Griezmann/Marquez
- Ty pieprzony samobójco! - wykrzyczałem - Mogłeś zginąć Marquez - widziałem smutek w jego oczach
- Anto - urwał, a w jego oczach zebrały się łzy - Przepraszam, ja, straciłem panowanie nad motorem - przytuliłem go
- Kochanie, już spokojnie, to nie twoja wina - pocałowałem go w czoło
- Kto wygrał? - zapytał, ah ten Marc, zawsze to samo
- Di Diablo - odpowiedziałem a on sie uśmiechnął
- Naprawdę? To super! Muszę mu pogratulować - zaśmiałem się
- Kocham Cię - powiedziałem całując go lekko. Usłyszeliśmy pukanie, do sali wszedł lekarz
- Panie Marquez mam dwie wiadomości dobrą i złą - przeraziłem się
- Złą poproszę najpierw - powiedział pewnie
- Nie wystartuje pan w dwóch wyścigach - powiedział patrząc na nas ze współczuciem, Marc się popłakał
- A dobra? - zapytałem
- To tylko wybicie barku - odetchnęliśmy z ulgą
- Świetnie, dziękuję - powiedział
- Jesteś nadal pieprzonym samobójcą, jak można jeździć na motorze z taką prędkością - fuknąłem
- Kocham to co robię, wiem ze igram ze śmiercią, ale uwielbiam tą dyscyplinę, tak jak ty kochasz piłkę nożną - powiedział przytulając mnie mocno
- Kochanie, wiem. Obiecaj mi że już nigdy nie napędzisz mi takiego stracha - powiedziałem czochrając jego włosy, naburmuszył się
- Nie moje włosy! Postaram się, a teraz mógł... - nie dokończył ponieważ przez drzwi wpadł wcześniej wspomniany Di Diablo
- Marc! Ty żyjesz! Cześć Anto - Francuz wyszczerzył się
- Żyje, Fabio, gratuluję wygrania wyścigu - Marc również się uśmiechnął
- Dziękuję stary, mam coś dla ciebie - wyciągnął zza pleców szampana i przytulił mojego chłopaka (chciałam napisać coś innego, ale stwierdziłam że to będzie dobre) zrobiłem się zazdrosny
- Gratki Quarta - uśmiechnąłem się
- Skoro już tu jesteś Fabio, chciałem żebyś przy tym był - mruknął cicho Marc
- Jasne - Fabio uśmiechnął się uroczo
- Antonie, jesteś moim największym skarbem. Osobą która uwielbiam mi prawić morały, wkurzać mnie. Mimo to kocham cię całym sercem, nie jestem najlepszy w oświadczaniu się, w końcu robię to pierwszy raz. - zrobił przerwę a w moich oczach zebrały się łzy - A więc Antonie Griezmannie czy wyjdziesz za mnie? - rozpłakałem się i pocałowałem czule Hiszpana
- Tak, kocham cię Marc - usłyszeliśmy klaskanie, Marc włożył mi na palec pierścionek
- Brawo Mrówko, nareszcie! - zaśmiał się Fabio
- Nareszcie? - zdziwiłem się na co Diablo jeszcze bardziej się roześmiał
- Marc planuje to dwa miesiące, pierścionek nosił zawsze przy sobie - uśmiechnąłem się czule do mojego narzeczonego
- A ja ci ufałem! - zaśmiał się Marc przyciągając mnie do siebie - Kocham cię mój Francuzie, ale musisz iść do fryzjera - pocałował mnie wplatając dłoń w moje długie włosy. Poczułem się najszczęśliwszy na świecie
*****
To jest najdziwniejszy ship jaki pisałam, wiem że Marc kibicuje Barcy, więc jest i Anto
Sorry za błędy
Myślę że się spodoba
_Łapa_
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro