Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 3

Rano obudziło mnie natarczywe dzwonienie do drzwi. Ktoś uparcie wciskał przycisk dzwonka, jakby się co najmniej paliło. Przetarłam oczy i spojrzałam w telefon, dochodziła jedenasta. W dodatku miałam kilka nieodebranych połączeń od Walerii. Jak dobrze, że wyciszyłam telefon przed pójściem spać.

Domyśliłam się, że mojej współlokatorki Martyny nie ma w mieszkaniu, bo nie kwapiła się, żeby otworzyć. Zmuszona przez upierdliwego intruza zwlekłam się z łóżka i poszłam do drzwi frontowych. Kiedy je otworzyłam moim oczom ukazała się Waleria.

– Nelka! – zawołała poruszona i bezceremonialnie weszła do środka. – Już myślałam, że ci się coś stało!

„Chciałam, ale nie wyszło" pomyślałam.

– Nie odbierałaś telefonu, a teraz dobijałam się tu dobre kilka minut! – dodała Waleria niemal oburzonym tonem. – Wszystko okej? Przyniosłam twoją kurtkę. – Wyciągnęła rękę, trzymając w niej nakrycie.

Patrzyłam na nią, jakby urwała się z choinki.

– Jaja sobie robisz? – obrzuciłam ją pogardliwym spojrzeniem.

Spoglądała na mnie trochę zawstydzona i przez chwilę nie wiedziała co powiedzieć.

– Po co tu przylazłaś? – wysyczałam.

– Nela, wysłuchaj mnie... – zaczęła niemrawo.

– Co tu jest do słuchania?! – wściekłam się. – Wszystko wczoraj widziałam. Bardzo wyraźnie.

– To nie tak...

– A, kurwa, jak?! – weszłam jej w słowo.

– Przecież ty i tak nie kochasz Damiana, więc ci wszystko jedno! – wygarnęła, przybierając obrażoną minę.

– To jest jakaś kpina – pokręciłam głową z dezaprobatą. – Myślałam, że jesteśmy przyjaciółkami, darzymy się wzajemną lojalnością i jedna drugiej nie kradnie chłopaka.

– Nie ukradłam ci go! Sam się do mnie przymilał. I to już od dłuższego czasu – wyznała i przygryzła wargę.

– Zajebiście – mruknęłam ironicznie. – I nie przyszło ci do głowy, żeby mi o tym powiedzieć? Wolałaś dać mu dupy?

– Przestań, Nelka...

– Nazywam rzeczy po imieniu, Wala – warknęłam.

– On cię nie chce, Nelka. Powiedział mi, że i tak z tobą zerwie, więc co to za różnica? – Waleria dalej obstawiała przy swoim.

– Pomyłka, bo to ja zerwę z nim– oznajmiłam i odwróciłam się na pięcie, po czym szybko weszłam do swojego pokoju. Złapałam za telefon, napisałam Damianowi wiadomość o treści „zrywam z tobą" i natychmiast wysłałam. Żałosne było zrywanie przez wiadomość na komunikatorze, ale w tamtym momencie zaczęłam się gotować i działałam impulsywnie. Po sekundzie napisałam jeszcze „nienawidzę cię, gnoju" i też wysłałam.

Odwróciłam się w stronę drzwi, a Wala stała w progu i wpatrywała się we mnie z napięciem.

– Bierz go, jest twój – rzuciłam do niej.

– Ale... – Waleria miętosiła rękaw swojej kurtki. – Między nami jest okej, tak? – zapytała niepewnie.

– Nie, nie jest okej – powiedziałam twardo. – Idź już stąd, chcę zostać sama. – Starałam się zachować spokój, ale aż miałam ochotę zdzielić ją w twarz.

– Dam ci trochę czasu – oznajmiła, spuszczając wzrok i wycofała się do korytarza.

Nie ruszyłam się ze swojego pokoju, a po chwili usłyszałam trzaśnięcie drzwiami.

Nagle opuściła mnie cała energia oraz bojowość i usiadłam na łóżku, po czym rozbeczałam się jak dziecko. Było to dziwne, bo rzadko płakałam, ale wyglądało na to, że nagromadziło się we mnie za dużo emocji i potrzebowały jakiegoś ujścia. A jak przypomniałam sobie o wczorajszej próbie samobójczej, rozryczałam się jeszcze bardziej. Co ja robiłam? W imię czego? Dałam się pokonać tym wszystkim niefortunnym zdarzeniom? Walerii i Damianowi?

Otarłam łzy z twarzy i zaczęłam brać głębokie wdechy, żeby się jakoś uspokoić. Schowałam telefon do kieszeni szlafroka i poszłam do kuchni. Wyjęłam z lodówki butelkę wódki, a z szafki szklankę i uzupełniłam ją do połowy. Usiadłam na kuchennym taborecie i upiłam łyk, po czym skrzywiłam się i ponownie podeszłam do lodówki. Szybko zlustrowałam biednie wyposażone wnętrze, ale nie znalazłam żadnego soku, który mógłby służyć za popitę, więc wróciłam do stołu i sączyłam samą wódkę. Jedyny plus, że była zimna.

Upijałam się tak w samotności, o jedenastej rano w niedzielę, w moje urodziny i popadałam w stan coraz głębszego otępienia. Nagle zaćwierkało mi powiadomienie w telefonie. Kiedy wydobyłam go z kieszeni, odblokowałam i ujrzałam wiadomość, parsknęłam gorzkim śmiechem.

DAMIAN: „OK"

I tylko tyle. Tyle po roku „chodzenia ze sobą" i zerwaniu z mojej strony przez telefon. Aha, zapomniałabym, i po wygrzmoceniu mojej przyjaciółki poprzedniej nocy. Mistrz niewarty mojego czasu i energii. Może i dobrze się stało. Dobrze, że teraz a nie za kilka lat. Chociaż to i tak by pewnie długo nie przetrwało. Szkoda mi było tylko przyjaźni z Walerią.

Wciąż wpatrywałam się w to jego nędzne „OK", w drugiej ręce trzymając szklankę z wódką, która powoli stawała się ciepła, kiedy nagle telefon zaczął dzwonić. Ktoś dzwonił z zastrzeżonego, bo na ekranie wyświetliło mi się „Numer prywatny". Przez chwilę wahałam się czy odebrać, ale w końcu po czterech sygnałach przesunęłam palcem po wyświetlaczu.

– Halo? – zapytałam, trochę niepewnie.

– Dzień dobry, Kornelio – odezwał się męski głos. – Z tej strony Gabriel.

Gabriel! Kompletnie o nim zapomniałam i przez te odwiedziny Walerii zupełnie wyleciało mi z głowy, że miał do mnie dzisiaj dzwonić. To znaczy, powiedziałam mu, żeby dzwonił, jakby potrzebował wsparcia, więc...

– Cześć – powiedziałam obojętnym tonem.

– Miałabyś czas, żeby spotkać się ze mną dzisiaj? – zapytał z nadzieją w głosie.

Może zajęcie się cudzymi problemami sprawi, że na chwilę zapomnę o własnych.

– Miałabym – odpowiedziałam. – Kiedy chcesz się spotkać?

– Najlepiej zaraz – odrzekł. – Znowu miałem jakiś dziwny zanik pamięci i nie wiem co działo się od twojego wyjścia aż do momentu, jak obudziłem się dziesięć minut temu. W dodatku znalazłem coś... ciekawego... I w sumie dziwnego... Chciałbym ci to pokazać i zapytać co o tym sądzisz – wyjaśnił.

– Spoko – mruknęłam, po czym szybko upiłam mały łyczek alkoholu. – Mam przyjść do ciebie do mieszkania?

– Może spotkajmy się w Parku Mickiewicza? Za pół godziny?

– Dobra – zgodziłam się, bo i tak mi było wszystko jedno.

– Dziękuję. Do zobaczenia – pożegnał się i od razu rozłączył, zanim zdążyłam zareagować.

Do Parku Mickiewicza miałam jakieś piętnaście minut spacerku, więc została mi chwila na doprowadzenie się do porządku. Spojrzałam na szklankę i zastanawiałam się czy dopić jej zawartość trzema dużymi łykami i trochę się nawalić, ale w ostateczności wylałam to do zlewu. Zanim Gabriel zadzwonił zdążyłam wypić tylko kilka łyków, więc nawet nie byłam porządnie wstawiona.

Odłożyłam szklankę do zlewu i poszłam z powrotem do swojego pokoju. Darowałam sobie prysznic, więc tylko się ubrałam, uczesałam swoje długie, kasztanowe włosy i spięłam je w luźną kitkę. Do czarnej torebki, którą nosiłam na co dzień wrzuciłam portfel, telefon oraz klucze i właściwie byłam gotowa do wyjścia.

Dzień był wyjątkowo ciepły i słoneczny, jak na końcówkę lata, na tyle, że prażące słońce zmusiło mnie do zdjęcia po drodze swetra. Idąc ulicą w kierunku parku mijałam grupki ludzi wracających prawdopodobnie z pobliskiego kościoła. Kiedy dotarłam do bramy parku nagle uświadomiłam sobie, że nie umówiłam się z Gabrielem w żadnym konkretnym miejscu. Park był spory, więc zapewne trochę czasu zajęłoby szukanie siebie nawzajem.

Wyciągnęłam telefon z torebki i już chciałam zadzwonić do mężczyzny, ale przypomniałam sobie, że dzwonił do mnie z zastrzeżonego numeru, więc nie oddzwonię. Postanowiłam zaczekać na niego przy bramie. A jeśli już jest w parku, a ja nie pojawię się tam wkrótce, to pewnie do mnie zadzwoni. Oparłszy się o bramę odpaliłam w telefonie jakąś głupią gierkę i czekałam.

– Kornelio... – usłyszałam kilka minut później.

Podniosłam wzrok znad ekranu, a przede mną stał Gabriel we własnej osobie. Spojrzałam na niego zaskoczona, bo wyglądał na trochę zaniepokojonego.

– Cześć – rzuciłam krótko. – Czekam tu, bo nie podałeś mi konkretnego miejsca. I nie mam twojego numeru, żeby zadzwonić w razie czego.

– Usiądziemy gdzieś? – zapytał i nie czekając na odpowiedź złapał mnie za ramię i przeprowadził przez bramę.

Szliśmy kawałek asfaltową ścieżką dopóki na horyzoncie nie pojawiła się pierwsza wolna ławka. Gabriel usiadł na niej i oparł łokcie na kolanach, a dłonie zaplótł tak mocno, że aż pobielały mu paznokcie. Przez kilka sekund stałam obok i wpatrywałam się w niego z napięciem, ale w końcu usiadłam, zakładając nogę na nogę.

– Wyglądasz na trochę... poruszonego – stwierdziłam.

– Naprawdę dziwnie się czuję – powiedział, nie patrząc na mnie. – Mam niepokojące zaniki pamięci. Zupełnie, jakby urwał mi się film. Albo jakbym nagle zasnął, a potem obudził się w innym miejscu. W dodatku dziś rano znalazłem coś dziwnego na swoim ciele i nie mam pojęcia skąd to się wzięło.

– Co dziwnego? – zainteresowałam się.

Gabriel spojrzał na mnie, po czym wyprostował się i bez słowa podciągnął koszulkę, odsłaniając brzuch. Przysunęłam się odrobinę bliżej i zmarszczyłam czoło. Na brzuchu miał kilka blizn. Z tym, że wcale nie wyglądały na blizny pooperacyjne. Były porozrzucane w różnych miejscach, pionowe i poziome, różnej długości. Kilka znajdowało się też w okolicy żeber.

– To po tym wypadku, którego nie pamiętasz? – zapytałam, podnosząc wzrok na twarz mężczyzny.

– Nie wiem – szepnął. – A wygląda jak po wypadku? – zapytał mnie, jakbym była jakimś specem od blizn.

– Skąd mam wiedzieć? – spoglądałam na niego skonsternowana i wzruszyłam ramionami.

Westchnął z rezygnacją, opuścił koszulkę i opadł na oparcie ławki.

– Znalazłem coś jeszcze – powiedział po chwili, obrzucając mnie spojrzeniem. – Tak samo dziwne jak te blizny, a może nawet dziwniejsze. Musiałem być idiotą, żeby zrobić sobie coś takiego.

Podciągnął lewy rękawek T-shirtu i moim oczom ukazał się mały tatuaż w czarno-białej tonacji, przedstawiający motyla. Uśmiechnęłam się na ten widok, bo delikatny, kobiecy motylek w ogóle nie pasował mi do tego faceta.

– Wow – rzekłam z rozbawieniem. – Stylowe. Takie... bardzo męskie – starałam się nie parsknąć śmiechem.

Gabriel sapnął obrażony i opuścił rękaw.

– To nie jest śmieszne. To tatuaż! – zawołał ze zgrozą, jakby dopiero teraz uświadomił sobie, że nie zmyje tego wodą z mydłem.

– Może po pijaku założyłeś się z kumplami, że wydziarasz sobie motylka? – podsunęłam prawdopodobną opcję.

– Pewnie tak było – mruknął.

– A znalazłeś w końcu jakieś dokumenty? Przypomniałeś sobie coś więcej o sobie?

– Nie bardzo... – westchnął. – Chociaż znalazłem w telefonie kontakt nazwany „mama" i próbowałem tam zadzwonić, ale nikt nie odebrał.

Telefon! No właśnie!

– Daj telefon! – zawołałam olśniona.

Przecież w telefonie musi mieć jakieś dane. Jakieś aplikacje, komunikatory, stare SMS-y, cokolwiek, co może nas naprowadzić na jego tożsamość.

– Po co? – zapytał zaskoczony.

– Może znajdziemy tam coś ciekawego. – Wyciągnęłam rękę, oczekując aż poda mi smartfona.

Gabriel wahał się przez chwilę, ale wyciągnął telefon z kieszeni i położył na mojej dłoni.

Wcisnęłam przycisk, żeby rozświetlić ekran, ale blokada wymagała pinu.

– Jaki masz kod do odblokowania? – spojrzałam na niego.

– Jeden, dwa, trzy, cztery.

– Ale żenada – skwitowałam, kręcąc głową. – Równie dobrze w ogóle mógłbyś nie mieć.

Nie skomentował tego, a ja ochoczo zabrałam się za penetrację danych w jego telefonie. W kwestii aplikacji miał ich niewiele, jedynie jakieś podstawowe. Żadnych mediów społecznościowych, żadnych komunikatorów. Dziwne, jak na obecne czasy. Najpierw sprawdziłam jego pocztę gmail. Przejrzałam odebrane wiadomości, z czego znalazłam tylko nic nieznaczący spam. W wysłanych nie było kompletnie nic, zupełnie jakby wcale nie korzystał z tej poczty albo usuwał mejle zaraz po wysłaniu. Zastanawiałam się chwilę nad etymologią adresu, [email protected]. Jeżeli pierwsze trzy litery były od imienia to ostatnia mogła być pierwszą literą nazwiska.

– Możliwe, że twoje nazwisko zaczyna się na zet? – zapytałam Gabriela, podnosząc wzrok znad telefonu.

– A znalazłaś jakąś wskazówkę? – odpowiedział pytaniem na pytanie i wyciągnął szyję, żeby dojrzeć co znalazłam.

– Twój adres mejlowy – pomachałam mu telefonem przed twarzą.

Przeczesał ręką włosy, wciąż patrząc w telefon.

– Nazwa użytkownika jest taka sama. Gab Z – dodałam.

– W takim razie pewnie moje nazwisko zaczyna się na zet – skwitował.

Chciałam powiedzieć, że to już coś, ale w sumie to było nic. Nazwisk na zet jest całe mnóstwo. Zostawiłam pocztę i przeszłam do odebranych SMS-ów. Było tylko kilka i w dodatku wszystkie sprzed dwóch lat. Głównie jakieś niezrozumiałe wiadomości od niezapisanych numerów, w stylu „w piątek o 4 na górce" albo „jestem za przystankiem". Znalazłam też jedną dłuższą wymianę wiadomości z kontaktem nazwanym „Wika". Głównie były to prośby o pożyczenie pieniędzy ze strony Gabriela i stanowcze odmowy Wiki.

W książce telefonicznej znalazłam tylko kilka zapisanych numerów, w tym niektóre dziwnie nazwane, jakby jakimiś ksywkami, czy coś. Marny trop.

– Próbowałeś dzwonić do kogoś poza mamą? – zapytałam Gabriela.

– Nie – odparł krótko.

– A kim jest Wika? – Tym razem sprawdzałam historię ostatnich połączeń i poza dzisiejszymi trzema próbami dodzwonienia się do matki, były tam też trzy inne połączenia sprzed dwóch lat, jedno nieodebrane do Wiki i dwie rozmowy z niezapisanymi numerami.

– Wika? – zapytał zdziwiony. – Nie kojarzę.

– Może to twoja dziewczyna albo żona? – podsunęłam.

– Nie wiem. Chyba nie mam dziewczyny, mieszkam sam. – Gabriel zaczął rozmasowywać sobie skronie, jakby próba przypomnienia sobie czegokolwiek wywoływała u niego ból głowy.

– Nie korzystałeś z telefonu dwa lata? – rzuciłam kolejnym pytaniem.

– Kornelio... – westchnął. – Nie wiem – odpowiedział po krótkim wahaniu. – Mówiłem ci już, że mam problemy z...

– Pamięcią – dokończyłam za niego. – Tak, wiem. Ale zastanów się, wysil się chociaż trochę – rzekłam z naciskiem.

Naprawdę chciałam mu pomóc, bo jego enigmatyczność mocno mnie zaintrygowała, ale nie chciałam mieć obok balastu w postaci zagubionego chłopca, którego cały czas trzeba prowadzić za rączkę.

Zamknął oczy i odchylił głowę do tyłu, a dłonie zaciśnięte w pięści oparł na kolanach. Obserwowałam uważnie mimikę jego twarzy i mimowolnie się uśmiechnęłam, bo marszczył się jak uczniak na egzaminie. W końcu otworzył oczy i westchnął ciężko.

– No nie wiem... – zaczął. – Może zadzwonię do tej Wiki?

Bez słowa oddałam mu telefon. Wziął go do ręki, wybrał numer i włączył tryb głośnomówiący. Kiedy po kilku sygnałach zgłosiła się poczta głosowa zakończył połączenie.

– Nie odbiera – oznajmił.

– Męczyłeś ją, żeby pożyczyła ci hajs. Może celowo nie odbiera, bo myśli, że znowu dzwonisz w tej sprawie – zauważyłam. – Zadzwońmy z mojego telefonu.

Sprawdziłam numer Wiki i wystukałam go na moim smartfonie, po czym wcisnęłam zieloną słuchawkę. Po sekundzie nastąpiła seria krótkich, urywanych dźwięków, zupełnie jakbym próbowała dodzwonić się na nieistniejący numer.

– Co?! – zawołałam zdumiona. – Podyktuj mi ten numer jeszcze raz.

Gabriel podał mi numer i wszystko się zgadzało.

– Nie wiem co jest grane, ale nawet nie nawiązuje połączenia – powiedziałam do niego, zdziwiona jeszcze bardziej.

– Z mojego był sygnał – odparł.

Siedzieliśmy przez chwilę w ciszy kompletnie zrezygnowani.

– Sorry, ale w tym momencie nie wiem jak ci pomóc – westchnęłam w końcu. – Kompletnie nic nie pamiętasz, a to bardzo utrudnia sprawę.

– Wiem... Dzięki, że chociaż próbowałaś – uśmiechnął się niepewnie.

– Wiesz co... – rzuciłam, po momencie szybkiego zastanowienia. – Może poszperam trochę w Internecie, bazując na tych szczątkowych informacjach, które o tobie mam i może uda mi się wpaść na jakiś trop – zaproponowałam.

Wprawdzie nie byłam żadnym tam hakerem, ale umiałam wyszukiwać wrażliwe dane, zwłaszcza, że jeszcze do niedawna studiowałam kierunek związany z informatyką.

– Jeśli miałabyś czas... – rzekł z nadzieją w głosie.

– Teraz czasu mam aż nadto – westchnęłam. – Nie mam pracy, nie studiuję już, straciłam chłopaka i najlepszą przyjaciółkę, więc nie będę mieć problemu z zagospodarowaniem czasu, żeby poświęcić się twojej sprawie. – Chciałam, żeby to zabrzmiało lekko, ale po wypowiedzeniu tego zdania wybrzmiało tak, jakbym miała pretensje do Gabriela o to, co mnie spotkało.

Przesunął palcami po moim odsłoniętym ramieniu.

– Jak się trzymasz? – zapytał, niemalże z troską.

Podniosłam na niego wzrok, a jego spojrzenie przeszywało mnie tak, jakby próbował czytać mi w myślach.

– Jak widać jeszcze żyję. – Wzruszyłam ramionami.

– Jak chcesz o tym porozmawiać to...

– Nie – przerwałam mu gwałtownie. – Już ci powiedziałam wszystko, co powinieneś wiedzieć. Więcej nie musisz.

– Okej – rzekł powoli. – Nie musisz jeszcze brać na siebie moich problemów.

– Muszę – potrząsnęłam głową. – Tak jest lepiej – wyjaśniłam. – Przynajmniej nie myślę w kółko o własnych problemach.

Niespodziewanie podniosłam się z ławki i zarzuciłam torebkę na ramię.

– Pójdę już – oznajmiłam. – Powinnam rozejrzeć się za jakąś pracą, zanim moje oszczędności się rozejdą. Jak coś znajdę na twój temat, to się z tobą skontaktuję.

– Dziękuję, Kornelio – powiedział i uśmiechnął się z wdzięcznością.

– Trzymaj się, cześć! – rzuciłam, machnęłam ręką i ruszyłam ścieżką w kierunku bramy parku.

Jednak po kilku krokach zdałam sobie sprawę, że nie skontaktuję się z nim, bo przecież nie mam jego numeru, a nie oddzwonię na zastrzeżony. Odwróciłam się raptownie i nabrałam powietrza, żeby zapytać Gabriela o numer telefonu, ale od razu je wypuściłam, a brwi podjechały mi prawie pod linię włosów. Gabriela już nie było na ławce.

Rozejrzałam się dookoła, ale w pobliżu nie było żywej duszy, tylko pusta ścieżka, drzewa i szalejące w gałęziach wiewiórki. Gdzie on wyparował? Stałam tak chwilę osłupiała, ale ostatecznie wzruszyłam ramionami i znów zwróciłam się w stronę wyjścia. Pewnie jak się odwróciłam to od razu pobiegł w przeciwnym kierunku. Trudno, może jutro znowu sam zadzwoni, albo zadzwoni jak sobie coś w końcu przypomni.




Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro