Rozdział 7
Obudziło mnie dzwonienie telefonu. W pierwszej chwili myślałam, że to mi się śni, ale dźwięk był uporczywy i rozmywał moje senne mary. Otworzyłam oczy, a mój wzrok napotkał ciemność. Jedynie na ścianie widziałam nikłą smugę światła rzucaną przez świecący za oknem księżyc.
Podniosłam się ledwo przytomna i zaczęłam macać swoje otoczenie w poszukiwaniu telefonu, który w końcu znalazłam w okolicy poduszki. Oprzytomniałam nieco gdy zobaczyłam, że dzwonił zastrzeżony numer, ale jak tylko spojrzałam na godzinę aż klepnęłam się w czoło. Albo oszalał albo stało się coś poważnego, skoro dzwonił do mnie o trzeciej dwadzieścia osiem.
– Halo? – odebrałam połączenie, a mój głos zabrzmiał jak warkot zdychającego silnika.
– Cześć, Nelka. Przepraszam, że dzwonię o takiej dziwnej porze...
– O dziwnej porze? Człowieku, jest środek nocy! Nie mogłeś poczekać do rana?
– Kornelia – rzucił lekko spanikowanym tonem. – Ja nie mam pojęcia co się działo ze mną przez ostatni czas. Mam wrażenie, że od naszego ostatniego spotkania minęło kilka dni, ale kompletnie nic nie pamiętam. Widzieliśmy się wczoraj?
Potarłam oczy i opadłam z powrotem na poduszkę.
– Nie. Od momentu jak próbowaliśmy śledzić Wiktorię po jej wyjściu z pracy, nie miałam z tobą kontaktu. Za to miałam kontakt z twoją siostrą. Poszłam wczoraj do twojego mieszkania i zastałam ją tam.
– Była w mieszkaniu na Piłsudskiego? – w jego głosie wyczułam wręcz niedowierzanie.
– Owszem. Stwierdziła też, że niemożliwe, żebyś ty mógł tam przebywać, bo tak się składa, że zmieniła zamek w drzwiach, a ty podobno nie masz klucza.
– Kiedy zmieniła zamek? Przecież byliśmy tam.
– Ona twierdzi, że zrobiła to dwa lata temu. Słuchaj, nie wiem co się odpierdala, ale jeśli robicie sobie ze mnie głupie żarty, to przestańcie, bo to nie jest śmieszne. Potrzebowałeś pomocy, więc starałam się tobie pomóc. Potem, jak sprawy niby zaczynają się klarować ty znikasz bez słowa, a ja wychodzę na idiotkę przed twoją siostrą.
– Przepraszam, Nelka, ale ja sam nie do końca ogarniam, co się dzieje. Naprawdę bardzo chciałbym odzyskać pamięć i dowiedzieć się, co jest ze mną nie tak.
– Gdzie teraz jesteś? – zapytałam zrezygnowanym tonem.
– W moim mieszkaniu na Piłsudskiego. Wiktorii tu nie ma, jestem absolutnie sam.
– Dobra. Zostań tam. Idź spać albo po prostu siedź i nie ruszaj się z miejsca. Przyjdę do ciebie rano, ale błagam nie wychodź nigdzie.
– Dobrze. Będę czekał tu na ciebie.
– Nie wiem w co za kabałę się wpakowałam, ale mam nadzieję, że wyjdę z tego cało – oznajmiłam, szczelniej przykrywając się kołdrą.
– Nie rozumiem – odrzekł Gabriel po chwili.
– Wiktoria powiedziała mi, że jesteś niebezpieczny i powinnam trzymać się od ciebie z daleka – wyjaśniłam, choć nie byłam pewna, czy dobrze robię, mówiąc mu o tym.
– Tak powiedziała? – zdziwił się.
– No cóż... Nie zmyśliłam tego. Chciałabym żebyśmy spotkali się w trójkę i wyjaśnili o co chodzi, ale Wiktoria bardzo nie chce cię widzieć. Zresztą, pogadamy jak do ciebie przyjdę. Chciałabym się najpierw wyspać.
– Jasne. Jeszcze raz przepraszam – odpowiedział skruszony. – Widzimy się później.
– Taa... Dobranoc – rzuciłam i ziewnęłam przeciągle.
Rozłączyłam się od razu, rzuciłam telefon na biurko i próbowałam zasnąć. Niestety ta rozmowa trochę mnie rozbudziła, a znużenie poczułam dopiero wtedy, gdy w pokoju zaczynało robić się jasno od wschodzącego słońca.
*
Kiedy obudziłam się późnym rankiem postanowiłam, że nie będę się spieszyć. Ubrałam się, zjadłam śniadanie i wyszłam z domu chwilę przed jedenastą. Silne podmuchy jesiennego wiatru rozwiewały mi włosy i co chwilę musiałam je poprawiać. Pogrzebałam w torebce w poszukiwaniu gumki do włosów, ale nie znalazłam żadnej, więc związałam je jakąś zaginioną na dnie torebki recepturką.
Jadąc autobusem na ulicę Piłsudskiego poważnie rozważałam zabranie Gabriela ze sobą i nawiedzenie Wiktorii w jej domu w Kurkach jeszcze dziś. Taka konfrontacja byłaby najlepsza, choć zapewne burzliwa.
Zastanawiałam się dlaczego Zamojska nie chciała mi wprost powiedzieć co tam też Gabriel nagrzeszył, tylko zbyła mnie nędznym „nie mam teraz czasu". Szczerze powiedziawszy im bardziej była zacięta, tym bardziej chciałam wyciągnąć z niej prawdę.
No i był jeszcze ten jeden dziwny, odrobinę nienormalny aspekt, a mianowicie kwestia mieszkania Gabriela. Jakim cudem i on i jego siostra mogli tam przebywać, skoro mieli różny zestaw kluczy? Jedyne wytłumaczenie jakie nasuwało mi się na myśl to, że Wiktoria ściemniała i nie zmieniła zamka. Po prostu oboje korzystali z tego mieszkania, ale jakimś cudem się mijali.
Idąc chodnikiem wzdłuż bloku Gabriela podjęłam decyzję, że po prostu zabiorę go do Kurek i razem poszukamy domu Wiktorii. Była niedziela, więc liczyłam na to, że nie pocałujemy klamki. No i oczywiście na to, że wpuści nas do środka, albo chociaż porozmawia w progu. Była to złudna nadzieja, bo nie sądziłam, żeby jej wcześniejsza postawa uległa zmianie, chociaż może widok Gabriela sprawi, że jego siostra nieco zmięknie. Albo co gorsza, wręcz przeciwnie.
Rozkojarzona tą analizą automatycznie wcisnęłam przycisk domofonu, otworzyłam drzwi, gdy usłyszałam charakterystyczny brzęk i poszłam na górę. Gabriel czekał na mnie z uśmiechem w otwartych drzwiach. Sama raczej nie byłam w radosnym nastroju. Rzuciłam krótkie cześć i wepchnęłam go z powrotem do mieszkania.
– Jesteś zła? – zapytał niepewnie, kiedy z rozpędem weszłam do salonu i z rozmachem usiadłam na kanapie, po czym zmierzyłam go niezbyt przychylnym spojrzeniem.
– No nie wiem, zgadnij – odparłam ironicznie. – Nie było z tobą kontaktu. Poza tym miałam konfrontację z twoją siostrą, niezbyt przyjemną.
Na twarz mężczyzny wypłynął ewidentny niepokój. Podszedł bliżej i nie spuszczając ze mnie wzroku usiadł obok.
– Kornelio, ja nie wiem co się ze mną działo przez te kilkadziesiąt godzin. Nie pamiętam kompletnie nic. Zupełnie jakby mnie ktoś wyłączył.
– Może ktoś faktycznie cię wyłączył. Może jesteś cyborgiem? – rzuciłam żartem, starając się jak najszybciej pozbyć narastającego we mnie gniewu i frustracji. – Masz tam gdzieś włącznik? – dodałam i wyciągnąwszy w jego strony rękę przesunęłam ją po jego karku.
Jego usta wykrzywiły się w delikatnym uśmiechu.
– Chciałbym, bo wtedy wszystkie te problemy dałoby się rozwiązać – odpowiedział, łapiąc moja rękę i zsunął ją ze swojej szyi, jednak nie puścił. – Wtedy ktoś mógłby mi na nowo wgrać utraconą pamięć.
Subtelnie wysunęłam dłoń z jego chłodnego uścisku.
– Hmm... Odzyskasz swoja pamięć, dowiemy się co się stało i wymusimy na Wiktorii, żeby z nami porozmawiała – zapewniłam go.
– To jaki jest plan? – zapytał, już całkowicie poważnie.
– Zbieraj się, jedziemy do Kurek. Z tego co udało mi się dowiedzieć, to Wiktoria może tam mieszkać.
Wstałam z kanapy i ruszyłam do wyjścia, a Gabriel od razu poszedł za mną. Zanim jednak otworzyłam drzwi coś mi się przypomniało i zatrzymałam się nagle.
– Tylko może być problem z dojazdem – powiedziałam, odwróciwszy się do Gabriela. – Nie sprawdzałam, czy jeżdżą tam jakieś autobusy. Pewnie tak, ale musimy sprawdzić rozkład, w niedzielę mogą jeździć dużo rzadziej.
– A nie możemy pojechać taksówką?
– Możemy, ale to kosztuje, a ja nie mam hajsu – skwitowałam.
– Przecież ja mam. – Gabriel cofnął się do pokoju, sięgnął po książkę z wyciętym wnętrzem, gdzie chował pieniądze i wydobył stamtąd kilka banknotów.
Podszedł do mnie i wyciągnął rękę z pieniędzmi. Pięćset złotych.
– Chyba wystarczy na podróż w obie strony? – zapytał.
– Myślę, że nawet sporo zostanie – odparłam i schowałam banknoty do torebki.
Opuściliśmy mieszkanie i zeszliśmy schodami do wyjścia z bloku. Już otwierałam drzwi klatki, kiedy wtem coś przyszło mi do głowy. Zatrzymałam się w progu i zerknęłam w stronę drzwi prowadzących do piwnicy.
– Masz piwnicę? – zwróciłam się do Gabriela.
– Do każdego mieszkania w tym bloku przynależy piwnica.
– Zaglądałeś tam?
– Emm... Chyba nie, a przynajmniej nie w ostatnim czasie.
– Chodźmy tam. Może znajdziemy coś ciekawego – zaproponowałam i pociągnęłam go za rękaw w kierunku drzwi prowadzących w dół. – Masz klucze?
Wyjął z kieszeni pęk kluczy. Było ich sześć, więc miałam nadzieję, że któryś jest od drzwi wejściowych do piwnicy i któryś od kłódki. Gabriel wsunął do zamka jeden z nich i o dziwo trafił za pierwszym razem. Zapaliwszy światło zeszliśmy w dół. Korytarz rozwidlał się na prawo i lewo, więc rzuciłam okiem na ściany i znajdujące się w nich drzwi w poszukiwaniu numerów mieszkań, do których przynależały.
Ruszyłam w prawo, rozglądając się za numerem dwanaście. Drzwi znajdowały się w pierwszej ślepej uliczce od wejścia. Co mnie zaskoczyło i wprawiło w zdumienie podszyte ciekawością, to fakt, że drzwi piwnicy mieszkania Gabriela były zabezpieczone dwiema kłódkami.
– To tu – oznajmił, pojawiając się obok.
– Trzymasz tam jakieś cenne skarby, że tak zamknięte na trzy spusty? – zapytałam rozbawiona, wskazując na kłódki.
– Tylko na dwa – uśmiechnął się. – Szczerze mówiąc nie pamiętam dlaczego są aż tak zabezpieczone.
– W sumie to trochę dziwne i bardziej jak znak dla złodzieja „ej, patrz jak się ktoś postarał, tu na pewno jest coś cennego".
– Jak widzisz, jeszcze nikt się nie włamał – rzekł Gabriel i wsunął klucz do pierwszej kłódki, otwierając ją z łatwością. Po chwili to samo zrobił z drugą.
Otworzył drzwi, zapalił wiszącą pod sufitem gołą żarówkę i zaciekawieni obrzuciliśmy wzrokiem niewielkie pomieszczenie. Po lewej stronie stał wysoki, metalowy, garażowy regał, a na nim jakieś kartony i plastikowe pojemniki, dość sporej wielkości. Po prawej, bezpośrednio na betonowej podłodze leżały dwa, duże czarne worki.
– To może sprawdźmy co tam jest? – zaproponowałam i weszłam do środka.
Sięgnęłam po pierwszy z brzegu pojemnik, wykonany z czarnego plastiku. Nie był jakiś bardzo duży, ale zaskoczył mnie swoim ciężarem. Położyłam go na ziemi i kucnęłam obok, żeby łatwiej było mi go otworzyć. To, co zobaczyłam po uchyleniu wieczka sprawiło, ze serce zaczęło mi szybciej bić i zrobiło mi się nieprzyjemnie gorąco.
– Co jest? Czy to...? – Gabriel pochylał się nad pojemnikiem równie zszokowany co ja.
– Typie... Nie wiem co jest grane, ale zaczynam się bać – szepnęłam.
Już wyciągał rękę, żeby wziąć pierwszy z góry przedmiot, ale szybko go powstrzymałam.
– Nie! Lepiej tego nie dotykaj!
– Dlaczego? Myślisz, że mogą być naładowane? – zapytał cicho.
– Nie wiem, ale lepiej tego nie tykać, żeby nie zostawić odcisków palców. Skąd to masz? – Spojrzałam na Gabriela wielkimi, w tamtej chwili zapewne wyglądającymi na przerażone, oczami.
Raczej nie tego się spodziewałam po otworzeniu plastikowego pojemnika w piwnicy Gabriela. W środku było chyba z osiem pistoletów. Na pierwszy rzut oka wyglądały dość podobnie do siebie. Nie znałam się na broni i pierwszy raz w życiu miałam z nią bezpośrednią styczność. W tamtej chwili to pudełko napawało mnie przerażeniem.
– Skąd to masz? – powtórzyłam. Głos mi lekko drżał i byłam pewna, że on wyczuwa w nim delikatna nutkę paniki.
– Nie wiem... To nie moje – zapierał się.
– Nie twoje?! – podniosłam głos. Zamknęłam szybko pojemnik i odłożyłam z powrotem na półkę. – Tylko mi nawet nie mów, że koledze trzymasz – prychnęłam.
– Nelka, przysięgam, że nie mam pojęcia skąd te klamki wzięły się w mojej piwnicy. – Po tonie jego głosu można było wywnioskować, że mówi szczerze.
– Pewnie wiesz, ale nie pamiętasz – odrzekłam chłodno. – Ciekawe jakie skarby jeszcze tu znajdziemy – dodałam nieco ironicznie. – Wiesz co Wiktoria o tobie powiedziała? Ze trzymałeś się z gangusami i patolą. Tak się wyraziła.
Gabriel przez chwilę patrzył na mnie w napięciu, a następnie zaczął nerwowo błądzić oczami po rzeczach znajdujących się w piwnicy.
– Myślisz, że jestem złym człowiekiem? – zapytał niepewnie, znów kierując na mnie swoje spojrzenie.
– Nie mam pojęcia. Z drugiej strony przeciętny Kowalski nie trzyma pudełka z bronią w piwnicy...
Staliśmy przez chwilę bez słowa i tylko wpatrywaliśmy się w odłożony na półkę pojemnik.
– Dobra, miejmy to za sobą i sprawdźmy te kartony. – Machnęłam w stronę wspomnianych przedmiotów.
Bałam się, że znajdę tam więcej pistoletów. Chciałam wierzyć, że Gabriel jest w porządku, ale znalezisko temu przeczyło. Byłam w piwnicy, z defacto obcym typem i pudłem pełnym klamek.
Starałam się nie okazywać po sobie przerażenia, ale w tamtym momencie bałam się. A najbardziej zaczęłam obawiać się Gabriela.
Mimo wszystko sięgnęłam po kartonowe pudełko i ku mojemu zaskoczeniu okazało się bardzo lekkie. Potrząsnęłam nim delikatnie i w środku coś zaszeleściło. Było zaklejone taśmą, wiec podważyłam jej początek paznokciem i zdarłam. Gdy otworzyłam pudełko do mojego nosa dotarł delikatny, ale jednak wyczuwalny, charakterystyczny zapach i zanim zobaczyłam co jest w środku już wiedziałam z czym mam do czynienia.
Wyjęłam z kartonu wielką foliową torebkę pełną marihuany. Nie wiem ile było w środku, ale na oko mogło być tam nawet pół kilo.
Trzymając worek w dłoni odwróciłam się do Gabriela.
– Niech zgadnę... Jesteś koneserem trawki?
Patrzył chwilę na torebkę i nie wyglądał na jakoś bardzo zaskoczonego. Nawet delikatnie się uśmiechał.
– Oj tam, to tylko zioło. – Wzruszył ramionami.
– Wiesz, ja tam nie mam nic przeciwko, ale to są hurtowe ilości – zauważyłam, a Gabriel nieco spoważniał.
Wrzuciłam zioło z powrotem do kartonu i otworzyłam kolejny, nieco cięższy.
– A to? – zapytałam ze skwaszoną miną, wyciągając z niego kolejny pełny worek, tym razem pigułek, prawdopodobnie extasy. – Częstujesz cukierkami dzieci z osiedla? – zapytałam kąśliwie. – Nawet nie otwieram pozostałych kartonów, wolę nie wiedzieć co tam jest.
Oparłam się o ścianę, przymknęłam oczy i przyłożyłam rękę do czoła. Stałam w piwnicy pełnej broni i narkotyków. Jeszcze tylko trupa brakowało do kompletu. Rzuciłam okiem w stronę worka. Za mały na zwłoki, a nawet jeśli by tam były, nawet wciąż stosunkowo świeże, to i tak czulibyśmy zapach psującego się mięsa.
– Nela... – Chwilową ciszą zakłócił głos Gabriela.
Wzdrygnęłam się, instynktownie chciałam się cofnąć, ale za plecami miałam ścianę, do której przywarłam jeszcze mocniej.
– Kornelia – powtórzył. – Nie pamiętam swojej przeszłości, nie wiem skąd wzięły się tu te rzeczy, ale cokolwiek teraz myślisz nie mam najmniejszego zamiaru cię skrzywdzić – rzekł poważnie, patrząc mi w oczy.
Musiałam mieć naprawdę przerażoną minę, skoro tak powiedział.
Prawdę mówiąc byłam trochę przestraszona. Może nie aż tak, że miałam zamiar uciec stamtąd z krzykiem, ale jednak nieprzyjemny dreszczyk przebiegł mi po kręgosłupie.
– Nieważne – skwitowałam. – Poznamy twoja przeszłość, dowiemy się skąd te fanty i co z nimi zrobić, zanim policja się o tym dowie. Nie powinniśmy teraz tracić czasu, więc lepiej chodźmy stąd i jedźmy do Wiktorii. Idę na zewnątrz i wezwę taksówkę. Przyjdź zaraz – oznajmiłam, minęłam Gabriela i skierowałam się do wyjścia z piwnicy.
Chwilę później Zamojski dołączył do mnie i czekaliśmy na zamówioną taksówkę, która miała się zjawić lada moment. Nie rozmawialiśmy. Jakoś nie miałam nastoju. Musiałam sobie najpierw przetrawić w głowie pewne rzeczy.
Jak tylko na ulicy przy chodniku zatrzymało się auto od razu wsiedliśmy do środka.
– Dzień dobry – przywitałam się z kierowcą. – Proszę nas zawieźć do Kurek.
Taryfiarz odwrócił się i spojrzał na mnie z uniesionymi brwiami, a następnie krótkim spojrzeniem obrzucił Gabriela.
– Gdzie konkretnie? – zapytał.
Zastanowiłam się przez chwilę, bo o ile dobrze wykminiłam to dom Wiki znajdował się przy którymś wjeździe do miasteczka, gdyż w tle widać było znak z nazwa miejscowości.
– Może być zaraz za wjazdem, dalej już sobie dojdziemy. Dziękuję.
Kierowca ruszył.
Patrzyłam przez okno na mijane ulice i myślałam nad tym, czy dobrze robię. Może jednak Wiktoria miała racje? Może nie powinnam pomagać jej bratu? Nie chciałam, żeby się okazało, że zaraz coś mu się odmieni i niespodziewanie mnie zamorduje. Niespecjalnie miałam ochotę umierać, mimo, że jeszcze tydzień temu byłoby mi wszystko jedno.
Pomóż mu!
– Co?! – zawołałam zaskoczona.
Gabriel spojrzał na mnie zdziwiony.
– Nic nie mówiłem – odparł.
To nie była moja myśl, to nie był mój własny głos w mojej głowie. Na sto procent to było z zewnątrz!
– Też to słyszałeś? – zapytałam.
– Proszę? – kierowca zwrócił się do mnie, spoglądając w lusterko wsteczne.
– Nie, nie mówiłam do pana.
Z powrotem zwrócił wzrok na jezdnię.
– Słyszałeś ten głos? – ponownie zapytałam Gabriela.
– Nie, nic nie słyszałem. Nikt nic nie mówił.
– Ach... Okej... Chyba coś mi się wydawało – oznajmiłam, starając się brzmieć swobodnie.
Wiedziałam jednak, że się nie przesłyszałam. A może? Może ten dziwny niepokój i to, co znaleźliśmy w piwnicy doprowadziło mnie do jakiegoś dziwnego stanu? Bo jeśli zaczynasz słyszeć głosy, których inni w twoim otoczeniu nie słyszą, to nie wróży nic dobrego.
Po pół godzinie minęliśmy tabliczkę z nazwą „Kurki". Kierowca zwolnił nieco.
– Tu panią wysadzić? – zapytał, zerkając w lusterko.
– Tak, dziękuję, tu może być. Ile płacę?
– Osiemdziesiąt dwa – oznajmił kierowca, a ja przy okazji dyskretnie zerknęłam na taryfikator, żeby sprawdzić, czy mnie nie kantuje.
– Proszę, reszty nie trzeba. – Podałam mu stówę. – Wysiadamy – rzuciłam do Gabriela. – Do widzenia – dodałam jeszcze do kierowcy i wysiadłam z samochodu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro