taka urocza. Kocham podsyłać mu nowe pomysły i patrzeć jak na to reaguje.
Sala muzyczna znajduje się na tym samym piętrze co stołówka, także droga do pokonania była dość niewielka. W zasadzie znaleźliśmy się tam w mniej, niż dwie minuty. Okazało się, że nie byliśmy jedynymi osobami, które postanowiły skorzystać z długiej przerwy. Już zza drzwi wydobywał się dźwięk perkusji, a kiedy otworzyliśmy drzwi, dostrzegliśmy (no może oprócz Shado) jak Powder** piłuje swój ulubiony instrument. Na koniec swojej solówki zarzucił głową do tyłu tak, że aż kaptur spadł mu z głowy.
—Siemka.— przywitał się, kiedy skończył swoją popisówę, a następnie poprawił nakrycie głowy.
—Cześć!— Shado przywitał się jako pierwszy. Dźwięk perkusji wywołał w nim tak wielką ekscytację, że praktycznie wykrzyczał swoje powitanie.
—Cześć. Shado, Powder. Powder, Shado.—przedstawiłem ich sobie po krótce.
—Miło mi. Wertujesz nam nowych członków, Hun?— zaśmiał się, przy okazji podrzucając pałeczkę w dłoni.
—Nie nie.— Shado zaśmiał się nerwowo— Bardzo lubię muzykę, ale wolę ją słuchać.
—Hej, nigdy nie mów nigdy.— wtrąciłem się.
Podszedłem do gitary, którą dzielę razem z Elmem i ściągnąłem ją z jej stojaczka. Kiedy miałem już w rękach swój jeden skarb, ponownie poinformowałem Shado, że chcę go złapać za dłoń i zacząłem prowadzić go w stronę czerwonej pufki w rogu. Usiadłem na niej, praktycznie na oparciu, żeby zrobić miejsce dla Shado, któremu pomogłem usiąść pomiędzy moimi nogami. Kiedy pozycja była już wygodna, położyłem instrument na jego kolanach. Oparłem podbródek na jego ramię, aby było mi wygodniej.
—Trzymaj tak palce, ale nie zaciskaj.— powiedziałem, kiedy nakierowałem jego lewą dłoń na swoją tak, aby jego palce obejmowały moje, ale równocześnie nie przeszkadzały mi w zmienianiu akordów— A rąsię daj tu.— położyłem jego prawą dłoń na strunach, aby tym razem jego była pod moją.
—Dobrze.— w jego głosie dało się wyczuć sporą nutkę niepewności pomieszaną z ekscytacją.
Pierwszy raz grałem na gitarze „w dwie osoby", więc postanowiłem wybrać coś łatwego. Wykonaliśmy razem początek „Hallelujah". Nie wyszło to jakoś zadowalająco, bo mimo iż starałem się nakierowywać jakoś Shado, niezbyt potrafił wczuć się w szarpanie strunami, ale mimo tego czułem, że świetnie się bawił. Nie patrzyłem na jego twarz, bo skupiałem się na graniu, poza tym jego macki i tak zasłaniały mi widoczność, jednak w pewnym momencie aura, którą emitowała jego dusza stała się tak silna, że byłem w stanie ją poczuć. To było naprawdę dziwne uczucie, które doświadczyłem pierwszy raz w życiu. Tak jakby przekazał mi w jakimś stopniu to, co czuł. To było bardzo przyjemne. Przynajmniej do momentu, w którym Shado gwałtownie odsunął się ode mnie i zmusił mnie tym samym, abym odstawił gitarę na bok. Na początku nie wiedziałem o co mu chodzi, a kiedy wypluł na ręce jakiegoś żółto-białego, świecącego gluta, pogubiłem się całkowicie.
—Shado, wszystko dobrze?— zapytałem, nie będąc pewnym co właściwie się dzieje. Jednak widoczny dyskomfort na jego twarzy przekonał mnie, że jednak nie mogę tego olać i udawać, że nic się nie stało.
—Tak to tylko... znaczy, tak się czasami dzieje, kiedy mam w sobie za dużo pozytywnych emocji. Z resztą w przypadku negatywnych też. Tylko te negatywne wylatują oczodołami, a pozytywne buzią. Ale to nie ważne. Dopóki nie rozsadzi mi języka jest dobrze.— zaczął mamrotać pod nosem i wycierać dłoń jedną w drugą.
Ezi wziął do rąk kosz na śmieci, który stał koło drzwi i przeniósł go pod nogi Shado, a następnie wyciągnął chusteczki z kieszeni i pomógł mu wycierać ręce. Podczas gdy oni zajęli się ogarnianiem wymiotów, ja zacząłem analizować to, co usłyszałem. Wydaje mi się, że Shado powiedział więcej niż chciał, kiedy bardziej myślał o tym, jak pozbyć się lepkiej substancji z rąk, niż jak się wytłumaczyć. Moją uwagę najbardziej skupiło jego ostatnie zdanie oraz to o tym, że oczodołami też mu się coś wylewa. Czy to właśnie tak stracił wzrok? Przez jakąś dziwną maź? I czy w takim razie istnieje możliwość, żeby stracił też umiejętność mówienia? A jeśli taki incydent się powtórzy? W ogóle co się stało?
—Shado, dlaczego ty właściwie zwymiotowałeś? Powiedziałeś, że to przez pozytywne emocje. To przez granie na gitarze?
—J-ja... e-em...— zaczął się jąkać, a jego twarz bardzo mocno się zarumieniła— Nie ważne!— krzyknął, po czym przybrał jeszcze intensywniejszych kolorów— O jak późno jest, ja chyba muszę iść pod klasę. Tak, mam teraz lekcję. W tej... no... klasie.— zaczął iść raźnym krokiem w stronę drzwi, jednak chyba nie zarejestrował momentu, w którym Ezi je zamknął i myślał, że dalej są otwarte, bo zamiast wyciągnąć laskę i nią stukać, wbiegł w nie z impetem— Drzwi. To drzwi.— zaczął je macać w poszukiwaniu klamki, a kiedy na nią natrafił, otworzył je i wyszedł— Do potem!— krzyknął na dowidzenia.
Czy on wie gdzie konkretnie ma lekcje i w którym kierunku iść? Oraz, że zostawił tutaj swój plecak? Co to w ogóle było? Po prostu sobie poszedł i zostawił mnie z Ezi'm i Powder'em, którzy z kolei dziwnie na mnie patrzą. Tak jak za pierwszym razem, zastosował ucieczkę, kiedy zrobiło mu się głupio. Tylko dlaczego zrobiło mu się głupio?
—Co to było?— wypowiedziałem swoje myśli na głos.
—Nie wiesz?— Ezi zapytał.
—Nie.
—Naprawdę TY nie wiesz?— Powder mu wtórował.
—No nie. Jeśli wy wiecie, to mnie oświećcie.
—O nie, ja nie mam zamiaru psuć ci niespodzianki.
—A weź.— tymi słowami podsumowałem dziwne zachowanie całej tej trójki, a w odpowiedzi usłyszałem jedynie dwa, ciche parsknięcia śmiechem.
*Rage - Swap!Sprinkle
**Powder - Swap!Fury
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro