Rozdział 5
Długo ignorowałam uporczywe ssanie w żołądku, który zawzięcie domagał się jakiegoś obiadu, ale to dopiero głośne burczenie zaczęło doprowadzać mnie do szału.
Wstałam od komputera dopiero późnym popołudniem. Sprawdziłam wszystko, co się dało sprawdzić – wypadki, zaginięcia i kroniki kryminalne. Żadnej wzmianki o Gabrielu Zamojskim, aka Gabrielu Zet. Sprawdziłam nawet serwery wszystkich szpitali w promieniu pięćdziesięciu kilometrów i nic, bo założyłam, że skoro miał wypadek to musiał przebywać w szpitalu. W pewnym momencie po prostu się poddałam i postanowiłam uderzyć z innej strony. Wika.
Na logikę uznałam, że to skrót od imienia Wiktoria, a jeśli była żoną Gabriela to mogła nosić to samo nazwisko. Z drugiej strony czy zamęczałby żonę SMS-ami o pożyczenie kasy? Szybciej mogła być jego dziewczyną... albo siostrą.
Po podgrzaniu na szybko klopsów ze słoika wróciłam z talerzem do pokoju i postanowiłam wyszukać Wiktorię Zamojską.
– Bingo! – mruknęłam, kiedy dojrzałam nazwisko w trzecim wyniku.
Weszłam na stronę jednej z kancelarii prawnych w Czwartyniu. W zakładce „nasz zespół" znalazłam informacje o dziewczynie: dwadzieścia sześć lat, w trakcie aplikacji adwokackiej, zainteresowana szczególnie prawem rodzinnym. Wprawdzie miała dwuczłonowe nazwisko Zamojska-Rodak, ale całkiem możliwe, że była to osoba, której szukałam. Na załączonym obok zdjęciu widniała ładna, zielonooka szatynka, o szerokim, szczerym uśmiechu. Czy była podobna do Gabriela? Wpatrywałam się w zdjęcie, marszcząc czoło, ale nie mogłam jednoznacznie stwierdzić, że tak, a nawet jeśli, to podobieństwo mogło być przypadkowe.
Najchętniej od razu podzieliłabym się z Gabrielem tym, co udało mi się znaleźć, ale oczywiście nie miałam jak się z nim skontaktować, więc pozostało mi czekać, aż sam się odezwie.
Ze zmęczoną głową i pełnym brzuchem ległam na łóżko akurat w momencie, kiedy pozostawiony na biurku telefon zaczął dzwonić. Warknęłam zniecierpliwiona i przez moment chciałam go olać, ale ostatecznie podniosłam się, podeszłam do biurka i parsknęłam na widok tego, co pojawiło się na wyświetlaczu.
– Halo – rzuciłam z uśmiechem.
– Cześć, Kornelio.
– Czy ty czytasz w moich myślach, czy o co chodzi? – Ciężko było mi ukryć rozbawienie.
– Hmm... – zastanowił się Gabriel. – Raczej nie bardzo.
– Zabawne, bo właśnie myślałam o tym, że muszę się z tobą skontaktować i dziwnym trafem nagle dzwonisz. Co tam?
– U mnie nic się nie zmieniło. Dzwonię tylko, żeby zapytać co u ciebie.
– No patrz! – zawołałam, spacerując po pokoju. – Tak się składa, że znalazłam coś ciekawego. Zastanawiałam się kim jest tajemnicza Wika, która nie odbiera od ciebie telefonu i wysnułam teorię, że być może to twoja siostra. I może cię zaskoczę, ale znalazłam w Internecie Wiktorię Zamojską-Rodak, w naszym mieście.
– Hmm... Niestety nie mogę sobie przypomnieć kim jest dla mnie Wika, ale może twój trop jest celny? Możesz jakoś się z nią skontaktować?
– Zapewne przez kancelarię. Wiktoria jest adwokatem, a raczej robi aplikację adwokacką. Dziś już kancelaria jest nieczynna, ale możemy pójść tam jutro.
– Świetnie. – W głosie Gabriela nie słyszałam entuzjazmu, raczej niepewność.
– Dobra, to wyślę ci mejlem adres i link do strony kancelarii. Jest tam zdjęcie Wiktorii, więc możesz zobaczyć, może akurat coś ci się przypomni. Dasz radę zalogować się na swoją pocztę?
– Tak, bez problemu. A o której chcesz pójść do tej kancelarii?
– No nie wiem. Jest czynna od dziewiątej... – oznajmiłam, spoglądając na godziny otwarcia na stronie. – To może o dziesiątej?
– W porządku.
– Świetnie. Tylko proszę cię, nie wystaw mnie i przyjdź.
– Przyjdę na pewno. Dzięki, Kornelio. Nie wiem co bym bez ciebie zrobił. – Po jego tonie poznałam, że się uśmiecha.
– Ja też nie wiem. Pewnie byś błądził, jak dziecko we mgle. Do jutra!
Rozłączyłam się i zdałam sobie sprawę, że wciąż się uśmiecham. Dziwne, że cała ta sprawa miała na mnie tak pozytywny wpływ, mimo, że była mocno pogmatwana i trudna do rozwiązania.
W całkiem dobrym humorze zgarnęłam z biurka laptop i położyłam się z nim do łóżka. Odpaliłam jakiś film, żeby zająć czymś myśli, bo ku własnemu zaskoczeniu, nie mogłam doczekać się jutrzejszej konfrontacji.
*
Umówiłam się z Gabrielem pod kamienicą, w której mieściła się kancelaria. Przyszłam chwilę przed umówionym czasem, więc przysiadłam w bramie i zaczęłam bawić się telefonem.
– Cześć, Kornelio.
Podniosłam głowę na dźwięk znajomego głosu.
– Cześć. – Wstałam z kucków. – Wiesz, co... Jak chcesz to możesz mówić do mnie Nela albo Nelka. „Kornelio" brzmi jakoś tak zbyt oficjalnie, a skoro już się chwilę znamy, to... sam wiesz.
– Jasne, Nelka – rzucił i uśmiechnął się.
– Dobra, to pora na konfrontację z Wiktorią. Zastanawiałam się, jak to rozegrać i tak myślę, że może najpierw wejdę tam sama i spróbuję z nią pogadać, a potem cię zawołam, co?
– Tak... Chyba tak będzie lepiej. Pewnie nie bez powodu Wika nie odbiera ode mnie telefonu.
– Nie wiem co nabroiłeś, ale postaram się zaraz dowiedzieć. To idę – oznajmiłam, minęłam Gabriela i pchnęłam ciężkie drzwi.
Tabliczka informacyjna na klatce schodowej oświadczała, że kancelaria znajduje się na pierwszym piętrze, więc ruszyłam schodami na górę. Miałam nadzieję, że przyjmą mnie bez wcześniej umówionego spotkania i będę miała szansę porozmawiać z Wiktorią.
Otworzyłam drzwi kancelarii i ruszyłam długim korytarzem, na końcu którego znajdowało się otwarte pomieszczenie, w którym dostrzegłam wysoki kontuar i siedzącą za nim kobietę, zapewne sekretarkę. Podeszłam do niego i oparłam łokcie na blacie.
– Dzień dobry – przywitałam się głośno, bo kobieta cały czas stukała w klawiaturę i nawet nie zaszczyciła mnie spojrzeniem.
Dopiero na moje przywitanie oderwała wzrok od ekranu.
– Dzień dobry. W czym mogę pomoc? – zapytała takim tonem jakby robiła mi wielka łaskę.
– Chciałabym porozmawiać z Wiktorią Zamojską.
– Była pani umówiona?
– Nie, ja dosłownie na momencik...
– Proszę pani – rzekła wyniośle sekretarka. – Jakby tu każdy wpadał na momencik to wie pani, jaki mielibyśmy bałagan? Mogę co najwyżej umówić panią na najbliższy wolny termin.
– Ja potrzebuję dosłownie pięciu minut rozmowy z Wiktorią – nalegałam. – To bardzo pilna sprawa. Wiktoria to moja kuzynka. Nasza babcia jest w szpitalu w ciężkim stanie i chciałam ją o tym poinformować – zmyśliłam na poczekaniu.
Sekretarka nie zdążyła odpowiedzieć, bo właśnie otworzyły się drzwi po mojej prawej stronie i do pomieszczenia weszła młoda kobieta. To chyba była Wiktoria Zamojska, chociaż nie byłam do końca pewna, bo wyglądała odrobinę inaczej niż na zdjęciu.
– Lidka, możesz mi zeskanować tę umowę i wysłać mejlem do Skwarczyńskiej? – zapytała, podając recepcjonistce plik kartek. Zerknęła na mnie przelotnie.
– Wiktoria Zamojska? – zapytałam.
Przez kilka sekund milczała i uważniej zmierzyła mnie spojrzeniem.
– Tak – odpowiedziała w końcu. – A o co chodzi?
Kątem oka dostrzegłam, że recepcjonistka wwierca się we mnie spojrzeniem i mruczy coś pod nosem. No tak, kuzynki raczej by się rozpoznały, więc moja ściema stała się jeszcze mniej wiarygodna.
– Możemy porozmawiać chwilę na osobności?
– Kim pani jest? – zapytała podejrzliwie.
– Kornelia Sawka. – Wyciągnęłam rękę na powitanie.
Uścisnęła moją dłoń krótko i zdecydowanie.
– W czym mogę pani pomóc?
Postanowiłam nie owijać w bawełnę, tylko od razu przejść do rzeczy. Tym bardziej, że moja wrodzona niecierpliwość nie pozwalała mi na łagodną grę.
– Zna pani Gabriela Zamojskiego?
Kobieta zmarszczyła czoło, a spontaniczny, nerwowy tik wzdrygnął jej policzkiem.
– Niestety znam, ale nie wiem gdzie jest. Nie mam z nim kontaktu już od dawna – warknęła.
– Jest tu ze mną. Czeka na zewnątrz. Jakiś czas temu miał wypadek i...
Nie zdążyłam dokończyć, bo Wiktoria gwałtownie weszła mi w słowo.
– Nie obchodzi mnie to! Bez niego moje życie w końcu stało się lepsze! Niech sobie sam radzi, jest dorosły. Miałam nadzieję, że wyjechał za granicę.
– Tylko, że on... – próbowałam jej przerwać, ale chyba była zbyt mocno wzburzona.
– Mam to gdzieś! – krzyknęła zdenerwowana. – Nie obchodzi mnie Gabriel, ani nic co z nim związane. Jak dla mnie to mógłby już gryźć piach! Nie chcę go widzieć na oczy! Won stąd!
Naprawdę zaskoczył mnie jej wybuch i przez chwilę nie wiedziałam co powiedzieć.
– On jest twoim bratem, tak? – zapytałam niepewnie.
– Ja już nie mam brata – syknęła.
– Ale co się...
– WON! I więcej się tu nie pojawiaj!
Odwróciła się na pięcie i zniknęła za drzwiami.
Skonsternowana spojrzałam na sekretarkę.
– Kuzynka, tak? – prychnęła.
– Do widzenia – rzuciłam i czym prędzej opuściłam kancelarię.
Sprintem zbiegłam po schodach i wyleciałam na zewnątrz, gdzie pod bramą czekał Gabriel.
– I jak? – zapytał z nadzieją w głosie i uśmiechem na twarzy, kiedy jednak dostrzegł moją nietęgą minę, zmarszczył czoło.
– Nie wiem co się stało, ale Wiktoria chyba cię nienawidzi.
*
Na tej samej ulicy, niedaleko kancelarii znajdowała się niewielka, całkiem przytulna kawiarenka. Było jeszcze dość wcześnie, ale na nasze szczęście miejscówka była czynna już od dziesiątej.
Weszliśmy do środka i zajęliśmy najbardziej wysunięty w róg sali stolik, pod dużym, witrynowym oknem, w którym wisiała różowa, na wpół przezroczysta firanka. Na blacie leżało menu, więc od razu sięgnęłam po nie i przeleciałam wzrokiem z góry na dół. Trochę drogo, a ja powinnam oszczędzać, ale skoro już tu weszliśmy, to chociaż wypiję najtańszą kawę i zjem najtańsze ciastko.
– Chcesz coś? – zapytałam Gabriela, bo nawet nie zajrzał do leżącego przed nim menu.
Zamyślonym wzrokiem patrzył przez okno. Ocknął się z letargu na dźwięk mojego głosu.
– Nie, dziękuje. Nie jestem głodny.
Kątem oka zauważyłam, że kelnerka zbliża się do naszego stolika.
– Dzień dobry, co podać? – uśmiechnęła się do mnie.
– Poproszę flat white i szarlotkę.
Za te cenę starczyłoby mi jedzenia na cały dzień.
– Już podaję – rzekła kelnerka i wróciła do kontuaru.
– No to znowu utknęliśmy w martwym punkcie – westchnęłam.
– Ciekawe co takiego zrobiłem... – zastanowił się Gabriel. – Rozumiem, gdyby nie chciała rozmawiać bezpośrednio ze mną, ale o mnie? Z tobą?
– Też chętnie dowiedziałabym się o co chodzi. Z drugiej strony obawiam się, że ciężko będzie coś wyciągnąć z Wiki. Była naprawdę wściekła na samo wspomnienie o tobie.
– To moja siostra, tak?
– Tak wnioskuję. Powiedziała „ja już nie mam brata", więc tak, chyba tak.
Do stolika ponownie podeszła kelnerka i postawiła przede mną talerzyk z ciastem i filiżankę.
– Smacznego – rzuciła, uśmiechając się niezręcznie i szybko zerknęła na Gabriela.
– Dziękuję – odpowiedziałam i natychmiast zatopiłam widelczyk w cieście.
Gabriel był ewidentnie nie w sosie. Wyglądał tak, jakby mocno przybił go fakt, że własna siostra nie chce z nim rozmawiać. W sumie nie byłam zdziwiona jego nastrojem.
– Wiesz co, może uda nam się skontaktować z innymi osobami z twojego otoczenia, żeby w końcu dowiedzieć się, co się stało. – Starałam się go jakoś pocieszyć. – No wiesz, po nitce do kłębka.
– Próbowałem znowu dzwonić do kontaktu nazwanego „Mama", ale nadal nie odbiera. I nie tylko ona, bo dzwoniłem też do innych kontaktów i nikt nie odpowiada. Tak naprawdę tylko ty odbierasz ode mnie telefony.
– Dziwna sprawa. Aż ciężko uwierzyć, że tylu ludziom podpadłeś, że każdy cię ignoruje, nawet własna matka.
Nagle dopadł mnie ciężki niepokój, bo właśnie brutalnie uświadomiłam sobie, że nie znam Gabriela, a mu pomagam, chociaż wszyscy bliscy się od niego odsunęli. Na pewno nie zrobili tego bez powodu. Żeby się zaraz nie okazało, że jest poszukiwanym, zbiegłym mordercą...
W dodatku kelnerka cały czas przypatrywała nam się z dość skonsternowaną miną, a kiedy na moment zerknęłam w jej stronę nawet się nie speszyła, tylko dalej gapiła bezczelnie. Wprawdzie byliśmy jedynymi klientami, więc pewnie się nudziła, ale to nie oznaczało, że może się tak jawnie gapić i zapewne podsłuchiwać.
Również ostentacyjnie na nią patrzyłam, jednak wystarczająco długo, żeby się odezwała.
– Podać coś jeszcze? – zapytała, uśmiechając się sztucznie.
– Nie, dziękujemy.
Uniosła brwi zdziwiona i wycofała się na zaplecze.
– Słuchaj – zwróciłam się do Gabriela. – To może podaj mi numery, z którymi chciałbyś się skontaktować i ja spróbuję zadzwonić z mojego telefonu.
– To może spróbuj najpierw zadzwonić do mojej mamy – powiedział Gabriel i podsunął mi swój telefon, na ekranie którego wyświetlał się numer.
Wystukałam ciąg cyfr na swoim smartfonie, wybrałam i od razu włączyłam głośnik. Nie byłam jakoś wybitnie zaskoczona, gdy rozległ się krótki, urywany sygnał, po czym nastąpiła głucha cisza.
– Ta sama sytuacja co z numerem Wiki – zauważyłam.
– To znaczy, ze ten numer nie istnieje?
– Z tego co wiem, to tak.
– Ale jak to możliwe, że z mojego telefonu jest normalny sygnał?
– Nie mam pojęcia. Może telefon ci się zepsuł?
Gabriel westchnął.
– No to do kogo jeszcze mam dzwonić? – zapytałam.
– Spróbuj do niej. Nie pamiętam kto to, ale chyba ktoś ważny, skoro tak ją zapisałem.
Zerknęłam na kontakt zapisany pod nazwą „Karolcia" i z emotką serduszka na końcu.
– Może to twoja dziewczyna? – spojrzałam przelotnie na Gabriela, jednocześnie wpisując numer.
– Może – odparł nieprzekonany.
Wcisnęłam zieloną słuchawkę i wstrzymałam oddech. O dziwo, był sygnał.
– Tak? Słucham? – po chwili odezwał się po drugiej stronie miły, cienki głos.
– Emm... Cześć – rzuciłam.
Nie przygotowałam się do rozmowy, bo nie spodziewałam się, że ktoś odbierze. Zerknęłam na Gabriela i wydawało mi się, że chciał coś powiedzieć, ale uciszyłam go gestem.
– Cześć, kto mówi? – zapytała dziewczyna.
– Mam na imię Kornelia i dzwonię w... pewnej, prawdopodobnie delikatnej, sprawie – zaczęłam ostrożnie i zamilkłam na chwilę.
– Tak? Co to za sprawa?
– Ty jesteś Karolina, tak?
– Tak, Karolina Brodnicka – przedstawiła się. – Ale znamy się?
– Nie. Na pewno się nie znamy, ale znam kogoś, kogo ty też chyba znasz.
– Hmm... Przepraszam, ale nie rozumiem o co chodzi. To chyba pomyłka.
– Gabriel Zamojski – wyrzuciłam z siebie szybko, zanim zdołałaby przerwać połączenie.
Po drugiej stronie zapanowała przedłużająca się cisza.
– Halo? – zapytałam niepewnie.
– Przykro mi, ale już od dawna nie mam kontaktu z Gabrielem. I nie chcę mieć – rzekła sucho.
– Ja mam z nim kontakt. Chodzi o to, że miał wypadek, przez co ma problemy z pamięcią i...
– Już powiedziałam – przerwała mi wzburzona. – Nie chcę mieć kontaktu z Gabrielem. Nie dzwoń do mnie więcej.
– Jesteś jego dziewczyną? – zapytałam szybko.
Kobieta prychnęła z niesmakiem.
– Kiedyś byłam. I bardzo tego żałuję. Nie dzwoń do mnie. Blokuję twój numer. Niech Gabriel sam sobie radzi. Żegnam.
Rozłączyła się zanim zdołałam cokolwiek odpowiedzieć.
– Kurde... Człowieku, co żeś ty zmalował, że te kobiety tak tobą gardzą? – spojrzałam na Gabriela szeroko otwartymi oczami.
– Nie wiem – mruknął. – I teraz już nawet nie wiem, czy chcę wiedzieć...
– Za to ja jestem coraz bardziej ciekawa...
Zaczęłam intensywnie zastanawiać się, jak przekonać Wikę lub Karolinę do rozmowy. Wprawdzie był jeszcze ten śmieszny Gizmo, ale po rozmowie z nim odniosłam wrażenie, że raczej nie będzie pomocny. Nie brzmiał na wiarygodnego człowieka i kolejna rozmowa z nim mogłaby być stratą czasu. Wtem wpadłam na pomysł.
– Słuchaj, Gabriel... Mam plan. Wrócę tu tuż przed zamknięciem kancelarii i będę śledziła Wiktorię w drodze do domu. Dowiem się gdzie mieszka i jutro będziemy na nią czekać pod drzwiami jej mieszkania. Wtedy będzie musiała z nami porozmawiać. I ty będziesz tam ze mną. Może jak też się pojawisz, to zgodzi się chociaż powiedzieć nam co nabroiłeś.
Gabriel skrzywił się lekko, ewidentnie nieprzekonany do mojego pomysłu.
– Nie jestem pewien czy to wypali.
– Spróbujemy – zawyrokowałam entuzjastycznie.
Dopiłam resztkę kawy i oznajmiłam, że spadam do domu. Zapłaciłam przy kontuarze i wyszliśmy z kawiarni.
– Bądź tu za dziesięć piąta – powiedziałam do Gabriela.
– Okej, będę.
– Tylko się nie spóźnij, a w razie czego dzwoń do mnie. To do później.
Machnęłam ręką i ruszyłam w kierunku przystanku autobusowego.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro