Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

5

Gdy obudziłam się następnego dnia, za oknem padał śnieg, zwiastując, że dziś pierwszy grudnia.

Ubrałam się w czarne rurki i szarą bluzę kangurkę z logo serialu „Przyjaciele". Włosy związałam w wysokiego kucyka i wypuściłam z niego kilka pasemek z przodu.

Po odprawieniu porannej rutyny, czyli wykarmieniu taty i przygotowaniu śniadania dzieciakom sama zjadłam, a następnie obudziłam dziewczyny. I zaczęło się...

- Lana, ale ja chcę założyć sweter w renifery! – protestowała Yuri.

- Yu, ten sweter jest dla ciebie za mały, poza tym nie mamy świąt, po prostu spadł śnieg, zlituj się!

- Nie! Ja chcę sweter w renifery.

- W takim razie nie dostaniesz dzisiaj do szkoły ciasteczek!

Mała na chwilę zamilkła.

- A jakie masz te ciastka?

- Czekoladowe z pomarańczą.

- Niech ci będzie. – burknęła i wzięła ode mnie ubrania, które jej przygotowałam. Lana kontra Yuri, 1:0.

Śniadanie dziewczyny zjadły w miarę w spokoju. Założyłyśmy buty i kurtki i poszłyśmy porzucić Lin'a u pani Harper. Wsiadłyśmy do auta, przekręciłam kluczyk w stacyjce i...

Nic. Samochód wydał z siebie odgłosy godne osoby z czwartym stadium raka płuc i ani myślał uruchomić silnik.

- Cholera! – uderzyłam dłońmi w kierownicę.

Już myślałam, że będziemy musiały biec na autobus, kiedy usłyszałam, no zgadnijcie. Noah Davisa.

- Ej, Lee! Wszystko w porządku?! – krzyknął ze swojego auta.

- Chyba nie bardzo, jak widać. – odparłam, zaglądając pod maskę. – Szlag by to trafił, jakieś zwierzę przegryzło mi kabel od akumulatora!

- Podrzucić was?

- Słucham? – spytałam z niedowierzaniem. Czy Noah Davis właśnie zaproponował mi podwózkę? – Podziękuję, twoja dziewczyna i tak mnie nienawidzi, nie będę ryzykować, że poderżnie mi gardło we śnie. Pojadę autobusem.

- Tym autobusem? – wskazał na pojazd przejeżdżający sąsiednie skrzyżowanie.

- Cholera jasna!

- Nie masz wyjścia, słońce.

- Ty, nie pozwalaj sobie. Słońcem nie jestem, skarb ze mnie żaden, księżniczką się nie urodziłam, więc łaskawie pozostań przy moim imieniu. – warknęłam wyciągając Avrę z mojego auta. – Masz jechać ostrożnie, bo ich foteliki się tam nie zmieszczą.

- Ma się rozumieć. Mów gdzie mam jechać.

Odwieźliśmy Av do przedszkola i Yuri do jej szkoły.

- Zatrzymaj się. – powiedziałam parę metrów przed wjazdem na teren naszej szkoły.

- Co?

- No zatrzymaj się, wysiadam. Nie zamierzam się z tobą publicznie pokazywać.

- Jak chcesz. – westchnął i się zatrzymał. Wysiadłam z auta i resztę drogi do szkoły pokonałam pieszo.

Znalazłam moich przyjaciół.

- Lana, gdzie się podziewałaś? – spytała zdziwiona Avril.

- Nic nie mów. Jakieś cholerne zwierzątko przegryzło mi kable od akumulatora w samochodzie i nie mogłam go odpalić, odjechał mi autobus i napatoczył się Davis, z którym byłam zmuszona jechać do szkoły.

- Wyrazy współczucia. – zaśmiał się Travis.

- Słyszałaś już, że koszykarze organizują imprezę pierwszego dnia przerwy świątecznej?

- Nie i i tak tam nie pójdę, zapomnij. – zgasiłam przyjaciółkę.

- Pójdziesz, tylko jeszcze o tym nie wiesz. Mam dla ciebie nawet fajną sukienkę.

- Boże... chodźcie na lekcję.

Tego dnia skończyliśmy dwie godziny wcześniej, bo nauczycielki od chemii i matmy pojechały na jakąś wycieczkę. Travis zaoferował, że podwiezie mnie i dziewczyny. Umówiliśmy się, że do czasu, kiedy moje auto zostanie naprawione będzie nas woził do i ze szkoły. Byłam mu za to dozgonnie wdzięczna.

Odstawiliśmy dziewczyny, dałam im obiad, poprosiłam panią Harper żeby ich popilnowała i zholowaliśmy moje auto do warsztatu. Travis podwiózł mnie z powrotem do domu.

Tata wrócił do domu o ósmej wieczorem.

- Słuchaj, bo jest sprawa... - Zaczęłam.

- Co tam?

- Bo... jakieś zwierzaki pogryzły mi kable w samochodzie.

- No nie, tyko nie to.

- Z pomocą kolegi ze szkoły odstawiłam go do warsztatu, ale wiesz... trzeba będzie za to zapłacić.

- Nie no, jasne, nic się nie stało. Tylko że będziecie musiały jeździć autobusem do szkoły.

- Mam transport. Kumpel się zaoferował, że będzie nas podwoził, więc nie ma problemu.

- Całe szczęście. Poradzicie sobie?

- Tak, tato, jestem dużą dziewczynką. – Zaśmiałam się.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro