Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

5


  Zeszłam do piwnicy. Było to zatęchłe pomieszczenie, gdzie śmierdziało przekwitniętą wodą i zapleśniałą kanapą. Był tutaj misz-masz; lądowały tu rzeczy, które nie były nam potrzebne. Niedaleko stały klatki. Przetrzymywaliśmy tam ludzi, którzy byli nam w jakiś sposób potrzebni. Trafiło tam też kilka dziwek, które były dość oporne, kiedy nasi koledzy chcieli się rozerwać. Powiedzmy, że to one były rozerwane, gdy oni wyszli z piwnicy. Zawsze mnie dziwiło, jak można kogoś pieprzyć w takich warunkach. Fakt, ja też dziewictwa nie straciłam w sprzyjających warunkach. Aczkolwiek, były one podobne do tych.

Flashback

Sherlity miała czternaście lat. To było na kilka tygodni przed jej misją. Została wezwana do gabinetu Kinga.

— Sherlity LeChien, myślę, że domyśliłaś się, kim jestem i czym się zajmuję. Mojego imienia nie zna nikt, tobie również nie zostało i nie zostanie podane. Jestem jedynie ciekaw... — mężczyzna chrząknął, jakby dziewczyna go peszyła. Jako wybitnie nietaktowna osoba, Sherlity przekrzywiła głowę, zachęcając go wzrokiem do kontynuowania wątku. Mulat westchnął. — Czy byłabyś skłonna dołączyć do nas? Potrzebujemy nowych ludzi w szeregach, bo nasz gang się starzeje. Jest za dużo ludzi starszych, a za mało młodych. Musimy werbować bardzo młode osoby, żeby szkolić je od początku. Piszesz się na to?

Zielone oczy zlustrowały wzrokiem czekoladowe tęczówki. Czy była gotowa? No... średnio na jeża. Była przecież małą dziewczynką. Bała się krwi. Była zbyt delikatna. Jednakże, pokochała Kinga jak ojca, tak samo Melissę. Oboje byli dla niej cholernie ważni. Dziewczyna delikatnie i niepewnie pokiwała głową. Zauważyła cień zadowolenia na twarzy czarnoskórego mężczyzny.

— Musisz przejść inicjację. W Makt dla kobiet polega na jednoczesnym stosunku z trzema mężczyznami, zabicie policjanta i wytrzymanie nakrapiania nagiego ciała gorącym woskiem. Nadal jesteś tak zdeterminowana? — zamruczał King, przez co zabrzmiał bardzo niebezpiecznie. Dziewczyna zaczęła drżeć, a dłońmi mocno ścisnęła o ozdobny, półkolisty rant podłokietnika. Czy naprawdę Mel i King byli tego warci? Czy dziewczyna była gotowa stracić godność, niewinność i wolność dla dwóch ludzi?

Kiwnęła głową.

~*~

Do, wówczas odrestaurowanej piwnicy z jedną sofą, weszło trzech mężczyzn. Sherlity siedziała na kanapie, trąc nerwowo dłońmi o materiał spodni. Była bardzo zestresowana, co uwidaczniało jej strzelanie oczami na boki. Trzech mężczyzn — Jack, Leon i Siergiej — stanęło przed nią i spojrzało na nią w dół. Jack był czterdziestoletnim, żylastym mężczyzną, który był używany jako żywa tarcza w misjach. Leon był napalonym dziewiętnastolatkiem, który zawsze się oglądał za dziewczynami. Nawet za dużo młodszymi, co mogło być karalne, gdyby czegoś spróbował. Ale teraz przecież w jego ręce została oddana niewinna czternastolatka, więc nie miał co grymasić. Siergiej był nielegalnym emigrantem z Ukrainy – nikt nie wiedział, ile mężczyzna ma lat. Miał tłuste włosy, które opadały mu ciut za ramiona. Oprócz tego miał całkowicie wytatuowaną rękę. Wszyscy z góry patrzyli na zagubioną dziewczynkę, która patrzyła na swoje drżące kolana. Jeszcze wtedy miała miodowe, naturalne włosy, niezniszczone jakąkolwiek farbą.

A potem było gorzej. Dziewczynka już nie była pewna, komu zrobiła fellatio, ani który raz ktoś wchodził w nią. Jej gardło wyschło na wiór, zdarte rozpaczliwymi krzykami. Jej dziewicza krew obmywała jej wzgórek łonowy i pośladki. Biodra jej oprawców również były skalane jej juchą. W końcu wszyscy skończyli na lub w niej. Siergiej pochylił się po oporządzeniu siebie nad jej twarzą i przyjacielsko klepnął ją w policzek.

— Teraz jesteś nasza, młoda. — zarechotał z twardym, ukraińskim akcentem. Oczy dziewczynki zaszły mgłą, a ona sama odpłynęła.

Obudzona została dwa dni później. Gwałt ją zahartował, a późniejsze zabicie policjanta pomogło jej popracować nad sprytem i zaradnością. Wytrzymała ból poparzonego, przez wosk, ciała. Na początku jedynie cicho syczała z bólu, a potem nie wydawała żadnego dźwięku, tylko czekała na koniec tej tortury.

Wytrzymała wszystko i wstąpiła do Makt.

Na wspomnienie mojego wstąpienia do gangu, wzdrygnęłam się. Wtedy obiecałam sobie, że będę we wszystkim posłuszna. Będę uległa Kingowi, ale nie ugnę się innym mężczyznom. Za wyjątkiem Aarona. To są jedyni mężczyźni, którym pozwalam na mnie krzyczeć.

Przerwałam swoje rozmyślania i zdjęłam czarną koszulę. Pod spodem miałam mało seksowny, czarny, sportowy stanik. Ściągnęłam spódnicę i zostałam w czarnych legginsach i trampkach. Szarpnęłam mocno szufladą w odrapanej, hebanowej komodzie i wyciągnęłam dwa zawiniątka bandaża elastycznego. Oplotłam sobie nimi moje knykcie i dolne części palców. Podeszłam do treningowego worka z piaskiem i poprawiłam niechlujny kok, by utrzymywał włosy. Zaczęłam wymierzać precyzyjne uderzenia i kopniaki w wór. Zagryzłam wargi, czując jak pot perli mi się na czole, a potem spływa strużkami po twarzy. Mrugnęłam przez wodę osadzającą się na oczach i na chwilę przerwałam trening, by bandażem obetrzeć twarz, ale nie ściągnęłam go ani na chwilę. Dyszałam ciężko przez chwilę, ale postanowiłam dać sobie wycisk i po chwili znów zaczęłam katować twardy wór pełen piasku. Na zakończenie, kopnęłam go z półobrotu, przez co – jakimś cudem – udało mi się zrobić w nim dziurkę. Pochyliłam się do przodu, trzymając głowę w dół, a dłonie ułożyłam na kolanach. Trudno mi było złapać oddech przez dłuższy czas. Usiadłam ciężko na kanapie, pozwalając by obszarpana z niej skóra chłodziła moje rozgrzane ciało. Byłam zdegustowana sobą. Minęło tylko czterdzieści minut, a już byłam niezdatna do użytku. Jak zużyty kondom.

Zdjęłam bandaże i roztarłam dłońmi knykcie przeciwnych dłoni. Wciąż dysząc, narzuciłam na siebie bluzę, walnęłam gdzieś bandaże i poszłam na górę. Oślepiło mnie światło, sączące się zza zasłon. Zmrużyłam oczy i westchnęłam. Duh, przecież nie może być tak jasno. Podszedł do mnie Aaron i przytulił mnie mocno. Zaśmiałam się do jego ucha cicho.

— Spocona jestem — zamruczałam, obejmując go za kark rękami.

– Wiem. Jesteś ohydna, strasznie od ciebie capi... — szepnął złośliwie, ale mnie nie puścił. — Ale i tak jesteś cholernie seksowna. Czuję, że jesteś mokra.

Roześmiałam się głośno, odrzucając głowę w tył i przymykając oczy. Uwielbiałam jego dwuznaczne żarciki. Przycisnęłam swój dość płaski brzuch, do jego wyrzeźbionego kaloryfera. Zamruczałam lubo. Może i ja się obijałam zamiast ćwiczyć, ale Aaron był w szczytowej formie. Najlepsze było to, gdy dotykałam jego brzucha bez żadnego okrycia. Mrah.

Chłopak zatopił twarz w kącie pomiędzy moim ramieniem, a głową. Ocieplał moją/jego bluzę ciepłym oddechem.

— Wyjedźmy stąd. Chcę z tobą założyć rodzinę i kochać się na balkonie w świetle świec, przy muzyce fortepianu... Koniecznie białego. — mruknął cicho, kołysząc się delikatnie ze mną. Otuliłam go mocniej. — Sherry, my nie musimy tak żyć. King cię puści bez zabijania, a ja... Zabiję każdego z jakiejkolwiek kliki, mafii czy gangu, kto nie pozwoliłby mi być z tobą. Zajebałbym, zapierdolił, udupił...

Cholernie się wzruszyłam. On wielokrotnie dawał mi takie deklaracje. Niestety, ale wiedział też, że nie możemy stąd odejść. Wie, że Makt by go zabiło, a mnie wtrącili do piwnicy. Ściany są tam dźwiękoszczelnie, nie byłoby słychać moich krzyków i błagania o litość. Gdyby King opowiedział się po naszej stronie, to zostałby zdetronizowany. A wtedy może nawet Jack przejąłby jego władzę. Zgwałcono by mnie wielokrotnie, może nawet by się pokusili na wykorzystanie w ten sposób Aarona, który ma świadomość, że wtedy bym usprawniła wszystko naszym oprawcom i zabiłabym się.

Ten chłopak idealnie odgaduje moje nastroje. Mocniej przycisnął do siebie moje ciało, jakby wyczuł, że go bardziej potrzebuję.

— Tak tylko powiedziałem... — szepnął w materiał bluzy. Wplotłam długie palce w jego bują czuprynę przydługich, brązowych włosów.

— Marzenia nie pozwalają im nas złamać. Dzięki nim masz ochotę wstawać do mnie. Wierzysz, że oboje będziemy żyć w lepszej rzeczywistości. Razem. Że kiedyś będziemy mieli dziecko, córkę. — spojrzał mi w oczy i jęknął cicho, jak zranione zwierzę. — To jest piękne, Aaronie Cliss. Twój tok myślenia jest piękny.

Ledwo skończyłam mówić, a facet przytknął swoje wargi do moich. Były ciepłe. Ten pocałunek był nieśpieszny, tęskny, pełen żądzy i subtelności. Ujął moją drobną twarz w swoje duże, ciepłe dłonie do mojej bladej, zimnej twarzy. Takim go kochałam. Całkowicie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro