4
Leo podszedł do drzwi domku szóstego i zapukał. Otworzyła mu Annabeth i zanim w ogóle zdążył otworzyć usta, odezwała się.
-Przyszedłeś do Alex?- zapytała, a widząc zaskoczoną minę Latynosa dodała- W sprawie Argo, tak? Akurat nad tym siedzi, przyda jej się ktoś z kim mogłaby o tym pogadać, a Elpis nie jest raczej dobrym towarzyszem rozmów.
Leo przytaknął i wszedł do domku Ateny, dyskretnie się po nim rozglądając. W środku nie było wielu osób, właściwie poza Annabeth, jakimś blondynem i nim samym, nie było nikogo, już miał spytać blondynkę gdzie jest jej siostra gdy dostrzegł obok regału z planami i szkicami znajome mu stare czarne oficerki. Podszedł bliżej i minął regał, dostrzegając powoli wyłaniający się zza niego zarys poszukiwanej przez niego dziewczyny.
Siedziała po turecku na niewielkiej białej pufie i zawzięcie przeglądała coś na laptopie Dedala, wokół niej rozłożone były otwarte książki o różnej tematyce, niektóre były o stopach metali, inne o rodzajach drewna a pozostałe omawiały mity i zagłębiały się w historię Grecji. Z zebranych materiałów wysnuł początkową teorię, jakoby dziewczyna zajmowała się dokładną budową Argo. Przysiadł się spokojnie, rozumiejąc że w chwili weny, lepiej nie przeszkadzać.
Szatynka spojrzała na niego przelotnie po czym wróciła do przerwanej roboty. Wolała zakończyć co zaczęła i dopiero zająć się sprawą chłopaka, a z jego zachowania wywnioskowała że zdaje sobie sprawę z tego, że nie olewa go z czystej złośliwości, za co była mu wdzięczna. Połowa osób które chciały coś od niej w chwili gdy pracowała, reagowały irytacją gdy kazała im chwile poczekać, a w momencie gdy tą osobą była któraś z córek Afrodyty, nie daj Zeusie Drew, wściekłość sięgała apogeum, takie to godzinami suszyły jej głowę za tak okrutne traktowanie, niemal zapominając jaki był powód ich wizyty.
W czasie gdy córka Ateny, zajmowała się swoją pracą, Valdez przeglądał książki i papiery, na szczęście zapisane po grece, którą jako tako ogarniał, szukając tematu do rozmowy. Obrał jako cel, domek Ateny i rozmowę ze śliczną nieznajomą, licząc że zaimponuje jej pewnością siebie i świetnym poczuciem humoru, ale jakiś głosik z tyłu głowy powtarzał mu że nie tak utoruje sobie drogę do serca dziewczyny, co gorsza głosik był jakby kobiecy, co nasunęło mu przerażającą myśl że bogini miłości zainteresowała się jego sercową rozterką, bo przecież jedyne czego potrzebował do szczęścia to kolejne mieszające się do jego życia boginie.
Jedynymi pomysłami na rozmowę, było zagajenie o rzemyk z paciorkami, lub temat budowy Argo. Drugie wydało mu się zbyt oficjalne, a pierwsze równało się ogromnej niezręczności. W końcu to tak jakby nieznajomy na ulicy, poprosiłby cię o opowiedzenie historii swojego życia.
Postanowił zaryzykować drugi temat, licząc że uda mu się rozwinąć rozmowę.
Zdecydował się chyba w ostatniej chwili, bo szatynka podniosła na niego wzrok, najwyraźniej kończąc wykonywane zajęcie.
-Jesteś tu w jakiejś konkretnej sprawie? Nie zrozum mnie źle, zwyczajnie nie mamy wiele czasu na zbudowanie statku.
-Jasne, całkowicie to rozumiem chica, zwyczajnie chodzi mi o to że jako pomysłodawca, tego planu mam tu coś do powiedzenia.-odpowiedział, po czym strzelił sobie mentalnie z liścia, obawiając się że dziewczyna uzna że ma z nią jakiś problem.
- Coś nie tak z projektem?-spytała spoglądając na plany.
-Nie! Głupio zabrzmiało, chodzi mi o to że..no- zaczął się jąkać, cała pewność siebie uleciała z niego jak powietrze z balonu, a w głowie niechętnie przyznał punkt tajemniczemu głosikowi, który odradzał mu jego typowy podryw.- Chce ci w tym pomóc, to był mój pomysł, więc biorę za niego odpowiedzialność.
-Rozumiem- skwitowała Alex.- Choć, akurat potrzebuje pomocy.
Leo przysiadł się bliżej i zwrócił wzrok na ekran urządzenia, przedstawiał dziób statku, a dokładniej znajdujący się na nim taran.
-Pierwotnie, taran był tworzony z ciężkiego brązu. Zastanawiałam się, czy niemożna by zamienić go na spiż, lub, co mnie jeszcze bardziej ciekawi, użyć stopu tych dwóch metali, z dodatkiem kilku innych. Niebiański spiż to jedyny dostępny nam metal, którym można zabijać potwory, ale nie jest tak wytrzymały jak brąz, co w przypadku naszej codziennej broni, jest przydatne bo jest bardziej poręczne, ale tu chodzi o siłę ciosu. - by lepiej to zwizualizować uderzyła pięścią o otwartą dłoń. - Musimy zakładać że załoga Argo może natknąć się na coś wielkiego. W takiej sytuacji ciężki i wytrzymały taran bardzo się przyda.
Pomysł dziewczyny wydał mu się bardzo dobry, w końcu nie mieli tak wiele spiżu, pomysł z mieszaniem go z innymi metalami wydał mu się bardzo poręczny, zwłaszcza że gdyby chcieli użyć czystego spiżu do budowy statku, zmuszeni byliby zabrać i przetopić część broni. A ktoś, czytaj dzieci Aresa, byłby z tego wyjątkowo niezadowolony.
Zaczęli szukać informacji w otaczających ich książkach, co jakiś czas wymieniając się zdobytą wiedzą. W tym czasie Latynos dyskretnie przyglądał się dziewczynie, wydawała mu się bez reszty pochłonięta pracą, ale dostrzegł też coś co mu się nie spodobało, miał na myśli wyraz jej twarzy, coś się chowało za tym spokojem i zdecydowanie nie było to nic pozytywnego. Co raz bardziej zaczęło mu się wydawać jakoby dziewczyna ukrywała emocję. Nie podzielił się jednak swoim odkryciem z towarzyszką licząc że jest to wina ich krótkiej znajomości.
Po chwili zdał sobie sprawę z faktu, że nawet się nie przedstawili.
-Hej, Chica-zaczął, ale przerwało mu łomotanie w drzwi.
Srebrnooka wymamrotała coś po hiszpańsku co zabrzmiało jak "Tylko nie ona."
Po czym z westchnięciem wstała i skierowała się do drzwi wyręczając przy tym jej brata, który już wstawał by otworzyć.
Valdez chciał wstać za nią ale natychmiast wręcz upadł na tyłek słysząc rozdzierający uszy piskliwy krzyk Tanaki.
-Cortés!
-Co znowu Drew?-odpowiedziała jej spokojnie acz ze słyszalną w głosie irytacją. Przynajmniej już wiedział jak się nazywa.
Wielce zbulwersowana Tanaka, kazała Alexandrze "Iść i ogarnąć to co zniszczyli Hoodowie" Leo już chciał wstać i zaproponować pomoc, by wyręczyć hiszpankę, gdy Drew kpiąco i z pogardą w głosie, dodała:
-Nawet nie chce tego zlecać bachorom kowala, bo jeszcze zabrudzą nasz śliczny domek sadzą!
Alex jakby całkiem olała słowa czarnowłosej, podeszła do pryczy naprzeciwko wnęki w której wcześniej siedzieli i z szafki stojącej obok wyciągnęła spory zeszyt i ołówek z gumką na drugim końcu.
-Co to ma być?- spytała wytrącona z równowagi japonka. -Tym raczej nie naprawisz szkód!- dodała takim tonem jakby ciemnoskóra była przyczyną całego zła tego świata.
-W tym zeszycie zapisze wszystko co muszę wiedzieć by naprawić domek, potem wrócę z tym co będzie mi do tego potrzebne- wyjaśniła to córce Afrodyty tak wolno i wyraźnie jakby mówiła do ułomnego dziecka, a syn Hefajstosa zauważył przemykający przez jej twarz cień satysfakcji, widocznie brązowooka już wcześniej zalazła jej za skórę.
Urażona Tanaka wyszła z domku trzaskając drzwiami wcześniej wspominając by Cortés stawiła się u nich za moment.
-Bogowie, za co? -wymamrotała do siebie siedemnastolatka. Podeszła do swojej, zapewne, koji po czym ze skrzynki pod łóżkiem wyciągnęła staroświeckiego walkmana, słuchawki i dwie kasety. -To po to, by zagłuszyć skrzeki Drew.- wyjaśniła gdy zauważyła zaskoczony wzrok Valdeza.
-Więc zajmujesz się tu naprawami?-zapytał, miał prawo być zaskoczony spodziewał się raczej że to domek Hefajstosa jest proszony o takie rzeczy.
-Jestem takim drugim wyborem, wiesz, jak nie dziewiątka to ja. Ale od czasu tej "klątwy" nękającej twoje rodzeństwo coraz częściej proszą mnie. Moim zdaniem ta cała klątwa to zwyczajny brak wiary w siebie, wszystko zaczęło się psuć po tym jak smok sfiksował, nie udało im się go poskromić, więc stracili wiarę w siebie, tak działo prawo Murphy'ego, gdy zakładasz że coś pójdzie źle, tak się dzieję.
-Chyba tak- przyznał brązowooki.
-Wszystko zaczęło się poprawiać gdy naprawiłeś... jak go nazwałeś?
-Festus.
-Szczęście-wymamrotała, po czym dodała- Wszystko zaczęło się naprawiać gdy naprawiłeś Festusa, obozowicze przestaną przyciskać dziewiątkę do muru w jego sprawie więc wszystko powinno wkrótce wracać do normalności. Chociaż Drew, jeszcze przez pewien czas najpewniej będzie po wszystko gonić mnie. Dobra, ja już idę, jeżeli będzie musiała czekać na mnie chociaż chwilę, to nie da mi spokoju, ty w tym czasie poszukaj jeszcze czegoś w sprawie Argo II.
Po tym jak wyszła, w domku został tylko Leon i Malcolm, ten drugi nie zwracał jednak na niego uwagi zatopiony w lekturze.
Wiedziony ciekawością podszedł do łóżka dziewczyny, na spodzie górnej pryczy, zawieszona była mapa gwiazd, co dało Leonowi drobną podpowiedź co do zainteresowań dziewczyny. Zerknął na dół i zauważył wystającą stamtąd skrzynkę do której wcześniej zajrzała dziewczyna.
Jej wnętrze było niezwykle poukładane, na dnie było sporo przegródek rozmiarem pasujące idealnie do znajdujących się tam przedmiotów, na ściankach zaważył skórzane kieszonki i jeden haczyk, na nim pewnie zawiesiła słuchawki, a w wolnej kieszonce obok zapewne było miejsce walkmana, w zajętych kieszonkach znajdowały się pióra, ołówki, cyrkle i wiele różnych przyborów kreślarskich. Przegródki były w większości zajęte, w jednej wyższej niż pozostałe znajdowały się zwinięte w rulon zwoje, kolejna zawierała jakieś listy, inna dwie kasety wideo, a obok niej szersza przegródka z mniejszymi kasetami, były tam cztery małe wieżyczki z kaset, każda podpisana, jedna wieżyczka to były kasety "AC/DC", druga "Linkin Park", trzecia "Bon Jovi" a ostatnia "Metalica". Kolejna przegródka, zawierała notesy, gdy zajrzał do jednego z nich ujrzał różne szkice i projekty, w reszcie najpewniej było to samo, kolejna przegródka zawierała, zwyczajny obłożony brązową skórą dziennik, trochę jak ten który widział w "Harrym Potterze", ale ten nie miał żadnego napisu "Tom Marvolo Riddle". Niepewnie otworzył, zeszyt po czym natychmiast go zamknął, spanikowany spojrzał w kierunku syna Ateny, a gdy zauważył że ten nijak nie zareagował wciąż pochłonięty przez czytaną książkę, odetchnął i odłożył na miejsce trzymany pamiętnik. Aż tak ciekawy nie był, żeby grzebać w jej pamiętniku, to wydawało mu się zbyt prywatne, spojrzał jeszcze po skrzynce, jedyne co odstawało od perfekcyjnego porządku to naklejki na bokach skrzynki.
Wsunął obiekt ciekawości na miejsce pod łóżkiem po czym spojrzał na szafkę obok pryczy, w szufladach zapewne były ubrania, na wierzchu stały świece zapachowe, o delikatnej przyjemnej woni, a obok coś co przykuło jego uwagę, był to bardzo cienki zeszyt, z ciekawości zajrzał do środka na pierwszej stronie widniał rysunek wysokiego mężczyzny o ciemnej skórze i równie ciemnych włosach, jego srebrne oczy utkwione były w małej dziewczynę stojącej obok, była jego małą kopią. Oboje byli ubrani dość staromodnie, pod obrazkiem widniał napis.
"Thiago Rafael Cortés, zmarł lat trzydzieści sześć.
Wspaniały ojciec i nauczyciel."
Mimo że zawartość zeszytu wydała mu się jeszcze bardziej prywatna coś mu mówiło że dzięki temu lepiej ją zrozumie.
Na następnej stronie był wysoki chłopak o blond włosach i brązowych oczach, targający włosy, dziewczyny w jego objęciach, była to ta sama dziewczyna co na poprzednim rysunku ale była starsza. Niżej pisało
"Philip Narracot, zmarł lat osiemnaście
Świetny brat i przyjaciel"
Na następnej stronie stała blondynka o lazurowych oczach i piegach pokrywających rumiane policzki, miała anielską twarzyczkę jakby porcelanowej lalki. Nosiła Długą granatową sukienkę z pod której wystawały perłowo białe ozdobne rękawy i taki sam kołnierzyk. W dłoniach dzierżyła obosieczny miecz ze srebrną rękojeścią z lwią głową u nasady i z głownią białą jak masa perłowa.
"Alma Giselle Le Bon, zmarła lat dziewiętnaście.
Przyjaciółka, niedoszła bratowa i wielka wojowniczka"
Dalej pojawił się wysoki siwy mężczyzna, o szarych oczach, zaroście i cały ubrany na biało pomijając oczywiście spiżowy napierśnik. W przeciwieństwie do poprzedników młody nie był.
"Dedal,(Kwintus) wiek w chwili śmierci nieznany,
Bratem był kiepskim, ale sprawdził się jako nauczyciel"
Na ostatniej stronie była dwójka ludzi trzymających się za ręce. Chłopak i dziewczyna, wyglądali na naprawdę szczęśliwych. Chłopak był wysoki postawny i groźny, miał czarną skórę lekko brudną od sadzy ciemne włosy i oczy. Ale przy czarnowłosej ślicznotce o niebieskich oczach wyglądał jak zagubiony szczeniak. Niżej pisało:
"Silena Beauregard i Charles Beckendorf, ofiary wojny z Tytanami
Przyjaciele i bohaterowie"
Dalej nie było już żadnego rysunku. Valdez zamknął zeszyt i odłożył go na szafkę, gdy miał już wrócić do kącika i tak, jak poprosiła go Alex, zająć się sprawą budowy statku, kątem oka dostrzegł ruch.
Coś ruszało się pod poduszką, zanim chociażby do niej podszedł, coś z ogromną prędkością wyskoczyło stamtąd prosto na niego, jedyne co zobaczył to czarna plama przed oczami, zanim to coś uderzyło go w pierś z taką siłą że wylądował na czterech literach
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro