Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

5

Alexandra niechętnie skierowała kroki w stronę domku numer dziesięć, już z daleka widziała czekającą na nią z niecierpliwością zastępczynię grupowej, musiała przyznać że gdy usłyszała że Drew spadła z piedestału grupowej, na rzecz nowej obozowiczki Piper Mclean i jakie zasady wprowadziła, ucieszyła się, nie znała dziewczyny ale wiedziała że mogłaby się z nią zaprzyjaźnić.

Wstępnie oszacowała straty, Hoodowie się postarali, większa część uszkodzeń składała się na plamy zgniło zielonej śmierdzącej farby, co w połączeniu z odorem perfum, które córki bogini miłości wylewały na siebie hektolitrami, dawało jeszcze gorszy efekt. 

-Za smród i bród, nie odpowiadam Tanaka!-oznajmiła na wstępie- Naprawie co zepsute ale jeśli nie pasuje wam zapaszek, zajmiecie się tym sami.- dodała machając ręką koło twarzy by odpędzić odór.

-Spóźniłaś się- Minutę dodała w myślach.

-Musiałam, wytłumaczyć reszcie gdzie idę i wyjaśnić Valdezowi co ma robić.

-Czekaj, dzieciak kowala tam był?

-Tak, najwyraźniej nie wychylał się, bo zna zasady.

-Niby jakie zasady?

-Przy T-rexie lepiej stać w bezruchu.

-Odezwała się staruszka!

-Wiesz co mówią o wieku, doświadczenie i te sprawy.-powiedziała odchodząc, w stronę domku, musiała jeszcze sprawdzić go po bokach i w środku. Obeszła go zapisując co jest do naprawy, oberwane parapety w niektórych oknach i śmierdząca farba, tak od zewnątrz ukazywała się sytuacja.

Zanim weszła do środka, wzięła kilka wdechów normalnego powietrza, po wejściu zaczęła kasłać, smród perfum, wymieszany z zapachem zgniłej ryby, aż szczypał w oczy. W kącie pokoju zauważyła otwierającą okna Mclean, także pokasływała, chociaż jedna pomyślała by to wywietrzyć. Pierwsza myśl by zostawić dzieciom Afrodyty zajęcie się zapachem minęła, musiała pomóc i nawet miała pomysł, zapisała by pogadać z Katie z domku Demeter i Lou Elen, od Hekate. Zaczęła się rozglądać po szkodach, oberwane karnisze, osmalone meble i nieszczęsne plamy farby. Najbardziej oberwała garderoba, najpewniej to tam podrzucono materiał wybuchowy. Nie zauważyła żadnych ubytków w ścianach, suficie , ani podłodze. Jedynym z czym mogła by pomóc to wymiana drzwi w garderobie, zawieszenie na nowo karniszy i parapety. W ostateczności ten smród, miała pewien pomysł i nie wątpiła w to że dziewczyny jej pomogą, w końcu nikt nie chce zadzierać z mieszkańcami dziesiątki, nikt prócz synów boga złodziej, jedyne co ją martwiło to fakt że pomysł choć dobry, może nie wypalić. Wyjaśniła Piper czym się zajmie, nie chcąc tłumaczyć się pannie a dworze.

Następnym przystankiem na jej drodze, była czwórka.

Zapukała do drzwi i szczęśliwie otworzyła jej właśnie ta osoba o której myślała.

-Cześć Katie.- Powiedziała gdy tylko ujrzała czarnowłosą, mogła stwierdzić że jest to jej koleżanka, nie były najlepszymi przyjaciółkami, ale pozostawały w dobrej relacji.

-Hej- odpowiedziała jej z ciepłym uśmiechem.

-Słyszałaś o tym co zrobili Hoodowie w dziesiątce?

-Tak, chyba wszyscy o tym wiedzą, zgaduje że to ciebie Drew oddelegowała do załatwienia tego.

-Niestety. Co do tego, mam pomysł jak pozbyć się smrodu ale potrzebuje twojej pomocy.

Wyjaśniła córce Demeter, na jaki pomysł wpadła i jakie byłoby jej zadanie, Gardner z chęcią przystanęła na ten pomysł, obie wzięły ze składzika kilka doniczek, worek z ziemią i nasiona kwiatów o jak najbardziej przyjemnym zapachu, po czym skierowały się do dwudziestki. Niestety tym razem nie otworzyła im osoba której szukały, była to raczej osoba której spotkać nie chciały.

Aiden Wilson.

Podrywacz jakich mało, leciał w konkury do połowy żeńskiej części obozu, kiepskie i żenujące teksty na podryw, to jego chleb powszedni, a gdy dziewczyna odmawia, to "zgrywa niedostępną". Alex na widok tego typa, z automatu zaczęła liczyć do dziesięciu dla uspokojenia po czym głosem wyzutym z emocji spytała.

-Jest Lou?

-A dlaczego piękne panie pytają? - spytał opierając się jedną ręką o framugę i patrząc na nie z imitacją flirciarskiego uśmieszku, który w jego przypadku wyglądał jak wyjątkowo bolesny skurcz mięśni mimicznych.

-Potrzebujemy jej pomocy- Wyjaśniła zdawkowo Katie, rozumiejąc zirytowanie koleżanki, sama miała już dość tego osobnika.

-A czy ja nie wystarczę? -spytał jeszcze raz, po raz kolejny siląc się na powalający uśmiech, który stanowczo mu nie wychodził, po czym pochylił się w stronę Cortés i "uwodzącym" tonem wyszeptał- W kwestii magii mogę pomóc, ze mną zawsze jest magicznie- jego facjata była niebezpiecznie blisko biustu srebrnookiej(jak pewna część obozowiczów był od niej niższy), a jego woda kolońska drażniła jej zmysł węchu. Wytrącona z równowagi, chwyciła go za frak, wykręciła i zdecydowanym ruchem odsunęła.

-Słuchaj chłoptasiu, szybka piłka, jest Lou czy jej nie ma, a jeżeli jest to ją zawołaj, jasne?- warknęła na niego rozwścieczona i puściła jego koszule tak gwałtownie, że zatoczył się do tyłu, próbując utrzymać równowagę. Zaraz potem z popłochem uciekł wgłąb pomieszczenia, by chwilę później jego miejsce zajęła zielonooka dziewczyna.

-Cześć, mam nadzieje że Aiden się za bardzo nie narzucał.

-Spokojnie, poradziłyśmy sobie.

Półboginie wyjaśniły Blackstone ich plan, na który dziewczyna zareagowała bardzo dobrze, zabrała jeszcze z domku książkę z zaklęciami w razie problemów, po czym we trójkę udały się w kierunku dziesiątki. Przed, niegdyś, różowym domkiem stała wciąż Drew, przyglądając im się ze zniecierpliwieniem.

Dziewczyny rozłożyły rzeczy po czym zajęły się robotą, wzięły na próbę jedną doniczkę wsypały ziemię i wrzuciły nasiona, następnie Katie przyśpieszyła wzrost rośliny i już po chwili zamiast ciemnej gleby na powierzchni doniczki widniały piękne, niewielkie, fioletowe, kwiaty o ujmującym zapachu.

Gdy Lou odnalazła odpowiednie zaklęcie i rzuciła je na kwiat, Alex wzięła jedną doniczkę na próbę i weszła z nią do środka, już po kilku sekundach od położenia na parapecie doniczki z magiczną rośliną, miała wrażenie jakoby cały smród, został przez nią wchłonięty i zastąpiony przyjemnym delikatnym zapachem. Zachwycona klasnęła w ręce i wybiegła do pozostałych by powiedzieć że działa, od razu przystąpiły do roboty i po chwili na każdym parapecie i na jednym stoliczku po środku pokoju, stała doniczka z pochłaniającymi złe zapachy maciejkami. Oczywiście, jaki byłby sens pozbywać się jedynie swądu żartu synów Hermesa, odtąd nie ważne ile perfum na siebie wyleją, domek nie przesiąknie tym zapachem, a jeżeli komuś przyjdzie do głowy pozbycie się roślin, oddadzą one wszystkie złe zapachy.

Brązowo włosa, odhaczyła z listy pozbycie się smrodu, po czym skierowała się do swojego domku by zabrać stamtąd narzędzia, potrzebne do naprawy reszty.

Jakie było jej zdziwienie gdy po wejściu zobaczyła jej brata śmiejącego się z wygłaszającą jakiekolwiek odgłosy, poduszką przy twarzy i Valdeza na podłodze.

Leżał zaciskając powieki i zasłaniając twarz ramionami. A na jego klatce piersiowej siedziała i warczała Elpida, ich maskotka, udomowiana fretka.

-Emm, Valdez? 

Chłopak z prędkością światła oderwał ramiona od twarzy i spojrzał w jej stronę, by zaraz potem skierować wzrok na małego agresora. Ciemnowłosa, poklepała się po udzie, a Elpis oderwała się od swojej ofiary i wpięła się po właścicielce jak po drzewie by usadowić się na jej prawym ramieniu.

-W porządku? -zapytała lekko skołowana, nie miała pojęcia co przegapiła, ale niemal płaczący ze śmiechu Malcolm, uświadamiał jej że przegapiła coś spektakularnego. Podeszła do wciąż leżącego na ziemi Valdeza i wystawiła w jego kierunku dłoń by pomóc mu wstać. Oczywiście podała mu lewą rękę, na prawej wciąż ulokowana była maskotka domku Ateny, powarkująca w stronę nieznanej jej osoby, która "bezczelnie wtargnęła na jej teren".

-Tak, tak. -wymamrotał wciąż w szoku- Nawet nie zauważyłem co się na mnie rzuciło- wyjaśnił patrząc na dumne z siebie stworzonko.

Wysoko uniesiony pyszczek Elpidy i uśmieszek błąkający się na jej futrzanej buzi, wskazywał że jest świadoma swoich czynów i jak najbardziej z nich zadowolona. Miała się za opiekuńczo obronnego towarzysza Alexandry, a Valdez przekroczył granicę, obszaru będącego pod opieką fretki i nie był jej znany.

Dziewczyna ściągnęła zwierzątko z ramienia i wystawiła w kierunku syna Hefajstosa.

-Elpido, poznaj Leona Valdeza, Valdez poznaj Elpide, oficjalną maskotkę domku szóstego. Elpi, następnym razem go nie atakuj, obecnie współpracujemy.- wiedziała że zwierzątko ją rozumie, Elpida była bowiem niezwykle inteligentnym stworzonkiem, czym zaskarbiła sobie sympatię całego domku i osób go odwiedzających. Uwielbiała być przydatna i nagradzana, więc często podawała różne przedmioty właścicielce i innym mieszkańcom,  a odkąd nauczyła się odróżniać przedmioty o które ją proszą, została mianowana asystentką dzieci Ateny.

Elpida, na słowa właścicielki wychyliła się w stronę Valdeza i zaczęła go obwąchiwać, po czym zwróciła się w stronę Alex z czymś w rodzaju potwierdzającego kiwnięcia i zeskoczyła na ziemię, otarła się o nogę Leona i wskoczyła do małego posłanka którego wcześniej nie zauważył.

Siedemnastolatka ignorując chłopaka podeszła do łóżka i z pod spodu wyciągnęła skrzynkę na narzędzia i opuściła domek Ateny, by po raz kolejny skierować się w stronę siedliska zła, na pierwszy strzał poszły oberwane parapety, wystarczyło kilka chwil a wszystkie wisiały jak dawniej, następnie weszła do środka i z radością odetchnęła powietrzem przesyconym przyjemną wonią Maciejki. Spokojnie przykręciła karnisze, po czym skierowała się skocznym krokiem, słuchając Bon Joviego, w stronę garderoby, bez większego wysiłku odkręciła drzwi, by zabrać się za naprawę zawiasów, w między czasie zerknęła do środka i od razu stwierdziła że o ile Drew nie zajrzała wcześniej do środka, wścieknie się jeszcze bardziej gdy już to zrobi, ubrania które nie były całe w farbie, dzięki kwiatom już tak nie śmierdziała, były porozrywane i uwalone sadzą przez siłę wybuchu, ktokolwiek skonstruował tą bombę nie znał się na rzeczy, więc musiał być to któryś z braci, jak nie oboje, robota była zbyt spaprana jak na dzieło dzieciaków Hefajstosa,nawet jeżeli ostatnio sobie nie radzili, nie było więc to ich dzieło. Po założeniu nowych zawiasów, weszła do wnętrza garderoby, wyciągnęła resztki bomby i wyniosła je na dwór, wracając poprosiła któregoś z synów bogini miłości o pomoc w założeniu drzwi na zawiasy. 

Po wykonanej robocie z radością podeszła do Drew i ze sztucznym uśmiechem i satysfakcją, wyjaśniła czym mają zająć się sami i na odchodne poleciła gdzie kupić farbę do ścian. Odchodząc usłyszała wrzask wściekłości pomieszanej z przerażeniem, czyli wcześniej nie patrzyła do garderoby, aż dziwne bo znając ją pobiegła by tam nawet gdyby domek się palił, tylko po to by ocalić resztki swoich ubrań i kosmetyków, na szczęście większa część domku dziesiątego trzyma swoje codzienne ubrania i kosmetyki w kufrach koło łóżek, a w garderobie trzymana jest "elita ubraniowa"czyli ciuchy które zakładają tylko na ważne sytuacje, jakieś wymyślne kosmetyki i najpewniej kolekcje perfum, może dlatego tak śmierdziało, bo wszystkie flakoniki pękły i wymieszały się?

Gdy wróciła do domku zauważyła wylegującą się na posłaniu Elpidę i Valdeza w drugim kącie pokoju, z nosem w książce, tylko na chwile podnoszącego wzrok i patrzącego na zwierzątko nieufnym spojrzeniem.

Cortés odłożyła skrzynkę obok łóżka i padła na nie, jak na sygnał zwierzątko podniosło się, wskoczyło na łóżko i zaległo zwinięte w kłębek na brzuchu dziewczyny, uważając by nie naruszyć spokoju stworzonka wyciągnęła rękę w stronę chłopaka, na co on podał jej jedną z nieprzejrzanych jeszcze książek. I tak cicho czytając i wymieniając się spostrzeżeniami zapisywanymi przez Malcolma który zaoferował swoją pomoc, spędzili czas do ciszy nocnej.

Jednego byli pewni, od jutra zaczynają budowę Argo II.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro