Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 4

W poniedziałek budzik zadzwonił jak zwykle o siódmej rano. Poderwałam się półprzytomna i na oślep machałam rękami po blacie biurka. Wycierając ślinę z policzka znalazłam telefon i wyłączyłam ten potworny dźwięk. Dojście do siebie zajęło mi kilka sekund. Okazało się, że wczoraj zasnęłam przy biurku w trakcie poszukiwania informacji na temat Gabriela. Laptop był otwarty, ale uśpiony z powodu długiej nieaktywności.

Przeciągnęłam się na krześle i potarłam oczy. Bolał mnie kark przez spędzenie nocy w niewygodnej pozycji. Pokręciłam trochę głową, ale nic to nie dało. Wstałam od biurka i rzuciłam się na łóżko. Normalnie szykowałabym się teraz do pracy na poranną zmianę, ale tak się złożyło, że już nie miałam pracy, więc uznałam, że pośpię jeszcze trochę.

Sen jednak nie nadchodził. Rozbudziły mnie myśli związane z Gabrielem i moimi wczorajszymi poszukiwaniami. Niestety nie znalazłam nic ciekawego. Właściwie to nie znalazłam kompletnie nic. Udało mi się włamać do systemu dwóch szpitali i faktycznie znalazłam jednego Gabriela Zet, ale gość był po pięćdziesiątce, więc to nie on. Sprawdziłam też systemy kilku uczelni, ale bez rezultatu. Jeżeli chodzi o policję to ich serwery były zabezpieczone na tyle, że dwie godziny męczyłam się z włamaniem do nich. Niestety bez powodzenia.

Westchnęłam ciężko, zastanawiając się dlaczego zaprzątam sobie głowę jakimś anonimowym typem, zamiast ogarnąć się z własnym życiem. Może właśnie dlatego, żeby odciągnąć nieco w czasie ten moment, kiedy zabiorę się za swoje życie, które przecież kilkadziesiąt godzin temu miałam zakończyć.

Zza zamkniętych drzwi dobiegły mnie dźwięki krzątaniny w kuchni. Po chwili coś z łoskotem upadło na podłogę i rozległo się soczyste przekleństwo. Martyna, jak zwykle rano, była jak bomba z opóźnionym zapłonem. Wolałam nie wchodzić jej w drogę przed ósmą.

Sięgnęłam po telefon i otworzyłam listę ostatnich połączeń. Że też zapomniałam zapytać Gabriela o numer... Nie miałam zamiaru dzwonić do niego teraz, ale wolałabym się dziś upewnić, czy nadal oczekuje mojej pomocy, czy może udało mu się skontaktować z kimś z rodziny.

Prawie upuściłam telefon, kiedy nagle ekran się rozświetlił i pojawiło się na nim połączenie przychodzące. Numer prywatny.

– Halo? – odebrałam natychmiast.

– Cześć, Kornelio – odezwał się Gabriel. – Nie obudziłem cię?

Zaśmiałam się zaskoczona absurdem tej sytuacji.

– Nie – odpowiedziałam. – Budzik zdążył mnie obudzić parę minut temu.

– To dobrze. – W jego tonie dało się wyczuć ulgę. – Przypomniało mi się coś.

Aż usiadłam, słysząc tę nowinę.

– Co takiego? – zapytałam, nie kryjąc ekscytacji.

– Gizmo – odparł i zamilkł.

– Co? – rzuciłam skołowana.

– Gizmo to mój kumpel – wyjaśnił. – Ma taką ksywkę. Mam jego numer na liście kontaktów. Mam dziwne przeczucie, że chyba się przyjaźnimy.

– Dzwoniłeś do niego?

– Jeszcze nie.

– Emm... Dobra... – W głowie zaczęłam na szybko układać sobie plan dzisiejszego dnia. – Poczekaj z dzwonieniem. Spotkajmy się dzisiaj.

– Dobrze – zgodził się.

– To podaj mi swój numer. Zadzwonię do ciebie jak się ogarnę. – Wstałam z łóżka i wsunęłam na nogi kapcie.

Po drugiej stronie zapadła przedłużająca się cisza.

– Nie pamiętam swojego numeru – rzekł w końcu Gabriel.

No tak, czego ja się spodziewałam?

Westchnęłam głośno z wyczuwalną irytacją.

– Okej... – rzekłam powoli. – W takim razie przyjdę do twojego mieszkania za jakieś dwie godziny, może być? Jesteś na miejscu?

– Tak. Czekam.

– Super, do zobaczenia.

Poleciałam do łazienki wziąć szybki prysznic. Normalnie o tej porze nie miałabym w sobie tyle energii, ale sprawa Gabriela niezwykle mnie napędzała. Sama nie wiedziałam dlaczego, ale naprawdę chciałam mu pomóc odkryć jego tożsamość i poznać przeszłość. Zaczęłam się zastanawiać czy miało to jakiś związek z tym, że odciągnął mnie od próby samobójczej, ale nie byłam pewna. Nie wiem czy byłam wdzięczna losowi, że Gabriel pojawił się wtedy na wiadukcie. Nie wiem czy mimo wszystko skoczyłabym, gdyby go tam wtedy nie było.

Już ubrana, z lekko wilgotnymi włosami przeszłam do kuchni.

– Cześć – mruknęłam do Martyny, która wciąż siedziała przy kuchennym stole w szlafroku i dopijała poranną kawę.

– Hej – jęknęła zachrypniętym głosem.

Nie wnikałam gdzie wczoraj zniknęła, ale chyba wróciła bardzo późno, bo wyglądała jakby spała najwyżej dwie godziny. Podeszłam do chlebaka i wyjęłam stamtąd wczorajszą bułkę, po czym wzięłam gryz. Nie jadłam nic od wczorajszego popołudnia, ale nie chciało mi się przygotowywać śniadania, więc musiałam zapchać się suchą bułką.

– Ja pierdolę, chyba nie dam rady iść dziś do roboty – wysapała Martyna, opierając czoło na dłoni. – Ale wczoraj poszłam w tango – wyznała.

Całe szczęście wyglądało na to, że wróciła z melanżu sama. Zdarzało jej się wielokrotnie przyprowadzić jakiegoś faceta po imprezie, na którego zwykle, nie spodziewając się intruza, wpadałam rano w kuchni. Mieszkałam z Martyną już ponad rok i nie byłam w stanie zliczyć takich sytuacji. Póki nie budziły mnie w nocy hałasy to mogła tu sobie sprowadzać kogo chciała.

– Urlop na żądanie – rzuciłam w jej kierunku.

Parsknęła krótko.

– Ostatni na ten rok wykorzystałam dwa miesiące temu – wyjaśniła.

– To zadzwoń do pracy i powiedz, że masz grypę żołądkową czy coś – doradziłam.

– Wracam do łóżka – zdecydowała i wstała od stołu. – A ty idziesz do pracy? – Spojrzała na mnie.

– Wywalili mnie w piątek – oświadczyłam krótko.

Nie widziałyśmy się przez weekend, więc nie miałyśmy okazji porozmawiać. Nie kumplowałam się jakoś specjalnie z Martyną, ale zdarzało nam się pogadać o pierdołach.

– A to chuje – skwitowała i wyszła z kuchni.

Przełknęłam ostatni kęs bułki, ubrałam buty, kurtkę, zarzuciłam na ramię torbę i wyszłam z domu. Postanowiłam drogę do Gabriela pokonać pieszo, w końcu musiałam oszczędzać hajs. Aż sama sobie się dziwiłam, że zapamiętałam jego adres, bo nie miałam pamięci do imion, numerów i adresów.

Wciąż miałam sporo czasu, więc szłam spokojnym marszem. Nawet jakbym przyszła później niż się umówiliśmy to Gabriel pewnie i tak by na mnie czekał. Sprawiał wrażenie zagubionego i tak do bólu nieogarniętego, że aż było mi go szkoda. Było to tym bardziej dziwne, że raczej nie należałam do tych empatycznych.

W końcu dotarłam na miejsce i schodami wdrapałam się na trzecie piętro. Drzwi na dole były otwarte, więc nie musiałam dzwonić na domofon. Jakież było moje zdziwienie, gdy w momencie jak chciałam zapukać drzwi się otworzyły.

– Cześć, Kornelio.

– O, matko... – rzuciłam zaskoczona. – Stałeś z okiem przy wizjerze, czy co? – zapytałam, po czym weszłam do mieszkania.

Rzuciłam torbę na szafeczkę w przedpokoju i przeszłam do salonu. Nic się tutaj nie zmieniło od mojej wizyty w nocy z soboty na niedzielę.

– Dobra, dzwoń do tego Gizmo – powiedziałam do Gabriela niemalże ze zniecierpliwieniem, bo wciąż stał w progu pomiędzy przedpokojem a salonem.

– A, tak – rzucił, jakby ocknął się z jakiegoś dziwnego letargu.

Podszedł do kanapy i usiadłszy obok wyciągnął z kieszeni telefon.

– Daj na głośnik – szepnęłam.

Wybrał numer do kumpla i rozległ się dźwięk nawiązywania połączenia. Efekt jednak był taki sam, jak w przypadku telefonu do Wiki – nikt nie odbierał.

– Od niego też pożyczałeś jakiś hajs? – zapytałam, unosząc jedną brew i spoglądając na Gabriela.

– Nie pamię...

– Tasz – dokończyłam i wywróciłam oczami ze zniecierpliwieniem. – Dobra, zadzwonimy ode mnie – zdecydowałam i wróciłam do przedpokoju, żeby wyciągnąć swój telefon z torebki. – Podaj mi numer – rozkazałam, siadając z powrotem na kanapie.

Gabriel podał mi ciąg cyfr, a ja wystukałam je na swoim smartfonie.

– Ja z nim pogadam, jak odbierze. Ty nic nie mów – rzuciłam szybko do niego, jak tylko poleciał pierwszy sygnał i włączyłam na głośnik.

– Alooo? – Po pięciu sygnałach w końcu odezwał się jakiś głos.

Brzmiał trochę dziwnie, jakby był zaspany, czy coś. W sumie było dopiero po dziewiątej, więc tak właśnie mogło być.

– Cześć – powiedziałam ostrożnie. Właściwie w ogóle nie przemyślałam co chcę powiedzieć i o co zapytać.

– Czeeeeść – odpowiedział przeciągle.

– Emm... – mruknęłam, starając się zyskać na czasie, w głowie na szybko obmyślając przebieg rozmowy. – Gizmo? – zapytałam.

– Taaa... – powiedział, ale zabrzmiało to tak, jakby jego odpowiedź w trakcie przeistoczyła się w głębokie ziewnięcie.

– Czyli dobrze się dodzwoniłam – stwierdziłam.

– A kto mówi? – zapytał, trochę bardziej trzeźwo.

– Kor... – Już chciałam podać swoje imię, ale zawahałam się. Chyba bezpieczniej było pozostać anonimową. – Karina – rzuciłam szybko. – Jestem znajomą Gabriela – dodałam od razu.

– Jakiego Gabriela? Zamojskiego? – zapytał z niemałym zdziwieniem.

Ja i siedzący obok mnie mężczyzna spojrzeliśmy po sobie szeroko otwartymi oczami. Jest trop, mamy nazwisko.

– Tak! – zawołałam, prawie z ekscytacją. – Próbuję się z nim skontaktować, ale nie mam numeru, mógłbyś mi go podać?

– Hmm... – po drugiej stronie linii rozległo się długie westchnięcie. – Laleczko, ja nie miałem z Gabrielem kontaktu od dobrych dwóch lat – wyjaśnił, a po chwili dało się słyszeć głośno wydychane powietrze i krótki kaszel. – Widziałaś się z nim?

– Tak, niedawno – rzuciłam na poczekaniu. – Pożyczył ode mnie kasę jakiś czas temu i nie kwapi się, żeby oddać, ale nie mam do niego numeru – wymyśliłam.

– Od ciebie też? – zapytał rozbawiony i zaśmiał się głośno. – A to kutas... Mi też wisi paczkę drobnych.

– Nie dzwonił do ciebie może? – zapytałam, patrząc na Gabriela.

– Laleczko, już ci mówiłem, że od dwóch lat nie mam z nim kontaktu – powtórzył. – Wiesz, nie cisnąłem go o ten hajs aż tak, więc nie wiem czemu się nie odzywa. Dzwoniłem do niego, ale nie odbiera... Nie wiem, może zmienił numer czy coś... Myślałem, że może wpadnie kiedyś na blanta, ale zupełnie jakby zapadł się pod ziemię. – Nastała krótka przerwa i po chwili usłyszałam jak Gizmo głośno wydmuchuje powietrze. – Ej, lalka, a w ogóle to skąd masz mój numer? – zapytał wyjątkowo trzeźwo.

– Emm... – Gorączkowo myślałam, jaką ściemę mu sprzedać. – Wika mi podała.

– Wika? – zdziwił się. – Nawet nie wiedziałem, że ma mój numer. Pewnie grzebała Gabrielowi w telefonie, jak zwykle.

– Okej, to masz jego numer czy nie? – Chciałam już zakończyć tę rozmowę, bo była dziwnie męcząca. Gizmo raczej nie brzmiał na poważnego człowieka.

– No mam, ale mówię ci, że on w ogóle nie odbiera. Może wyjechał za granicę czy coś.

– A możesz mi podać ten numer mimo wszystko? – poprosiłam prawie grzecznie. – Może ode mnie odbierze.

– Jak ci wisi hajs to wątpię – zaśmiał się Gizmo. – Ale spoczko, zaraz wyślę ci SMS-em na ten numer, z którego dzwonisz.

– Dzięki, tylko zrób to od razu, dobra? – rzekłam z naciskiem, bo miałam wrażenie, że jak tylko zakończę połączenie, to Gizmo zapomni o naszej rozmowie.

– Luz, laleczko, już wysyłam.

– Dzięki bardzo! – Chciałam się rozłączyć, ale facet znowu się odezwał.

– Ej, mała! Jakby Gabriel się odezwał do ciebie to daj mi znać – poprosił.

– Jasne, powiem mu, żeby zadzwonił do ciebie.

– Dzięki, laleczko. Masz przyjemny głosik – powiedział rozmarzonym tonem.

– Pa, Gizmo! – zawołałam i szybko się rozłączyłam.

Spoglądałam na Gabriela z konsternacją wymalowaną na twarzy.

– Także ten... – rzuciłam, pocierając czoło. – Mówisz, że Gizmo to twój najlepszy kumpel? – Uniosłam brwi spoglądając na mężczyznę.

– Tak mi się wydawało. – Wzruszył ramionami.

Po sekundzie zabrzmiał dźwięk oznajmiający nadejście nowego SMS-a. Od razu wybrałam numer Gabriela, który podał mi Gizmo i po chwili rozległ się sygnał.

– Dzwonię do ciebie – powiedziałam do mężczyzny.

Gabriel trzymał swój telefon w dłoni, ale mimo iż słyszałam sygnał w swoim, na jego wyświetlaczu nie pojawiło się połączenie przychodzące. W końcu po kilku sygnałach rozłączyłam się.

– Pewnie podał ci zły numer – stwierdził Gabriel.

Westchnęłam zrezygnowana.

– Wygląda na to, że musiałeś w międzyczasie go zmienić. Ale przynajmniej wiemy jak się nazywasz. Gabriel Zamojski. Nawet ładnie – uśmiechnęłam się.

– Myślisz, że to w czymś pomoże? – zapytał.

– Zobaczymy. Mam taką nadzieję – oznajmiłam wpisując jego imię i nazwisko do wyszukiwarki Google w telefonie.

Bez słowa zaczęłam przeglądać wyniki. Kilka kont w mediach społecznościowych, ale niepasujące zdjęcia i miejscowości. Strony kilku polskich uczelni z różnych miast, agencja nieruchomości, usługi prawnicze. Sprawdziłam wyniki grafiki, ale żadne ze zdjęć nie przedstawiało faceta, który siedział obok mnie.

– I co? Znalazłaś coś ciekawego? – zapytał w końcu.

– Nie – mruknęłam. – W domu poszperam trochę głębiej.

– A do tej pory coś znalazłaś?

– Jakbym znalazła, to bym ci powiedziała – rzekłam zniecierpliwionym tonem i spojrzałam na niego, blokując telefon. – Sam też byś mógł wykazać jakąś inicjatywę i ruszyć trochę głową – wygarnęłam.

– Przecież próbuję – odparł niemalże obrażony. – Z mojej inicjatywy zadzwoniliśmy do Gizmo i znamy już moje nazwisko – dodał triumfalnie, zaplatając ręce na piersi.

– No dobra, jeden zero dla ciebie – przyznałam. – Wiesz, zastanawia mnie jedno... – powiedziałam pocierając podbródek. – Skoro masz takie zaniki pamięci, to jak radzisz sobie w codziennym życiu? Co robisz jak jesteś sam?

Spoglądałam na niego z nieskrywanym zaciekawieniem. Przybrał taką minę, jakby głęboko zastanawiał się nad odpowiedzią. Milczał zdecydowanie zbyt długo.

– Jak ci minęło wczorajsze popołudnie? – Podsunęłam, starając się jakoś naprowadzić go na sensowną wypowiedź.

– Chyba dobrze. – Wzruszył ramionami.

– Okej – powiedziałam powoli. – To opowiedz mi co robiłeś po naszym spotkaniu w parku.

– Poszedłem do domu – rzekł krótko.

– Fajnie, a co robiłeś w domu? – pytałam dalej, niczym przedszkolaka.

– Sięgnąłem po jakąś książkę z mojej biblioteczki i poczytałem trochę. Ale chyba zasnąłem w trakcie. – Znów zamilkł po tej krótkiej wypowiedzi.

– Jaką książkę czytałeś?

– Hmm... „Mistrz i Małgorzata". Trochę ciężkie jak dla mnie.

– Lektura szkolna – skwitowałam. – Dobra i co było potem? – Dalej ciągnęłam go za język.

– Spałem.

– Okej, ale chyba w końcu się obudziłeś, nie?

– Dopiero rano – odrzekł po dłuższej chwili.

Naprawdę ciężko mi się z nim rozmawiało. Starałam się być wyrozumiała, ale z natury nie byłam zbyt cierpliwa, a jego słowna opieszałość doprowadzała mnie do szału.

– I zadzwoniłem do ciebie, bo nagle przypomniało mi się o Gizmo – kontynuował. – Zanim wczoraj sięgnąłem po książkę jeszcze raz przejrzałem listę kontaktów w telefonie i gdy trafiłem na Gizmo miałem jakiś dziwny przebłysk, jakby flashback. Wspomnienie, że siedzimy u niego w mieszkaniu i z czegoś się śmiejemy.

Spojrzał na mnie, jakby oczekiwał, że pochwalę go za przypomnienie sobie mało istotnego faktu. No dobra, sam fakt, że przypomniał sobie o Gizmo był istotny, bo kontakt z tym facetem pozwolił nam poznać nazwisko Gabriela, a to już coś.

– Okej. – Klepnęłam dłońmi o uda i wyprostowałam się nieco. – Czyli jakoś sobie radzisz – stwierdziłam, chociaż wcale tak nie myślałam. – Jadłeś jakieś śniadanie?

– Nie, ale nie jestem głodny. Później zjem – machnął ręką.

– Pracujesz gdzieś? Masz jakieś pieniądze? – zapytałam, bo wydawało mi się to dość istotne.

– Jeszcze nie wiem – powiedział i zawiesił się na moment, widząc moją skonsternowaną minę. – To znaczy jeszcze sobie nie przypomniałem. Ale znalazłem trochę kasy – dodał z lekką ekscytacją i wstał z kanapy, po czym podszedł do regału z książkami i wyjął stamtąd jedną z nich.

Otworzył książkę i okazało się, że jej wnętrze jest wycięte na kształt niewielkiego prostokąta a w tymże otworze znajduje się przewiązany gumką plik stuzłotówek.

– O, wow – powiedziałam zaskoczona. – No to z głodu nie umrzesz. I może nawet będziesz mógł oddać część kasy kumplowi. Liczyłeś ile tam masz?

– Osiem tysięcy – rzekł od razu.

– Nie uważasz, że to trochę dziwne trzymać pieniądze w takim miejscu? – zapytałam, wskazując brodą na książkę.

– Może trochę – mruknął, wpatrując się w zmodyfikowaną książkę, którą wciąż trzymał w rękach. Zamknął ją i odłożył na półkę. – Nigdzie nie znalazłem swojego portfela. Może go zgubiłem – stwierdził i podszedł do kanapy, ponownie siadając obok mnie.

– No dobra... – powiedziałam wolno, po czym równie niespiesznie podniosłam się z kanapy. – To ja już pójdę, a ty... zajmij się sobą, czy coś. – Wzruszyłam ramionami.

– Dzięki, że mi pomagasz – rzekł Gabriel, uśmiechając się do mnie.

– Nie ma spawy – odwzajemniłam uśmiech. – Jakbyś czegoś potrzebował to dzwoń – dodałam i sama się sobie dziwiłam. Od kiedy ja byłam taka miła dla ludzi, a zwłaszcza nieznajomych? No dobra, Gabriel nie był już takim kompletnym nieznajomym, ale właściwie ledwo co go znałam.

– Jeśli znowu sobie coś przypomnę to dam ci znać.

Uśmiechnęłam się krótko, machnęłam ręką na pożegnanie i szybko wyszłam z mieszkania.

Był poniedziałek i dopiero co dochodziła dziesiąta, a ja nie miałam pracy, więc zaczęłam zastanawiać się co z sobą począć. Jedynym sensownym rozwiązaniem na ten moment wydawało mi się pójść do domu i znów poszperać w Internecie w poszukiwaniu informacji o Gabrielu.

Przyśpieszyłam nieco kroku, a po głowie wciąż chodziła mi tajemnicza Wika.




Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro