Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ONESHOT

NO SIEMANKOOOO

z góry mówię, że ten oneshot mi się nie podoba, więc wam pewnie też lol (zamiast zapraszać ludzi do czytania to ich od tego odrzucam, dobrze mi idzie)

no to tak. ogólnie to wziąłem udział sobie w challengu #limechallenge i jest bailando. Wszystkie osoby które wzięły razem ze mną udział oznacze na samym dole dzieła.

Czas pisania: pisałem w sumie od 14.07 XDDD ale dwie książki odrzuciłem, i tego oneshota napisałem DZISIAJ. pisałem od jakiejś 10:00 do 18:06, ale z dużymi przerwami.

Ilość słów: 2k, a wylosowałem 2500/7800/8500

Słowa kluczowe: Wiedza; Spotkanie; Jogurt; Wartość; Życie; Teatr;

Ship/Fandom: ship to spiderpool, a fandom to oczywiście Marvel

ważne: wątek że peter to spidey a wade to Deadpool nie jest tutaj zbyt ważny i poruszany
wiadomo

no i tw: przemoc, wyzwiska, przekleństwa, randokowa miłość wzięta z dupy

ENJOY

xxx

W każdym uniwersum, gdzie istniał Deadpool i Spider-Man, istniał też pewien niepisany podział. Był on widoczny w wielu aspektach, ale najbardziej dotyczył ich tożsamości.

Wiedza, kim jest Deadpool, była powszechna. Nie było w tym niczego tajemniczego ani ukrytego. Imię, nazwisko, a nawet przeszłość – wszystko to było otwartą księgą. Jego twarz, choć pokiereszowana, była znana wszystkim. Z kolei Spider-Man zawsze pozostawał w cieniu anonimowości. Nawet w chwilach, gdy maska opadała, tylko nieliczni znali jego prawdziwą tożsamość.

Jednak raz na jakiś czas, coś się zmieniało. Pojawiało się nowe uniwersum, inne zasady.

Inne tajemnice.

xxx

Wade Wilson, w ukryciu Deadpool, prowadził podwójne życie, choć niektórzy powiedzieliby, że nawet potrójne. Publicznie był najlepszym ochroniarzem w kraju, człowiekiem do wynajęcia, który nie zawodził. Ale gdy zapadała noc, przemieniał się w bezlitosnego zabójcę, wykonującego najbrudniejsze zlecenia za sowitą zapłatę. Wade nigdy nie marzył o niczym innym, jak o właśnie takim życiu.

Jego życie było popieprzone na maksa. Ale właśnie to mu odpowiadało. Lubił to, że mógł usiąść w luksusowym apartamencie, otworzyć butelkę piwa, włączyć jakiś głupi serial i po prostu się odprężyć. Czuł się, jakby od zawsze było mu przeznaczone osiągnięcie sukcesu – jakby zapisano go jakimś tajemniczym kodem, którego nikt inny nie potrafił odczytać. Tylko jedna rzecz mu brakowała – kogoś, kto mógłby dzielić z nim te chwile. Ale Wade nie spieszył się z tym, wierząc, że kiedyś to się samo ułoży.

Jednak teraz miał ważniejsze sprawy na głowie. Rozwalony na kanapie jak rasowy menel, usłyszał dźwięk telefonu. Niechętnie sięgnął po urządzenie, spodziewając się kolejnego nudnego zlecenia. I tak też było – ochrona na weselu, nic, co by mogło wywołać u niego dreszcze emocji.

“Nic nowego” mruknął pod nosem.

W tym samym czasie, Peter Parker, drugi najlepszy ochroniarz w kraju, siedział na kanapie i przeglądał profile na Tinderze. Z każdym kolejnym przesunięciem palca w lewo lub w prawo czuł, jak monotonia zaczyna go przytłaczać. Kiedy jego telefon zadzwonił, szybko do niego podbiegł i odebrał. Poczuł ulgę, bo w końcu znalazł sobie jakąś atrakcję - a dokładniej nowe zlecenie.

Ochrona na weselu.

xxx

Następnego dnia, dokładnie o godzinie trzynastej, obaj mężczyźni stali przed luksusowym hotelem w centrum miasta. Wzajemnie mierzyli się wzrokiem, jakby próbowali rozgryźć, kto pierwszy zrobi pierwszy krok, już od samego początku tego spotkania.

— Ty też do roboty, ta? — Wade zapytał nonszalancko, próbując przełamać lodowatą atmosferę.

— Wygląda na to — odpowiedział Peter, nie zaszczycając go nawet spojrzeniem. Nie chciał, aby było po nim widać, że od pierwszego momentu coś w tym starszym mężczyźnie go zaintrygowało. "Ogarnij się" pomyślał, kiedy obaj ruszyli przez eleganckie lobby, kierując się w stronę sali bankietowej, gdzie miał czekać na nich organizator.

W środku panował typowy przedweselny chaos. Kelnerzy biegali z tacami pełnymi kieliszków, kucharze wydawali ostatnie polecenia, a dekoratorzy precyzyjnie układali kwiaty na stołach. Atmosfera była napięta, a Wade coś wyczuł. Coś niepokojącego. "To będzie dziwny dzień" pomyślał, czując, jak włosy na karku stają mu dęba.

Weszli do biura, gdzie przywitał ich niski, krępy mężczyzna w ciemnym garniturze. Był on typem osoby, która wyglądała na twardego gracza. Wade od razu poczuł do niego niechęć.

— Nazywam się Emanuel — zaczął chłodno, z surowością w głosie — Jestem odpowiedzialny za bezpieczeństwo dzisiejszej ceremonii. To ja was tutaj zwołałem.

Wade spojrzał na niego z ukosa, z trudem powstrzymując się od rzucenia jakiegoś złośliwego komentarza.

— Zanim zaczniemy, musicie wiedzieć, że to nie jest zwykły ślub. Klient jest... cóż, powiedzmy, że jest ważną personą — Emanuel mówił dalej, a Wade ledwo powstrzymywał się od przewrócenia oczami — W okolicy kręcą się ludzie, którzy mogą chcieć mu zaszkodzić. Waszym zadaniem jest upewnić się, że nic złego się nie wydarzy. Capizzi?

Peter i Wade wymienili spojrzenia. Coś tu zdecydowanie nie grało.

— W porządku — powiedział Peter, choć w głębi serca czuł, że to nie będzie takie proste.

Emanuel wyciągnął plan budynku i zaczął szczegółowo opisywać ich zadania. Wade miał pilnować głównego wejścia, podczas gdy Peter miał czuwać nad wejściem od kuchni. "Jeśli coś pójdzie nie tak, to poczujecie konsekwencje tego na własnej skórze" dodał, a jego oczy błysnęły niebezpiecznie.

Mężczyźni skinęli głowami, choć obaj mieli wrażenie, że ten dzień nie zakończy się dobrze.

xxx

Kilka godzin później, kiedy weselne przyjęcie trwało już w najlepsze, Wade stał na straży przy głównym wejściu.

Z daleka zauważył, że jeden z gości zachowuje się podejrzanie. Mężczyzna szedł dziwnie nerwowo, a jego dłonie zbyt często znajdowały się w pobliżu kieszeni marynarki. "Coś tu jest nie tak" pomyślał i postanowił podążyć za nim. Przeszedł przez kilka korytarzy, gdy nagle drzwi od kuchni otworzyły się gwałtownie i uderzyły podejrzanego gościa prosto w twarz.

Mężczyzna upadł z krzykiem, a Wade szybko do niego podbiegł, obezwładniając go w mgnieniu oka. Peter wychylił się zza drzwi, zaskoczony całym zajściem. Zanim jednak zdążyli cokolwiek zrobić, przechodząca kelnerka potknęła się o wystającą nogę mężczyzny, a trzymana przez nią taca z masywnym tortem poleciała w powietrze.

Tort wylądował prosto na głowie Petera, a reszta rozprysła się po całej kuchni i korytarzu. Wade, widząc to, wybuchnął śmiechem, nie mogąc się opanować. Peter, z twarzą pełną śmietany i jogurtu limonkowego, spojrzał na niego z wściekłością.

— Nie śmiej się! Musimy znaleźć nowy tort, zanim para młoda ogarnie, co się stało! — wykrzyczał, próbując otrząsnąć się z zaskoczenia.

— Ciężko będzie nam ogarnąć taki sam tort — odparł, wycierając policzki od łez. Wstał, kiedy zrozumiał, że typ pod nim jest nieprzytomny — No i pewnie trochę to kosztuje.

Peter tylko głośno westchnął i zrzucił z siebie resztki tortu. Złapał Wade'a za nadgarstek i zaczął go ciągnąć, mówiąc:

— Mam pomysł.

Nie brzmiało to za dobrze, ale nie było już odwrotu. Przemknęli się przez boczne drzwi na zaplecze i zaczęli przeszukiwać inną kuchnię, należącą do innej sali bankietowej.

Po kilku stresujących minutach, które wydawały się wiecznością, zajrzeli do odpowiedniego miejsca. Znaleźli tam olbrzymi tort. Może i kradzież nigdy nie jest dobrym wyjściem, ale nie było innego wyboru...

Zresztą, kto się skapnie...

Zanim zdążyli podnieść tort, usłyszeli kroki za plecami. Odwrócili się gwałtownie, a w drzwiach stanął główny kucharz. Zdenerwowany zaczął wrzeszczeć:

— To nasz tort!

Krzyczał, ale to nie przekonało mężczyzn. Ten właśnie tort miał dla nich za dużą wartość. Wade, najszybciej jak tylko potrafił, wyciągnął portfel i wcisnął kucharzowi do ręki kilka stówek.

— To będzie nasz mały sekret! — rzucił Peter, po czym obaj zaczęli biec z tortem w stronę sali.

Ta, nikt się nie skapnie..

Jak się później okazało, zamiana tortu nie była największym problemem tamtego dnia. Kiedy goście zaczęli zajmować miejsca, a muzyka rozbrzmiała w tle, Peter i Wade już wiedzieli, że coś jest nie tak. Po kilku minutach jeden z pracowników dał im znać, że zauważył grupę podejrzanych osób kręcących się wokół budynku.

— Kurwa.

Razem spojrzeli na kamery. Grupa mężczyzn w czarnych garniturach i wszyscy z groźnymi minami. Zbliżali się powoli w kierunku sali i nie wyglądali na ludzi z dobrymi intencjami.

— Trzeba ich zajebać, zanim dostaną się do środka — zdecydował Wade, na co Peter posłał mu zdenerwowane spojrzenie.

— Nikogo nie będziemy zabijać!

Wade wzruszył ramionami, a od razu po tym się rozdzielili. Jeden ruszył w stronę wejścia bocznego, gdzie podejrzewał, że gang spróbuje się wedrzeć, podczas gdy drugi stanął na straży głównych drzwi. Oboje przygotowani na najgorsze, wiedzieli, że ten ślub może się skończyć dość krwawo...

Wilson, cicho przemykając przez korytarze, dotarł do bocznego wejścia i zobaczył, że drzwi są już wyważone. Serce zabiło mu mocniej. Powoli podszedł do drzwi, wyciągając pałkę teleskopową, którą nosił przy pasie. Wnet usłyszał kroki i stłumione głosy. Zaciskając palce na rękojeści, przygotował się do akcji.

Nagle z bocznego korytarza wybiegł jeden z członków gangu, nie zauważając Wade'a. W ułamku sekundy Wade zamachnął się i trafił go prosto w kolano. Ten zawył z bólu i upadł.

Natomiast Wilson ruszył naprzód, gotów na więcej.

Tymczasem Peter, stojąc przy głównym wejściu, zauważył, że kilku podejrzanych typów próbuję się przedostać przez tłum gości. Jeden z nich sięgnął ręką pod marynarkę, co zwiastowało jedno: chaos.

Peter, nie czekając na rozwój sytuacji, rzucił się na niego, zwalając go na ziemię. Krzyki, pisk kobiet. Nagle muzyka ucichła. "To nie było w planie" pomyślał, przyciskając gangstera do podłogi. Gość starał się wyrwać, ale Peter miał nad nim mocną przewagę.

Wade dołączył do Petera, kiedy ostatni z napastników wpadł do sali, trzymając w rękach coś, co wyglądało na broń. Wade, nie myśląc długo, rzucił się na niego, uderzając w ramię, przez co napastnik stracił równowagę i wypuścił broń z ręki.

Mężczyźni wspólnymi siłami obezwładnili napastnika, który leżał teraz na ziemi, ciężko dysząc. Goście stali jak zamurowani, niektórzy wciąż trzymając kieliszki, nie dowierzając temu, co właśnie zobaczyli.

W tym momencie do sali wbiegł Emanuel z kilkoma innymi ochroniarzami, którzy szybko przejęli kontrolę nad sytuacją. Rzucił krótkie "dobra robota" i poklepał ich po ramieniu. Uśmiechał się beztrosko, co było naprawdę irytujące.

— My się nimi zajmiemy. Wy idźcie upewnić się, że nie ma więcej niespodzianek.

Mężczyźni spojrzeli na siebie i w niemej zgodzie skinęli głowami. Wykończeni fizycznie jak i psychicznie, wrócili do kuchni. Okazało się, że wszystko wróciło już do normy. Tort, który ukradli, stał na środku stołu, a kelnerzy zaczęli go serwować gościom. Kuchnia była pełna ludzi, wszyscy zajęci swoimi obowiązkami. Zupełnie jakby nic się nie stało.

Z małym uśmiechem przeszli przez całą rezydencję, szukając jakichkolwiek problemów. Kiedy dotarło do nich, że nic już nikomu nie grozi i skończyli robotę, postanowili razem odpocząć. Wzięli na talerzykach po kawałku tortu i usiedli na dachu budynku. W końcu to było najprawdopodobniej jedyne miejsce, gdzie było cicho i mieli szansę naprawdę odetchnąć od tego wszystkiego.

Zaczęli rozmawiać. Śmiać się z sytuacji, które miały tego dnia miejsce. Typowe rozmowy ze znajomym z pracy. Jednak na tym nie skończyli.

Najpierw wymienili się numerami. Ich rozmowy stawały się coraz to ciekawsze, z większymi emocjami, a nawet nutką namiętności.

Wierzycie w miłość od pierwszego wejrzenia?

Ja nie. Oni też nie.

— Wiesz — mruknął Wade — Jesteś całkiem niezły w tej robocie.

— Nie pierwszy raz mam do czynienia z takimi rzeczami — odparł Peter, uśmiechając się lekko — Ale ty też dałeś radę. No, zwłaszcza z tym tortem — rzekł, na co obaj się zaśmiali.

Spojrzeli na siebie, a chwilę później zapanowała między nimi niezręczna cisza. Typowe jak na nowe znajomości. Niestety, oboje nie wiedzieli co teraz zrobić, co powiedzieć. Ale ich spojrzenia mówiły więcej niż słowa. Powoli, niemal nieświadomie, nachylili się ku sobie, aż w końcu ich usta spotkały się w krótkim lecz namiętnym i słodkim pocałunku. Wade smakował tanią, przeterminowaną limonką.

Kiedy się odsunęli, na chwilę zapanowała cisza, a każdy z nich starał się złapać oddech.

— E, no, ile ty masz w ogóle lat? — zapytał nagle Wade, co rozśmieszyło Petera.

— Dwadzieścia…

— CO?! Boże, ja mam trzydzieści. Ale to nic nie znaczyło, prawda? — zapytał niepewnie. Serce biło mu jak oszalałe.

— No ta. To... to była tylko chwila, nic więcej. Wiadomo — odparł z udawanym luzem, choć jego gardło powoli się zaciskało.

Oboje czuli coś w sercu. Wiedzieli, że coś jest na rzeczy, ale absurdalne by było to, gdyby tak od razu sobie to wyznali, prawda? To ich pierwsze spotkanie…

— Wracajmy na dół. Pewnie już nas szukają — mruknął Wade, wstając i otrzepując spodnie.

Peter skinął głową, również wstając. W milczeniu opuścili dach, wracając do rzeczywistości i swojej pracy, pozostawiając za sobą ten moment niepewności.

Nie każda historia kończy się happy endem.

...

Ale ta historia już tak.

Po zakończeniu całego wydarzenia, oboje wracali do domu. Jak się okazało, ich auta zostały skradzione przez gang, którego tego samego dnia poskładali, więc musieli iść pieszo. Niestety, bądź stety, musieli iść w tą samą stronę.

Kiedy byli już blisko domu Petera, ten nie wytrzymał i najzwyczajniej w świecie pocałował Wade'a. Następnie uciekł do swojego domu, jak jakiś nastolatek, co wyglądało komicznie.

Wade resztę drogi spędził uśmiechając się do samego siebie.

xxx

no i git. pamiętajcie o daniu gwiazdki ok pls.
mam już zaczęte i w sumie prawie napisane dwie inne książki po kilka rozdziałów z spiderpoolem które są o wiele lepsze, więc wiadomo, czekajcie, bo warto

Zapraszam do osób, które tak jak ja wzięły udział w tym challengu:

BlackWolfSQ Abovey_ Pieknadamusi Idikila Coffeuu Xeravik SziFunia Stara_w_zmywarce Panienka_Malfoy

jak kogoś źle oznaczyłem to proszę mi napisać okok

dziękuję za uwagę do zobaczenia kiedy indziej. dzięki za zabawę, zajebiście było <3

NAURRRAAA





SCENA PO NAPISACH:

Następnego dnia, obaj ochroniarze zostali zaskoczeni niespodziewanym telefonem od Emanuela. Kiedy spotkali się na parkingu przed teatrem, którego mieli za chwilę strzec, uśmiechnęli się do siebie. Peter niepewnie, dopóki nie zobaczył jak szeroko Wade się uśmiecha. Wtedy poczuł dziwne ciepło na sercu.

Oboje cieszyli się, że znów będą pracować razem, nawet jeśli tego nie pokazywali.

Nawet jeśli ten dzień znowu miałby się skończyć kolejną wpadką z tortem.

Jebany limonkowy tort.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro