Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

3

Weszłam do salonu. Pomieszczenie pomalowane było na czarno, na dole była tapeta w gwiazdy na granatowym niebie. King, jako astronom z wykształcenia, uwielbiał gwiazdy i wszelakie ciała niebieskie. Zarobki Makt były duże, co pozwalało nam godnie żyć na tyle, na ile godnie może żyć gang.

Usiadłam na obdrapanej czarnej kanapie, z którą wiąże się wiele wspomnień. Położyłam papiery, dotyczące śmierci Jack'a i jego gangu. Rozejrzałam się po twarzach zgromadzonych. Był King, który mało się zmienił od naszego pierwszego spotkania - jedyne co, to jego twarz przecinało więcej zmarszczek z powodu trosk ; Melissa nadal miała wesołą twarz, którą szpeciła jedynie blizna na jej policzku ; i oczywiście Harry, nasz diler. Razem ze Steve'm sprzedawali dragi w mieście. Nieźle im szło, mieli dar przekonywania.

Harry był siedemnastolatkiem, który dopiero niedawno zaczął pracę z nami. Chłopak miał blond włosy i atramentowe oczy. Ubierał się przeciętnie, jak zwykły członek społeczeństwa. Koszulka z krótkim rękawem i szorty oraz trampki. To nie jest prawda, że każdy diler jest łysy i ma na sobie dresy. Nie można się wyróżniać.

Chłopak jeszcze mieszkał z rodzicami - byliśmy w trakcie wyciągania jego tajemnic na wierzch.W Makt wszyscy wiedzą wszystko o wszystkich. Wiedzą - kiedy ktoś rozpoczął interesowanie się gangiem, kiedy pojawiły się plotki na jego temat, mamy też informacje na temat życia seksualnego i szkolnego.

- Spirit, w Compton niedługo będzie ustawka kobiet. - Harry zmierzył mnie neutralnym wzrokiem. Gdy spojrzałam mu w oczy, odwrócił spojrzenie.

Compton to najniebezpieczniejsza dzielnica Los Angeles. Miasto Aniołów uznane jest za stolicę amerykańskich gangów. Amen.

Cywilom chodzi o walkę pomiędzy Bloods'ami, a Crips'ami. Makt stara się utrzymać pozytywne stosunki z obojgiem. Po prostu ich unikamy.

Popatrzyłam na profil Kinga, który siedział obok mnie. Jego orli nos bardzo się odznaczał na jego twarzy. Przygryzłam wargę.

- Spirit, jeśki chcesz możesz spróbować. Ale nie możesz powiedzieć, że jesteś z nami. - Spojrzał na mnie. Na ułamek sekundy zobaczyłam w jego oczach troskę. Kiwnęłam głową i przeniosłam wzrok na dilera.

- Kiedy jest walka?

- Dziś. Podsłuchałem, jak w zaułku cicho rozmawiali gangsterzy od Cripsów . Byli bardzo ostrożni, ale udało mi się to usłyszeć i wyjść bez szwanku. - Harry był przydatny jako pluskwa. I bardzo skromny - cały czas mówił z jakąś nonszalancją, jakby to była codzienność. Cóż, dla niego to miała być codzienność. Jestem tylko ciekawa, jak udało mu się podsłuchać tak wysoko postawiony gang.

Delikatnie skinęłam głową, z lekko nieufną miną, a chłopak kontynuował raport, na który ledwo co zwróciłam uwagę. Jasne, to zaszczyt, uczestniczenie w czymś takim, ale nie miałam do tego głowy. Przyszła kolej na mnie.

Opisałam wszystko dokładnie - uzbrojenie na misji i jej przebieg.

Melissa dopowiadała czasem do moich słów, za co uśmiechałam się do niej. Harry'ego wywaliliśmy na początku. Nie znamy go jeszcze tak dobrze, żeby mu ufać.

~*~

Wyszłam z salonu po rozmowie, przeczesując czerwone włosy palcami. Farba zaczęła mi już trochę schodzić, muszę za jakiś tydzień pofarbować się znowu. Ściągnęłam z nadgarstka gumkę i spięłam włosy w wysoki i niedbały kucyk. Zeszłam do kuchni. Zastałam tam Johna, który od razu mnie przytulił. Uścisnęłam go mocno.

- Co tam, Johnny? - zamruczałam mu do ucha. Puścił mnie i usiadł na stołku. Popatrzył na mnie swoimi pięknymi, piwnymi oczyma.

- Dopiero z misji wróciłem. King chciał, żebym stalkował kolesia. Prowadzi nocne życie i dopiero teraz poszedł spać. Gdy go nie było, zamontowałem w jego ubraniach kamerki, tak jak w jego domu. - Dopiero teraz zauważyłam podkowy pod jego oczami. Usiadłam naprzeciwko i położyłam mu dłoń na ramieniu

- Może się prześpij? Wyglądasz, jakbyś pracował od kilku dni bez odpoczynku. King powinien dać ci spokój na razie, bo też byłeś ze mną na akcji z Jackiem. - Pogładziłam jego ramię. Strząsnął moją dłoń, a a jego oczach zabłyszczało zirytowanie. O tak, John musi iść spać. 

- To, że wyglądam, jak wyglądam, to nie znaczy, że muszę iść spać. Do cholery, muszę doprowadzić tę sprawę do końca! - krzyknął na mnie. Spod gumki przy karku, wysunęło się kilka kosmyków brązowych włosów. Mówiłam już, że chłopak jest pracocholikiem? Westchnęłam ciężko.

-Seriously? - Uniosłam brew i skrzyżowałam ręce na piersi. - Chciałam ci tylko pomóc.

- Nie potrzebuję niczyjej pomocy - warknął i zacisnął dłonie w pięści. Westchnęłam i spojrzałam na niego. Wykrzywiłam usta w grymas.

- Okej. To sobie pracuj. - Wstałam i wyszłam z kuchni. Poszłam do swojego pokoju. Aarona jeszcze nie było, co znaczyło, że pewnie miał jakieś zadanie. Poszłam do łazienki, by ogarnąć tę scenę morderstwa w bieliźnie.

Po wizycie w łazience, zeszłam do kuchni, w której na szczęście nie było już Johna. Każdy mógł sobie samemu robić jedzenie - przecież nikt w gangu nie będzie się certolić, żeby wszystkim żarełko robić. Niestety, ale mamy ważniejsze rzeczy do roboty, niż jedzenie. 

Otworzyłam lodówkę i pochyliłam się nad nią. Zastanowiłam się, co wybrać, gdy moje przemyślenia przerwał trzask uderzanej dłoni o jeansy, a ja poczułam pieczenie na pośladku. Gwałtownie się obróciłam, mierząc go groźnym spojrzeniem, po czym uśmiechnęłam się słodko.

- Zachciało mi się do tyłeczka dobierać, co? - zamruczałam uroczo, po czym zamknęłam lodówkę i oparłam się o nią, krzyżując ręce pod piersiami, tak, że wydawały się one większe. Chłopakowi od razu rozbłysły oczy, a wzrok prześlizgnął się z mojej twarzy na biust.

- Nie radzę, przyjacielu. Aaron jest tak samo groźny, jak i kochany. A to, że ktoś się dobiera do jego najsłodszej... Nie może ujść płazem, co nie? - Widziałam, jak w oczach Harry'ego osiada się strach, jak sól na moich nerkach... Nie było tematu. Po prostu - wzrok miał strachliwy, ale dalej był nonszalancki.

- Czyli... Generalnie nie mogę się do Ciebie dobierać, bo Twój chłoptaś mnie spierze? Czy po prostu jesteś cnotką - niewydymką? - zarechotał złośliwie, a moje opanowanie Szatan sobie pożyczył (a to menda).

Podeszłam błyskawicznie do chłopaka i uderzyłam go w twarz.

- Spieprzaj! No już! - wykrzyczałam do niego. Po uderzeniu, Williams się zatoczył, a na mój krzyk się skulił. Przeponę mam fajną, tak jak i płuca. Kiedyś jacyś ziomkowie chcieli mnie pokroić, ale spieprzyłam. Och, jaka ja rebel.

- Jesteś psychiczna! - warknął do mnie i zaczął uciekać, gdy w mojej dłoni pojawił się talerz.

- Ostatnie słowo - wywarczałam groźnie, gdy chłopak zakrył dłońmi głowę, uciekając do wyjścia.

- Wariatka! - krzyknął na odchodne, a na framudze, za którą znikł, roztrzaskałam talerz. Moje krzyki i huki zwabiły zdziwionych Mel, Kinga i Aarona. Cala trójka była w szoku, widząc potłuczone szkło i mnie z czerwoną twarzą. Schowałam za siebie talerze.

- Ale to nie ja! To on zaczął!

No super. Jak w przedszkolu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro