14
Wczorajszy dzień był naprawdę mocny i do tej pory mam zawroty głowy, gdy o tym pomyślę.
Chris nie wspomniał więcej o tamtej sytuacji, ale dobrze wiedziałam co chciał mi powiedzieć, gdy staliśmy w kolejce do muzeum woskowych figur. Rachel cały czas była obok nas. Przysłuchiwała się.
Nagle Chris dźgnął mnie łokciem w bok.
- Co? - zmarszczyłam brwi na chłopaka, ale ten z uśmiechem na ustach wskazał na Travisa, tego samego, który na lotnisku został przydzielony do oddzielnej grupy. Teraz dobierał się do figury Amelii Earhart.
Zaśmiałam się razem z Chrisem. Rachel szybko to wyłapała i spojrzała na nas z uniesioną brwią. Nasze wzroki spotkały się, a ona prychnęła i odwróciła się z powrotem w swoją stronę.
W krótkim czasie dostaliśmy się do środka. Wszyscy byli bardzo podekscytowani, a ja zaskoczona, bo wcale nie było tam mrocznie, przerażająco i śmierdząco, jak się spodziewałam.
Te figury naprawdę wyglądały całkiem realistycznie. Zwłaszcza Stephen King, Albert Einstein i Joanna d'Arc. Nie wiem jak im się udaje zrobić coś tak realistycznego z tak tanich materiałów, ale wygląda to bosko.
- Diana - Chris zawołał mnie do siebie, żeby mi pokazać figurę Michaela Jacksona.
- Wow - uchyliłam usta w szoku. Figura doskonale oddawała jego wzrost, wymiary ciała i naturalne detale, które na pierwszy rzut oka nie są dostrzegalne. Ubrania też były nieźle dobrane. Czerwona, aksamitna koszula, czarne, eleganckie spodnie i buty do tańca. Takie same, w jakich MJ tańczył przez pół życia.
- Nieźle to zrobili - Chris również przyznał piękno figury. - Patrz, ma pryszcza - chłopak podszedł do figury na tyle, na ile pozwalały mu specjalne sznury ochraniające sztuczną postać. Wskazał na jakiś wyprysk wyglądający na uszkodzenie materiału na prawym policzku artysty.
- Przestań - rozbawiona pociągnęłam go za kurtkę zanim ktoś by się zorientował, że dotyka figurę.
- Ej! Diana!
Spojrzałam w lewo, gdzie zobaczyłam Leona, jednego z chłopaków w naszym obozie. Szedł w moją stronę z dość poważną miną. Co znowu?
- Słyszałem, że na jakiś koncert się wybierasz.
- Co ty mówisz? - uniosłam brew. Kątem oka zobaczyłam Rachel tuż za plecami chłopaka. Mhm, no to już wiadomo o co chodzi.
- No co? Każdy już o tym wie - stanął tuż przy mnie. Poczułam się zagrożona przez jego wzrost i masę ciała. Mięśnie też miał spore, co widać było przez koszulkę.
- O czym? - Chris wtrącił się do gry, stając przy mnie, a właściwie lekko przede mną. Obrona. Podoba mi się. Zwłaszcza, że Leona każdy zna i wie jak potrafi wjechać na ambicję.
Chris też jest odważny i wygadany. Oboje nie wiedzą kiedy skończyć. Kurde...
- Że jesteś kłamliwą suką, Diana - uśmiechnął się chytrze, a te słowa wypowiedział z takim jadem, że słowo daję, że serce mnie zabolało. Zszokowana patrzyłam na niego i nie potrafiłam się nawet odezwać.
Za to Chris już tak. I to dobitnie.
- A co ci kurwa do tego co ona robi, gdzie i po co? - Chris podszedł bliżej Leona, a ten wcale się nie wycofał, jakbym tego chciała. Również zrobił krok do chłopaka.
- Niech se robi co chce, ale rozgadywać, że się ma koncert i zapraszanie na niego wszystkich wokół, a potem wystawianie do wiatru, to w ogóle nie jest zachowanie normalnej osoby - Leon spojrzał na mnie wilkiem.
- Kto kogo zapraszał? - Chris uniósł pytająco brew.
- Diana Rachel.
- Ona sama się wtrąciła i chciała bilety! - podeszłam do nich, bojąc się, że zaraz wybuchnie jakaś awantura i wywalą nas z tego muzeum, a co najgorsze, z obozu.
- Ja?! Kto gadał o tym na cały korytarz?! - I Rachel również postanowiła się odezwać. A miałam cichą nadzieję, że chociaż raz zostanie w tyle i się nie udzieli.
- A kto podszedł i stwierdził, że on też idzie?!
- Ale tu nie chodzi o to! - gdy poczuła się zdominowana przez argumenty Chrisa i moje, zmieniła temat. - Żadnego koncertu nie było, szukałam całą noc w internecie!
- No to pech - Chris rozłożył ręce, ale ani ja, ani on nie żałowaliśmy dziewczyny.
- Leon - zrobiła maślane oczy do Leona, a ten jak zaczarowany odwrócił się do Chrisa, a potem było tak szybko, że tylko mignęło mi przed oczami, gdy Chris został złapany za koszulę i przyparty do ściany.
Gdzieś w tłumie, który zebrał się wokół nas, słychać było krzyki dziewczyn i ochy i achy. Nikt nie wyszedł i nie pomógł, gdy Chris szarpał się z Leonem.
Też powinnam krzyczeć i panikować, ale coś mnie zatrzymało w bezruchu. Nie mogłam się ruszyć, a metr ode mnie rozgrywała się masakra.
- Zostaw mnie! - przyparty chłopak próbował jak mógł oderwać się od oprawcy, ale Leon był silniejszy od niego i większy. Chris pokonywał wszystkich odwagą i duchem, ale to nie wystarczało w takich sytuacjach.
Dopiero, gdy Leon przywalił Chrisowi w twarz, ruszyło mnie i natychmiast do nich podbiegłam, żeby coś zrobić. Ugryźć Leona, kopnąć go, nie wiem, opluć.
Ambicje miałam wielkie.
Chris zdążył tylko krzyknąć do mnie, żebym się odsunęła, a później poczułam uderzenie gdzieś w bok głowy i film mi się urwał.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro