Wstęp
Była cicha, gwieździsta noc. Cały dom pogrążony był w ciszy, każdy z domowników spał spokojnie. Tylko w jednym pokoju paliła się lampka. Młoda dziewczyna siedziała na kołdrze, w dłoniach trzymała album ze zdjęciami. Na każdej fotografii znajdowała się ona, przy jej boku stał przystojny młodzieniec. Patrzyli na siebie z szerokim uśmiechem, a w ich oczach widniała czysta miłość.
Jej wzrok padł na jedno ze zdjęć, które zrobili, kiedy zabrał ją do wesołego miasteczka. Aparat uwiecznił moment, gdy ona cała roześmiana, trzymała w rękach watę cukrową, on natomiast obejmował ją od tyłu, splatając swoje dłonie na jej brzuchu. Jego usta spoczywały na jej szyi.
Zatrzasnęła tom i objęła się ramionami, próbując powstrzymać wzbierające łzy. Od jego wyjazdu minął dopiero tydzień, a ona czuła się, jakby pożegnali się całe wieki temu. Ukryła twarz w poduszce, próbując stłumić szloch. Gdyby jej ojciec dowiedział się, że płacze z powodu tego chłopaka...
Jednak nieważne, jak mocno się starała nie była w stanie zapomnieć. Wszystko, co ją otaczało, przypominało jego. Uderzyła pięścią w kołdrę. Jej uszu dobiegł cichy stukot, jakby coś uderzyło o szybę. Serce zabiło szybciej. Podeszła niepewnie do parapetu i otworzyła okiennice. Nocne powietrze owiało jej mokre od łez policzki, jednak ona nie zwróciła na to uwagi.
Interesowała ją jedynie postać stojąca pod drzewem. Chłopak podniósł głowę i posłał w jej kierunku uśmiech, który tak dobrze znała. Starając się poruszać najciszej, jak mogła, przemknęła do holu, a następnie w samej koszuli nocnej wybiegła do ogrodu. Jej bose stopy moczyła rosa.
Im bliżej była, tym jej serduszko mocniej biło. Niepewnie wyciągnęła rękę i delikatnie położyła ją na jego policzku. Poczuła, jak chwyta kosmyk jej włosów i zakłada go za ucho. Jednak nawet czując jego dotyk, nie potrafiła uwierzyć.
– Jak...? – wyszeptała.
Nachylił się i złożył na jej ustach lekki, niczym muśniecie skrzydeł motyla pocałunek, w którym zawarł wszystkie uczucia, wypełniające jego serce. Objęła go za szyję i przyciągnęła bliżej, pogłębiając pocałunek.
– „Lecz choćby oczy jej były na niebie, a owe gwiazdy w oprawie jej oczu, blask jej oblicza zawstydziłby gwiazdy" – wyszeptał, gdy w końcu się od siebie oderwali.
Cieszyła się, że jest ciemno i nie widzi, jak jej policzki pokryły się czerwienią. Przytuliła się do niego, kładąc swoją główkę na jego piersi. Poczuła na czubku głowy, czuły pocałunek. Uśmiechnęła się pod nosem. W jego ramionach czuła się bezpiecznie.
– Mój Romeo – mruknęła.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro