18
- Ja też.
Zerknęłam w stronę chłopaka, który powiedział te słowa. Nie miałam pewności czy to było do mnie, więc nie odezwałam się. Jednak on na mnie spojrzał i uśmiechnął się.
- Ja też w to nie wierzę.
- W co?
- Spójrz - wskazał dłonią w dół, na arenę, którą obserwowaliśmy z najwyższego rzędu. Michael właśnie przygotowywał się do wykonania utworu ''Billie Jean''. Wszyscy wyglądali na przejętych, światła migały, tancerze biegali po scenie przypominając raczej zwierzęta w klatce. - Michael zaczyna nową trasę po tylu latach.
- Czy to źle? - zapytałam, zerkając na niego po chwili.
- Nie wiem - powiedział nie odrywając spojrzenia od areny. Wyglądał na zmartwionego. Chciałam zapytać dlaczego tak jest, ale wtedy on odezwał się. - To się nie stanie.
Później odwrócił się i odszedł w swoim kierunku. A ja zostałam na miejscu, nie mając już żadnych pytań. Zawiesiłam wzrok na Michaelu, który z tej odległości wyróżniał się tylko tańcem i złotą marynarką.
Wkrótce rozbrzmiały pierwsze bity piosenki, a ja obserwowałam to wszystko. Michael naprawdę cieszył się każdym ruchem, jaki wykonywał. Konsultował każdą, drobną rzecz z reżyserami i producentami. Tak naprawdę nie miałam pojęcia jak wiele potrzeba, żeby takie show doszło do skutku.
Nie tylko producenci i reżyserzy byli do tego potrzebni. Ekipa montażowa, oświetleniowcy, technicy sceniczni, charakteryzatorzy, fryzjerzy, ochrona. Wszyscy ci ludzie tworzyli ekipę, zgraną paczkę, bez której nic nie mogłoby się udać.
Wystarczyło, że jeden element się wykruszył. Nagle światło na scenie zgasło, więc technicy potrzebowali kilku chwil na naprawy. Chciałam wyjść do Michaela, ale wtedy kilka innych osób zabrało go za kulisy.
Dlatego postanowiłam opuścić arenę na te parę chwil i wyszłam przed budynek. Od razu po uchyleniu drzwi uderzyło we mnie zimne, ostre powietrze. Poczułam ciarki na całym ciele nawet pomimo faktu, że miałam na sobie zimową kurtkę.
Pociągnęłam nosem i przyjrzałam się ulicy, na której panowało spore zamieszanie. Światła przestały działać, więc wszyscy na siebie trąbili, a dwóch mężczyzn nawet wyszło, żeby na siebie nawrzeszczeć.
- Diana - nagle usłyszałam swoje imię.
- Chris - ze zdziwieniem i szczęściem stwierdziłam, że to on. - Co tu robisz? - objęłam ramionami jego szyję, żeby przytulić się do przyjaciela. Na dodatek miał cudowne perfumy i tą czerwoną koszulkę, którą lubiłam. Biło od niego ciepło, którego potrzebowałam.
Odsunęłam się od niego i zauważyłam, że ma też czarną, skórzaną kurtkę.
- Napisałaś mi, że tu jesteś, więc urwałem się z obozu - wskazał na budynek starej biblioteki po drugiej stronie ulicy.
- Uciekłeś?
- Nie, wyszedłem - uśmiechnął się szeroko. - Chodź - machnął na mnie dłonią i zaczął iść w prawo.
- Gdzie? Nie mogę...
- Oj bez jaj, drżysz jak chomik na kofeinie. Zabieram cię na kawę.
Nie mogłam mu odmówić. To Chris.
Ostatni raz spojrzałam na arenę, a później odeszłam razem z Chrisem. Michael nie powinien mieć mi tego za złe.
Dzwoneczek u drzwi oznajmił nasze przyjście. Nie znałam wcześniej tej kawiarni, nawet nie wiedziałam jak się nazywa. Była mała, ale przytulna. I przede wszystkim ciepła. Wewnątrz znajdowało się parę stolików trzyosobowych i dokładnie dwa dwuosobowe. Zajęliśmy miejsce przy jednym z nich, przy oknie.
- Nie będziesz miał kłopotów? - zapytałam, kiedy już ściągnęłam kurtkę i odwiesiłam ją na oparcie. Później zajęłam miejsce na przeciwko Chrisa, który zdecydował zostać w skórzanej kurtce.
- Tak szczerze to mi nie zależy - wzruszył ramionami. - Ten obóz jest do dupy.
- Na początku mówiłeś coś innego - rzuciłam mu cwaniacki uśmiech.
Spojrzał na mnie uważnie, a po chwili jego kąciki ust uniosły się lekko.
- Bo byłaś ty.
Poczułam się jak dziecko w piaskownicy. Zarumieniona opuściłam wzrok, a od komentarza uratowała mnie kelnerka, która przyjęła nasze zamówienie. Oboje wzięliśmy waniliowe capuccino.
- A ty co tu robisz? Sądziłem, że jedziesz do domu.
- Um, plany się zmieniły.
Chris zerknął na mnie podejrzliwie, a ja zagryzłam wargę błagając, żeby nie pytał o nic więcej.
- Coś kręcisz. O co chodzi Diana?
- Uh - jęknęłam, przewracając oczami - Nie mogę ci powiedzieć!
Chłopak uniósł brwi w zdziwieniu, ale nic nie powiedział, a jedynie pokręcił głową. Cisza między nami trwała o parę sekund za długo. Poczułam, że stała się nieprzyjemna. Potarłam dłońmi materiał swoich jeansów.
- No więc... - zaczęłam zerkając na niego po chwili. Spojrzał na mnie wyczekująco i wcale nie wydawał się szczęśliwy. Ale nie wiedziałam czy to przez to, że nie chciałam mu powiedzieć, czy że w ogóle się odezwałam. - Wracasz do obozu?
Pokręcił głową.
- Raczej nie. Nie mam po co.
Pokiwałam głową. Zanim zadałam kolejne pytanie, kelnerka przyniosła nam napoje w kubkach. W końcu mogłam o coś ogrzać dłonie.
- Wracasz do domu?
- Prawdopodobnie.
- Chris - zaczepiłam go, a on na mnie spojrzał. - Rozmawiaj ze mną. Jak to ''prawdopodobnie''? Albo wracasz albo nie.
- Nie wiem jeszcze. Nie chcę wracać do domu, ale ten obóz naprawdę mnie nudzi.
- Nie odeślą cię do domu, gdy się dowiedzą, że opuszczasz obóz?
- A kto sprawdzi, że faktycznie pojechałem?
Na tym w zasadzie nasza rozmowa się zakończyła, ponieważ zauważyliśmy jak obozowicze wychodzą z biblioteki obok. Chris musiał się zmyć, a ja wracać na arenę.
- Gdzie byłaś? - zapytał Michael, jak tylko weszłam.
- Wow - tchnęłam, ponieważ praktycznie na niego wpadłam. - Um, wyszłam na chwilę. Co jest? - zauważyłam, że wszyscy byli niespokojni i jakby czegoś szukali.
- Wszyscy cię szukają. Miałem zawał.
- Przepraszam, byłeś zajęty, więc wyszłam.
- Nie rób tak. Nie mam 9 żyć, jak kot.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro