Rozdział 12
Obudziłam się jakoś nad ranem. Za oknem było jeszcze ciemnawo, ale powoli nastawał świt. Gabriela nie było. Obstawiałam, że dusze czyśćcowe raczej nie potrzebują snu, więc pewnie nudził się, gdy zasnęłam i poszedł sobie. Liczyłam na to, że pamięta o naszej dzisiejszej, kolejnej już próbie i mam nadzieje udanej, dotarcia do Wiktorii.
Do szesnastej nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Po śniadaniu i prysznicu zaczęłam sprzątać, żeby się odstresować, bo na samą myśl o nadchodzącym dziś spotkaniu z Wiką żołądek podchodził mi do gardła. Po południu włączyłam sobie jakiś film, ale kompletnie nie mogłam się skupić na fabule. Gabriel nie kontaktował się ze mną, co również lekko działało mi na nerwy. Nie miałam pojęcia gdzie teraz jest, ale liczyłam na to, że spotkamy się pod kancelarią.
Wyszłam z domu o czwartej. Postanowiłam przejść się pieszo i zgodnie z moimi obliczeniami wynikało na to, że będę na miejscu za dwadzieścia piąta.
Siedziałam sobie skryta za ścianą kamienicy w miejscu gdzie zaczynał się dziedziniec i odetchnęłam z ulgą, kiedy za dziesięć piąta w bramie pojawił się Gabriel.
– Przez chwilę bałam się, że nie przyjdziesz – powiedziałam na jego widok, wstałam i oparłam ręce o biodra, przybierając postawę matki karcącej dziecko.
– No coś ty! Mi też zależy, żeby to jakoś poukładać. Nie chcę wracać do czyśćca – odparł niemalże z oburzeniem.
– Dobra, to chodź tu i czekamy. – Wskazałam na miejsce, z którego przed chwilą wstałam i razem oparliśmy się o ścianę.
Zaczynałam się już na dobre niecierpliwić, kiedy kwadrans po piątej Wiktorii nadal nie było na horyzoncie.
– Może musiała zostać dziś dłużej? – zastanowił się Gabriel.
– Zaraz się okaże, że w ogóle nie przyszła dziś do pracy i tkwimy tu na marne – westchnęłam. – No nic, pozostaje nam czekać.
Kiedy o wpół do szóstej drzwi kamienicy się otworzyły, już chciałam do nich podbiec, ale ku mojemu ogromnemu rozczarowaniu wcale nie wyszła z nich Wiktoria, tylko ta sekretarka, która chciała mnie spławić za moja pierwszą wizytą tutaj.
– Szlag... – syknęłam.
Kobieta niespiesznym krokiem ruszyła w stronę wyjścia z bramy. Przez moment wahałam się czy za nią nie pobiec i nie zapytać o Wikę i ostatecznie postanowiłam tak zrobić. Ruszyłam truchtem za oddalającą się kobietą.
– Halo! Przepraszam! Proszę pani!
Odwróciła się i spojrzała na mnie pytająco. Chyba mnie nie pamiętała.
– Tak? – zapytała uprzejmie.
– Em... Szukam Wiktorii Zamojskiej... Chciałam zapytać, czy może skończyła już pracę. Pani jest z tej samej kancelarii, tak? – wyrzuciłam szybko.
– Wiktoria wyszła dziś z kancelarii o piętnastej. Miała coś do załatwienia na mieście, jakieś prywatne sprawy – wyjaśniła sekretarka.
Starałam się nie okazywać po sobie frustracji, więc tylko podziękowałam za informację z wymuszonym uśmiechem. Chciałam wrócić po Gabriela, ale jak się odwróciłam to okazało się, ze stoi tuż za mną.
– Czyli bez sensu czekaliśmy – stwierdził.
– Trudno – skwitowałam. – Przyjdziemy tu jutro. Nie mam ochoty jechać znowu do Kurek i nachodzić ją w domu, a potem tłumaczyć się policji.
– Rozumiem – westchnął Gabriel. – To może chciałabyś wpaść do mnie? Jeśli oczywiście nie masz innych planów na resztę dnia.
– Dobra, chodźmy do ciebie. Chociaż nie wiem co będziemy robić w tym twoim spartańskim mieszkanku. A w ogóle to gdzie zniknąłeś jak zasnęłam wczoraj?
– Hmm... – zastanowił się, mocno marszcząc czoło. – Nie wiem. Nic nie pamiętam. Chyba Serafin mnie wyłączył.
– Albo wysłał do czyśćca – podsunęłam. – Może właśnie tam przebywasz wtedy, kiedy nie jesteś ze mną i nie pamiętasz co robiłeś.
– Może... Całe szczęście blokada działa, bo poza tym, co pokazał mi w swoim ogrodzie, to nic nie pamiętam.
Dotarliśmy do przystanku, a po chwili nadjechał autobus. Zanim jednak do niego wsiedliśmy, to dyskretnie powiedziałam Gabrielowi, że po drodze nie rozmawiamy, bo było tłoczno, a ja nie chciałam wyjść na wariatkę gadającą sama do siebie.
*
Jakieś piętnaście minut później stanęliśmy przed drzwiami mieszkania na Piłsudskiego. Gabriel wydobył z kieszeni klucz i włożył go do zamka, ale gdy chciał przekręcić okazało się, że drzwi są otwarte.
– Co? – zdziwił się. – Byłem pewien, że zamykałem drzwi na klucz. – Spojrzał na mnie z niepokojem.
Nacisnął klamkę i pchnął drzwi, ale nie weszliśmy od razu do środka. Z wnętrza mieszkania dobiegała cicha muzyka i słychać było, że ktoś krząta się po pokoju. Nagle w przedpokoju pojawiła się znajoma postać.
– Nie wierzę! To znowu ty?! – wrzasnęła Wiktoria na mój widok.
W pierwszej chwili miałam ochotę wycofać się i uciec stamtąd. Czułam się jak czerwona płachta w starciu z bykiem.
– Gabriel nie żyje i jest tu ze mną – wypaliłam.
Wiktoria zatrzymała się dwa kroki przede mną i miała taką minę, jakbym właśnie na jej oczach zrobiła potrójne salto w tył w wąskim przedpokoju.
– Dziewczyno! O co ci, do ciężkiej cholery, chodzi?! – złapała się za głowę i patrzyła na mnie jak na wyjątkowo natrętnego komara.
– Jeżeli dasz mi kilka minut, żebym mogła to wyjaśnić, to chętnie ci powiem.
Wciąż staliśmy w przedpokoju, ja i Wika naprzeciwko siebie, a Gabriel oparty o ścianę pomiędzy nami. Zerknęłam na niego, a on przeskakiwał wzrokiem miedzy mną a Wiktorią.
– Nie dasz mi spokoju? – zapytała Zamojska pokonanym tonem.
Powoli przecząco pokręciłam głową.
– Masz pięć minut, żeby mi wyjaśnić czego chcesz – syknęła i przeszła do pokoju, a ja natychmiast ruszyłam za nią.
Usiadła na kanapie w salonie, więc dołączyłam do niej. Gabriel stanął obok mnie, jak uczeń, który ma zaraz odpowiadać przy tablicy. Zerknęłam na niego wymownie i ruchem głowy wskazałam na fotel stojący po przekątnej, bliżej Wiki. Usiadł na nim ostrożnie, jakby się bał, że rozleci się pod jego ciężarem. Spoglądał niepewnie na swoją siostrę.
– Myślisz, że powinienem coś powiedzieć? – zapytał mnie cicho.
– Najpierw ja zacznę. Zresztą, ona cię nie usłyszy – odpowiedziałam.
Wiktoria patrzyła na mnie ze zmarszczonym czołem, a następnie obróciła głowę i spojrzała w stronę fotela, który dla niej był po prostu pusty.
– Wiktoria – zwróciłam na siebie jej uwagę. – Wiem, że to, co ci teraz powiem wyda ci się kosmicznie abstrakcyjne, ale wysłuchaj mnie do końca. Jakkolwiek odklejona wyda ci się moja historia.
Kobieta zacisnęła usta w wąską linię i splotła dłonie na kolanach.
– W takim razie słucham – rzuciła sztywno.
Przez chwilę wpatrywałam się w nią, milcząc i zastanawiałam się od czego w ogóle zacząć. Najlepiej byłoby od początku, ale niekoniecznie chciałam dzielić się z nią moimi problemami i informacją na temat mojej niedoszłej próby samobójczej.
– Emm... – stęknęłam i wzięłam głęboki wdech. – Zaczęło się od tego, że... próbowałam się zabić i Gabriel mnie od tego odciągnął. To wydarzyło się trochę ponad tydzień temu.
– Zaraz... – przerwała mi. – Powiedziałaś, że on nie żyje.
– Tak, to prawda. On nie żyje. Od dwóch lat.
– Chwila, moment, coś tutaj się nie klei – oświadczyła podejrzliwym tonem.
– Wiem. Mocno się nie klei, ale to wszystko, co ci teraz opowiem to absolutna prawda, chociaż zapewne weźmiesz mnie za wariatkę. – Starałam się mówić powoli i spokojnie, żeby wzięła moje słowa na poważnie.
– Wybacz, ale już mam cię za wariatkę – rzekła cierpko. – Ale kontynuuj, miejmy to już za sobą. Gabriel odciągnął cię od samobójstwa tydzień temu, mimo, że sam nie żyje od dwóch lat?
– Dokładnie. Spotkaliśmy się na wiadukcie w nocy z dwunastego na trzynastego września. Miałam... Skumulowało mi się mnóstwo problemów i chciałam skoczyć z wiaduktu. Wtedy nagle znikąd pojawił się tam twój brat i starał się zniechęcić mnie do tego, co planowałam. Posłuchałam go i wróciłam z powrotem za barierkę. Zaczęliśmy rozmawiać i okazało się, że on ma poważne problemy z pamięcią po jakimś wypadku. Nie pamiętał nic, poza swoim imieniem i adresem. Pojechałam z nim do tego mieszkania – tu ręką wskazałam pomieszczenie, w którym się znajdowaliśmy – i dałam mu swój numer, żeby dzwonił w razie potrzeby. Jakaś wewnętrzna siła pchała mnie do tego, żeby pomóc mu odzyskać pamięć i dowiedzieć się kim jest, albo chociaż znaleźć kogoś z rodziny, kto mógłby się nim zająć i pomóc wrócić do rzeczywistości. Pierwszą osobą, z którą udało nam się skontaktować był Gizmo, ale raczej nie wiedział za wiele, dowiedzieliśmy się jedynie jak Gabriel ma na nazwisko.
– Ten durny ćpunek – prychnęła Wiktoria.
– Później udało nam się znaleźć ciebie. Właściwie, to ja cię znalazłam. Dopasowałam imię, nazwisko i miejscowość i okazało się, że jesteś prawniczką. Potem znalazłam cię na Instagramie i po zdjęciach udało mi się zidentyfikować twoje miejsce zamieszkania. Chcieliśmy się z tobą skontaktować, żeby dowiedzieć się kim tak naprawdę jest Gabriel. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że on nie żyje i że... to tylko jego duch mi towarzyszy.
Wiktoria pokręciła głową z dezaprobatą.
– Dziewczyno... Ty słyszysz jak to brzmi? W ogóle to jak masz na imię, bo nie pamiętam?
– Kornelia. Tak, wiem jak to brzmi, ale ja naprawdę widzę ducha Gabriela. Oboje byliśmy w zaświatach, rozmawialiśmy z Serafinem, kimś w rodzaju anioła. Gabriel trochę nagrzeszył za życia i trafił do czyśćca.
– Trochę?! – wtrąciła Wika. – On się powinien smażyć w piekle. Za to ile nerwów przez niego straciłam, ile mama się namartwiła i ostatecznie wpędził ją do grobu! – Głos kobiety lekko się załamał.
Zerknęłam na Gabriela, a on patrzył na swoją siostrę z bólem wymalowanym na twarzy.
– Przykro mi, naprawdę – odparłam. – Zdążyliśmy się już dowiedzieć jaki Gabriel był za życia i że zajmował się handlem bronią i narkotykami. Serafin pokazał mi też jak zginął. Zabił go jakiś gangster. Za długi.
– Jeśli mówisz prawdę i on rzeczywiście nie żyje, to wcale nie dziwi mnie sposób w jaki umarł.
– I teraz – kontynuowałam – Gabriel jest w czyśćcu od momentu swojej śmierci. Ma szanse, żeby trafić do raju, ale potrzebuje przebaczenia. Od ciebie i od Karoliny.
– Wolne żarty! – parsknęła Wika. – Potrzebuje przebaczenia? A co jeśli mu nie wybaczę? Trafi do piekła?
Przełknęłam głośno ślinę.
– Pewnie tak. Albo zostanie w czyśćcu, nie wiem. Nie brałam pod uwagę takiej opcji. Wiesz... już w czyśćcu nie jest za fajnie. On ma teraz blokadę i nie pamięta swojego pobytu tam, ale Serafin na chwilę ją zdjął i widziałam co działo się z Gabrielem. On naprawdę cierpiał.
– I bardzo dobrze – rzekła twardo Wiktoria. – Ma to, na co zasłużył.
– Co ja ci takiego zrobiłem?! – zawołał Gabriel, patrząc ze strachem na siostrę, ale nie mogła go usłyszeć.
– A co on ci takiego zrobił? – zapytałam cicho.
– Chcesz posłuchać interesującej historii o tym gnoju? – rzuciła ironicznie. – Mogę ci opowiedzieć. Ale najpierw udowodnij mi, że on tu jest. Rozumiesz, że potrzebuje jakiegoś dowodu?
– Bedzie ciężko, bo on nic nie pamięta. Mieszkał tutaj, w tym mieszkaniu. – Nic innego sensownego nie przyszło mi na myśl, a to był bardzo slaby argument.
– Mogłaś go znać przed jego rzekomą śmiercią i wiedzieć o tym. Chcę, żebyś zapytała go o coś, co wiemy tylko ja i on. Inaczej będziesz musiała stąd wyjść.
Spojrzałam na Gabriela, niecierpliwie stukając palcami o kolana.
– Słyszałeś. Przypomnij sobie coś.
– To nie takie proste – odparł słabo.
– Masz minutę – wtrąciła Wiktoria, patrząc na mnie.
– Pospiesz się, bo inaczej raj ci czmychnie koło nosa – ponagliłam go.
Gabriel wziął głęboki wdech i skupił swój wzrok na Wiktorii. Kiedy też na nią spojrzałam, ze zniecierpliwieniem świdrowała mnie swoim spojrzeniem. Nie czułam się z tym komfortowo, więc ponownie zerknęłam na Gabriela, choć musiało to dla niej głupio wyglądać, ze gapię się na pusty fotel. Wtem Gabriel wyciągnął rękę w stronę swojej siostry i dotknął jej policzka. Wzdrygnęła się oszołomiona i cofnęła się odruchowo.
– Poczułaś to? – zapytałam ze zdziwieniem.
– Co to było? – zerknęła na mnie zaniepokojona i dotknęła policzka.
Patrzyła wprost na Gabriela, ale dla niej był niewidzialny. On wpatrywał się w nią szeroko otwartymi oczami.
– Jak była mała, miała może z sześć lat, to miała taką ulubioną maskotkę, króliczka – powiedział Gabriel, zapewne do mnie, choć nie odrywał wzroku od Wiki. – Nazwała go Tuptuś. Kiedyś wykurzyła mnie, bo bawiła się moimi resorakami i zrobiła mi bałagan, więc w odwecie urwałem ucho Tuptusiowi na jej oczach. Strasznie płakała, ale mama przyszyła mu to ucho. Przeprosiłem ją potem.
– O Boże... Coś ci się przypomina – szepnęłam.
– Powiedz jej to – rzekł, spoglądając na mnie. – Żeby uwierzyła, że tu jestem.
– Wiktoria – zwróciłam się do kobiety. – Gabriel mówi, że jak byłaś mała, to miałaś maskotkę króliczka o imieniu Tuptuś. Twój brat urwał mu ucho, bo zrobiłaś mu bałagan w resorakach, ale potem wasza mama przyszyła ucho królikowi. Gabriel cię za to przepraszał.
Wiktoria wydała z siebie stłumiony okrzyk i zakryła usta dłonią.
– To niemożliwe... – szepnęła, patrząc na mnie wielkimi oczami, po czym przeniosła spojrzenie na fotel, gdzie siedział jej brat.
– On naprawdę tu jest – potwierdziłam.
Zamojska oddychała głęboko i szybko, jakby właśnie sprintem przebiegła sto metrów. Szybkim ruchem wstała z kanapy i podeszła do okna. Oparła ręce o parapet i chwilę tak stała w ciszy i bezruchu.
W końcu odwróciła się z powrotem do nas.
– W porządku – odpowiedziała spokojnie. Oczy miała lekko zaszklone. – Opowiem ci o Gabrielu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro