Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Karty na stół

[Perspektywa - Shado]

Brak wiadomości od Huna przez cały weekend był dla mnie wręcz niekomfortowy. Za każdym razem, kiedy sięgałem po telefon, przypominałem sobie o sytuacji sprzed dwóch dni. Mój crush jest kanibalem. Ile osób na świecie może w ogóle wypowiedzieć takie słowa?! To jest... to jest przerażające i wprawia mnie w psychiczny dyskomfort. A kiedy przypominam sobie o wszystkich ludziach, z którymi się kumpluję, jeszcze bardziej się nakręcam. Dobrze, że nie oglądałem żadnych horrorów, kiedy byłem młodszy i nie jestem za bardzo w stanie wyobrazić sobie wszystkich krwawych scen, o których z dokładnością opowiadał mi Ate, bo bym się chyba porzygał. Ja... egh! Ciężko mi jest to zaakceptować, jakkolwiek mym się nie starał. Tłumaczę sobie, że on w sumie za bardzo nie miał wyboru, wychowywał się w tym AU całe życie i zapewne uważał kanibalizm za coś normalnego. W ogóle sam nie wiedziałbym jak zachowałbym się na jego miejscu. Ja zaczynam być marudny, kiedy Pib spóźni się godzinę ze zrobieniem obiadu. Nie jestem w stanie nawet wyobrazić sobie, jak potworne musi być uczucie głodu, kiedy nie je się z miesiąc albo nawet i więcej. Do czego jest w stanie posunąć się głodny potwór? Zapewne do wielu rzeczy. Na przykład do zabicia... rozczłonkowania... i wsadzenia do lodówki... człowieka. Ate mówił, że ludzkie oczy są jak żelki. Nigdy już nie zjem żelków.

—Jakiś taki niemrawy jesteś.— Gloom zwrócił mi uwagę i przerwał moje dumanie nad kubkiem z herbatą.

—Dlaczego nikt z was nie powiedział mi, że Hun i Fancy są kanibalami?

—Fancy już nie jest. Od kiedy pokruszył sobie czaszkę, jest wegetarianinem.— poprawił mnie— Tak powstają wegetarianie?

—Gloom, skup się.

—Myślałem, że już wiesz. Nie gadamy o takich tematach, bo są dość wrażliwe.— poczułem lekki wiatr na twarzy, więc prawdopodobnie machnął ręką. Usłyszałem też, jak jogurt spada z jego łyżeczki na stół— My przecież też nie rozmawiamy na codzień o twoim alter ego.

—No tak.— westchnąłem.

—Mówiłeś o tym Hunowi?

—Nie.— znowu westchnąłem.

—I czepiasz się, że nie powiedział ci o swoim sekrecie?

—Nie czepiam się o to! Sam bym sobie nie powiedział na jego miejscu. Ale wy mogliście mi powiedzieć, wtedy przygotowałbym się mentalnie. Czuję się tak niekomfortowo z tą informacją.

—Był taki idealny do tego momentu, co?

—Tak.— burknąłem pod nosem.

—Nikt nie jest idealny. Każdy ma coś za uszami. Czasami jest to szurnięta ex, czasami niespuszczanie wody w toalecie, a czasami kanibalizm.

—To trzecie to akurat najbardziej popularne.— odpowiedziałem sarkastycznie.

—Prawie tak bardzo jak szalone alter ego.— upił łyk kawy. Siorbając.

—Okej, przybiłeś mi szpilę.

—Przepraszam.

Gloom ma rację. Ja też ukrywam przed Hunem paskudny sekret. Jeśliby się tak nad tym dłużej zastanowić, jest nawet gorszy. Hun krzywdzi innych, po to aby przetrwać, ja krzywdzę innych, aby cierpieli. Jak on by zareagował, gdyby poznał moją tajemnicę? Gdyby dowiedział się o tym, co wydarzyło się jedenaście lat temu?

Gdybym rozwiązał problem jego AU i dostarczył tam jedzenie, pomógłbym im i przy okazji sprawił, że już nie będzie kanibalem. Moglibyśmy o tym zapomnieć. Tak jak Gloom i Pib zapomnieli o tym, co ja zrobiłem. Tak, to chyba dobry plan. Prawda? To nie tak, że nie akceptuję go takim jakim jest, po prostu... Po co męczyć się z szurniętą ex, skoro możemy się jej pozbyć? Możemy też zamontować samo spłukujący się kibel. To jest po prostu... rozwiązanie problemu. Rozwiązanie, które też stosuję na sobie. Moje alter ego nie pojawiło się od jedenastu lat, także chyba jest dobre.

—Dzień dobry.— głos Glooma znowu wyrwał mnie z zamyślenia.

—Cześć dzieciaki.

Eraser! W końcu! Nie było go w domu od jakichś trzech dni i nie miałem okazji, żeby porozmawiać z nim o HorrorSwap. Mimo tego, że miał bardzo zmęczony głos, postanowiłem nie marnować już więcej czasu i zacząć temat od razu.

—Nie odchodź, musimy porozmawiać.

—Teraz? Zaraz idziecie do szkoły. Liczyłem na święty spokój.

—Wiem. Ale ta sprawa nie może czekać.

—Okej. Ale szybko. Daję ci czas do momentu, w którym woda na kawę się zagotuje.

Gloom zszedł z krzesła i zrobił miejsce dla Erasera. Wywnioskowałem, po coraz cichszych dźwiękach kroków, że idzie do pokoju Piba.

—Coś znowu z twoim zdrowiem?— zapytał.

—Nie moim.

—Pibbidy'ego?

—Nie.

—No to mnie nie obchodzi. Jeśli Marvul wpadł pod samochód, zrobię z tej okazji imprezę.

—Marnujesz mi czas.

—Dobra, mów.

—Chodzi o AU.— jego aura błysnęła żywym, orzeźwiającym światłem— Byłem w HorrorSwap i dowiedziałem się jak tam wszystko działa. Nie podoba mi się to. Nie powinno tak być. Musimy im pomóc i dostarczyć tam jedzenie.

—Odpowiem ci tak samo, jak kiedyś twojemu bratu. To AU polega na tym, że brakuje w nim jedzenia. Bez tego, historia straci swój sens, stanie się zwykłą podróbką oryginału z drobnymi zmianami fabularnymi. Świat twojego kolegi będzie zwykłym, szarym śmieciem, który z przyjemnością wymarzę. Wiesz na czym polega moja praca.

—HorrorSwap ma znaczące zmiany, które odróżniają je od UnderSwap. Przede wszystkim postacie. Protagonistą jest Azila*, zupełnie inny człowiek. W dodatku ichniejszy Sans nie jest zamieniony z Papyrus'em. Pan Rom jest zamieniony z Panem Dearth'em**, czyli swap wersją Lust'a. Poza tym ich teren w dalszym ciągu nie będzie zdolny do wydawania plonów, co jest kolejną charakterystyczną rzeczą. Jedzenie będzie dostarczane z zewnątrz.

—Zrobiłeś research.— westchnął.

—Dałeś mi dużo czasu.

—Weź nie komplikuj tej historii.— znowu westchnął, chociaż w tym przypadku słowo „zawył" byłoby bardziej adekwatne— Nie widzisz, że mam dużo roboty? Każda najmniejsza decyzja do podjęcia tworzy nowe rozgałęzienie, które trzeba posprzątać.

—Na to już za późno. Wybór już padł, jeśli zdecyduję się nic z tym nie zrobić, powstanie inna linia czasu, w której wybrałem drugą opcję. Różnica jest taka, że nasz wybór będzie kanoniczny względem naszej lini czasu. Więc dlaczego by nie wykonać właściwego?

—Bo ten właściwy wybór przyniesie masę innych. Niech moja nadpisana wersja zajmuje się tym syfem.

—Tato, proszę cię tylko o jedną rzecz.

—Prosisz mnie, żebym zmienił świat.

—Jeśli ty tego nie zrobisz, ja to zrobię. I wtedy nie będziesz mieć już niczego pod kontrolą.

W kuchni rozległ się dźwięk gwizdka od czajnika. Tata odsunął swoje krzesło od stołu z głośnym piskiem i udał się w stronę kuchenki. Słyszałem dźwięk lejącej się wody i jego ciężki oddech. Jego aura emanowała tak wielką irytacją, że aż ciężko się na to patrzyło. Jednak widziałem też, że w pewnym stopniu jest ze mnie dumny i to dawało mi nadzieję.

—Jak szybko pożałowałem tego, że opowiedziałem ci trochę o uniwersach.

—Czyli?

—Wstępnie się zgadzam. Ale masz mi w tym pomóc. Ja zajmuję się kodem, a ty szukasz rozwiązania tego jak systematycznie przenosić jedzenie pomiędzy światami i przede wszystkim jak przekazać je tym popierdoleńcom, żeby nie stała ci się krzywda. Jeśli to spieprzysz, zapomnij o ratowaniu tego AU. Stoi?

—Stoi! Dzięki. Jesteś moim ulubionym tatą.

—No zbyt dobrej konkurencji to ja akurat nie mam. Ale dzięki.

[Perspektywa - Hun]

Czuję jakbym coś spieprzył. Zapewne dlatego, że tak jest. Mogłem przemyśleć radę ojca i zdradzić Shado moją tajemnicę, zanim sama wypłynęła na wierzch. Chociaż czy to by coś dało? Gdybym wyskoczył do niego z tekstem „siema, jem ludzi" na pewno nie stwierdziłby, że to w sumie spoko. W dalszym ciągu musiałby przemyśleć sprawę i zastanawiać się nad tym jak bardzo go przerażam. A ja przecież nie jestem niebezpieczny! Nauczyłem się już co mogę jeść, a czego nie... Ale gdybym powiedział to na głos, wyszedłbym na jeszcze większego dziwaka. Nie ma dobrego wyjścia z tej sytuacji. Pozostaje mi jedynie czekać, aż Shado się namyśli i zdecyduje czy chce zakończyć naszą znajomość. I tego się najbardziej boję. Bo ja za cholerę nie chcę go stracić. Nie chcę tracić jego wiadomości z przekręconymi wyrazami, które zostały źle usłyszane przez bota, nie chcę tracić wspólnego siedzenia w muzycznej, rozmawiania o pierdołach, wymyślania nieśmiesznych żartów, słuchania jego melodyjnego śmiechu, próbowania wspólnie nowych rzeczy i jego uroczych wpadek, przez które czasami pakujemy się w niemałe kłopoty.

—Hun.— Ezi wyrwał mi z rąk gitarę— Słuchasz w ogóle co do ciebie mówię? Nie szarp jej tak, bo zerwiesz struny.

—Sory. Wczułem się.

—Wściekłeś się.

—To też.— westchnąłem— Po prostu ta akcja z Shado mnie dobija.

—Ja wytrzymałem z tobą fazę oswajania się w normalnym otoczeniu. Masz szczęcie, że mi ogon odrósł.— usiadł na sofie, koło mnie— Ale pomijając ten ogon, którego ci nie wypominam-

—No w ogóle.— wtrąciłem mu się w zdanie sarkastyczną uwagą.

—Jeśli Shado lubi cię chociaż w pewnym stopniu tak, jak ty lubisz jego, zaakceptuje to, jaki jesteś.

—Ezi, ale ja zdaję sobie sprawę, że to co robię jest niemoralne. Zdanie „zaakceptuje cię takim jakim jesteś", mogłoby pasować, gdyby chodziło o zbieranie obciętych paznokci w słoiku, ale ja jestem kanibalem. Nie wszyscy są tak szurnięci jak ty i to zaakceptują. Mógłbym powiedzieć, że raczej nieliczni.

—Czyli wszyscy twoi przyjaciele. Ta szkoła jest pełna dziwaków. Założę się, że z Shado też jest coś nie tak.

Nie miałem wystarczająco dużo czasu, aby zastanowić się nad jego słowami, a co dopiero na nie odpowiedzieć, bo nagle na korytarzu rozległ się głośny huk. Nie miałem zamiaru się tym interesować, jednak kiedy zauważyłem, że pewna laska przeturlała się pod nasze, niedomknięte drzwi, zrozumiałem, co tak gruchotnęło. Kiedy wyjrzałem na korytarz, Shado już zbierał się z ziemi. Zanim podszedłem, zdążył już wstać.

—O co potknąłeś się na pustym korytarzu?— zapytałem na dzień dobry i podałem mu laskę do rąk.

—Nie mam pojęcia.

—A gdzie tak biegłeś?

—Do ciebie. Mam super wieści! Eraser zgodził się na sprowadzanie jedzenia do twojego AU. Musimy tylko ogarnąć jak je systematycznie importować oraz w jaki sposób je przekazać. Ale najgorsze już za nami.

Szczerze, jego słowa na początku za bardzo do mnie nie dochodziły. Po tylu latach głodówki i walki o przetrwanie, import jedzenia nie brzmiał jak coś realnego. Bardziej jak sen, albo bajeczka o polu kiełbasy, którą kiedyś odpowiadał mi ojciec. Uczucie, które towarzyszyło mi w tamtej chwili, było podobne do tego, kiedy dowiedziałem się o autobusach.

Z jednej strony wiedziałem, że przydałoby się jakoś odpowiedzieć, ale z drugiej strony, on zapewne już dawno sczytał ze mnie wszystkie emocje. Mogę wywnioskować to po tym, że się uśmiecha.

—Dzięki.— w końcu udało mi się coś z siebie wydusić.

—Luz. Ktoś w końcu musiał dać kopa w miednicę Eraserowi. Teraz czeka nas trochę ciężkiej pracy, ale będzie dobrze.

—Chyba zadzwonię do Miki. Będziemy musieli mu za to zapłacić, ale on szybko i porządnie załatwi tę sprawę.

I kolejny raz zapanowała pomiędzy nami ta cholerna, niezręczna cisza. Zupełnie tak jak u mnie w piwnicy, kiedy omówiliśmy rzeczy do załatwienia, Shado z powrotem zaczął czuć się niekomfortowo. Nie. Nie wytrzymam tak dłużej.

—Wejdziesz do muzycznej? Do dzwonka jeszcze trochę zostało.

—Pewnie.

Kiedy weszliśmy do środka, Ezi wyczuł napiętą atmosferę i praktycznie od wejścia postanowił, że pójdzie kupić mi batona. Cwaniaczek. Ale może to i dobrze. Ja i Shado musimy porozmawiać. Niech ta decyzja w końcu zapadnie, bo oszaleję. Dałem mu dwa dni do namyślenia się.

—Czujesz się niekomfortowo przy mnie.

Nacisnął mocniej na klawisz od keyboardu, którym w tamtej chwili się bawił. Nie wiem czy spowodowała to treść mojej wypowiedzi, czy to, że rzuciłem nią w niespodziewanym momencie.

—Troszkę.— odpowiedział—Ale to dlatego, że mamy lekką spinę.

—Mamy spinę?

—A nie?

—Jesteś na mnie zły czy coś? Dlatego, że przemilczałem wcześniej tę kwestię.

—Nie. Nie no co ty. Nie jestem na ciebie zły. Rozumiem, że nie chciałeś mi powiedzieć. Też bym nie chciał. Nie wiem czy na twoim miejscu bym sobie powiedział. Nie złoszczę się na ciebie. Jak Szlamuś przyniesie mi zdechłego ptaka, nie jestem na niego zły. Nie. To bez sensu. Nie jesteś kotem. A Szlama nawet nie je tych ptaków. To jest jeszcze gorsze. Bo ty jesz te ptaki. Znaczy się nie ptaki. Ptaki też jesz? Mówiłeś, że jesz sarny. Jesz wszystko? Co wpadnie przez dziurę? Ptak by nie wpadł. Dlaczgojagdamwszstkoczymyślę?!— wypowiadał te wszystkie słowa z olbrzymią prędkością, a z każdym kolejnym przyśpieszał. Na końcu już nawet nie byłem w stanie zrozumieć co on do mnie mówi.

—Shado, powoli. Chciałbym jakoś naprawić tę sytuację, ale nie za bardzo wiem jak. Mogę cię jedynie zapewnić, że nigdy w życiu nie zrobiłbym ci krzywdy. Ani nikomu innemu tutaj. Po prostu moje AU rządzi się trochę innymi prawami.

—Kumam. Naprawdę kumam.— odszedł od instrumentu i zaczął dreptać po pokoju— I ani chwilę nie przyszło mi przez myśl, że mógłbyś zrobić mi krzywdę. Po prostu, sama wizja jedzenia ludzi wydaje mi się straszna. Czuję się źle, że cię oceniam. W końcu, jak miałeś inaczej przetrwać? Ja staram się ciebie zrozumieć. I musi mi się w końcu udać. Auć.— przez zamyślenie, nie wyczuł łaską, że zbliża się do ściany i w nią wszedł— To mi po prostu zaburzyło światopogląd. Wcześniej nie miałeś żadnych wad.

—To komplement?— zaśmiałem się nonszalancko, aby troszeczkę załagodzić atmosferę.

—A co ja powiedziałem?

—Mocno się uderzyłeś?

—Co?

—Nie ważne.— prychnąłem pod nosem.

Usiadł koło mnie. Znowu nastała kilkusekundowa cisza. Jednak ta była troszeczkę mniej napięta. Wydaje mi się, że poszliśmy do przodu z całą tą sytuacją. Shado nie do końca rozumie mój punkt widzenia i raczej go nie zrozumie. Nie życzę mu tego, bo aby to zrobić, musiałby doświadczyć prawdziwego głodu. Najważniejsze jest dla mnie to, że stara się mnie nie oceniać. Chociaż nie musi. Mógłby zerwać kontakt, a zamiast tego siedzi koło mnie i próbuje ze mną rozmawiać. Chyba przestałem się już bać.

—Przynajmniej mamy ten cały sekret z głowy.— znowu to ja przerwałem ciszę.

—Potwory mają swoje sekrety. Rozumiem to.

—Chciałbym być z tobą szczery, aby żaden kwas już nie wyszedł.

—Nie musisz wyjawiać mi teraz wszystkich swoich tajemnic.

—Chcę.

—Okej. W takim razie jak masz na imię?

—Hym?

—Mówiłeś kiedyś, że Hun to nie jest twoje prawdziwe imię. Miałem zbierać punkty, aby się dowiedzieć, ale trochę o tym zapomnieliśmy. Umówmy się tak. Jeśli zdradzisz mi imię swojego oryginału, ja zdradzę ci mojego.

—Sekret za sekret?

—Yhym.

—Okej. W sumie nie chodziło mi o imię mojego oryginału, kiedy ci o tym mówiłem. Hun to skrót. Tak naprawdę mam na imię Hunger.

—O.

Przyznam, że dokładnie takiej reakcji się spodziewałem. Tej jego zdziwionej minki, która zasłania fakt tego, że ma wielką ochotę, aby się teraz zaśmiać.

—Pewnie nie dziwi cię fakt, że wolę używać skrótu.

—Nie no pasuje ci... aż za dobrze.

Ewidentnie nie może powstrzymać się od śmiania. Zwarzywszy na ostatnią sytuację, to byłoby bardzo nie na miejscu. Dobrze mu tak. Niech czuje się jak ja w momencie, w którym rzuca ślepymi żartami, z których nie wypada mi się śmiać.

—A imię mojego oryginału to Luxath.

—Mojego to Cruel.

—Nie pasuje ci.— popacałem go otwartą dłonią po mackach— Jesteś jak różowa kulka dobroci.

—Oj, nie przesadzaj.— zaśmiał się nerwowo.

Poprawił w milczeniu okulary, które zsunęły się z jego kości nosowej. Ja za to podparłem twarz dłonią i znowu zacząłem się zastanawiać.

—Próbuję znaleźć w głowie jakiś sekret, który mógłby znowu zamieszać w naszej relacji.— zacząłem stukać paliczkami w czerwoną skórę kanapy— Jestem trans-facetem.

—To nic nie zmienia.— pomachał głową na boki.

—Cieszę się.— posłałem w jego stronę uśmiech, którego i tak nie był w stanie dostrzec— O, a mój drugi ojciec pochodzi z Swaplust. Słyszałeś o tym AU? Z tego co wiem, w szkole się o nim nie nauczysz.

—Marvul mi opowiadał.

—Mieszkałem w tym AU do piątego roku życia, a potem przeprowadziliśmy się do HorrorSwap. Nic praktycznie stamtąd nie pamiętam, ale potwory i tak lubią się o to przypierdzielać. Mam dodatkowo utrudnienie w postaci tego, że wyglądam praktycznie identycznie jak tata Dearth, a on się źle kojarzy.

—Dlatego nie chciałeś, żebym wiedział, jak wyglądasz?

Poczułem jakby ktoś uderzył mnie czymś ciężkim w głowę. To co, powiedział było zbyt bezpośrednie. Nie byłem przygotowany na pojawienie się tego tematu i zdecydowanie nie chciałem się go podejmować. Chociaż z drugiej strony, przecież chciałem być z nim szczery. Chciałem wyłożyć wszystkie karty na stół i podjąć jakąś decyzję, zamiast bawić się w kotka i myszkę.

—Przepraszam!— krzyknął, a jego twarz pokrył rumieniec— Po co ja to w ogóle powiedziałem? Już to przerabialiśmy.

—Powiem ci.— ledwo wydusiłem z siebie te dwa wyrazy.

—Nie musisz, naprawdę.

—Chcę, żebyś wiedział, że nie mam przed tobą żadnych tajemnic i że możesz mi zaufać.

—Ufam ci.

—Tak, masz rację, chodzi o to, że wyglądam jak mój ojciec.— kontynuowałem temat, pomimo zapewnień Shado— Pochodzi z Swaplust, więc został stworzony tak, aby jego wygląd był jak najbardziej atrakcyjny. Tak się złożyło, że dostałem to w genach.

—Yhym.— Shado zamyślił się na chwilę— Nie no, nie mogę znaleźć problemu. Sory, jeśli to też było zbyt bezpośrednie.

—Problem jest taki, że...

Próbowałem znaleźć w głowie odpowiednie słowa. Pierwsze co wpadło mi do głowy to „nie chciałem, żebyś na mnie poleciał i mnie wykorzystał", ale mimo faktu, że była to prawda, te zdanie byłoby tak głupie i zawstydzające, że zarumieniłem się na samą myśl. W głowie cały czas dźwięczą mi słowa Fancy'ego, o tym, że Shado w sumie już jest we mnie zakochany. I nie wiem, czy mam się cieszyć na tę myśl, czy płakać. Mam sieczkę w mózgu. Nigdy w życiu się tak nie czułem, żadna osoba nie działała na mnie w ten sposób. Co się ze mną dzieje? Dlaczego moja dusza wali jak szalona, kości policzkowe płoną, a ręce drżą?

—Problem jest taki, że potwory często patrzą na mnie z góry.— w końcu udało mi się coś tam mu powiedzieć— Ten wygląd wszystko psuje. Nigdy nie jestem brany na poważnie.

—I bałeś się, że potraktuję cię z góry?

—Ni- Em...

—Hun, wyznać ci tajemnicę?— przybliżył się trochę do mnie— Jestem niewidomy, nie obchodzi mnie jak wyglądasz.— posłał w moją stronę trochę zadziorny uśmiech— Poza tym, jakkolwiek bym się nie starał, nie będę w stanie poskładać w głowie wszystkich twoich części i wyobrazić sobie jak dokładnie wygląda twoja twarz.— zaczął macać kanapę w poszukiwaniu mojej dłoni, kiedy udało mu się ją znaleźć, położył na niej swoją— Twój wygląd nie jest ważny. Nie spędzam z tobą czasu, dlatego, że ładnie razem wyglądamy. Spędzam z tobą czas, bo jesteś cudowną osobą. Uwielbiam twój sposób bycia, uwielbiam twoją odwagę i kreatywność, uwielbiam to jak bardzo jesteś opiekuńczy względem mnie, ale równocześnie nie traktujesz mnie jak małe dziecko. Podziwiam cię za to, jak wiele potrafisz zrobić oraz za to, że teraz siedzisz tutaj i opowiadasz o tych wszystkich trudnych rzeczach.

Jego twarz znajdowała się bardzo blisko mojej, a ja z jakiegoś powodu postanowiłem zbliżyć się jeszcze trochę. Gdybym wykonał najmniejszy ruch, nasze usta mogłyby zetknąć się ze sobą. Zatapiałem się coraz bardziej w jego oczodołach oraz wcześniejszych słowach. Nie za bardzo panowałem nad tym co robię.

—Shado, ko-

Nagle, po całym pomieszczeniu, rozległ się głośny dźwięk dzwonka na lekcje. Shado podskoczył w miejscu, a ja oberwałem w kość nosową.

—Przepraszam! Wszystko w porządku?!

Odchyliłem lekko czaszkę do tyłu i zacząłem śmiać się jak wariat.

—Nie śmiej się! Nie złamałem ci niczego?!

—Żyję.— podniosłem jego okulary ze swoich kolan i z powrotem mu je założyłem— A ja uwielbiam te twoje wpadki.— lekko się zarumienił— O, te kolorki też uwielbiam.






*Azila - Swap!Aliza. Nie miałam pomysłu z kim mogłabym ją swapnąć, więc po prostu zapisałam jej imię od tyłu XD

**Dearth - jak było wspomniane Swap!Lust. Jego imię z angielskiego oznacza, głód, niedobór. Można skracać je do Dear, czyli „kochanie" :D

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro