Rozdział 13
Wiktoria usiadła z powrotem na kanapie, obrzucając niepewnym spojrzeniem fotel, a następnie zerknęła na mnie. Wyraz jej twarzy nie wyrażał już zniecierpliwienia, czy niedowierzania. Właściwie wyglądała jakby włożyła plastikowa maskę, kompletnie bez wyrazu.
– Może chcesz coś do picia? – zapytała. – To może być trochę długa historia.
– Poproszę wodę.
Zamojska wstała i przeszła do sąsiadującej z pokojem kuchni. Po chwili wróciła i postawiła na blacie stolika dwie pełne szklanki.
– Hm... – mruknęła, obserwując swoje splecione dłonie. – Gabriel... Mój ukochany braciszek – rzekła ironicznie – który był moim przekleństwem. – Uniosła kąciki ust w sztucznym uśmiechu.
– Chyba nie było aż tak źle, co? – zapytałam niepewnie. – Trochę go poznałam i wiem czym się zajmował, ale jako człowiek... właściwie jako duch jest... całkiem w porządku.
Wiktoria prychnęła kpiąco.
– Ojej, czyżby się nawrócił po śmierci?
– Hm... Ciężko powiedzieć. Ma wyczyszczoną pamięć. Prawie doszczętnie, choć jak widzisz jednak udało mu się coś przypomnieć.
– Szkoda, że nie może sobie przypomnieć co nabroił. Chociaż nabroił to zdecydowanie za lekkie słowo na jego przewinienia – westchnęła i spuściła wzrok.
Zamilkła na dłuższą chwilę, ale nie popędzałam jej. Mieliśmy czas.
– Gabriel jest... był... starszy ode mnie o cztery lata. Fajnie mieć starszego brata, zawsze cię obroni, zaopiekuje się tobą, stanie po twojej stronie, co? Nic z tych rzeczy. Nie z Gabrielem. W dzieciństwie jeszcze jako tako się dogadywaliśmy, chociaż lubił mi dokuczać. Ale jako nastolatek zrobił się okropny, a ja czasami autentycznie się go bałam.
– Krzywdził cię? – zapytałam szeptem.
– Czasem mnie zastraszał, ubliżał, bił. Nie molestował mnie seksualnie, jeśli to masz na myśli.
– Dlaczego taki był?
Wika wzruszyła ramionami.
– Wychowywała nas tylko mama, ojciec odszedł jak miałam niespełna dwa lata, nawet go nie pamiętam. Nie utrzymywał z nami kontaktów później. Może brakowało w domu męskiej ręki. Mama była bardzo łagodna i za miękka dla Gabriela. W dodatku on stawał się coraz bardziej nieposłuszny i bezczelny, wpadł w złe towarzystwo... Ci patologiczni kumple byli ważniejsi niż matka i rodzona siostra.
– No dobra, ale większość nastoletnich chłopców bywa niesforna. Nie usprawiedliwiam go, ale może trochę przesadnie odebrałaś jego niegrzeczne zachowanie?
Gdyby Wiktoria mogła zabijać wzrokiem już leżałabym martwa.
– Mieszkałam z nim wiele lat. Dopiero jak miał dwadzieścia dwa lata przeniósł się do tego mieszkania, które mama dostała w spadku po babci. Nawet nie wiesz jak mi ulżyło, gdy się wyniósł z domu. Chociaż nie do końca, bo pojawiał się u nas często, głównie po pieniądze. A potem przychodzili jego wierzyciele i straszyli moja mamę!
Nie odzywałam się już więcej, nie chciałam zaogniać jej gniewu. Spojrzałam tylko na Gabriela, ale on w skupieniu i ze zmarszczonym czołem wpatrywał się w Wiktorię.
– Jak miał jakieś czternaście, piętnaście lat to zaczął palić i pić alkohol, później doszły do tego narkotyki. Czasami był bardzo agresywny. Miał problemy w szkole... Ciągle wdawał się w bójki... Podkradał mamie pieniądze, a mi siłą zabierał skromne kieszonkowe. Najgorsi byli ci jego kumple... Jak mama pracowała popołudniami i na nocki, to często sprowadzał ich do domu. Wtedy już był trochę straszy, jakieś siedemnaście-osiemnaście... Bałam się spać, kiedy w domu w nocy siedziała w pokoju obok banda starszych nastolatków. I słusznie się bałam, bo...
Wiktoria zamilkła. Zaciśnięte w pięści dłonie oparła na kolanach. Pochyliła głowę tak, że włosy zasłoniły jej część twarzy. Była w takim stanie, jakby powracała we wspomnieniach do jakiegoś traumatycznego przeżycia. Przyszło mi wtedy coś na myśl, ale bardzo chciałam się mylić...
Wika podniosła głowę i odsunęła włosy z twarzy. Po jej policzkach płynęły łzy. Otarła je wierzchem dłoni i starała się uspokoić.
– Któregoś wieczoru strasznie chciało mi się pić i nie mogłam zasnąć. W dodatku oni dość mocno hałasowali... Wstałam z łóżka, żeby pójść po wodę. Jeden z jego koleżków dojrzał mnie w korytarzu. Siłą wciągnął mnie do pokoju, w którym siedzieli... Oni byli już mocno porobieni. Ten, który mnie złapał posadził mnie sobie na kolanach. Stwierdziłam, że nie będę się szarpać, to może da mi spokój, posiedzę chwilę z nimi, a potem mnie puszczą... Tylko, że... Gabriel z resztą poszli na balkon zapalić, a ten jeden koleś został ze mną... I kiedy oni wyszli to on... Zaczął się do mnie dobierać... – W tym momencie ciałem Wiktorii wstrząsnął niekontrolowany szloch. – Błagałam, żeby tego nie robił. Broniłam się, krzyczałam, szarpałam, ale on był silniejszy. Gwałcił mnie, a na balkonie za oknem stał mój brat, wszystko widział i w ogóle nie zareagował. Stał, paląc szluga, i patrzył. A wiesz co powiedział, jak wrócił, a ja leżałam sponiewierana na podłodze?
Pokręciłam przecząco głową, czułam jak w gardle zbiera mi się gula.
– Powiedział: „Czego ryczysz? Przecież sama chciałaś."
Wiktoria rozpłakała się i ukryła twarz w dłoniach. Nie wiedziałam co mam powiedzieć. Współczułam jej ogromnie i chciało mi się płakać. Spojrzałam na Gabriela. Siedział sztywno i nie spuszczał wzroku z siostry, ale policzki miał mokre od łez.
– Miałam czternaście lat, gdy to się stało – kontynuowała po chwili. – Nikomu o tym nie powiedziałam. Nawet mamie. Następnego dnia Gabriel zachowywał się jak gdyby nigdy nic. Przez kolejne dni czułam się fatalnie, nakłamałam mamie, że chyba rozkłada mnie przeziębienie, więc kilka dni spędziłam w domu. Umierałam ze strachu przed ciążą. Na szczęście nie doszło do niej. Jeszcze tego by brakowało. Przez bardzo długi czas miałam koszmary po nocach. Bardzo chciałam zapomnieć o tym gwałcie, ale to ciągle wracało. Nie ufałam chłopakom, bałam się ich... Psychicznie byłam zrujnowana. Myślę, że chorowałam wtedy na depresję. Po latach, jak już zaczęłam studia poszłam do psychologa i opowiedziałam o tym. Terapia pomogła, ale... taka krzywda, mimo wszystko, zostaję z tobą na zawsze. Relacje z mężczyznami mi nie wychodziły, nie potrafiłam nikomu zaufać. Dopiero mój mąż to zmienił. Wie o tym, co mi się przytrafiło.
Wiktoria zamilkła i spuściła wzrok na swoje kolana.
– Chryste... Tak mi przykro... – szepnęłam.
Kobieta pokręciła głową.
– Wracając do Gabriela... – kontynuowała. – Kiedy już był starszy często spędzał czas poza domem. Zdarzało się, że nie wracał do domu przez kilka dni, nie odbierał telefonu, nie było z nim kontaktu. Był już pełnoletni, ale mama bała się o niego. Bała się, że coś mogło mu się stać, że ktoś go pobił, albo zaćpał się na śmierć. Po dużej ilości alkoholu załączał mu się agresor. Zdarzyło się parę razy, że uderzył mamę, ale ona zawsze go broniła. Później, jak już się wyprowadził, wydawało się, że się zmienił. Na lepsze. Podobno znalazł dobrze płatną pracę. Odwiedzał nas, był miły, odgrywał kochającego brata i syna, przynosił prezenty. Przez chwilę było w porządku. Wtedy też poznał Karolinę.
Mimowolnie wyprostowałam się na te słowa. Czułam, że Wiktoria może nam dużo powiedzieć o tej dziewczynie.
– Szybko z nim zamieszkała. Przyprowadzał ją czasami do nas, a ja nawet się z nią zaprzyjaźniłam, bo była tylko rok starsza ode mnie. Często same się spotykałyśmy, bez Gabriela. Przez kilka miesięcy było cudownie. Gabriel nie ćpał, nie pił, nie awanturował się, nie pożyczał pieniędzy... Potem okazało się, ze Karolina jest w ciąży...
Uniosłam brwi zaskoczona. Gabriel miał dziecko? Spojrzałam na niego i wyrażał nie mniejsze zdziwienie niż ja.
– Gabriel bardzo się ucieszył, a przynajmniej takie sprawiał wrażenie – kontynuowała Wika. – Tylko, że kilka tygodni później zaczęła się powtórka z rozrywki. Znowu pił, ćpał, znikał na całe noce. Karolinę zaczynało to coraz bardziej denerwować i niepokoić. Dochodziło między nimi do kłótni... Gabriel popadł w jakieś długi i zrobił się bardzo nerwowy. Aż któregoś razu... – Wiktoria zamilkła na chwilę, po czym westchnęła głośno. – Aż któregoś razu stała się tragedia.
Znów ogarnęło mnie okropne uczucie niepokoju i pewnego domysłu odnośnie tragedii, zupełnie jak w przypadku osobistej historii Wiki. Jeżeli ona zaraz potwierdzi to, o czym myślę to...
– Pewnego wieczoru Gabriel wrócił do domu pijany i przepełniony agresją, bo znowu coś mu nie wyszło i... musiał się na kimś wyładować. – Ostatnie słowa dodała z wyczuwalnym sarkazmem. – Karolina kupiła kilka ubranek dla dziecka. Dosłownie trzy sztuki, bo jej się spodobały. Sama byłam z nią na zakupach. Gabrielowi nie pasowało, że jego dziewczyna wydaje pieniądze na głupoty. Był pijany, wściekły i... pobił ja. Bardzo dotkliwie. Zaczęła krwawić, przeraziła się i zadzwoniła do mnie po pomoc. Powiedziała mi co się stało, więc przekazałam wszystko mamie i poprosiłam, żeby wezwała pogotowie, a sama szybko do niej pojechałam. Jak dotarłam na miejsce to okazało się, że Gabriel zdążył już wyjść. Karolina siedziała w łazience na podłodze, cała we krwi... Płakała i mówiła, że bardzo boli ją brzuch. Po chwili przyjechała karetka i zabrali ją do szpitala. Pojechałam z nią i prawie cały czas przy niej byłam... Niestety, nic już nie dało się zrobić. Straciła dziecko. To był trzynasty tydzień ciąży...
Wiktoria zamilkła, a ja wpatrywałam się w nią oszołomiona. Gabriel ukrył twarz w dłoniach.
– I... rozumiem, że rozstali się po tym... zdarzeniu? – zapytałam niepewnie.
Wika patrzyła na mnie z powagą.
– Tak. Karolina była zrozpaczona. Nie chciała go więcej widzieć. Przepraszał ją, próbował zatrzymać i już prawie dała się przekonać, ale zniszczył to jednym zdaniem. I może nawet dobrze, że tak się stało, że odeszła od niego.
– A co powiedział? – zapytałam zaciekawiona.
Wiktoria wydała z siebie pogardliwe prychnięcie i pokręciła głową.
– Powiedział: „Ale przecież nic takiego się nie stało, możemy sobie zrobić kolejne dziecko." Rozumiesz to?
– Boże... okropne... – szepnęłam.
– Karolina odeszła od niego praktycznie od razu. Pomagałam jej z przeprowadzką. Przez długi czas utrzymywałyśmy regularny kontakt, ale z czasem zaczął się urywać. Od czasu do czasu jeszcze wyślemy sobie jakieś wiadomości typu co słychać, ale nasze drogi trochę się rozeszły. Z tego co wiem ona jest w związku od jakichś trzech lat i nadal mieszka w Czwartyniu.
Zapadła przeciągająca się cisza. Dopóki nie dowiedziałam się, jak bardzo Gabriel skrzywdził te dwie kobiety, które powinien tak naprawdę chronić i dbać o nie, nie miałam o nim wcale najgorszego zdania. Dobra, handlował dragami i bronią, podpadł gangsterom, ale to odbiło się tylko na nim.
– A co stało się z waszą mamą? – zapytałam, bo przypomniało mi się, co Wika mówiła wcześniej. Że Gabriel wpędził ją do grobu...
Wiktoria opadła na oparcie kanapy, jakby była już mocno zmęczona.
– Nie żyje – odparła po chwili. – Jak Gabriel zniknął i przestał się kontaktować z kimkolwiek, to ja uznałam, że tak jest lepiej. Wyszłam z założenia, że podpadł komuś i pewnie wyjechał za granicę. Mama miała inne zdanie na ten temat. Bała się, że coś mu się stało. Była nawet na policji, zgłosiła zaginięcie, ale olali ją tam. Niby próbowali go szukać, ale myślę, że to była ściema i nawet nie wprowadzili zgłoszenia do systemu. Mama starała się go szukać na własną rękę. Ciągle się zamartwiała, żyła w stresie... W dodatku któregoś razu przyszedł do niej jakiś podejrzany typ z kryminału i żądał zwrotu kasy za Gabriela. Ostatecznie nic nie dostał, ale mama bała się, że on wróci. Któregoś dnia, jakieś pół roku po zniknięciu mojego brata, mama zasłabła w pracy. Wezwali karetkę i okazało się, że ma wylew. Zmarła po kilku godzinach w szpitalu.
– Bardzo mi przykro – szepnęłam.
– Może i nie było to stricte z winy Gabriela, ale pewnie gdyby nie jego ekscesy, to może nadal by żyła. Na pewno nerwy i stres miały na to jakiś wpływ.
Wiktoria zamilkła i podparła podbródek na splecionych dłoniach. Dłuższą chwilę wpatrywała się w bezruchu w blat stolika. Zerknęłam na Gabriela, wyglądał na załamanego.
– Wika... – zwróciłam na siebie uwagę kobiety. – Czy byłabyś skłonna wybaczyć Gabrielowi, mimo wszystko? Nie widzisz go teraz, ale ja go widzę i wierz mi... jest zrozpaczony – powiedziałam, patrząc jednak na Zamojskiego.
Wiktoria westchnęła głośno.
– Właściwie dla mnie nic to nie zmieni. Od dwóch lat mam święty spokój, staram się nie wracać wspomnieniami do przeszłości, żyję tak, jakbym nigdy nie miała brata. Nikomu o nim nie wspominam, tylko mój mąż wie. Jeśli to, że wybaczę Gabrielowi sprawi, że odczepisz się ode mnie i nigdy więcej się nie spotkamy to tak, wybaczam mu.
Kobieta spojrzała na fotel. Błądziła wzrokiem po pustej przestrzeni, jakby liczyła na to, że jednak coś tam dojrzy.
– Przepraszam, Wiktoria... – szepnął Zamojski. – Przepraszam, że nie miałaś we mnie oparcia, że nie troszczyłem się o ciebie. Tak bardzo chciałbym teraz to naprawić, ale wiem, że czasu nie cofnę.
– On cię przeprasza – powiedziałam, bo przecież Wika nie mogła go usłyszeć.
– Na nic mi się zdadzą jego przeprosiny – odparła, z wyraźną nutą beznadziei w głosie.
Gabriel wyciągnął do niej ręce i objął jej splecione dłonie. Wiktoria nagle wzdrygnęła się, jakby owiał ją zimy wiatr i wpatrując się znów w fotel, z szeroko otwartymi oczami cofnęła ręce.
– Jeśli to wszystko, to idź już – zwróciła się do mnie i wstała.
Znów poczułam się jak natrętny intruz, więc też wstałam i skierowałam swoje kroki do przedpokoju.
– Em... – mruknęłam, odwracając się jeszcze do Wiktorii. – A istnieje chociaż minimalna szansa, że mogłabyś pomóc mi dotrzeć do Karoliny?
Kobieta westchnęła zniecierpliwiona.
– Mówiłam ci już, że nie wiem, gdzie dokładnie mieszka. Mam tylko jej numer i kontaktuję się z nią tylko telefonicznie albo przez social media. Wydaje mi się, że może mieszkać gdzieś na północy miasta, może na osiedlu Kościuszki, albo gdzieś w okolicy.
– Dzięki, to już coś. Numer do niej też mam i już raz dzwoniłam, ale nie chciała rozmawiać o Gabrielu. Teraz nie jestem już zdziwiona dlaczego...
Po chwili w korytarzu pojawił się sam Gabriel. Obrzucił mnie spojrzeniem zbitego psa, wyminął i sam otworzył drzwi wyjściowe. Nie czekając na mnie wyszedł na klatkę schodową i od razu poszedł na dół. Pożegnałam się z Wiktorią i pobiegłam za nim.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro