3
Weszłam do salonu. Pomieszczenie pomalowane było na czarno, na dole była tapeta w gwiazdy na granatowym niebie. King, jako astronom z wykształcenia, uwielbiał gwiazdy i wszelakie ciała niebieskie. Zarobki Makt były duże, co pozwalało nam godnie żyć na tyle, na ile godnie może żyć gang.
Usiadłam na obdrapanej czarnej kanapie, z którą wiąże się wiele wspomnień. Położyłam papiery, dotyczące śmierci Jack'a i jego gangu. Rozejrzałam się po twarzach zgromadzonych. Był King, który mało się zmienił od naszego pierwszego spotkania - jedyne co, to jego twarz przecinało więcej zmarszczek z powodu trosk ; Melissa nadal miała wesołą twarz, którą szpeciła jedynie blizna na jej policzku ; i oczywiście Harry, nasz diler. Razem ze Steve'm sprzedawali dragi w mieście. Nieźle im szło, mieli dar przekonywania.
Harry był siedemnastolatkiem, który dopiero niedawno zaczął pracę z nami. Chłopak miał blond włosy i atramentowe oczy. Ubierał się przeciętnie, jak zwykły członek społeczeństwa. Koszulka z krótkim rękawem i szorty oraz trampki. To nie jest prawda, że każdy diler jest łysy i ma na sobie dresy. Nie można się wyróżniać.
Chłopak jeszcze mieszkał z rodzicami - byliśmy w trakcie wyciągania jego tajemnic na wierzch.W Makt wszyscy wiedzą wszystko o wszystkich. Wiedzą - kiedy ktoś rozpoczął interesowanie się gangiem, kiedy pojawiły się plotki na jego temat, mamy też informacje na temat życia seksualnego i szkolnego.
- Spirit, w Compton niedługo będzie ustawka kobiet. - Harry zmierzył mnie neutralnym wzrokiem. Gdy spojrzałam mu w oczy, odwrócił spojrzenie.
Compton to najniebezpieczniejsza dzielnica Los Angeles. Miasto Aniołów uznane jest za stolicę amerykańskich gangów. Amen.
Cywilom chodzi o walkę pomiędzy Bloods'ami, a Crips'ami. Makt stara się utrzymać pozytywne stosunki z obojgiem. Po prostu ich unikamy.
Popatrzyłam na profil Kinga, który siedział obok mnie. Jego orli nos bardzo się odznaczał na jego twarzy. Przygryzłam wargę.
- Spirit, jeśki chcesz możesz spróbować. Ale nie możesz powiedzieć, że jesteś z nami. - Spojrzał na mnie. Na ułamek sekundy zobaczyłam w jego oczach troskę. Kiwnęłam głową i przeniosłam wzrok na dilera.
- Kiedy jest walka?
- Dziś. Podsłuchałem, jak w zaułku cicho rozmawiali gangsterzy od Cripsów . Byli bardzo ostrożni, ale udało mi się to usłyszeć i wyjść bez szwanku. - Harry był przydatny jako pluskwa. I bardzo skromny - cały czas mówił z jakąś nonszalancją, jakby to była codzienność. Cóż, dla niego to miała być codzienność. Jestem tylko ciekawa, jak udało mu się podsłuchać tak wysoko postawiony gang.
Delikatnie skinęłam głową, z lekko nieufną miną, a chłopak kontynuował raport, na który ledwo co zwróciłam uwagę. Jasne, to zaszczyt, uczestniczenie w czymś takim, ale nie miałam do tego głowy. Przyszła kolej na mnie.
Opisałam wszystko dokładnie - uzbrojenie na misji i jej przebieg.
Melissa dopowiadała czasem do moich słów, za co uśmiechałam się do niej. Harry'ego wywaliliśmy na początku. Nie znamy go jeszcze tak dobrze, żeby mu ufać.
~*~
Wyszłam z salonu po rozmowie, przeczesując czerwone włosy palcami. Farba zaczęła mi już trochę schodzić, muszę za jakiś tydzień pofarbować się znowu. Ściągnęłam z nadgarstka gumkę i spięłam włosy w wysoki i niedbały kucyk. Zeszłam do kuchni. Zastałam tam Johna, który od razu mnie przytulił. Uścisnęłam go mocno.
- Co tam, Johnny? - zamruczałam mu do ucha. Puścił mnie i usiadł na stołku. Popatrzył na mnie swoimi pięknymi, piwnymi oczyma.
- Dopiero z misji wróciłem. King chciał, żebym stalkował kolesia. Prowadzi nocne życie i dopiero teraz poszedł spać. Gdy go nie było, zamontowałem w jego ubraniach kamerki, tak jak w jego domu. - Dopiero teraz zauważyłam podkowy pod jego oczami. Usiadłam naprzeciwko i położyłam mu dłoń na ramieniu
- Może się prześpij? Wyglądasz, jakbyś pracował od kilku dni bez odpoczynku. King powinien dać ci spokój na razie, bo też byłeś ze mną na akcji z Jackiem. - Pogładziłam jego ramię. Strząsnął moją dłoń, a a jego oczach zabłyszczało zirytowanie. O tak, John musi iść spać.
- To, że wyglądam, jak wyglądam, to nie znaczy, że muszę iść spać. Do cholery, muszę doprowadzić tę sprawę do końca! - krzyknął na mnie. Spod gumki przy karku, wysunęło się kilka kosmyków brązowych włosów. Mówiłam już, że chłopak jest pracocholikiem? Westchnęłam ciężko.
-Seriously? - Uniosłam brew i skrzyżowałam ręce na piersi. - Chciałam ci tylko pomóc.
- Nie potrzebuję niczyjej pomocy - warknął i zacisnął dłonie w pięści. Westchnęłam i spojrzałam na niego. Wykrzywiłam usta w grymas.
- Okej. To sobie pracuj. - Wstałam i wyszłam z kuchni. Poszłam do swojego pokoju. Aarona jeszcze nie było, co znaczyło, że pewnie miał jakieś zadanie. Poszłam do łazienki, by ogarnąć tę scenę morderstwa w bieliźnie.
Po wizycie w łazience, zeszłam do kuchni, w której na szczęście nie było już Johna. Każdy mógł sobie samemu robić jedzenie - przecież nikt w gangu nie będzie się certolić, żeby wszystkim żarełko robić. Niestety, ale mamy ważniejsze rzeczy do roboty, niż jedzenie.
Otworzyłam lodówkę i pochyliłam się nad nią. Zastanowiłam się, co wybrać, gdy moje przemyślenia przerwał trzask uderzanej dłoni o jeansy, a ja poczułam pieczenie na pośladku. Gwałtownie się obróciłam, mierząc go groźnym spojrzeniem, po czym uśmiechnęłam się słodko.
- Zachciało mi się do tyłeczka dobierać, co? - zamruczałam uroczo, po czym zamknęłam lodówkę i oparłam się o nią, krzyżując ręce pod piersiami, tak, że wydawały się one większe. Chłopakowi od razu rozbłysły oczy, a wzrok prześlizgnął się z mojej twarzy na biust.
- Nie radzę, przyjacielu. Aaron jest tak samo groźny, jak i kochany. A to, że ktoś się dobiera do jego najsłodszej... Nie może ujść płazem, co nie? - Widziałam, jak w oczach Harry'ego osiada się strach, jak sól na moich nerkach... Nie było tematu. Po prostu - wzrok miał strachliwy, ale dalej był nonszalancki.
- Czyli... Generalnie nie mogę się do Ciebie dobierać, bo Twój chłoptaś mnie spierze? Czy po prostu jesteś cnotką - niewydymką? - zarechotał złośliwie, a moje opanowanie Szatan sobie pożyczył (a to menda).
Podeszłam błyskawicznie do chłopaka i uderzyłam go w twarz.
- Spieprzaj! No już! - wykrzyczałam do niego. Po uderzeniu, Williams się zatoczył, a na mój krzyk się skulił. Przeponę mam fajną, tak jak i płuca. Kiedyś jacyś ziomkowie chcieli mnie pokroić, ale spieprzyłam. Och, jaka ja rebel.
- Jesteś psychiczna! - warknął do mnie i zaczął uciekać, gdy w mojej dłoni pojawił się talerz.
- Ostatnie słowo - wywarczałam groźnie, gdy chłopak zakrył dłońmi głowę, uciekając do wyjścia.
- Wariatka! - krzyknął na odchodne, a na framudze, za którą znikł, roztrzaskałam talerz. Moje krzyki i huki zwabiły zdziwionych Mel, Kinga i Aarona. Cala trójka była w szoku, widząc potłuczone szkło i mnie z czerwoną twarzą. Schowałam za siebie talerze.
- Ale to nie ja! To on zaczął!
No super. Jak w przedszkolu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro