Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

20

25 czerwca o godzinie 14 siedziałam wraz z Chrisem na balkonie od naszego pokoju hotelowego. Piliśmy kawę patrząc na plac zabaw, na którym bawiły się dzieci. Moi rodzice dzwonili wczoraj, żeby mi powiedzieć, że jeżeli nie wrócę do domu, mam przynajmniej mówić gdzie jestem i co robię, a ja się zgodziłam na taki układ. I tak musieli dać mi pieniądze na bilet powrotny, nawet jeżeli zostałabym na obozie. Dlatego mogłam spokojnie poświęcić czas na tu i teraz.

Przez te parę dni mieszkaliśmy z Chrisem w wynajętym pokoju hotelowym, który był dość niedrogi, ale powoli kończyły nam się zapasy pieniężne, więc musieliśmy coś wymyślić. Oczywiście moi rodzice zobowiązali się dać mi tyle pieniędzy ile będę potrzebowała, ale Chris stwierdził, że nie będzie na utrzymaniu moich rodziców, a jego rodzina zdecydowała, że albo wraca do domu albo radzi sobie sam. 

Na razie byliśmy na etapie picia kawy i nie przejmowania się takimi sprawami.

- Chcę pojechać do Londynu - nagle powiedział, patrząc na plac zabaw.

- Jesteśmy niedaleko - odparłam, a on na mnie spojrzał. - Możemy pojechać. 

- Ale nie chcę wracać. 

Oparłam łokieć na stoliku, a głowę o dłoń i spojrzałam na niego.

- Co ty mówisz?

- Jedzmy stąd. Gdziekolwiek. Mówię, poważnie, nie patrz tak na mnie.

- Masz coś  nie tak w głowie.

- No dalej, mam motocykl. 

- A co z paliwem? Jedzeniem?

- Załatwię.

Pokręciłam głową, ponieważ wiedziałam, że on mówi poważnie. I był w stanie to zrobić, gdybym się zgodziła. Ale dobrze wiedziałam, że musimy w końcu wrócić do domu. Każdy z nas miał swoje życie, którego nie mogliśmy od tak porzucić. 

Zdecydowaliśmy na tamten moment zostawić temat ucieczki i miałam szczerą nadzieję, że nie wrócimy do niego już nigdy. To nie tak, że nie chciałam spędzić z nim każdej chwili i żyć na naszych zasadach, ale nie byłam pewna czy jestem gotowa na taki krok. Nie teraz, gdy tak dużo się dzieje. 

Zimne powietrze uderzyło w moje usta jak chłodny pocałunek od utraconego kochanka. W ten dzień pogoda była wyjątkowo paskudna. Mgła spowijała okolicę, myląc wzrok. Krople deszczu odznaczały się na koszuli Chrisa, niby iskry. 

Krok za krokiem, a wzrok wlepiony w białą smugę wydostającą się z pomiędzy naszych ust. Tak minęły nam pierwsze minuty spaceru. To ten stan, gdy chłód odbiera chęć do rozmowy. Ale nie przeszkadzało nam to tak długo jak mogliśmy się trzymać za ręce. Moje były wyjątkowo zimne, ale Chris zawsze miał ciepły dotyk. 

Spojrzałam na jego profil. Myślał o czymś. Coś nie dawało mu spokoju. To nie był ten zawsze wesoły chłopak. Mam na myśli - czy ten obóz wpłynął na nas w ten sposób? Co się zmieniło?

Nagle coś w kieszeni mojego płaszcza zaczęło wibrować. Okazała się to być moja mama, więc odebrałam połączenie.

- Kiedy masz zamiar wrócić do  domu?

- Um - spojrzałam na Chrisa, bo byłam więcej niż pewna, że usłyszał. Nie dał mi żadnego znaku, a wręcz patrzył co odpowiem. - Nie wiem jeszcze.

- Zabukowałam ci bilety na jutro o 17.

- Słucham? - zmarszczyłam brwi nie wierząc w to co słyszę. Oboje się zatrzymaliśmy na środku chodnika.

- Koniec zabawy w dorosłego. Wracasz do domu.

- Mamo!

- Widzę cię w domu, inaczej zawiadomię policję Diana. Masz wrócić do domu dziecko. 

- Rozłączyła się - powiedziałam słysząc znajomy dźwięk w słuchawce. 

- Wracasz - powiedział Chris. Jedyne co  mogłam, to spojrzeć na niego. Nawet nie chciałam odpowiadać, przytakiwać czy zaprzeczać.

Oboje znaliśmy odpowiedź. Musiałam zaakceptować fakt, że wracam. 

To działo się jak przez mgłę. Taką, jaka była na zewnątrz. Dokładnie w momencie, gdy pakowałam się do walizki. Rozejrzałam się wokół, aby upewnić się, że wszystko spakowałam, ale niczego więcej ze sobą nie miałam. 

Chris siedział na skraju łóżka co chwilę odpalając i gasząc zapalniczkę, w którą ślepą patrzył. Usiadłam na kostkach zerkając w jego stronę. 

- Chris.

Uniósł na mnie wzrok. Cholera. Tak bolesny wzrok. 

- Wciąż możemy być razem.

- Dwa tysiące kilometrów od siebie? - uniósł brew. - Chyba żartujesz.

Nie powiedziałam nic więcej. Dla mnie to było wystarczająco. Chris zamówił dla mnie taksówkę, więc parę minut później wyszliśmy przed budynek z walizką. 

- A ty? - zapytałam, gdy czekaliśmy na taksówkarza.

- Nie wiem - wzruszył ramionami. - Pokręcę się trochę, a później... A później zobaczę.

- Hej, masz mój numer - zauważyłam z uśmiechem. On też się uśmiechnął. Był to raczej smutny uśmiech, ale jednak. Położył dłoń na tyle mojej głowy i przytulił mnie do siebie, aby pocałować moje włosy. 

Nie dochodziło do mnie, że to może być ostatni raz, gdy go dotykam. 

Taksówkarz przyjechał w ciągu paru minut, więc zapakował moją walizkę do bagażnika. Chris włożył dłonie w kieszenie spodni, a kiedy podeszłam do niego, stanęłam na palcach i dosięgnęłam jego ust. 

- Nie żegnam się - powiedziałam. Nie zareagował w żaden sposób. Więc po prostu odsunęłam się, aby wsiąść do taksówki. Widziałam go przez zaparowaną szybę. Stał na chodniku, tuż przy taksówce. 

Miałam nadzieję, że otworzy drzwi, wyciągnie mnie z samochodu i powie, że uciekniemy razem. Naprawdę tego chciałam. W mojej głowie dużymi literami wyświetlił się napis ''ZRÓB TO''. I wiedziałam, że chciał tego. 

Ale kierowca w końcu ruszył. Chris oddalał się z każdą sekundą, jego sylwetka zatracała się w deszczu i mgle. Aż w końcu zupełnie straciłam go z oczu. Wtedy doszło do mnie, że nie ma go przy mnie. Przełknęłam ślinę. 

Sekundę później dostałam SMS-a.

Chris: A ja tak.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro