Rozdział 3
Rano obudziło mnie natarczywe dzwonienie do drzwi. Ktoś uparcie wciskał przycisk dzwonka, jakby się co najmniej paliło. Przetarłam oczy i spojrzałam w telefon, dochodziła jedenasta. W dodatku miałam kilka nieodebranych połączeń od Walerii. Jak dobrze, że wyciszyłam telefon przed pójściem spać.
Domyśliłam się, że mojej współlokatorki Martyny nie ma w mieszkaniu, bo nie kwapiła się, żeby otworzyć. Zmuszona przez upierdliwego intruza zwlekłam się z łóżka i poszłam do drzwi frontowych. Kiedy je otworzyłam moim oczom ukazała się Waleria.
– Nelka! – zawołała poruszona i bezceremonialnie weszła do środka. – Już myślałam, że ci się coś stało!
„Chciałam, ale nie wyszło" pomyślałam.
– Nie odbierałaś telefonu, a teraz dobijałam się tu dobre kilka minut! – dodała Waleria niemal oburzonym tonem. – Wszystko okej? Przyniosłam twoją kurtkę. – Wyciągnęła rękę, trzymając w niej nakrycie.
Patrzyłam na nią, jakby urwała się z choinki.
– Jaja sobie robisz? – obrzuciłam ją pogardliwym spojrzeniem.
Spoglądała na mnie trochę zawstydzona i przez chwilę nie wiedziała co powiedzieć.
– Po co tu przylazłaś? – wysyczałam.
– Nela, wysłuchaj mnie... – zaczęła niemrawo.
– Co tu jest do słuchania?! – wściekłam się. – Wszystko wczoraj widziałam. Bardzo wyraźnie.
– To nie tak...
– A, kurwa, jak?! – weszłam jej w słowo.
– Przecież ty i tak nie kochasz Damiana, więc ci wszystko jedno! – wygarnęła, przybierając obrażoną minę.
– To jest jakaś kpina – pokręciłam głową z dezaprobatą. – Myślałam, że jesteśmy przyjaciółkami, darzymy się wzajemną lojalnością i jedna drugiej nie kradnie chłopaka.
– Nie ukradłam ci go! Sam się do mnie przymilał. I to już od dłuższego czasu – wyznała i przygryzła wargę.
– Zajebiście – mruknęłam ironicznie. – I nie przyszło ci do głowy, żeby mi o tym powiedzieć? Wolałaś dać mu dupy?
– Przestań, Nelka...
– Nazywam rzeczy po imieniu, Wala – warknęłam.
– On cię nie chce, Nelka. Powiedział mi, że i tak z tobą zerwie, więc co to za różnica? – Waleria dalej obstawiała przy swoim.
– Pomyłka, bo to ja zerwę z nim– oznajmiłam i odwróciłam się na pięcie, po czym szybko weszłam do swojego pokoju. Złapałam za telefon, napisałam Damianowi wiadomość o treści „zrywam z tobą" i natychmiast wysłałam. Żałosne było zrywanie przez wiadomość na komunikatorze, ale w tamtym momencie zaczęłam się gotować i działałam impulsywnie. Po sekundzie napisałam jeszcze „nienawidzę cię, gnoju" i też wysłałam.
Odwróciłam się w stronę drzwi, a Wala stała w progu i wpatrywała się we mnie z napięciem.
– Bierz go, jest twój – rzuciłam do niej.
– Ale... – Waleria miętosiła rękaw swojej kurtki. – Między nami jest okej, tak? – zapytała niepewnie.
– Nie, nie jest okej – powiedziałam twardo. – Idź już stąd, chcę zostać sama. – Starałam się zachować spokój, ale aż miałam ochotę zdzielić ją w twarz.
– Dam ci trochę czasu – oznajmiła, spuszczając wzrok i wycofała się do korytarza.
Nie ruszyłam się ze swojego pokoju, a po chwili usłyszałam trzaśnięcie drzwiami.
Nagle opuściła mnie cała energia oraz bojowość i usiadłam na łóżku, po czym rozbeczałam się jak dziecko. Było to dziwne, bo rzadko płakałam, ale wyglądało na to, że nagromadziło się we mnie za dużo emocji i potrzebowały jakiegoś ujścia. A jak przypomniałam sobie o wczorajszej próbie samobójczej, rozryczałam się jeszcze bardziej. Co ja robiłam? W imię czego? Dałam się pokonać tym wszystkim niefortunnym zdarzeniom? Walerii i Damianowi?
Otarłam łzy z twarzy i zaczęłam brać głębokie wdechy, żeby się jakoś uspokoić. Schowałam telefon do kieszeni szlafroka i poszłam do kuchni. Wyjęłam z lodówki butelkę wódki, a z szafki szklankę i uzupełniłam ją do połowy. Usiadłam na kuchennym taborecie i upiłam łyk, po czym skrzywiłam się i ponownie podeszłam do lodówki. Szybko zlustrowałam biednie wyposażone wnętrze, ale nie znalazłam żadnego soku, który mógłby służyć za popitę, więc wróciłam do stołu i sączyłam samą wódkę. Jedyny plus, że była zimna.
Upijałam się tak w samotności, o jedenastej rano w niedzielę, w moje urodziny i popadałam w stan coraz głębszego otępienia. Nagle zaćwierkało mi powiadomienie w telefonie. Kiedy wydobyłam go z kieszeni, odblokowałam i ujrzałam wiadomość, parsknęłam gorzkim śmiechem.
DAMIAN: „OK"
I tylko tyle. Tyle po roku „chodzenia ze sobą" i zerwaniu z mojej strony przez telefon. Aha, zapomniałabym, i po wygrzmoceniu mojej przyjaciółki poprzedniej nocy. Mistrz niewarty mojego czasu i energii. Może i dobrze się stało. Dobrze, że teraz a nie za kilka lat. Chociaż to i tak by pewnie długo nie przetrwało. Szkoda mi było tylko przyjaźni z Walerią.
Wciąż wpatrywałam się w to jego nędzne „OK", w drugiej ręce trzymając szklankę z wódką, która powoli stawała się ciepła, kiedy nagle telefon zaczął dzwonić. Ktoś dzwonił z zastrzeżonego, bo na ekranie wyświetliło mi się „Numer prywatny". Przez chwilę wahałam się czy odebrać, ale w końcu po czterech sygnałach przesunęłam palcem po wyświetlaczu.
– Halo? – zapytałam, trochę niepewnie.
– Dzień dobry, Kornelio – odezwał się męski głos. – Z tej strony Gabriel.
Gabriel! Kompletnie o nim zapomniałam i przez te odwiedziny Walerii zupełnie wyleciało mi z głowy, że miał do mnie dzisiaj dzwonić. To znaczy, powiedziałam mu, żeby dzwonił, jakby potrzebował wsparcia, więc...
– Cześć – powiedziałam obojętnym tonem.
– Miałabyś czas, żeby spotkać się ze mną dzisiaj? – zapytał z nadzieją w głosie.
Może zajęcie się cudzymi problemami sprawi, że na chwilę zapomnę o własnych.
– Miałabym – odpowiedziałam. – Kiedy chcesz się spotkać?
– Najlepiej zaraz – odrzekł. – Znowu miałem jakiś dziwny zanik pamięci i nie wiem co działo się od twojego wyjścia aż do momentu, jak obudziłem się dziesięć minut temu. W dodatku znalazłem coś... ciekawego... I w sumie dziwnego... Chciałbym ci to pokazać i zapytać co o tym sądzisz – wyjaśnił.
– Spoko – mruknęłam, po czym szybko upiłam mały łyczek alkoholu. – Mam przyjść do ciebie do mieszkania?
– Może spotkajmy się w Parku Mickiewicza? Za pół godziny?
– Dobra – zgodziłam się, bo i tak mi było wszystko jedno.
– Dziękuję. Do zobaczenia – pożegnał się i od razu rozłączył, zanim zdążyłam zareagować.
Do Parku Mickiewicza miałam jakieś piętnaście minut spacerku, więc została mi chwila na doprowadzenie się do porządku. Spojrzałam na szklankę i zastanawiałam się czy dopić jej zawartość trzema dużymi łykami i trochę się nawalić, ale w ostateczności wylałam to do zlewu. Zanim Gabriel zadzwonił zdążyłam wypić tylko kilka łyków, więc nawet nie byłam porządnie wstawiona.
Odłożyłam szklankę do zlewu i poszłam z powrotem do swojego pokoju. Darowałam sobie prysznic, więc tylko się ubrałam, uczesałam swoje długie, kasztanowe włosy i spięłam je w luźną kitkę. Do czarnej torebki, którą nosiłam na co dzień wrzuciłam portfel, telefon oraz klucze i właściwie byłam gotowa do wyjścia.
Dzień był wyjątkowo ciepły i słoneczny, jak na końcówkę lata, na tyle, że prażące słońce zmusiło mnie do zdjęcia po drodze swetra. Idąc ulicą w kierunku parku mijałam grupki ludzi wracających prawdopodobnie z pobliskiego kościoła. Kiedy dotarłam do bramy parku nagle uświadomiłam sobie, że nie umówiłam się z Gabrielem w żadnym konkretnym miejscu. Park był spory, więc zapewne trochę czasu zajęłoby szukanie siebie nawzajem.
Wyciągnęłam telefon z torebki i już chciałam zadzwonić do mężczyzny, ale przypomniałam sobie, że dzwonił do mnie z zastrzeżonego numeru, więc nie oddzwonię. Postanowiłam zaczekać na niego przy bramie. A jeśli już jest w parku, a ja nie pojawię się tam wkrótce, to pewnie do mnie zadzwoni. Oparłszy się o bramę odpaliłam w telefonie jakąś głupią gierkę i czekałam.
– Kornelio... – usłyszałam kilka minut później.
Podniosłam wzrok znad ekranu, a przede mną stał Gabriel we własnej osobie. Spojrzałam na niego zaskoczona, bo wyglądał na trochę zaniepokojonego.
– Cześć – rzuciłam krótko. – Czekam tu, bo nie podałeś mi konkretnego miejsca. I nie mam twojego numeru, żeby zadzwonić w razie czego.
– Usiądziemy gdzieś? – zapytał i nie czekając na odpowiedź złapał mnie za ramię i przeprowadził przez bramę.
Szliśmy kawałek asfaltową ścieżką dopóki na horyzoncie nie pojawiła się pierwsza wolna ławka. Gabriel usiadł na niej i oparł łokcie na kolanach, a dłonie zaplótł tak mocno, że aż pobielały mu paznokcie. Przez kilka sekund stałam obok i wpatrywałam się w niego z napięciem, ale w końcu usiadłam, zakładając nogę na nogę.
– Wyglądasz na trochę... poruszonego – stwierdziłam.
– Naprawdę dziwnie się czuję – powiedział, nie patrząc na mnie. – Mam niepokojące zaniki pamięci. Zupełnie, jakby urwał mi się film. Albo jakbym nagle zasnął, a potem obudził się w innym miejscu. W dodatku dziś rano znalazłem coś dziwnego na swoim ciele i nie mam pojęcia skąd to się wzięło.
– Co dziwnego? – zainteresowałam się.
Gabriel spojrzał na mnie, po czym wyprostował się i bez słowa podciągnął koszulkę, odsłaniając brzuch. Przysunęłam się odrobinę bliżej i zmarszczyłam czoło. Na brzuchu miał kilka blizn. Z tym, że wcale nie wyglądały na blizny pooperacyjne. Były porozrzucane w różnych miejscach, pionowe i poziome, różnej długości. Kilka znajdowało się też w okolicy żeber.
– To po tym wypadku, którego nie pamiętasz? – zapytałam, podnosząc wzrok na twarz mężczyzny.
– Nie wiem – szepnął. – A wygląda jak po wypadku? – zapytał mnie, jakbym była jakimś specem od blizn.
– Skąd mam wiedzieć? – spoglądałam na niego skonsternowana i wzruszyłam ramionami.
Westchnął z rezygnacją, opuścił koszulkę i opadł na oparcie ławki.
– Znalazłem coś jeszcze – powiedział po chwili, obrzucając mnie spojrzeniem. – Tak samo dziwne jak te blizny, a może nawet dziwniejsze. Musiałem być idiotą, żeby zrobić sobie coś takiego.
Podciągnął lewy rękawek T-shirtu i moim oczom ukazał się mały tatuaż w czarno-białej tonacji, przedstawiający motyla. Uśmiechnęłam się na ten widok, bo delikatny, kobiecy motylek w ogóle nie pasował mi do tego faceta.
– Wow – rzekłam z rozbawieniem. – Stylowe. Takie... bardzo męskie – starałam się nie parsknąć śmiechem.
Gabriel sapnął obrażony i opuścił rękaw.
– To nie jest śmieszne. To tatuaż! – zawołał ze zgrozą, jakby dopiero teraz uświadomił sobie, że nie zmyje tego wodą z mydłem.
– Może po pijaku założyłeś się z kumplami, że wydziarasz sobie motylka? – podsunęłam prawdopodobną opcję.
– Pewnie tak było – mruknął.
– A znalazłeś w końcu jakieś dokumenty? Przypomniałeś sobie coś więcej o sobie?
– Nie bardzo... – westchnął. – Chociaż znalazłem w telefonie kontakt nazwany „mama" i próbowałem tam zadzwonić, ale nikt nie odebrał.
Telefon! No właśnie!
– Daj telefon! – zawołałam olśniona.
Przecież w telefonie musi mieć jakieś dane. Jakieś aplikacje, komunikatory, stare SMS-y, cokolwiek, co może nas naprowadzić na jego tożsamość.
– Po co? – zapytał zaskoczony.
– Może znajdziemy tam coś ciekawego. – Wyciągnęłam rękę, oczekując aż poda mi smartfona.
Gabriel wahał się przez chwilę, ale wyciągnął telefon z kieszeni i położył na mojej dłoni.
Wcisnęłam przycisk, żeby rozświetlić ekran, ale blokada wymagała pinu.
– Jaki masz kod do odblokowania? – spojrzałam na niego.
– Jeden, dwa, trzy, cztery.
– Ale żenada – skwitowałam, kręcąc głową. – Równie dobrze w ogóle mógłbyś nie mieć.
Nie skomentował tego, a ja ochoczo zabrałam się za penetrację danych w jego telefonie. W kwestii aplikacji miał ich niewiele, jedynie jakieś podstawowe. Żadnych mediów społecznościowych, żadnych komunikatorów. Dziwne, jak na obecne czasy. Najpierw sprawdziłam jego pocztę gmail. Przejrzałam odebrane wiadomości, z czego znalazłam tylko nic nieznaczący spam. W wysłanych nie było kompletnie nic, zupełnie jakby wcale nie korzystał z tej poczty albo usuwał mejle zaraz po wysłaniu. Zastanawiałam się chwilę nad etymologią adresu, [email protected]. Jeżeli pierwsze trzy litery były od imienia to ostatnia mogła być pierwszą literą nazwiska.
– Możliwe, że twoje nazwisko zaczyna się na zet? – zapytałam Gabriela, podnosząc wzrok znad telefonu.
– A znalazłaś jakąś wskazówkę? – odpowiedział pytaniem na pytanie i wyciągnął szyję, żeby dojrzeć co znalazłam.
– Twój adres mejlowy – pomachałam mu telefonem przed twarzą.
Przeczesał ręką włosy, wciąż patrząc w telefon.
– Nazwa użytkownika jest taka sama. Gab Z – dodałam.
– W takim razie pewnie moje nazwisko zaczyna się na zet – skwitował.
Chciałam powiedzieć, że to już coś, ale w sumie to było nic. Nazwisk na zet jest całe mnóstwo. Zostawiłam pocztę i przeszłam do odebranych SMS-ów. Było tylko kilka i w dodatku wszystkie sprzed dwóch lat. Głównie jakieś niezrozumiałe wiadomości od niezapisanych numerów, w stylu „w piątek o 4 na górce" albo „jestem za przystankiem". Znalazłam też jedną dłuższą wymianę wiadomości z kontaktem nazwanym „Wika". Głównie były to prośby o pożyczenie pieniędzy ze strony Gabriela i stanowcze odmowy Wiki.
W książce telefonicznej znalazłam tylko kilka zapisanych numerów, w tym niektóre dziwnie nazwane, jakby jakimiś ksywkami, czy coś. Marny trop.
– Próbowałeś dzwonić do kogoś poza mamą? – zapytałam Gabriela.
– Nie – odparł krótko.
– A kim jest Wika? – Tym razem sprawdzałam historię ostatnich połączeń i poza dzisiejszymi trzema próbami dodzwonienia się do matki, były tam też trzy inne połączenia sprzed dwóch lat, jedno nieodebrane do Wiki i dwie rozmowy z niezapisanymi numerami.
– Wika? – zapytał zdziwiony. – Nie kojarzę.
– Może to twoja dziewczyna albo żona? – podsunęłam.
– Nie wiem. Chyba nie mam dziewczyny, mieszkam sam. – Gabriel zaczął rozmasowywać sobie skronie, jakby próba przypomnienia sobie czegokolwiek wywoływała u niego ból głowy.
– Nie korzystałeś z telefonu dwa lata? – rzuciłam kolejnym pytaniem.
– Kornelio... – westchnął. – Nie wiem – odpowiedział po krótkim wahaniu. – Mówiłem ci już, że mam problemy z...
– Pamięcią – dokończyłam za niego. – Tak, wiem. Ale zastanów się, wysil się chociaż trochę – rzekłam z naciskiem.
Naprawdę chciałam mu pomóc, bo jego enigmatyczność mocno mnie zaintrygowała, ale nie chciałam mieć obok balastu w postaci zagubionego chłopca, którego cały czas trzeba prowadzić za rączkę.
Zamknął oczy i odchylił głowę do tyłu, a dłonie zaciśnięte w pięści oparł na kolanach. Obserwowałam uważnie mimikę jego twarzy i mimowolnie się uśmiechnęłam, bo marszczył się jak uczniak na egzaminie. W końcu otworzył oczy i westchnął ciężko.
– No nie wiem... – zaczął. – Może zadzwonię do tej Wiki?
Bez słowa oddałam mu telefon. Wziął go do ręki, wybrał numer i włączył tryb głośnomówiący. Kiedy po kilku sygnałach zgłosiła się poczta głosowa zakończył połączenie.
– Nie odbiera – oznajmił.
– Męczyłeś ją, żeby pożyczyła ci hajs. Może celowo nie odbiera, bo myśli, że znowu dzwonisz w tej sprawie – zauważyłam. – Zadzwońmy z mojego telefonu.
Sprawdziłam numer Wiki i wystukałam go na moim smartfonie, po czym wcisnęłam zieloną słuchawkę. Po sekundzie nastąpiła seria krótkich, urywanych dźwięków, zupełnie jakbym próbowała dodzwonić się na nieistniejący numer.
– Co?! – zawołałam zdumiona. – Podyktuj mi ten numer jeszcze raz.
Gabriel podał mi numer i wszystko się zgadzało.
– Nie wiem co jest grane, ale nawet nie nawiązuje połączenia – powiedziałam do niego, zdziwiona jeszcze bardziej.
– Z mojego był sygnał – odparł.
Siedzieliśmy przez chwilę w ciszy kompletnie zrezygnowani.
– Sorry, ale w tym momencie nie wiem jak ci pomóc – westchnęłam w końcu. – Kompletnie nic nie pamiętasz, a to bardzo utrudnia sprawę.
– Wiem... Dzięki, że chociaż próbowałaś – uśmiechnął się niepewnie.
– Wiesz co... – rzuciłam, po momencie szybkiego zastanowienia. – Może poszperam trochę w Internecie, bazując na tych szczątkowych informacjach, które o tobie mam i może uda mi się wpaść na jakiś trop – zaproponowałam.
Wprawdzie nie byłam żadnym tam hakerem, ale umiałam wyszukiwać wrażliwe dane, zwłaszcza, że jeszcze do niedawna studiowałam kierunek związany z informatyką.
– Jeśli miałabyś czas... – rzekł z nadzieją w głosie.
– Teraz czasu mam aż nadto – westchnęłam. – Nie mam pracy, nie studiuję już, straciłam chłopaka i najlepszą przyjaciółkę, więc nie będę mieć problemu z zagospodarowaniem czasu, żeby poświęcić się twojej sprawie. – Chciałam, żeby to zabrzmiało lekko, ale po wypowiedzeniu tego zdania wybrzmiało tak, jakbym miała pretensje do Gabriela o to, co mnie spotkało.
Przesunął palcami po moim odsłoniętym ramieniu.
– Jak się trzymasz? – zapytał, niemalże z troską.
Podniosłam na niego wzrok, a jego spojrzenie przeszywało mnie tak, jakby próbował czytać mi w myślach.
– Jak widać jeszcze żyję. – Wzruszyłam ramionami.
– Jak chcesz o tym porozmawiać to...
– Nie – przerwałam mu gwałtownie. – Już ci powiedziałam wszystko, co powinieneś wiedzieć. Więcej nie musisz.
– Okej – rzekł powoli. – Nie musisz jeszcze brać na siebie moich problemów.
– Muszę – potrząsnęłam głową. – Tak jest lepiej – wyjaśniłam. – Przynajmniej nie myślę w kółko o własnych problemach.
Niespodziewanie podniosłam się z ławki i zarzuciłam torebkę na ramię.
– Pójdę już – oznajmiłam. – Powinnam rozejrzeć się za jakąś pracą, zanim moje oszczędności się rozejdą. Jak coś znajdę na twój temat, to się z tobą skontaktuję.
– Dziękuję, Kornelio – powiedział i uśmiechnął się z wdzięcznością.
– Trzymaj się, cześć! – rzuciłam, machnęłam ręką i ruszyłam ścieżką w kierunku bramy parku.
Jednak po kilku krokach zdałam sobie sprawę, że nie skontaktuję się z nim, bo przecież nie mam jego numeru, a nie oddzwonię na zastrzeżony. Odwróciłam się raptownie i nabrałam powietrza, żeby zapytać Gabriela o numer telefonu, ale od razu je wypuściłam, a brwi podjechały mi prawie pod linię włosów. Gabriela już nie było na ławce.
Rozejrzałam się dookoła, ale w pobliżu nie było żywej duszy, tylko pusta ścieżka, drzewa i szalejące w gałęziach wiewiórki. Gdzie on wyparował? Stałam tak chwilę osłupiała, ale ostatecznie wzruszyłam ramionami i znów zwróciłam się w stronę wyjścia. Pewnie jak się odwróciłam to od razu pobiegł w przeciwnym kierunku. Trudno, może jutro znowu sam zadzwoni, albo zadzwoni jak sobie coś w końcu przypomni.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro