Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

6

Prace nad wielką triremą, trwały już dobry miesiąc, nie mógł powiedzieć że zbliżają się do końca, ale nie mógł też powiedzieć że idzie im źle, prace szły na przód swoim tempem i nikomu to nie przeszkadzało, bo przecież gdyby się spieszyli praca nie byłaby rzetelna. Robota była ciężka chociażby przez fakt, że część osób, tylko udawała że pracuje, a ci którzy robili najwięcej, byli wyganiani na zajęcia lub, jeżeli pracowali bez wytchnienia o wiele dłużej, na obowiązkowe wakacje, by się nie przepracować. Sam Leon, był parę razy oddelegowywany na przerwę, gdzie był pilnowany przez Harley'a, jego młodszego brata, po tej boskiej stronie. Widział także gdy to ktoś inny był wręcz wyganiany z bunkra dziewiątego, tą osobą, był oczywiście następny zaraz po Leo, pracoholik, czyli Alexandra Cortés* . Zaraz po niej, wyrzucili także Leona, więc widział jak dziewczyna radzi sobie z odsunięciem, od pracy, zestresowana siedziała pod drzewem i mamrotała do siebie, że mogła coś pominąć w planach, inni tego nie zauważą i plan nie wypali, równocześnie plotąc wianki dla swojej demonicznej fretki. Chyba nie docierało do niej nic, bo zwierzak, miał już koronę ze stokrotek, bransoletki na każdą łapkę, naszyjnik i kilka bransoletek na ogonie. Wtedy uznał, że musi jej pomóc, podszedł bliżej, i przełamał się by usiąść, w bliskiej odległości, od pomiotu Tartaru, zwanego potocznie Elpidą, jedyne co go przekonywało to to, że zwierzak, „obiecał" swojej pani, go nie atakować, przez ich współpracę w trakcie budowy Argo II, jednak spodziewał się że po skończonej pracy, zazdrosne stworzenie wydłubie mu oczy. Przysiadł się i zaczął rozmowę, przyznał że sam nie radzi sobie z oderwaniem od pracy, a wtedy dziewczyna oświadczyła.

-Tylko wtedy nie muszę się niczym przejmować, bo tworze coś, co nijak nie łączy się z przeszłością.

Leo, nie myśląc dłużej, zaproponował najbardziej głupią i oklepaną propozycję.

-Może zagramy w pytania?

-W co?-spytała lekko skołowana.

-Ja zadaje ci pytanie, potem ty odpowiadasz i zadajesz pytanie mnie.

-Czyli... po prostu rozmowa- stwierdziła uśmiechając się krzywo, co bardzo mu się spodobało, bo za tym uśmiechem, nie kryło się nic innego poza rozbawieniem. Uznał, że częściej będzie robił z siebie idiotę, jeśli dzięki temu, będzie mógł widzieć jej szczery uśmiech

-Gra w pytania brzmi ciekawiej- stwierdził szczerząc zęby w uśmiechu. Jego zachowanie, sprawiło że cicho zachichotała wywracając oczami.

-W porządku, zaczynaj.

-Ok-zaczął myśląc, nad pytaniem, po chwili uznał że zacznie od prostych pytań.- Ulubiony kolor?

-Wykwintne, niebieski, a twój?- zadała pytanie, wciąż lekko rozbawiona, widocznie brak zajęcia chociaż niewielkiego źle na nią działał. O dziwo, zwierzak spoglądał na niego jakby z wdzięcznością, że zajął jej panią chociaż tą głupawą zabawą.

-Czerwony, ulubione zwierzę? Wiesz czy zawsze chciałaś mieć fretkę, czy wolałaś mieć innego zwierzaka?-na to pytanie, usłyszał ostrzegawcze warknięcie ze strony Elpidy.

-Cóż, od zawszę spędzałam czas z końmi, miałam nawet swojego ulubionego, nazywał się Felipe, zwykły kary Ogierek, na nim uczyłam się jeździć, potem gdy trafiłam do obozu, jakimś cudem podążył tam za mną.-wyraźnie zazdrosna fretka pisnęła w akcie desperackiej próby zwrócenia uwagi, po czym wspięła się po ramieniu dziewczyny i owinęła wokół jej szyj jak szalik. Ciemnowłosa pogłaskała stworzonko po głowie, a zadowolona Elpida wyglądała jakby chciała wystawić język w stronę Valdeza, zakładał że gdyby mogła pokazałaby mu środkowy palec, z wystawionym pazurem. Zwierzątko oszczędziło agresje, ale wciąż nie było mu przychylne, po prostu wiedział, że ta wredna fretka tylko czeka, aż zakończą prace by legalnie go podrapać. Latynoska, nie zwracając uwagi, na powarkiwania futrzaka kontynuowała.- Niestety- podjęła wyraźnie zasmucona, zwierzę jak na komendę zeszło z karku Cortés i ułożyło się na jej kolanach, by ułatwić dostęp do futerka, jakby wiedziała że dziewczynie jest potrzebne takie wsparcie, głaszcząc futerkową towarzyszkę kontynuowała- Felipe już nie ma z nami, teraz nie powiedziałabym że uwielbiam fretki, zwyczajnie doceniam inteligentne stworzenia, dawniej kochałam i zwierzałam się Felipe, teraz towarzyszy mi Elpida.

Po chwili ciszy między nimi, w której każdy był zatopiony w swoich myślach, Alex zadała swoje pytanie.

-Jesteś całoroczny, czy spędzasz tu tylko wakacje? – spytała nie skupiając na nim wzroku, nie miała pojęcia czemu zadała to pytanie, może zwyczajnie dobrze się z nim rozmawiało? Wydawało jej się, że są podobni.

-Chyba, całoroczny, nie za bardzo mam gdzie wracać. – też na nią nie patrzył. Nie wiedział jakim wzrokiem go zaszczyci, ale jednego był pewien, nie chciał litości.

-Znam ten ból. – na te słowa podniósł na nią wzrok, „Ona też?" – W mojej rodzinie rzadko spotykało się rodzeństwa, więc nie mam żadnego wuja czy cioci do których mogłabym wyjechać, dziadkowie od wielu lat nie żyją, ojciec tak samo, czy tego chce czy nie, nie mam domu poza obozem, poza obozem nie mam nikogo.

-Twój ojciec...

-Zmarł gdy miałam sześć lat, zaraz potem trafiłam do obozu. Akurat w drodze do sierocińca zatrzymał nas satyr, twierdził że zna mojego dalekiego krewnego, który chce mnie przyjąć. Za bardzo nie kłamał bo w obozie poznałam moje przyrodnie rodzeństwo.

-Twoja ulubiona potrawa? – pytanie wydawało się głupie, biorąc pod uwagę poprzedni temat, ale Leon nie chciał po prostu, by dziewczyna zaplątała się w nieprzyjemnych wspomnieniach, gdy tak mówiła o swoim życiu, wydała się o wiele starsza, doświadczona życiem jakby przeżyła wszystko i tym życiem zmęczona. Pytanie chyba rozładowało atmosferę, bo po chwili dziewczyna odpowiedziała ze spokojniejszym wyrazem twarzy.

-Kuskus z warzywami. To taka odmiana kaszy-dodała widząc konsternację kolegi.

Chwilę się jej przypatrywał, po czym spytał.

-Jesteś wegetarianką?

-En primer lugar(Po pierwsze), teraz ja miałam pytać. En segundo lugar(Po drugie), skąd wiedziałeś?

-Przeczucie- odrzekł sam zaskoczony tym że zgadną, jego przyjaciółka Piper była wegetarianką, ale nie znaczyło to że się na tym znał, wiedział jedynie że nie jedzą mięsa, a fakt że ulubione danie szatynki nie ma mięsa, nie znaczyło przecież że w cale go nie jadła. Zaczął się zastanawiać czy to jakiś warunek w wyglądzie ale nie mógł wymyślić czemu o tym pomyślał.

Mimowolnie zaczął jej się przyglądać, miała naprawdę przyjemną dla oka urodę. Brunatne włosy były puszczone wolno, falami spływając po plechach, lekko się kręciły i miały gdzieniegdzie powpinane z nudów stokrotki, otulając owal jej twarzy. Na ciepłej cerze w delikatnym odcieniu karmelu, odznaczały się wąskie kawowe usta, prosty, lekko zadarty nos naznaczony poziomą blizną i migdałowate oczy o srebrzystych tęczówkach, nie była podobna do rodzeństwa, przypomniał sobie rysunek jej i jak się domyślił, jej zmarłego ojca. Na twarzy miała dwa większe pieprzyki, jeden po lewej stronie twarzy pod kącikiem ust, a drugi po przeciwnej stronie pod okiem. Nie miała na twarzy śladów makijażu, ani nie ubierała się jakoś specjalnie, ot zwyczajna obozowiczka a mimo to przyciągnęła go czymś.

-Właściwie... - zaczął, z zaciekawieniem - skąd pomysł by nazwać ją Elpida.

Na to pytanie, dziewczyna uśmiechnęła się, jakby czekała aż o to zapyta.

-Spójrz na nią- poleciła, na co chłopak spuścił wzrok na stworzonko.Brązowe futerko, białe łapki, końcówka ogona i pyszczek oraz brązowa pręga, niczym maska owijając się wokół czarnych oczu zwierzęcia. Nic nadzwyczajnego. Po chwili coś jeszcze zwróciło jego uwagę, na policzku z lewej strony pyska, była brązowa plamka, kształtem przypominającą...

-Czy to kotwica?

-Jak najbardziej-stwierdziła zadowolona faktem że zauważył - Kotwica to chrześcijański symbol nadziei, a Elpida, to właśnie po grecku nadzieja, co już zdążyłeś raczej zrozumieć.

-Niektórych, to denerwuje, ale całkiem lubię symbolikę i staram się przemycać różne nawiązania także do codziennego życia. - Dodała po chwili milczenia.

Ich gra trwała jeszcze pół godziny, sporo dowiedział się o dziewczynie, ale były to drobne informację, takie jak: zainteresowania, relacje z rodzeństwem, kiedy ma urodziny, czy jaką książkę ostatnio czytała, oczywiście też jej o sobie opowiedział. Ich konwersację przerwał mały półbóg od Hefajstosa, imieniem Harley.

***

*Zmieniłam nazwisko Alex, postaram się pozamieniać resztę jak najszybciej.

Sprawa druga, zapewne zauważyliście zmianę, mam na myśli oczywiście tytuł, od kiedy na poważnie zaczęłam pisać ten fanfik, plułam sobie w brodę że tak to nazwałam, wtedy było to fajne, bohaterka miała być taka trochu tsundere, i jechać gładko po Valdezie, ale mam za przyjemny charakterek, by potrafić tak pisać, obecnie ten tytuł podoba mi się bardziej i jak w przypadku ff o Nico, tytuł to nie cytat.

Staram się by Fanfiki były wizualnie podobne na okładce aestetic(czy jak to się piszę) naszego boya, tytuł związany z bohaterami, opis to fragment książki, wszystko w trzeciej osobie i tak dalej.

Co to to jeszcze, a tak. Calypso.

Jej sprawa nie daje mi spokoju, więc dam wam wybór

A. Calypso pozostaje na wyspie jak w kanonie.

A.1 Leo nie ląduje na Ogygii.

A.2 Leo trafia do niej, i odpływa ale z grzeczności po nią wraca, uwalnia i Calypso biega sobie wolna i umawia się z kim chce.

A.3 Leo trafia na wyspę ale nie wraca po nią(w takim wypadku, spróbowałabym ogarnąć męską postać, co idzie mi kiepsko, by u niej wylądowała i spróbować napisać o tym ff, podkreślam spróbować!)

B. Bogowie, robią choć raz coś dobrze i ją uwalniają.

B.1 Leo nie trafia na Ogygię

B.2 Trafia ale tratwa grzecznie na niego czeka.

B.3 Nie wiem czy bez Calypso tratwa zadziała, więc uznajmy że wyspa bez niej przestała być ukryta, z pomocą wiatrów Argo II dopłynie na wyspę i zabiorą Leonka.

B.4 Leo trafia na wyspę i z pomocą urządzonka wydostaje się.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro