Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 1

Aurelia

Moje życie wywróciło się o sto osiemdziesiąt stopni po śmierci mojej mamy. Miałam wtedy niecałe piętnaście lat, okres dorastania i głupiego buntu.

Mama długo walczyła z rakiem piersi. Ciągłe wizyty w szpitalu, leczenie i chemioterapia. I kiedy myśleliśmy, że jest lepiej, okazało się, że ma przerzuty na drugą pierś. Amputacja była konieczna, ale nie podawaliśmy się i całą rodziną walczyliśmy o życie mamy. Nie udało się... zostawiła mnie i ojca w najgorszym możliwym momencie.

Nadeszła nowa szkoła, nowi ludzie i ten cały syf, z którym każdy nastolatek musiał się codziennie zmierzać. Nie potrafiłam się odnaleźć w nowym środowisku, wśród nowych koleżanek i kolegów. To był dla mnie jakiś inny, chory świat.

Zawsze miałam wielu znajomych i byłam osobą bardzo lubianą, a przynajmniej wtedy tak uważałam. Z perspektywy czasu stwierdzam, że lubiano mnie, bo miałam bogatych rodziców i dużo kasy, chodziłam do prywatnej szkoły itd. Po śmierci matki ojciec się załamał i stracił kontrolę nad własnym życiem, ale usilnie próbował mnie wychować jak najlepiej.

Poszłam do normalnego liceum, gdzie nie liczyła się kasa i władza. Tam każdy dbał o siebie i resztę miał w dupie.

Odkąd pamiętam, zawsze interesowałam się sztuką. Uwielbiałam rysować i tworzyć nowe wzory. Od szkicowania zwierząt, ludzi, martwej natury, zaczęłam rysować przeróżne wzorki i kreślić coraz to nowsze szlaczki. Spodobało mi się to i już wiedziałam, że w przyszłości chcę wiązać swoje życie ze sztuką.

W liceum poznałam ludzi, którzy pokazali mi prawdziwe, normalne, zwyczajne życie. Nie bajkowe, jakie wiodłam niegdyś; z kasą i drogimi ciuchami. Tam każdy był indywidualistą i miał własny styl.
Coraz częściej uciekałam ze szkoły, zaczęłam palić, a także pić alkohol. Towarzystwo zajebiste, można by powiedzieć... To właśnie w liceum zaczęłam swoją przygodę z motocyklami. Zakochałam się w tych maszynach. Ich moc i zawrotna szybkość działały na mnie i wywoływały we mnie niesamowitą adrenalinę.

Nielegalne wyścigi organizowane pod Warszawą były czymś dla mnie. Wpadłam w złe towarzystwo i choć nauczyłam się jeździć na motorze i ścigać się z najlepszymi, to także o mało nie przypłaciłam za to życiem.

Ojciec z pomocą jakiegoś swojego kumpla ze studiów, z którym robił interesy, wyszedł na prostą po śmierci matki, ogarnął się i potrząsnął mną.
Tak, to był prawdziwy wstrząs. Wzięłam się za naukę, przestałam popijać i palić. Co prawda nie zrezygnowałam z mojej pasji, jaką były motory i rysowanie, bo nadal jeździłam potajemnie w wyścigach.

W wieku osiemnastu lat poprosiłam ojca o swojego własnego ścigacza, na co się zgodził. Jeździłam, ile tylko mogłam, ucząc się nowych trików i technik.

Po ukończeniu liceum zerwałam całkowicie kontakt z ludźmi z tamtego otoczenia, odcięłam się i zaczęłam nowy etap w swoim życiu.
Nowy, co nie znaczy, że lepszy. Studia, imprezy, nowe znajomości, pierwszy seks, pierwsza miłość i pierwszy tatuaż. Jeden, drugi i kolejny. Wyścigi i motory to moje życie.

Moje relacje z tatą znacznie się polepszyły, zaczęliśmy ze sobą znowu rozmawiać i w naszym życiu ponownie odżyła nadzieja. Ukończyłam studia na kierunku graficznym z wyróżnieniem, łącząc swoją pasję z pracą u ojca w firmie.

Dziś mam dwadzieścia cztery lata, nadal lubię imprezy i dobrą zabawę, ale mam również obowiązki i pracę. Od zawsze chciałam mieć coś swojego, taki własny interes połączony z moją pasją. Z pomocą taty oraz przyjaciół ze studiów otwieram studio tatuażu.

Tak, zamierzam mieć własne studio i robotę marzeń. Nie potrafię siedzieć na dupie przy biurku w drogich kostiumach i wysokich szpilkach. Ja chcę czegoś innego, chcę wolności i szalonego życia. Nie chcę marnować swojej młodości na coś, co mnie nie interesuje, bo życie jest za krótkie i nie wiadomo, kiedy dopadnie nas kostucha z kosą i zabierze na tamten świat...

- Ari, kochanie! - Zza drzwi mojego pokoju słychać głos taty.

- Tak, papciu? - Zrywam się z łóżka, biegnę do drzwi, otwieram je i wpadam prosto na mojego staruszka.

Marek, mój tata, jest przystojnym mężczyzną po pięćdziesiątce, wysokim, dobrze zbudowanym i, jak twierdzą moje kumpele, cholernie seksownym. Dziwne, że po śmierci mamy nikogo sobie nie znalazł. Co prawda widziałam w naszym domu jakieś kobiety od czasu do czasu, ale to nie było nic poważnego. Chciałabym, żeby był znowu szczęśliwy. On jednak twierdzi, że żadna nie zastąpi mamy i nikogo nie potrzebuje, bo ma mnie i firmę. Ha, ha, czasami się zastanawiam, czy nie ożenił się ze swoją pracą. Jeśli chodzi o interesy, to jest surowy i nieugięty. Codziennie mi wierci dziurę w brzuchu, że mam się wziąć do pracy i pomóc w firmie, bo czekają nas teraz ogromne zmiany... No właśnie, zmiany...

- Jezu kochany! Dziecko, ubierz się jakoś normalnie, chociaż raz. - Tata wytrzeszcza oczy po raz kolejny na mój widok, a raczej na widok mojego ubioru.

Mam na sobie mocno poszarpane jeansy z lekko podwiniętymi nogawkami, czarną bokserkę, która również ma kilka dziur, i białe trampki na stopach.

- Wyglądasz, jakbyś ze śmietnika wyszła, błagam cię, zrób coś dla swojego starego ojca i załóż na siebie coś... no, bardziej przypominającego ciuchy. - Na słowa ojca zaczynam się głośno śmiać.

- Ale tatulku kochany, tak się teraz chodzi. Zresztą, nie idziemy na bankiet, tylko na otwarcie mojego studia, zapomniałeś?

- W trójcy jedyni i wszyscy święci! Ja się przez ciebie wykończę i padnę jak pies Pluto - odpowiada tata, przewracając oczami i kręci z rezygnacją głową na boki. - Miejmy to już za sobą, nie wiem, jak ja wytrzymam przez ten czas z bandą poszarpanych, wytatuowanych dzieciaków.

- Dasz radę, staruszku, bo jesteś najlepszym tatusiem pod słońcem. - Mówiąc to, wieszam się ojcu na szyi i całuję w policzek, zostawiając czerwony ślad po szmince.

- Muszę, bo w przeciwnym razie na twoje barki spadnie cała firma, a to byłaby totalna klęska - nabija się ze mnie tata, na co wystawiam mu język.

- Chodźmy już i miejmy to już za sobą. Pamiętaj, że jutro przyjeżdża Albert z żoną i synem z Francji, i widzę cię w firmie. Tylko w normalnym stroju! - dodaje, pokazując palcem na moje poszarpane spodnie.

- Tak jest, szefie! - odpowiadam, po czym zaczynam się śmiać.

Droga do studia mija nam szybko, jestem taka podniecona i podekscytowana tym, że zaraz spotkam się z moimi przyjaciółmi i będziemy mogli otworzyć nasze zajefajne i oryginalne studio tatuażu, że aż nie mogę usiedzieć na dupie.

- Owsiki masz czy co? - Ojciec spogląda na mnie, odrywając wzrok od gazety, którą w tej chwili przegląda.

- Bardzo śmieszne - odpowiadam nadąsana ojcu, który ma ze mnie niezły ubaw.

Salon tatuażu znajduje się w centrum Warszawy i ma ogromny szyld z nazwą Ari Tattoo. Pomieszczenie jest stylowo urządzone i przestronne. Jest tu pięć pokoi przeznaczonych do „dziarania", mała recepcja połączona z przytulną poczekalnią, pokój gospodarczy, toalety i inne potrzebne schowki i zaplecza.

Na miejscu są już wszyscy najważniejsi ludzie, bez których nie udałoby mi się dotrwać do końca. Wspólnymi siłami osiągnęliśmy nasz pierwszy mały sukces, a na resztę będziemy musieli ciężko zapracować.

- Tato, poznaj moich przyjaciół. To Benek, Zołza, Mała, Szybki i Zbój - przedstawiam ojcu swoją paczkę, a ten nieco zmieszany nie wie, co zrobić i jak się zachować, co wywołuje u mnie śmiech. - Papciu, nie bój się, oni nie gryzą, tak tylko groźnie wyglądają, ale są naprawdę słodcy i przemili.

- Yyy, widzę właśnie. Witam was i miło poznać. - Ojciec niepewnie podaje każdemu z nich rękę na przywitanie. Wygląda, jakby zobaczył co najmniej UFO albo latający talerz. - A czy oni mają jakieś imiona? - zwraca się do mnie.

- O przepraszam, to tak z przyzwyczajenia. Benek to Bartek, mówimy tak na niego, bo ma wielki brzuch i niedługo nie zobaczy swojego ptaszka. - Na moje słowa wszyscy wybuchamy śmiechem, na co nawet ojcu udziela się nasz nastrój.

- O, wypraszam sobie! - odzywa się Bartek. - Dobry właściciel swojego konia pod dachem trzyma.

- Otóż to, synu, masz rację - odzywa się mój tata.

- Zołza to Kaśka, jest czasami okropnie złośliwa i zrzędzi jak stara kwoka, ale i tak ją wszyscy kochamy. Dalej... Mała to Agnieszka jest drobniutka i pyskata, Szybki to Szymon i rzuca się na wszystko, co ma głowę, nogi i kawałek cycka, a Zbój to mój tygrysek, za którym wprost przepadam. Ma na imię Mariusz. - Przedstawiając Zbója, delikatnie się do niego przysuwam, całując jego policzek z lekkim, seksownym zarostem.

Z Mariuszem łączy mnie dziwna relacja... hmm... przyjaciele do seksu? Tak chyba można to nazwać. Oboje nie chcemy bawić się w te wszystkie nudne związki, zazdrości i ckliwe gówna, podobamy się sobie i jest nam dobrze w łóżku, więc czego chcieć więcej? Nie robimy sobie wyrzutów, nie jesteśmy o siebie zazdrośni. Po prostu, kiedy mamy ochotę się poprzytulać, dzwonimy do siebie i już wszystko jest jasne.

Ojciec raz jeszcze wita się ze wszystkimi, lecz znaczną uwagę poświęca właśnie Zbójowi, bacznie go obserwując. Wszyscy obecni tu są bardzo wyraziści i charakterystyczni. Posiadają dużo tatuaży i kolczyków, przy nich ja jestem tą grzeczną, bo nie mam aż tylu, co oni. Nie, żebym nie chciała, ale ojciec suszy mi głowę, że jeżeli zrobię kolejny tatuaż, to mnie wydziedziczy. Uważa, że jako jego następczyni i przyszła pani prezes nie powinnam wyglądać jak chodzący komiks.

Otwieramy szampana i opijamy uroczyste otwarcie salonu, po czym żegnam się z ojcem, który to już jest spóźniony na jakieś spotkanie, i obiecuję, że jutro wstawię się w firmie.

Siedzimy wszyscy w salonie, śmiejemy się i opijamy nasz wspólny sukces, dyskutując o dzisiejszych wyścigach motocyklowych i późniejszej imprezie nad Wisłą.

- Ari, dziś wyścig. Dasz z siebie wszystko, malutka? - pyta mnie Zbój, przytulając do swojego boku i kradnąc całusa.

- No jasne! Już nie mogę się doczekać - odpowiadam podniecona tym, co będzie się działo wieczorem. Kocham tę adrenalinę i dreszczyk emocji. Rywalizację pomiędzy wszystkimi uczestnikami, którzy chcą pokazać się z jak najlepszej strony i zgarnąć niezłą sumkę za wygranie wyścigu, i tę niepewność, że wpadnie policja i zrobi zadymę.

Kocham to, co robię, i nie zamierzam z tego rezygnować...

Aurelia 😁😁

Kochani mamy pierwszy rozdział i mały przedsmak, tego, co będzie się działo później... Mam nadzieję, że to opowiadanie również przypadnie Wam do gustu ...Pozdrawiam buziaki...😘😘😘😘😘

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro