Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 17

Kiedy ponownie otworzyłam oczy znów siedziałam na ławce na skwerku. Musiałam zniknąć dosłownie na sekundę, bo w oddali wciąż było widać tych samych przechodniów. Gabriel siedział obok i głaskał Ozorka po łebku.

– Myślałam, że boisz się psów – powiedziałam, przypominając sobie incydent z jamnikiem z autobusu.

– Ten jest jakiś inny – odparł, drapiąc psa za uchem.

Przypatrywałam się chwilę tej czynności, po czym sięgnęłam do torebki po telefon, żeby sprawdzić godzinę. Było za kwadrans szósta.

– Okej... Myślę, że możemy wracać do mnie. Dziś już nie ma sensu iść na ten... spacer – stwierdziłam, mając na myśli udanie się do miejsca ukrycia zwłok. – Zresztą, Serafin mówił, że aż tak nie musimy się spieszyć. No chyba, że bardzo chciałbyś już opuścić ten ziemski padół...

Gabriel przestał drapać Ozorka i spojrzał na mnie.

– Emm... Jeśli ci nie przeszkadzam, to chciałbym jeszcze chwilę tutaj zostać... Pobyć jeszcze trochę... z tobą.

– Jasne, nie ma sprawy – odparłam z uśmiechem. – Szkoda, że Serafin nie dał nam żadnej smyczy dla Ozorka. Raczej nie powinnam iść przez miasto z psem bez smyczy, bo zaraz ktoś się przyczepi.

– Miejmy nadzieje, że nie. Serafin mówił, że pies będzie reagował na każdą twoją komendę, więc może jak będziesz kazała mu iść obok siebie, to pójdzie.

– Sprawdźmy to – zdecydowałam i wstałam z ławki. – Ozorek, noga!

Bardzo wolno ruszyłam parkową ścieżką, a pies natychmiast do mnie podleciał i szedł obok, dostosowując się do mojego tempa.

– Ej, faktycznie, słucha się – rzekłam do Gabriela, gdy pojawił się po mojej drugiej stronie, również dotrzymując mi kroku.

Pieszo ruszyliśmy w kierunku mojego osiedla. Nie spieszyło nam się. Pogoda była w miarę ładna, nie było zimno, a towarzystwo Gabriela wprawiało mnie w dziwnie radosny nastrój. I nagle pomyślałam o tym, jak na powrót zwyczajne i puste stanie się moje życie. Zniknięcie Gabriela będzie oznaczało mój powrót do obowiązków i do szarej, nudnej rzeczywistości. Wprawdzie na początku byłam poirytowana faktem, że Zamojski pojawił się tak nagle znikąd, wprowadzając w moje życie małe zamieszanie, ale z czasem polubiłam go i przyzwyczaiłam się do jego nieco dziwnej, bo widzialnej tylko dla mnie, obecności.

Misja przewodnika, którą zesłał na mnie Serafin przyprawiła mnie o jakąś dziwną energię do działania. Szkoda, że mają zasady jakie mają, bo chętnie przygarnęłabym kolejną duszę, której mogłabym pomóc dostać się do raju. Było to dla mnie tym bardziej dziwne, bo nie należałam do jakichś wyjątkowo empatycznych i pomocnych osób. Wiadomo, że jeśli byłabym naocznym świadkiem jakiejś tragedii, to starałabym się pomóc, ale raczej sama z siebie nie działałam nigdy z takich pobudek. Nie interesował mnie udział w wolontariacie, czy praca, której głównym celem jest pomaganie innym ludziom. A jednak pod wpływem wydarzeń ostatnich dni czułam, że coś się we mnie zmieniło.

– Jak myślisz... jak tam jest? – zagaiłam Gabriela, gdy już zbliżaliśmy się do mojego bloku.

– Masz na myśli raj?

Przytaknęłam.

– Nie mam pojęcia. Nawet nie wiem, czego się spodziewać.

– Ciekawe... – zastanowiłam się. – Raczej nie spodziewałabym się niebiańskich chmurek i aniołków grających na harfach. Może to raczej coś przeciwnego do tego, czego doświadczyłeś w czyśćcu? Może raj to nie jest jakieś konkretne miejsce, tylko po prostu... doznanie?

– Też jestem tego ciekawy. Jak już się dowiem, to chciałbym się z tobą jakoś skontaktować, żeby ci przekazać jak to wygląda, ale chyba nie będę miał takiej możliwości. No chyba, że Serafin się zgodzi i przymknie na to oko, albo jakiś inny zarządca tamtego przybytku.

– Wiesz, zawsze mogę spróbować przywołać cię za pomocą tablicy ouija – zaśmiałam się. – Nigdy nie próbowałam, ale kiedyś musi być ten pierwszy raz.

– Tylko uważaj, żebyś przypadkiem nie wezwała jakiegoś demona.

– To zwolnisz się na chwilę z raju i pomożesz mi się z nim uporać. – Trąciłam Gabriela w ramię.

Weszliśmy jeszcze do sklepu (Ozorek grzecznie czekał przed wejściem), bo musiałam kupić sobie coś na kolację i jakąś karmę dla psa, a potem poszliśmy już prosto do mojego mieszkania.

Kiedy weszliśmy do domu w środku panowała całkowita cisza. Buty Martyny stały na szafce, a kurtka wisiała na haczyku, więc musiała być w domu. Możliwe, że spała, także szybko zamknęliśmy się we trójkę w moim pokoju. Postanowiłam, że kwestię psa wyjaśnię jej jutro, no chyba, że jakimś cudem się miniemy, albo dziś późnym wieczorem, gdyby się okazało, że się na nią natknę wychodząc z Ozorkiem na siku.

Przygotowałam posiłek dla siebie i dla psa, a po kolacji włączyłam jakiś film. Siedzieliśmy na łóżku, oparci plecami o ścianę, a Ozorek wyciągnął się obok mnie i położył swój łeb na moich kolanach. Odruchowo zaczęłam głaskać jego miłą w dotyku sierść.

Gdzieś w połowie filmu już trochę rozbolały mnie plecy od tego niewygodnego siedzenia, więc oparłam głowę o ramię Gabriela.

– Mogę? – zapytałam, bo poruszył się niespokojnie.

– Jasne, że możesz – odparł z uśmiechem i ułożył się inaczej, wystawiając rękę, tak, żebym mogła oprzeć się na jego piersi.

Wahałam się tylko przez sekundę. Zmieniłam pozycję, żeby wtulić się w jego ramię, co sprawiło, że Ozorek musiał się przesunąć i wydał przy tym pomruk niezadowolenia.

– Sorki, piesku, ale już mi było niewygodnie.

Ozorek przeszedł nade mną i wyciągnął się po drugiej stronie. Trącił pyskiem rękę Gabriela, a ten zaczął go leniwie głaskać. Musieliśmy wyglądać jak rodzinka z sielskiego obrazka. Było mi wygodnie i przytulnie, więc pod koniec filmu oczy same mi się przymykały. Z ulgą przyjęłam moment, kiedy pojawiły się napisy końcowe.

– Koniec – szepnął Gabriel.

Wyprostowałam się nieco, ale on wciąż obejmował mnie ramieniem, więc byliśmy blisko siebie. Zwrócił twarz w moją stronę i chwilę wpatrywałam się w jego ładne, zielone oczy. Przydługie włosy opadły mu z jednej strony na czoło, więc ręką odgarnęłam je do tyłu. Nie cofnęłam jednak ręki, tylko położyłam na jego policzku. Nie wiedziałam co się ze mną dzieje, ale miałam ogromną ochotę go pocałować. Z drugiej strony zdrowy rozsadek podpowiadał mi, żeby tego nie robić, więc z całych sił starałam się nie odrywać wzroku od jego oczu i nie przesunąć na jego usta. Tak się złożyło, że on zrobił to pierwszy.

Jak tylko zobaczyłam, że jego spojrzenie oderwało się od moich oczu i prześlizgnęło na usta, nie zdążyłam nawet o niczym pomyśleć, bo w sekundę potem poczułam jego miękkie, ale nieco chłodne wargi na swoich ustach. Najpierw całował mnie delikatnie i subtelnie, jakby sprawdzał, czy może, ale gdy sama zaczęłam oddawać pocałunki, przesunął językiem po moich ustach, po czym łapczywie wsunął go miedzy moje rozchylone wargi.

Nie wiem ile to trwało, może trzy sekundy, może trzydzieści. W pewnym momencie oparłam ręce o ramiona Gabriela i odsunęłam go od siebie, przerywając ten moment bliskości.

– Mmm... – mruknęłam. – To nie jest dobry pomysł – dodałam szeptem. – Już i tak za mocno zaangażowałam się w... tę sprawę. Nie chcę dostać namiastki czegoś, co zaraz zostanie mi odebrane.

– Rozumiem. Przepraszam. To był impuls – odpowiedział i odgarnął mi włosy za ucho.

– Nie przepraszaj. To był bardzo miły impuls, ale jeden stanowczo wystarczy.

– Jasne – rzekł ze zrozumieniem. – A ty co się gapisz? – zwrócił się do stojącego przy łóżku Ozorka, który bacznie nas obserwował.

Pies zaszczekał, wskoczył pomiędzy nas i merdając ogonem mościł się na łóżku.

– Chyba będzie dziś w nocy trochę ciasno w tym łóżku – stwierdziłam.

– Ja nie muszę spać, więc we dwójkę się zmieścicie – powiedział Gabriel.

– Ale możesz poleżeć ze mną. No chyba, że nie chcesz.

Zmrużył oczy i zastanowił się chwilę.

– No niech ci będzie – odparł w końcu i posłał mi uroczy uśmiech.

– Poleżeć – podkreśliłam.

– Poleżeć – potwierdził.

– Ekstra. To skoczę jeszcze z Ozorkiem szybko na dwór, a potem lecę pod prysznic i ubieram piżamę. Poszłabym już spać, bo padam z nóg. Zaczekaj tu, wracam za piętnaście minut.

– Nigdzie się nie wybieram. Póki co.

***

Na poranny spacer z Ozorkiem w miejsce zbrodni wyszliśmy z domu jakoś około dziewiątej. Obudziłam się o siódmej i słyszałam jak Martyna tłucze się w kuchni i szykuje do pracy. W sumie ucieszyłam się, że się miniemy, bo oszczędzi mi to wyjaśnień odnośnie psa.

Jak tylko usłyszałam, że drzwi od mieszkania zatrzasnęły się za moją współlokatorką, postanowiłam wstać. Zanim jednak to zrobiłam obróciłam się na drugi bok twarzą do Gabriela. Miał zamknięte oczy i wyglądał jakby spał.

– Nie śpię – szepnął, najprawdopodobniej wyczuwając, że na niego patrzę, i otworzył oczy.

– Dziś jest twój wielki dzień – odszepnęłam.

– Ostatni dzień na ziemi.

– Trafisz w lepsze miejsce.

– Czemu szepczemy? – zapytał, bo rozmawialiśmy strasznie cicho.

– Żeby nie obudzić Ozorka – wyjaśniłam po chwili, na co pies skulony w nogach łóżka podniósł łeb i spojrzał na nas z zaciekawieniem.

Podniósł się na cztery łapy, przeciągnął, ziewnął, otwierając szeroko pysk i zrobiwszy kilka kroków po łóżku wcisnął się między nas. Machał intensywnie ogonem, którym klepał nas po nogach. Wsunęłam dłoń w jego miękką sierść. Leżeliśmy tak chwilę, ale już niebawem Ozorek zerwał się z łóżka i podleciał do drzwi od pokoju. Zapiszczał, jakby chciał dać nam do zrozumienia, że musi wyjść.

– Wyjdziesz z nim na chwilę? – zapytałam Gabriela. – Ja się ogarnę, zjem śniadanie i pójdziemy na... no na ten spacer, wiesz.

– Jasne. Wyjdę. Mam tylko nadzieje, że mi nie ucieknie.

– Ozorek, masz się słuchać Gabriela. Idziesz tylko na siku. I kupkę, jeśli musisz – zwróciłam się do psa.

Szczeknął, jakby chciał mi powiedzieć, że rozumie i się zgadza.

Wyszliśmy z pokoju. Gabriel zabrał psa na dwór, a ja poszłam się ogarnąć. Nie chciałam iść do miejsca zbrodni, ale jak mus to mus. Byłam tylko ciekawa czy uda nam się tam trafić...

***

Szliśmy i szliśmy. Nie wiem ile czasu minęło od wyjścia z mieszkania, ale byliśmy już blisko lasu na obrzeżach miasta. Pamiętałam z retrospekcji, którą pokazał mi Serafin, że gangsterzy zakopali zwłoki na leśnej polanie, niedaleko rzeki. W Czwartyniu był tylko jeden las, a w wizji nie jechaliśmy daleko, więc to musiał być ten.

O dziwo, tak naprawdę prowadził nas Ozorek. Wprawdzie sprawdziłam wcześniej w Google Maps, jak najszybciej dojść do lasu, ale pies chyba miał to zakodowane od momentu, gdy Serafin go wyczarował. Bardzo mnie to ucieszyło, bo być może zaprowadzi nas nie tylko do lasu, ale też do samego miejsca pochowku.

Po drodze Gabriel próbował ze mną rozmawiać, ale jakoś nie byłam w nastroju na pogaduszki. Prawdę mówiąc ogarnęła mnie jakaś dziwna chandra i uczucie, że cel został osiągnięty nie cieszyło tak, jak sama droga do jego osiągnięcia. Poza tym zdawałam sobie sprawę, że Gabriel zaraz zniknie i mimo, że mogłam spędzić z nim jeszcze trochę czasu, to już nie potrafiłam się tym cieszyć.

Niebawem znaleźliśmy się na skraju lasu, a Ozorek żwawo kroczył kilka metrów przed nami. Co chwilę jednak zatrzymywał się i sprawdzał, czy aby na pewno podążamy za nim.

– Chyba jesteś dzisiaj w kiepskim humorze, co? – zapytał mnie Gabriel.

– Hm... Raczej lekko nostalgicznym. – Wzruszyłam ramionami.

Gabriel przysunął się bliżej i zarzucił rękę na moje ramiona.

– Może Serafin jednak zmieni zdanie i znów ześle ci jakąś upierdliwa duszę, której będziesz zmuszona pomóc.

– Raczej wątpię, ale dzięki za pozytywne nastawienie – zmusiłam się do uśmiechu. – A jak twój nastrój?

– Szczerze mówiąc, czuję lekkie podekscytowanie, a z drugiej strony napięcie i stres, bo nie wiem tak naprawdę, co mnie tam czeka.

– Pewnie wieczne szczęście, ale rozumiem twój lęk przed nieznanym.

Szliśmy dość długo szeroką ścieżką między drzewami, aż w pewnym momencie naszym oczom ukazała się polana, która dalej zmieniała się w piaszczysty brzeg tuż przy linii rzeki. Ozorek zaszczekał kilka razy i zniknął gdzieś między drzewami. Podążyliśmy za nim.

Zatrzymał się niedaleko i zaczął krążyć w miejscu, węsząc z nosem tuż przy ziemi, a kiedy znalazł właściwy spot od razu zabrał się do kopania. Ja i Gabriel przyglądaliśmy się temu w napięciu.

Nie wiem ile czasu minęło, bo kompletnie straciłam jego poczucie. Dopadło mnie dziwne doznanie, jakbym właśnie znalazła się na planie filmowym i to, co się dzieje, nie dzieje się naprawdę, jest tylko zaaranżowaną sceną, a to co leży w ziemi to nie są prawdziwe ludzkie zwłoki tylko jakiś fantom.

Ozorek przestał kopać, spojrzał na nas i zaszczekał. Podeszliśmy bliżej.

Z wykopanego dołka wystawał wybrudzony ziemią but i kawałek nogawki spodni w trudnym do zidentyfikowania kolorze, przeżartym leżeniem w ziemi dwa lata. Ozorek popracował jeszcze chwilę i na powierzchni zaczęła pojawiać się folia, w którą zwłoki były owinięte. Nagle poczułam, że zakręciło mi się w głowie, a żołądek podjechał pod samo gardło.

Odsunęłam się kawałek w stronę polany i przytrzymałam drzewa nieopodal, walcząc z mdłościami. Myślałam że bez problemu zniosę ten widok, bo w końcu nie tak dawno widziałam scenę zbrodni w retrospekcji, która wyglądała niesamowicie realistycznie. Jak się jednak okazało wizja, a rzeczywistość to dwie różne bajki.

Kiedy już zapanowałam nad swoim organizmem podeszłam z powrotem do Gabriela, który wciąż znajdował się w tym samym miejscu, zarówno ten duchowy, jak i ten cielesny, a raczej to co zostało z cielesnego.

– Dziwny widok, co? – zapytałam.

Gabriel westchnął.

– To pokręcone uczucie widzieć coś takiego...

– To co? Chyba powinnam zadzwonić na policje?

– Chyba już najwyższa pora – przytaknął, spoglądając na mnie.

Wyjęłam z torebki telefon i zadzwoniłam na 112.




Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro