Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

1-Samobójstwo

Pov: Adel

-Trója!? TRÓJA!? Jak śmiesz gówniaro! Jesteś w czwartej klasie i nie umiesz ułamków!? To są podstawy!-wykrzyczał ojciec, zalany w trzy trupy. Agresywnie machał w moją stronę pustą butelką, a jego przekrwione oczy wpatrywały się we mnie szukając oznak strachu. W drugiej ręce trzymał moją kartkówkę z dodawaniem ułamków, z widoczną, napisaną intensywnie czerwonym długopisem tróją. Dwa lata temu bym się go przestraszyła, ale nie teraz. Wywróciłam oczami, i odwróciłam się z zamiarem pójścia do pokoju, jednak mężczyzna złapał mnie za plecak i mocno pociągnął do tyłu. Szamotałam się i wyrywałam, jednak facet był silniejszy ode mnie. Złapał mnie za rękę i odwrócił w swoją stronę, po czym zamachnął się na mnie butelką. Po chwili nie czułam już nic innego, co nie było bólem. Pod siłą uderzenia, poleciałam na podłogę bez tchu. Zanim udało mi się złapać oddech, minęło parę dobrych minut. Otworzyłam jedno oko bo drugiego nie mogłam, i zobaczyłam że Michael leży przede mną i śpi. Podparłam się na rękach i wstałam. Szybko poszłam do łazienki, żeby obejrzeć się w lustrze i opatrzyć sobie ranę. Na szczęście, nie miałam szkła w oku. Miałam tylko pociętą skórę wokół niego i lekką śliwę pod nim. Szybko to sobie opatrzyłam i poszłam posprzątać butelki, opakowania po chipsach i papierosy. Kiedy to już było za mną, ogarnęłam kanapę i z wysiłkiem zaciągnęłam na nią ojca. Gdy mi się udało, sprawdziłam czy w moim, leżącym na podłodze plecaku, są te dwie stówy które dzisiaj zwinęłam nauczycielce w szkole. Była połowa września, więc popołudnia stawały się coraz zimniejsze. Ubrałam ciepłą bluzę z kapturem, buty i czapkę, wzięłam już pusty plecak, pieniądze, telefon i klucze i wyszłam z mieszkania. Szybko skierowałam się do najbliższego spożywczaka, z zamiarem zrobienia zakupów. Wyciągnęłam z kieszeni bluzy, listę którą zrobiłam wczoraj i wybrałam produkty. Kiedy miałam już wszystko, zapłaciłam przy kasie i skierowałam się do naszego PRL'owskiego bloku. Wstukałam odpowiedni kod na klatce i weszłam po schodach na pierwsze piętro. 

Gdy skończyłam układać jedzenie w szafkach i lodówce, poszłam po kartkę i ołówek do pokoju. Wyskrobałam na niej parę słów dla taty i poszłam się spakować. Przeczytałam gdzieś, że po śmierci te rzeczy z którymi umierałeś trafiają do ciebie. Jak dla mnie git. Do mojego czarnego plecaka Nike,(który udało mi się ukraść podczas dostawy do sklepu) spakowałam telefon, ładowarkę, słuchawki na kablu, szkicownik, ołówek, gaz pieprzowy i nóż. Jeszcze raz zerknęłam kontrolnie na list, który prezentował się tak:

Drogi Ojcze

Wiem, że obwiniasz mnie za śmierć mamy. Ja też sama siebie za to obwiniam dla twojej wiadomości, jednak wiec że znęcanie się i gwałcenie dziesięciolatki nic nie zmieni. Nienawidzę siebie za to, że zmusiłam ją wtedy do pójścia ze mną do lasu. Gdyby nie ja, nic by się nie stało. To ja powinnam zginąć, zagryziona przez tamtego lisa. Jeśli będziesz chciał mnie pochować, znajdziesz mnie pod klifem w lesie. Wiesz, tam gdzie kiedyś ciągle razem siedzieliśmy.

Adel

Nigdy nie byłam dobra w pisaniu listów, ale tym razem efekt mnie zadowolił. Wyszłam z mieszkania nie zamykając drzwi. Bo i po co? Tu i tak się nikt nie włamie. A jeżeli już, to i tak nic nie znajdzie. Pobiegłam na przystanek autobusowy i wsiadłam do autobusu. Po parunastu minutach jazdy, wysiadłam na przystanku obok trasy widokowej. Nie licząc na to, że może tata wyskoczy z krzaków i będzie próbował mnie zatrzymać pobiegłam przez las. Biegłam nie oglądając się za siebie. Zatrzymałam się dosłownie parę metrów przed klifem i popatrzyłam w górę. Słońce właśnie zachodziło tworząc przepiękną scenerię. Chwyciłam jakiś losowy patyk i narysowałam wielki pentagram na ziemi, centralnie przed zakończeniem klifu. Bo jak umierać, to z przytupem. Podeszłam do krawędzi skały i spojrzałam w dół. Wysoko. Nie ma chuja, że wyjdę z tego cała. -I oto właśnie chodziło-pomyślałam, uśmiechając się pod nosem. Odwróciłam się przodem do lasu i pochyliłam się do tyłu. Na odchodne krzyknęłam:

-Żegnam, pojebany świecie!- I poczułam że lecę w dół. ~Kocham cię mamo~ pomyślałam zanim moje plecy zetknęły się z ziemią. Kiedy mój kręgosłup się połamał, wydał z siebie głośny trzask. Ja natomiast, ostatkami sił wydałam zduszony okrzyk i poczułam że nie mogę nabrać powietrza. Moją ostatnią energię i sekundy życia, zużyłam na pokazanie środkowego palca wszystkiemu pod słońcem i księżycem, oraz na uśmiechnięcie się pod nosem. Nareszcie dopadła mnie wyczekiwana śmierć.



To ona po śmierci. Nie mam jej arta jako dziecko, więc macie jako nastolatkę. Sama rysowałam😊❤️













Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro