Dźwięki gwiazd
[Perspektywa - Shado]
Już dawno pogodziłem się z faktem tego, że żenujące wpadki są nieodłączną częścią mojego życia, jednak wczoraj przebiłem sam siebie. Zwymiotowałem przy chłopaku, który mi się podoba, a w dodatku po tym jak mnie „przytulił". Mimo tego, że potrafię panować nad swoimi emocjami, to nie zmienia faktu, że zdarza mi się co jakiś czas tracić kontrolę. Co prawda, zazwyczaj w przypadku tych negatywnych emocji. Jestem w stanie zliczyć na palcach u jednej ręki, ile razy zwymiotowałem z ekscytacji. Po prostu... egh. Poczułem się naprawdę dobrze, kiedy Hun obejmował mnie od tyłu, a połączenie nowego doświadczenia, którym było granie na gitarze, wywołało reakcję wybuchową. Przewiduję, że takie sytuacje mogą się jeszcze zdarzyć. Ale nie boję się tego. Mimo tego, że mój organizm zastawia na mnie pułapki, jest dosyć wyrozumiały i przynajmniej ostrzega mnie, zanim wydarzy się coś złego. A wyjście z pozytywnych emocji jest naprawdę łatwe, bo w momencie wysłania sygnału, przychodzi strach, który niweluje zbyt dużo szczęścia. Jestem chyba jedynym nastolatkiem, który jest w stanie rozpoznawać i gasić swoje emocje. Ale co na to poradzę? Takie moje życie. Odkąd pamiętam, Marvul i Halluciv ćwiczyli ze mną, aby dotrzeć do tego właśnie momentu. Przyzwyczaiłem się zarówno do tego, że muszę bez przerwy się kontrolować oraz do tego, że czasami może mi się nie udać i nie powinienem wpadać w panikę. Jednak Hun i cała reszta mojego otoczenia nie znają sytuacji, więc dla nich to jest po prostu dziwne. I w tym właśnie tkwi problem. Za każdym razem, kiedy wracam pamięcią do wczorajszego wydarzenia, mam ochotę zapaść się pod ziemię. Dlatego nie mam pojęcia jakim cudem stwierdziłem, że dobrym pomysłem będzie pójście z powrotem do sali muzycznej. Może po prostu wybrałem jedną z niewielu dróg, które zapadły mi w pamięć.
Znajomy dźwięk bębnów zapowiedział, że będę musiał się przywitać, a po aurze rozpoznałem, że jest tam tylko jedna osoba i nie jest nią Hun.
—Cześć Powder.— przywitałem się zanim wszedłem do sali.
—Siemka.— odpowiedział— Skąd wiedziałeś, że to ja?
—Perkusja.— powiedziałem, po czym usłyszałem cichy, krótki śmiech.
—Spodobało ci się tutaj?— zapytał.
—Tak.— przyznałem— To miejsce ma miłą atmosferę. I nie przetestowałem reszty instrumentów, więc tak szybko nie odpuszczę.
—Skoro tak.— po tych dwóch, krótkich słowach usłyszałem szamotanie, po czym jego aura ruszyła się z miejsca. W dalszym ciągu słabo widzę w tak zatłoczonym miejscu jak szkoła, więc nie za bardzo mogłem nawet odgadnąć jaki gest pokazywał, a ewidentnie coś robił— O, sorka. Zapomniałem, że nie widzisz. Zrobiłem ci miejsce przy perkusji.
Co ciekawe, w trakcie naszego poprzedniego spotkania, nie doszło do rozmowy, w której powiedziałbym w prost, że jestem niewidomy, ale myślę, że zauważył laskę i po prostu nie chciał być niegrzeczny czy coś w tym stylu. Tak czy siak postanowiłem skorzystać z zaproszenia.
Bardzo delikatnie wystukałem laską drogę do siedzonka, później wymacałem na jakiej jest wysokości, a kiedy usiadłem już na miejscu, zająłem się bębnami. Na początku musiałem ustalić gdzie co się znajduje, następnie trochę postukać, żeby wiedzieć co jak brzmi, a później mogłem się już bawić. Po prostu wystukiwałem sobie rytm jednego z moich ulubionych kawałków Metallici, nie do końca robiąc to poprawie. Czasami nawet nie trafiałem w naciągnięty materiał, tylko w metalową ramę, ale w tamtej chwili nie za bardzo mi to przeszkadzało. Dużą frajdę sprawiało mi stukanie w coś innego, niż blat biurka.
—No, jedziesz!— Powder krzyknął— Masz niezłe poczucie rytmu. Gdybyś wiedział co robisz, byłoby czadowo.— dodał, kiedy skończyłem stukać.
—He he.— zaśmiałem się nerwowo.
—Nie grałeś nigdy na żadnym instrumencie?
—Nie. Tak szczerze, gdyby Hun nie pokazał mi jak fajnie gra się na gitarze, nawet nie odważyłbym się spróbować.
—W sumie trochę waliłeś w perkusję, jakbyś bał się, że ją to zaboli. Ale fajnie że się przełamałeś. Może spróbujesz na keyboardzie. Albo... hm... a może śpiewałeś kiedyś?
—Pod prysznicem.
—I jak ci to wychodzi?
—Butelki po szamponach jeszcze się stamtąd nie wyprowadziły, więc chyba znośnie.
—A chcesz spróbować?
—W sumie czemu nie.
Jak na złość, w tamtym momencie nie przychodziła mi do głowy żadna piosenka. Jedynie melodie pozbawione słów. Nie chciałem, żeby Powder musiał na mnie długo czekać, bo z każdą chwilą robiło się trochę niezręcznie, a ja zaczynałem wątpić w to, czy jest to dobry pomysł. Jednak głos w głowie, który należał do Hun'a mówił do mnie „spróbuj", więc zdecydowałem się na zwykłe „la la la" w rytm, który ostatni przyszedł mi do głowy. Tak jak przy perkusji, nie wiedziałem właściwie co robię, jednak tym razem postanowiłem wyjątkowo się postarać, bo w przypadku śpiewu, nie mogłem zasłonić się tym, że nic nie widzę. Koniec końców w sumie sam nie wiem jak wyszło, a fakt, że Powder zamilkł na chwilę, nie napawał mnie optymizmem. Mógłbym spróbować wyczytać coś z jego aury, ale w szkole było to bardzo utrudnione, a w miejscu, w którym akurat stał, wręcz niemożliwe.
—Chcesz dołączyć do naszego zespołu?— nagle wysunął dość niespodziewaną propozycję— Nasz poprzedni wokalista skończył szkołę w tamtym roku i musimy teraz trochę improwizować. Hun coś tam robi w tej kwestii, ale powiedział, że się w tym nie czuje.
—Ym... czyli jak wypadłem?
—Świetnie wypadłeś.— złapał mnie za ramiona, co było dosyć niespodziewanym bodźcem— Masz to coś, z czym się trzeba urodzić chłopcze.
—Słodzisz mi, żebym się zgodził, prawda?
—Może.
—Czy ja mogę chwilę się nad tym zastanowić?
—Pewnie. To nie zaręczyny.
Następnym przystankiem na ścieżce mojej muzycznej kariery był, wcześniej wspomniany przez Powder'a, keyboard. Ten przypadek był trudniejszy od perkusji, przez to, że klawiszy było bardzo dużo, a w dodatku były o wiele mniejsze od bębnów.
W momencie, w którym Powder opowiadał mi o tym, że istnieją niewidomi pianiści i mam się nie zrażać, do pomieszczenia weszła kolejna osoba. Przez zabawę z instrumentem nie słyszałem jak podchodzi, więc dała mi o sobie znać dopiero w momencie, w którym postanowiła się odezwać.
—To co ode mnie chciałeś?— podskoczyłem w miejscu, na dźwięk znajomego głosu, a moje palce przesunęły się po klawiszach robiąc głośne „dun DUN".
—Tak zwane teatralne wejście.— Powder skomentował dźwięk, który wydałem.
—Sorki Shado, zapomniałem, że mnie nie widzisz.
No tak. Kiedy odtwarzam w myślach drogę do keyboardu, widzę, że faktycznie znajduje się naprzeciwko drzwi, także Hun zapewne machnął ręką na powitanie, żeby nie przedzierać się głosem przez muzykę, chociaż w moim przypadku, bardziej hałas.
—To co ode mnie chciałeś?— Hun ponowił pytanie.
—O. Ściągnąłem cię, żeby poprosić o błogosławieństwo dla Shado.
—A możesz wyrażać się jaśniej?
—Chcę go w kapeli. Potrzebujemy wokalistę.
—A co na to Shado?
—Ja... um...— zacząłem się tłumaczyć, ale niezbyt mi to wychodziło.
—Jest jeszcze niezdecydowany. Ale po co go męczyć, jeśli tobie albo Elmowi miałoby coś paść na łeb i zaprotestujecie?
—Myślę, że powinniśmy go najpierw posłuchać.— zapanowała pomiędzy nami cisza, która była zarezerwowana na moją odpowiedź.
—A możemy nie dzisiaj?— zapytałem— Teraz to mnie trochę stresuje.
—Jeszcze przed chwilą cię to nie stresowało.— Powder podpowiedział z zawodem i lekką irytacją w głosie.
—Ale przed chwilą to było dla zabawy, a teraz zrobiło się z tego jakieś przesłuchanie.
—Spoko.— poczułem na swoich mackach dłoń, która chyba należała do Hun'a, bo to on wypowiedział poprzedni wyraz.
To był kolejny niespodziewany ruch. Jednak tym razem było w tym coś jeszcze. Z jednej strony poczułem mocny dyskomfort, bo tak po prostu jest, kiedy ktoś je rusza. Macki wystają z pęknięcia w mojej czaszce, więc kiedy ktoś na nie naciska czuję to też w środku, więc niesie to ze sobą nieprzyjemne uczucie. Jednak równocześnie w jakim stopniu podobało mi się to, że Hun postanowił znowu nawiązać jakiś fizyczny kontakt.
—Wszystko w porządku?— Hun sprowadził mnie na ziemię, po czym cofnął swoją rękę. Założę się, że to przez to, że jednak na mojej twarzy dominował dyskomfort.
—Tak. Tak.— zaśmiałem się nerwowo.
—A jak się czujesz po tym wczorajszym?— zapytał.
—Jest dobrze. Wszystko w porządku. Dla mnie to normalne.
—To dobrze.
Znowu zapanowała pomiędzy nami krótka chwila ciszy.
—Shado, idziesz z nami do Ezi'ego jutro wieczorem?— Powder uratował nas zmianą tematu.
—Nie. A czemu?
—Serio Hun cię nie zaprosił? Ostatnio jesteście nierozłączni- Au!— nie wiem co się przed chwilą wydarzyło, ale ten dźwięk był niepokojący.
—A chcesz iść z nami do Ezi'ego?— Hun zadał mi pytanie— Będziemy oglądać planety, ale może nie będziesz się nudzić.
To właściwie pierwszy raz, kiedy wychodzę na jakieś spotkanie towarzyskie bez Pibbidy'ego. Oczywiście nasłuchałem się z jego strony jak bardzo głupi jest to pomysł oraz ile potencjalnych niebezpieczeństw czeka na mnie na „imprezie", ale, jak w ostatnich czasach często się zdarza, postanowiłem go nie posłuchać. Dostałem pozwolenie od rodziców, także miałem do tego pewne prawo. Marvul oczywiście miał to gdzieś, a kiedy do niego zadzwoniłem, nazwał mnie imieniem Pib'a i powiedział, że mam robić co chcę. Eraser z kolei miał pewne wątpliwości, ale przekonał go fakt tego, że Hun będzie mnie pilnował.
Okazało się, że Ezi też mieszka w DreamSwap, więc Hun bez problemu mógł do mnie zajść po drodze. Razem przeszliśmy się spacerkiem w kierunku wioski, w której kiedyś stało drzewo. Łał. Nie zapuszczałem się w te tereny od kiedy tata zrobił nam wycieczkę, żeby pokazać pozostałości po naszej babci. Tak, wspominam to jako jedne z bardziej traumatycznych doświadczeń dzieciństwa, ale przynajmniej poszliśmy potem na lody. Tak czy siak, dom Ezi'ego znajdował się w samym sercu wioski, także spacerek trochę zajął. Nie narzekam. Każda chwila w towarzystwie Hun'a jest cudowna.
Powodem, dla którego Ezi zaprosił do siebie cały zespół (plus mnie), był fakt tego, że przez parę dni na niebie można wyraźnie zauważyć Wenus i Jowisza. Gospodarz imprezy i Elm interesują się astronomią, więc postanowili razem skorzystać z teleskopu i pooglądać niebo. Reszta dołączyła się tak jak ja, czyli w sumie przez przypadek. Przy okazji postanowili też, że kawałek dalej rozpalimy sobie ognisko. Także nasze spotkanie leży daleko od słowa „impreza". Bez żadnych szaleństw, po prostu siedzimy sobie w trójkę i pieczemy kiełbaski, podczas gdy tamta dwójka ustawia teleskop.
—Shado, spalisz ją.— Hun przeszedł za moje plecy i swoimi dłońmi, nakierował moje tak, aby trzymały kijek wyżej— Trochę bardziej do góry. Prawie stanęła w płomieniach.
—Okej.
Po moim przytaknięciu, wrócił na swoje miejsce, a ja zacząłem się zastanawiać nad tym, jakim cudem mam sprawdzić to, kiedy jedzenie będzie gotowe. Mam nadzieję, że ktoś mi o tym powie. Najwyżej zjem zimną kiełbasę. Albo spaloną. W przypadku mojego szczęścia, szanse są pięćdziesiąt na pięćdziesiąt.
—Jak długo mam ją trzymać? Myślicie, że jest już gotowa?— postanowiłem jednak dopytać.
—Właściwie to pięć sekund temu zsunęła się z patyka i wpadła ci do ogniska.
—Oj. Myślałem, że ten dźwięk to osuwające się drewno.— przyznałem z średniej wielkości rumieńcem na kościach policzkowych.
—Dzienny fail mamy zaliczony.— Hun zaśmiał się, standardowo wywołując u mnie jeszcze większy rumieniec— Przyniosę drugą. Spróbujesz jeszcze raz.
—Ale teraz będziemy ci mówić co i jak, bo to trochę marnowanie jedzenia.— Powder wciął się w rozmowę.
—Przepraszam.
—Hej, chłopaki. Ustawiliśmy teleskop.— tym razem Elm się wtrącił— Chcecie spojrzeć?
Powder postanowił skorzystać z propozycji przyjaciół, za to Hun poszedł po kolejną kiełbasę, którą nadział na rozgrzany kij. Następnie usiadł koło mnie na drewnianej belce i nakierował moje dłonie we właściwym kierunku.
—Nie idziesz do nich?— zapytałem po chwili spędzonej w ciszy.
—Pójdę później.— odpowiedział— Planety znajdują się centralnie nad nami i są to takie dwie świecące kulki.— niespodziewanie, wpadł na pomysł, żeby kolejny raz opisać mi krajobraz— Jedna większa, druga mniejsza. Prawie jak duże gwiazdy. Pamiętasz, jak wyglądają gwiazdy?
—Tak. Białe punkciki z jasną obwódką.
—Są oddalone od siebie mniej więcej w takiej odległości.— położył dwa palce na wewnętrznej części mojej dłoni.
—Blisko.— przyznałem, po czym położyłem czaszkę na jego ramieniu, jednocześnie dalej trzymając swój kij w jednej pozycji— Nie wiem czy zdajesz sobie z tego sprawę, ale to, że wszystko mi dokładnie opisujesz, wiele dla mnie znaczy. Dzięki temu, mimo, że nie jestem w stanie oglądać gwiazd, czuję, jakbym robił to z wami. Dziękuję.
—Nie ma sprawy.— objął mnie ramieniem.
Po moim krótkim wyznaniu, spędziliśmy czas w przyjemnej ciszy. Jednak postanowiłem ją przerwać, bo wpadł mi do głowy nowy temat.
—Zastanawiałeś się kiedyś, jakie dźwięki wydają rzeczy, których nie jesteś w stanie usłyszeć?— zapytałem— Wcześniej tak oglądałem gwiazdy.
—Jaki dźwięk wydają gwiazdy?
—Wyobrażam go sobie jako takie małe dzwoneczki, na przykład takie od obroży dla kota.
—A słońce?
—Słońce robi takie „pyk pyk". Coś jak folia bąbelkowa.
—Dźwięk chmur?
—Taki sam, jak ten, kiedy ściskasz poduszkę.
—Księżyc?
—Takie pojedyncze „pink" co jakiś czas. Jak uderzanie łyżeczką o coś metalowego.
—Niesamowite.— przyznał, lekko się śmiejąc.
Zauważyłem, że z biegiem rozmowy, aura Hun'a mocno się zmieniała. Wcześniej też był szczęśliwy, jednak im głębiej wchodziliśmy w temat, tym mocniej z jego klatki piersiowej wydobywał się złoty kolor, odpowiadający za pozytywne emocje. Jak widać, poznawanie rzeczy z mojej perspektywy jest dla niego tak samo fascynujące, jak jego świat dla mnie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro