Rozdział 3
Aurelia
Budzę się rano, przygnieciona męskim ciałem, nie mogąc oddychać. Głowa mi pęka, w ustach mam starego trampka i śmierdzę alkoholem.
— Złaź ze mnie, wielkoludzie! — Próbuję zepchnąć z siebie trupa, ale nie mam tyle siły. — Mariusz, błagam cię, zejdź ze mnie, bo mnie udusisz!
Nieprzytomny chłopak mamrocze coś pod nosem i przewraca się na drugi bok, robiąc mi przy tym trochę miejsca, i uwalnia mnie spod swojego ciężaru. Oddycham szybko, łapiąc powietrze, podnoszę rękę, spoglądam na zegarek i zrywam się z miejsca jak poparzona.
— Kurwa, ojciec mnie zabije! Jestem trupem.
Jest godzina dziewiąta czterdzieści, ja nadal pijana i do tego spóźniona. Boże, przecież zanim ja dotrę do domu i doprowadzę się do porządku, to będzie dwunasta. Ojciec mnie wydziedziczy, poćwiartuje i nakarmi mną rybki.
Wyjmuję telefon z malutkiej torebki i spoglądam na wyświetlacz. Dziesięć połączeń nieodebranych od ojca i nagranie na automatycznej sekretarce.
Ari, gdzie ty, do cholery, jesteś?! Nie wróciłaś w nocy do domu, mam nadzieję, że się nie spóźnisz, bo nogi z dupy ci powyrywam.
No to nie mam nóg.
— Mariusz, obudź się i to już — krzyczę do śpiącego chłopaka, jednocześnie szarpiąc jego bezwładnie ciało.
— Kobieto, nie potrząsaj mną, bo puszczę pawia — mamrocze pod nosem.
— Gówno mnie obchodzi twój paw, wstawaj i zawieź mnie do domu albo najlepiej do firmy. Ojciec mnie zabije! — krzyczę.
— Ale ja jestem jeszcze pijany — odpowiada brunet, podnosząc się do pozycji siedzącej, trzymając się przy tym za głowę.
— To zawieź mnie pijany, wszystko mi jedno, dociera?! Raz-dwa, bo już nigdy nie zasmakujesz mojej cipki.
Brunet zrywa się z miejsca, raz-dwa przechodzi na fotel kierowcy, przeciera ostatni raz opuchniętą twarz dłońmi i odpala silnik. W drodze do firmy ogarniam się nieco, ale jak ja mogę się ogarnąć, skoro nie mam żadnych kosmetyków ani ubrań. Wyjmuję z torebki gumę do żucia, a palcami rozczesuję swoje poplątane, długie włosy, z oczu wyciągam śpiochy i ścieram resztkę rozmazanego tuszu . Pod firmą żegnam się z chłopakiem i pędzę na spotkanie z diabłem. Biegnę przez hol, spotykając Zośkę, sekretarkę ojca.
— Hej, Zośka, ojciec u siebie? — pytam zdyszana zdziwioną dziewczynę.
— Boże, jak ty wyglądasz? — Zośka na mój widok zakrywa dłonią usta i otwiera szerzej oczy.
— Wiem, jak wyglądam, wracam prosto z imprezy, a do tego nie wytrzeźwiałam do końca. Ojciec zły?
— Czekają na ciebie już wszyscy w konferencyjnej, a ojciec twój kipi ze złości. Ari, jesteś pewna, że chcesz tam tak wejść? — Dziewczyna, wypowiadając ostanie słowa, palcem wskazuje na mój ubiór.
— A co, mam wejść nago? Nie zdążyłam pojechać do domu. Dobra, życz mi szczęścia, a w razie czego dzwoń po zakład pogrzebowy. — Śmieję się sama z siebie, po czym odwracam się plecami do dziewczyny i kieruję swoje kroki do konferencyjnej.
Przed wejściem do środka poprawiam swoje kuse ubranie, obciągam spódniczkę, jak tylko mogę, by ją wydłużyć maksymalnie... ale co ja wyprawiam, przecież jeans się nie rozciągnie, mimo wszystko warto spróbować. „Dobra, Ari", mówię do siebie w myślach, „dasz radę".
Chwytam za klamkę i wchodzę do środka pewnym i zdecydowanym krokiem. W konferencyjnej siedzą trzy osoby. Mój ojciec, starszy, przystojny mężczyzna mniej więcej w wieku mojego tatulka, kobieta bardzo elegancka w średnim wieku i... spoglądam na ostatniego osobnika i otwieram szeroko swoją jadaczkę. Boziu słodki, ten tam to jakiś alwaro z okładki czasopism dla wygłodniałych kobiet. Przystojny, nawet cholernie przystojny mężczyzna, trochę po trzydziestce. Włosy ciemnie, oczy także (nie widzę dokładnie, ponieważ ma na nosie okulary), nos prosty, usta pełne i seksowne, i ten lekki zarost na twarzy. Facet-marzenie...
Na mój widok wszyscy podrywają się ze swoich miejsc i stają, jakby ich ktoś wmurował w podłogę. Ojciec czerwony jak burak (już widzę jego żyłę na szyi pulsującą ze zdenerwowania), starsza kopia młodszego bruneta się uśmiecha, jego towarzyszka również, a pan seksowny zdejmuje okulary ze swojego nosa i skanuje moje ciało od góry do dołu tak intensywnie, że wypala we mnie dziurę.
Ja stoję pośrodku konferencyjnej i słodko się uśmiecham, próbując zrobić dobre wrażenie, ale zważywszy na mój wyjątkowy strój, efekt jest odwrotny.
— Dzień dobry — witam się niepewnie i podchodzę do ojca. — Cześć, tatku. — Całuję go w policzek, na co krzywi się i odsuwa. Śmierdzę jak stara gorzelnia.
— Przepraszam za spóźnienie — mówię do wszystkich tu obecnych i czekam na rozwój wydarzeń. Kiedy ojciec ma zabrać głos, nagle z ust bruneta wychodzą bardzo dziwne i niezrozumiałe dla mnie słowa, coś jakby jakiś bełkot i seplenienie osoby z wadą wymowy. Nic nie rozumiem z jego słów, bo mówi po francusku, a ja z tym językiem zawsze byłam na bakier, ale po minie, jaka widnieje na jego twarzy, można wywnioskować, że jest nieco zniesmaczony moją osobą.
— Słucham? Mógłbyś powtórzyć swoją wypowiedź w normalnym języku? — zwracam się do Francuza po angielsku i czekam na jego odpowiedź.
— Chciałem powiedzieć, że pomyliła pani chyba firmy. Tu się produkuje perfumy, a nie tańczy na rurze.
CO?! O ty kurwa twoja mać, może dziś wyglądam nieco...hmm... wyzywająco, ale nie będzie mnie tu obrażał jakiś pieprzony żabojad.
— Posłuchaj no mnie, ty... — Nie dane mi jest dokończyć swojej wypowiedzi, ponieważ ojciec łapie mnie za nadgarstek, przeprasza gości i wyprowadza mnie na korytarz.
— Co ty wyprawiasz, jak ty wyglądasz?! Miałaś tu być punktualnie, w normalnym stroju, a wyglądasz jak tysiąc nieszczęść i do tego śmierdzisz tanią whisky. — Próbuję być zabawna i odpowiadam, że to nie whisky, a nalewka, ale na moje słowa ojciec wybucha i krzyczy na mnie, nie patrząc na innych pracowników firmy, którzy się krzątają po holu, żądni kawałka padliny jak te pieprzone hieny. — Prosiłem cię tylko, żebyś się nie spóźniła i dobrze wyglądała. Chciałem przedstawić cię Albertowi i jego żonie. Z ich synem będziesz pracowała nad nowym projektem. Tymczasem ty wpadasz tu prawie naga, z cyckami na wierzchu, odsłoniętymi tatuażami na brzuchu i gdzie ty tam je jeszcze masz, i robisz mi wstyd!
— Ja mam pracować z tym nadętym dupkiem?! Po moim trupie! —odpowiadam ojcu nieźle wkurzona. Może i jest nieziemsko przystojny, ale zarazem jest dupkiem i aroganckim chamem, wpierdalającym ślimaki i żabie udka.
— Będziesz z nim pracować, czy ci się to podoba, czy nie. Mało tego, ten „dupek" zamieszka w naszym domu na kolejne dwa miesiące i będziesz na niego skazana przez ten czas, więc radzę ci się zacząć z nim dogadywać.
Hola, hola, to są chyba jakieś wolne żarty. Kiedy chcę powiedzieć ojcu, że chyba postradał zmysły, z sali wychodzi „dupek" i podchodzi do ojca, mówiąc:
— Marku, ja skoczę na jakąś kawę, póki się nie wyjaśni ten cały cyrk. Jestem trochę zmęczony po podróży. — Wypowiadając swoje słowa, bezczelnie dłonią wskazuje na moją osobę.
— Pijesz do mnie?! — syczę mu w twarz, gotowa się na niego rzucić z pazurami, gdy ojciec mnie w ostatniej chwili powstrzymuje, łapiąc w pasie i odsuwając od żabojada.
— Oczywiście, Theo, idź. Ja porozmawiam z córką i zaraz do was wrócę. — Następnie zwraca się do mnie: — Aurelio, nie poznaję cię. Wróć do domu, weź prysznic, doprowadź się do porządku i przekaż Grecie, że obiad ma być na godzinę szesnastą. Ja tu załagodzę sytuację i przeproszę przyjaciół za twoje zachowanie.
— Za moje zachowanie?! To on nazwał mnie tancerką z klubu go-go, a ty będziesz go jeszcze przepraszał?
— Powiedziałem jedź do domu. Zobaczymy się na obiedzie, ale jak mi wywiniesz jakiś numer podczas posiłku, to cię uduszę własnoręcznie. Ubierz się w jakąś sukienkę i załóż szpilki, masz tyle tych szmat, że na pewno coś znajdziesz. — Ojciec kończy swoją wypowiedź, całując mnie w czoło i odsyłając do domu.
Jeśli on myśli, że będę potulna i miła dla tego francuskiego pieska z kijem w dupie, to się bardzo zdziwi. Już ja mu pokażę, z kim się nie powinno zadzierać.
***
Theo
Podróż z Paryża do Warszawy minęła mi nawet znośnie, ale i tak byłem zmęczony tą całą przeprowadzką do Polski i nowym projektem, który wymyślił ojciec ze swoim przyjacielem ze studiów. Nie rozumiałem, dlaczego ojca tak bardzo ciągnie do tego kraju. Co prawda pochodzi z Polski i tu są jego korzenie, ale we Francji ma wszystko, co chce. Firma, mocna pozycja na rynku, piękny, słoneczny kraj, cały dorobek swojego życia i mamę.
Ojciec poznał moją mamę, kiedy zaraz po studiach przyjechał do Francji w poszukiwaniu pracy. Pracował wtedy w restauracji jako pomoc w kuchni i podczas jednej z imprez, na której była moja mama, wpadli na siebie i to był jakiś grom z jasnego nieba. Zakochali się w sobie na amen. Mama jeszcze studiowała, ale po skończeniu nauki postanowili zamieszkać razem, wziąć ślub i założyć rodzinę. Z pomocą rodziców z jego, jak i ze strony mamy, założyli mały interes, który, jak się później okazało, znacznie powiększyli, wchodząc w spółkę z kolegą ojca ze studiów, nijakim Markiem.
Do Polski przyjeżdżałem raczej rzadko, to dziadkowie częściej odwiedzali nas we Francji, z czego się cieszyłem, bo ten kraj jakoś nie bardzo mi pasował. Nie żebym miał coś do Polski, ale wychowany na francuskiej ziemi przywykłem do warunków tam panujących. Z językiem polskim też raczej nie miałem za dużo do czynienia; zawsze, kiedy ojciec próbował mnie czegoś nauczyć, szybko poddawałem się, bo uważałem, że ten język jest dla mnie za trudny. Te wszystkie czasowniki, odmiany i cała pisownia, bo o wymowie już nie wspomnę, to nie moja bajka.
Dziś jednak jestem tu i zaczynam nowy etap w swoim życiu, przynajmniej na jakiś czas. Ciężko mi było się rozstać z Francją, przyjaciółmi i przede wszystkim z narzeczoną. Monique, z którą jestem już cztery lata, jest modelką i nie mogła zostawić swojej pracy, przeprowadzając się do Polski w tym momencie. Ma dojechać do mnie za jakieś dwa, trzy miesiące, po skończeniu swojego turnée.
Dziwną dla mnie rzeczą jest to, że nasz dom nie jest skończony i na czas remontu mamy zamieszkać w domu przyjaciela mojego ojca. Siedzę z rodzicami w sali konferencyjnej i czekamy na córkę Marka, która ma lada chwila się tu pojawić. Po minie Marka widzę, że jest jakiś zdenerwowany i chodzi z kąta w kąt z telefonem przy uchu, bez przerwy gdzieś wydzwaniając.
Ojciec, od razu po przyjeździe, chciał jechać do firmy, poznać szczegóły naszej dalszej współpracy i zobaczyć, jak wygląda praca na produkcji. Zakładam na nos okulary i spoglądam na wszystkie dokumenty związane z dalszymi planami firmy na najbliższy czas, kiedy to do pomieszczenia ktoś wchodzi.
Podnoszę głowę i spoglądam na młodą kobietę, która wygląda jak tancerka z klubu dla facetów, gdzie dziewczyny tańczą na rurze i kręcą tyłkami. Dziewczyna wygląda mniej więcej na dwadzieścia, góra na dwadzieścia pięć lat. Przyglądam się jej i muszę przyznać, że jest naprawdę śliczna. Ma długie, ciemne włosy sięgające jej do pasa, piękną, ciemną oprawę oczu, prosty, malutki nos i pełne, seksowne usta. Dalej skanuję jej ciało i zatrzymuję się na jej piersiach. O matko kochana, ma ogromne piersi i wąską talię. Jej długie nogi aż do ziemi podkreślają buty na podwyższeniu, dodając jej kilka centymetrów, krótka minispódniczka ledwie zasłania jej pupę.
Patrzę na nią i z wrażenia otwieram swoje usta, ale szybko się orientuję, że moje zachowanie w tym momencie jest niewłaściwe; doprowadzam się do porządku. Przez chwilę patrzymy sobie głęboko w oczy, gdy nagle dziewczyna podchodzi do Marka, wita się z nim i całuje w policzek.
Jestem już zmęczony i naprawdę chcę odpocząć po podróży, więc, niewiele myśląc, mówię po francusku do kobiety, że chyba pomyliła firmy, bo to nie klub nocny, na co brunetka robi dziwny wyraz twarzy i po angielsku się do mnie zwraca, bym powtórzył swoją wypowiedź. Spełniam jej prośbę, po czym kobieta nagle wychucha złością i okazuje brak kultury.
No tak, jak myślałem, nic dobrego w tej Polsce mnie nie czeka. Okazuje się, że ta mała osóbka jest córką Marka.
Mężczyzna wyprowadza dziewczynę na korytarz, zostawiając nas z rodzicami samych.
— Synu, nie musiałeś się tak zachowywać, to córka mojego przyjaciela, jest młoda i ma swój styl, a ty zachowałeś się wobec niej niewłaściwie — upomina mnie ojciec.
— Ojcze, jestem zmęczony po podróży i chciałem to wszystko szybko załatwić, ale widzę, że tu się robi nieciekawie. Ja mam pracować z tą „nastolatką", od której zieje alkoholem na kilometr? To jest ten twój cały super plan?
— Nie oceniaj ludzi po wyglądzie. — Do rozmowy wtrąca się mama. — Mnie się ta dziewczyna spodobała. Ma charakter i nie da sobie w kaszę dmuchać.
— Mamo, chyba żartujesz! To jest poważny biznes, a nie przedszkole. Jestem za stary na to, żeby kogoś niańczyć.
— Zapewniam cię, że to nie będzie konieczne, bo córka Marka skończyła studia z wyróżnieniem i zrobiła kilka naprawdę świetnych projektów — odpowiada ojciec.
— Dobrze, nie zamierzam się z wami kłócić, idę na kawę i póki ta farsa się nie skończy, to chcę odpocząć. Widzimy się za dwadzieścia minut — zwracam się do rodziców, po czym wychodzę z pomieszczenia.
To będzie ciężka i nerwowa praca. To będzie harówka z rozkapryszoną gówniarą.
Theo
Kochani... Tak się rozpisałam, że nie doszłam do najlepszej części ich spotkania, czyli podczas obiadu. Ale myślę, że w kolejnym rozdziale wszystko się już rozkręci, pozdrawiam i buziole. Mam nadzieję, że rozdział się wam spodobał?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro