Kochanowski
Wzięłam się na odwagę i podeszłam do siatkarza. Bałam się że mnie wyśmieje, ale gdzieś z tyłu głowy tliła się mała nadzieja ze coś z tego będzie.
- Kuba? Możemy porozmawiać? - zabieram się do tego już długi czas, przyjaciel spogląda na mnie
- Jasne, Arturku Królu mój złoty zostawisz nas? - zapytał, a ja zaśmiałam się cicho
- Jasne, już spadam - odparł I uciekł
- Widzę że chcesz coś powiedzieć, ale zabierasz się do tego jak pies do jeża, dawaj, przecież nie gryzę - zaśmiał się, no tak, nie gryzie, ale może wyśmiać
- B-bo - zająknęłam się I umilkłam
- Co? Ktoś ci się podoba I nie wiesz jak mu to powiedzieć? Arturek na przykład? - spojrzał na mnie, a ja zaśmiałam się z tego stwierdzenia
- Arturek nie jest w moim typie - powiedziałam I westchnęłam
- No dawaj, luz - uśmiechnął się pokrzepiająco
- To ty mi się podobasz - powiedziałam I poczułam że moje policzki przybierają czerwonego koloru
- Domyślałem się, ale przepraszam, traktuje cię jak przyjaciółkę. Nie uznaj tego za Friendzona czy coś - właśnie tak zrobiłam, zakłuło mnie to w serduszko
- Jasne, spoko, nic nie oczekuje, tylko chciałam to z siebie wyrzucić - uśmiechnęłam się lekko sztucznie, chciało mi się płakać
- Przepraszam. Idziesz ze mną się rozciągnąć? No chodź - wziął mnie za dłoń, niby mały gest, a jednak.
- No dobra - odparłam
- Znajdziemy ci lepszego, ciesz się życiem! Laska, co ci szkodzi. Cieszę się że mi powiedziałaś - uśmiechnął się rozciągając nogi
- Postaram się - speszyłam się I wzięłam piłkę do siatkówki
- Pomożesz mi je pozbierać? - wskazał na rozsypane piłki po treningu
- Jasne, orientuj się! - rzuciłam w niego piłką
- Tyyy - zaśmiał się, zaczęliśmy zbierać piłki do kosza, Kuba wywiózł kosz.
- Światło - powiedziałam gasząc całą halę
- E, tak, przepraszam, rozkojarzyłem się - uśmiechnął się słodko
- Nic się nie stało - odparłam
- To ja spadam, narazie - chciał wejść do szatni ale go zatrzymałam
- Chcesz mnie przytulić? - zapytałam
- Bardzo - powiedział przytulając mnie do siebie, było to bardzo miłe uczucie, nie chciałam przestawać
- Dobranoc - powiedziałam cicho
- Dobranoc mała - zaśmiał się, tak, on jest dużo wyższy.
*****
Jestem chora ok? Sorry że wyszedł taki słaby, ale potrzebowałam to z siebie wyrzucić...
_Łapa_
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro