Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

9


Myślicie, że to takie łatwe samemu wydostać się z domu? 

Nigdy nie uciekałam ze swojego domu, ani nie wymykałam się nocami, więc można powiedzieć, że jestem w tym początkująca. Jedyne, co wiedziałam, to to, że małżeństwo opiekujące się domem spało w swoim pokoju na piętrze, a pies biegał swobodnie na zewnątrz. 

Miałam tylko nadzieję, że mial kaganiec albo chociaż był szczepiony...

Na parter dostałam się bez większych problemów, chociaż w miejscu, gdzie znajdowały się drzwi od sypialni państwa Brake'ów panele strasznie skrzywpiały. Jeżeli Bóg istnieje, robi mi na złość, przysięgam. 

Na szczęście schody były betonowe, więc zeszłam po nich tak szybko jak się dało. Musiałam bardzo uważać, bo ktoś mógł być w kuchni. Wychyliłam głowę zza drzwi. 

Nikogo nie było.

Przez kuchnię wydostałam się na dwór, używając kluczyka, ktory powieszony był przy drzwiach. Otworzyłam je tylko troszeczkę, żeby zobaczyć czy pies faktycznie biega. Było tak ciemno, że nic nie widziałam. Jednak nie słyszałam żadnych sapów ani szczeków, więc było dobrze. 

Wyszłam, bardzo ostrożnie. 

Psa nadal nie było widać, żadnego strażnika też. 

Więc dałam długą przez całe podwórko aż do żywopłotu, w który wskoczyłam jak ci agenci na filmach. 

Nie pomyślałam, że oni też mogą mieć psy. 

- O kur... - wciągnęłam brzuch na widok dwóch owczarków niemieckich. Miały ostre kły i warczały na mnie. Jeszcze na mnie nie skoczyły, ale to tylko dlatego, że nie ruszałam się prawie w ogóle. 

Nie wiedziałam co mam zrobić, ale musiałam się jakoś ruszyć, bo prędzej czy później by się do mnie dobrały. 

Wystarczyło, że ruszyłam nogą i zaczęły szczekać. Ostrzegały mnie, żebym sobie poszła, ale nie mogłam! 

- Merk, Sad - ktoś zacmokał na psy, a te z niechęcią wycofały się. Spojrzałam na mojego wybawiciela. 

Michael. 

- O Boże, dziękuję - odetchnęłam z ulgą. - W całym swoim życiu tak długo nie wstrzymywałam powietrza, przysięgam - oparłam ręce na zgiętych kolanach.

- To strażnicy, nie lubią przybyszy - pogłaskał je po głowach. Patrzyły na mnie z nieufnością i przysięgam, że ten większy się oblizał. 

- Dzięki - powtórzyłam. Spojrzał na mnie jakby dopiero się zorientował, że tam stoję. 

- Chodź - wskazał mi, żebym była cicho i machnął ręką, żebym poszła za nim. Jak dziecko przetruchtał do wejścia od swojej przyczepy. Poszłam za nim, bo co miałam zrobić?

- Dobre pieski - pomachałam im niemrawo, gdy obok nich przechodziłam. Weszłam za Michaelem do przyczepy, a on zamknął za nami drzwi.

- Siadaj - wskazał na elegancką, niebieską kanapę. Usiadłam, rozglądając się po wnętrzu. Mała przestrzeń nie uniemozliwiała ciekawego wystrojenia. Było tu bardzo elegancko. Kanapa, na której mnie posadził Mike robiła również za jego łóżko, bo leżała na nim rozkopana posciel i mała poduszka, na której widniał obraz przedstawiający ranczo 'Neverland' należace do Jacksona. 

Wpatrywałam się w tą poduszkę dłuższy czas. Zawsze chciałam odwiedzić to miejsce i zobaczyć jak Michael odwzorował to, co siedziało mu w głowie na ranczu. 

- Pewnie zmarzłaś.

Spojrzałam na mężczyznę. Trzymał w rękach dwa kubki, a ten bardziej wysunięty w moją stronę był biały i posiadał wygrawerowane serduszko ze złota. 

- Tak, dziękuję - usmiechnęłam się do niego uprzejmie i wzięłam kubek. Upiłam łyk, rozglądając się. Miał tutaj nawet mini kuchnię.

Mike usiadł obok mnie, podkładając jedną nogę pod tyłek. Zawsze tak robił, gdy udzielał luźniejszego wywiadu. Odnotowałam w głowie, że to był jego naturalny odruch. 

Myślałam, że przez pierwsze chwile będzie cisza, ale Mike do tego nie dopuścił. 

- Nie będziesz miała problemów z ucieczką? - odgarnął czarne włosy z twarzy. Miał je wyprostowane, a ja nie lubiłam gdy takie miał. Wolałam go w naturalnie kręconych. 

- Nie, nikt o tym nie wie. Prawie nikt. Ale tej osobie mogę ufać.

- Twój chłopak? 

- Hm? Nie - uniosłam brew. - Skąd wiesz, że to chłopak? 

- Masz na sobie męską bluzę - wskazał głową na moje ciało. Popatrzyłam w dół i faktycznie. Aaaaa... To dlatego było mi tak ciepło, gdy byłam na dworze. 

- To kolega, poznałam go... W zasadzie dzień temu - uśmiechnęłam się uprzejmie. Michael pokiwał głową. Nurtowało mnie jedno pytanie, które musiałam zadać. Inaczej ta ciekawość udusiłaby mnie. - Michael - spojrzał na mnie pytająco. - Mogę ci zadać... Osobiste pytanie?

- Słucham - nie wyglądał na zaskoczonego ani na zaniepokojonego tym, co za chwilę usłyszy. Co się dziwić, udzielił tylu wywiadów, że 'osobiste pytania' nie były mu straszne. 

- Dlaczego chciałeś, żebym przyszła? Nie zrozum mnie źle, uwielbiam cię, ale zwykle gwiazdy nie zapraszają swoich fanów od tak do domu... Um, przyczepy - uśmiechnęłam się głupio. Tak, Diana, rób z siebie idiotkę. Na pewno cię już nie zaprosi. 

Mike wyglądal na trochę przybitego moim pytaniem, ale nie zaskoczonego. 

- Słyszałaś to stwierdzenie, że 'sławie towarzyszy samotność'?

Och, no tak. Teraz rozumiałam o co chodzi. 

I nagle było mi go żal. 


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro