Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

🕸️🕸️🕸️

Notatka od autorki:

Akcja dzieje się podczas części drugiej spider-mana (z 2004), ale nie trzeba znać fandomów, żeby to przeczytać. 

I  komentujcie ile tylko się da!

Nie przedłużając...

~♡~

Na krawędzi dachu wysokiego wieżowca siedział młody mężczyzna i płakał. Był ubrany w strój Spider-mana, lecz maskę ściskał w dłoni.

Powodem smutku ukochanego przez wszystkich bohatera była jego bezradność. Miał mnóstwo problemów w prywatnym życiu a teraz dodatkowo jeszcze jego pajęcze moce zaczęły znikać.

Dlatego też siedział na dachu tego pierdolonego wieżowca, a po jego policzkach spływały łzy zrezygnowania.

Nagle, dzięki swoim wyczulonym zmysłom poczuł, że ktoś się zbliża. Szybko otarł łzy z twarzy i naciągnął maskę, bo nie mógł ryzykować, że ktokolwiek odkryje jego tożsamość. Zrobił to w ostatniej chwili, bo kilka sekund później na dach wszedł wysoki mężczyzna w czerwono-czarnym stroju, dwoma katanami na plecach i kilkoma pistoletami porozwieszanymi po całym jego
ciele. Peter przyglądał mu się z zaciekawieniem i - z czego zdał sobie sprawę dopiero po chwili - nie odczuwał strachu, a zazwyczaj kolesie w dziwnych strojach mieli za punkt honoru zamordowanie go w jak najboleśniejszy sposób się da.

Nowo przybyły z początku nie zauważył superbohatera, tylko nucąc coś pod nosem (Spidey dopiero potem zorientował się, że było to "Love Me" Justina Biebera) wciągnął za sobą na dach duży, brązowy worek wielkości człowieka pobrudzony jakąś czerwoną cieczą.

- A kogóż to widzą moje piękne oczy - najemnik nareszcie zwrócił uwagę na chłopaka siedzącego na krawędzi dachu. - Toż to Spidey we własnej osobie!

- Coś t-ty za jeden - młodszemu głos lekko załamał się od wcześniejszego płaczu. Miał cichą nadzieję, że wyższy tego nie zauważył. Niestety okazała się ona mylna.

- Ty płakałeś? - zapytał mężczyzna lekko zszokowany ignorując sens wypowiedzianego przez młodszego zdania. Bardzo rzadko zdarzało mu się widzieć chłopaka, który płakał. Nawet kiedy sam był smutny nie zdarzało się to za często.

- N-nie. Wiesz co? Ja już może pójdę - Peter zaczął się podnosić, ale nagle okropny ból zaatakował jego kostkę. Chłopak zachwiał się i spadłby z budynku, gdyby nie silne ramiona mężczyzny, które złapały go w pasie i wciągnęły z powrotem na dach.

- Cholera - warknął najemnik pod nosem, gdy odstawił szatyna i spojrzał na jego opuchniętą kostkę. - Jest skręcona. Jak to się stało?

Spider-man odwrócił wzrok i nie odpowiedział, chociaż doskonale wiedział jak do tego doszło. Kiedy skakał po dachach nagle nie mógł wystrzelić sieci i spadł na budynek na którym aktualnie się znajdowali. Potem od razu usiadł i zaczął płakać, więc nie zauważył skręconej kostki.

- Trzeba cię zabrać do szpitala - stwierdził Wade poważnie. W sumie nie pamiętał kiedy ostatnio powiedział coś bez żartów. Nie wiedział dlaczego tak martwił się o nowo poznanego chłopaka, ale było w nim coś, co kazało mu się o niego troszczyć.

- Nie! - krzyknął Peter i odsunął się od Deadpoola. - Nie mogę iść do szpitala. Nie mam przy sobie normalnych ubrań, a w tym stroju nie mogę iść, bo jestem poszukiwany i lekarze wydali by mnie policji.

- To dam ci moje ubrania - stwierdził nagle starszy. - Mieszkam niedaleko, zaczekaj tutaj, przyniosę je. Jeśli nie pójdziesz do szpitala i nie opatrzysz kostki, to może ci się stać coś poważniejszego.

Parker był zszokowany. Czy ten mężczyzna właśnie starał się mu pomóc?

- A nie, chwila. Przecież możesz za pomocą sieci dostać się do swojego domu. Przepraszam, zapomniałem - powiedział skruszony najemnik. - Po prostu się przejąłem.

- N-nie. Wolę twoje ubrania - Peter spuścił wzrok. Nie chciał zwierzać się wyższemu ze swoich problemów, więc postanowił jakoś wybrnąć.

Starszy wstał. Chciał powiedzieć, że Spidey wygląda uroczo kiedy jest zawstydzony, ale stwierdził, że najpierw musi mu pomóc.

- Dobra, zaraz ci je przyniosę, słodziaku - Wade ugryzł się w język. Cholera, nie mógł się powstrzymać i nie powiedzieć tego co myśli. Teraz mógł tylko mieć nadzieję, że Parker się nie obrazi.

Młodszy poczuł jak pieką go policzki. Całe szczęście, że miał założoną maskę.

- Dziękuję - wyszeptał. Bał się, że jeśli powie coś głośniej, to głos mu się załamie. Najemnik uśmiechnął się pod nosem. Ten chłopak zaczynał coraz bardziej się mu podobać. A najbardziej te jego urocze reakcje. Postanowił, że musi zobaczyć ich więcej.

- Poczekaj, zaraz wrócę - mrugnął i zszedł z dachu.

Gdy tylko starszy zniknął z jego pola widzenia Peter usiadł i schował głowę w ramionach. Co się z nim dzieje? Jeszcze nigdy nie zarumienił się przez faceta. Ponadto jakoś bardzo mu to nie przeszkadzało. A powinno!

- Przyszedłem najszybciej jak mogłem - młodszy zamyślił się i nie zauważył od razu, że Wilson już wrócił. Trzymał w dłoni czarne, dresowe spodnie i czerwoną bluzę z małym znaczkiem Deadpoola po lewej stronie klatki piersiowej.

- Bardziej zawstydzającej bluzy się nie dało przynieść? - Niższemu nie uśmiechało się chodzić po mieście w ubraniach z wizerunkiem nowo poznanego mężczyzny.

- Jak chcesz, to możesz chodzić bez. Ja się nie pogniewam - Wade przysunął się do chłopaka.

- Nie, dzięki - burknął ponownie zawstydzony Parker zakładając ubrania przyniesione przez najemnika. - Jak wyglądam? - młodszy obrócił się wokół własnej osi na tyle, na ile pozwalała mu skręcona kostka.

Wilson pomyślał, że Spidey w za dużej na niego bluzie wygląda naprawdę gorąco i uroczo, ale nie powiedział tego na głos, bo bał się, że ten się na niego obrazi, a tego by nie chciał. Mimo, że przed chwilą zaczął go na swój sposób podrywać, to stwierdził, że musi jednak trochę się hamować, aby go nie wystraszyć.

- Naprawdę ładnie. A teraz musisz iść, żeby nie stało ci się nic poważniejszego.

- Z tą kostką nie dam rady zejść na dół - poinformował go Peter. Nie chciał się narzucać, ale sam by sobie nie poradził.

- To zaniosę Cię pod szpital - zadecydował szybko Wade na co Spidey otworzył szeroko oczy. Tego się nie spodziewał. Myślał, że mężczyzna co najwyżej zniesie go z budynku. - Jest obok niego mało uczęszczana uliczka. Tam mogę cię zostawić.

- No dobrze - zgodził się Parker i spuścił głowę. - Ale nikt nie może nas widzieć.

- O to się nie martw - starszy puścił mu oczko i wziął na ręce. I oczywiście, że nie zrobił tego normalnie, tylko "na księżniczkę". Chłopak poczuł jak pieką go policzki i ponownie był wdzięczny masce, że dobrze to ukrywała.

- Tylko mnie nie upuść po drodze - burknął zawstydzony Peter, podczas gdy najemnik zaczął schodzić po schodach. Mogli pojechać windą, ale zawsze było ryzyko, że ktoś ich zauważy. A raczej nie na codzień widzi się dwóch typków w kolorowych strojach.

Przez większość czasu kiedy szli do szpitala oboje nic nie mówili. Szatynowi to odpowiadało, bo miał powoli dość tego, że na jedno słowo Deadpoola od razu się zawstydzał. Nie powinno tak być! Przecież był facetem i w dodatku superbohaterem! Powinien być twardy, a nie rumienić się na widok pierwszego lepszego gościa w czerwonym stroju!

Gdzieś w połowie drogi Wade poprawił sobie chłopaka na rękach, żeby ten mu nie spadał. Tylko, że teraz głowa młodszego była jeszcze bliżej umięśnionego torsu mężczyzny. A dodatkowo żeby nie wykręcać sobie szyi Parker musiał całkowicie się na nim oprzeć. Teraz dokładnie czuł zapach perfum Wilsona zmieszany z zapachem dymu. To było najlepsze co Spidey kiedykolwiek czuł i nawet nie wiedział kiedy przymknął oczy upojony tym cudownym aromatem.

Wyższy nic nie mówił, ale doskonale zdawał sobie sprawę z tego co robi chłopak w jego ramionach. Specjalnie ułożył go tak, żeby ten musiał się o niego oprzeć. Chciał sprawdzić jak młodszy na to zareaguje, a zrobił to dokładnie tak jak Wade tego chciał. Starszy lekko uśmiechnął się pod maską.

- Jesteśmy - poinformował go po chwili. Znajdowali się centralnie za szpitalem. Teraz szatyn o własnych siłach mógł dostać się do budynku. Wilson postawił go na ziemi tak, żeby ten mógł oprzeć się o ścianę. - Dobra, ja się zbieram. Poradzisz już sobie.

- Dziękuję, Deadpool - wyszeptał Parker patrząc prosto na chodnik. Bał się, że jeśli spojrzy wyższemu w twarz, to znowu się zarumieni.

- Nie ma za co. I mów mi Wade, skarbie - powiedział, po czym w końcu ulegając sobie pocałował go krótko w policzek. - Mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy! A ubrania możesz zatrzymać! - krzyknął, odbiegając w swoją stronę i zostawiając chłopaka z milionem nowych uczuć, mocno bijącym sercem i ręką przyciśniętą do policzka.

***

Od tamtej sytuacji minął tydzień. Peter nie mógł zapomnieć o mężczyźnie, ale wiedział, że w najbliższym czasie go nie spotka, bo z powodu skręconej kostki na jakiś czas musiał zrezygnować z roli superbohatera. W tym czasie postanowił znowu zatrudnić się jako dostawca pizzy, bo skoro nie mógł być Spider-manem, to nie mógł też robić sobie zdjęć do gazety. I tak przez kilka tygodni musiał mieć ją usztywnioną, więc stwierdził, że musi jakoś zarobić na czynsz. Z początku kierownik pizzeri nie chciał się na to zgodzić, ale kiedy szatyn zaproponował, że weźmie tylko osiemdziesiąt procent pensji, ten przystał na jego ofertę. Plusy były takie, że tym razem dostał służbowy samochód.

Tak więc teraz Spidey jechał dostarczyć swoje pierwsze zamówienie ubrany w ciuchy które dostał od Wade'a. Nawet kiedy je wyprał pachniały podobnie jak strój wcześniej poznanego mężczyzny i Parker nie mógł się powstrzymać, żeby ich nie nosić.

Chłopak pojechał pod budynek do którego miał dostarczyć zamówienie. Wyszedł z auta i stanął na jednej nodze, po czym do jednej ręki wziął pudełko z pizzą a do drugiej kulę, na której się oparł. Na szczęście miał jeszcze trochę czasu, więc zdąży z dostawą.

Wszedł do klatki schodowej, a z niej do windy, bo ze skręconą kostką nie dał by rady wejść po schodach. Po chwili wyszedł z niej i podszedł do drzwi na końcu korytarza. Jeszcze raz sprawdził numer mieszkania po czym z niewielką trudnością z powodu zajętych rąk zapukał w drewnianą powłokę. 

- Idę! - Parker usłyszał lekko stłumiony męski głos i po kilku sekundach drzwi się otwarły. - Oliwki i ananas?

- Tak, jasn... - Peter nie dokończył, bo spojrzał na twarz mężczyzny i - o kurwa - to był Wade! Tym razem miał na sobie normalne ubrania, ale założył też maskę, więc szatyn go poznał.

- Chwila... - powiedział powoli Deadpool przyglądając się chłopakowi, który na chwilę wręcz przestał oddychać. - Ta bluza... Spide..! - Wyższy nie dokończył, bo szatyn szybko wepchnął go do mieszkania i zamknął za nimi drzwi.

- Nie waż się mówić o tym komukolwiek - warknął Parker z lekko wyczuwalnym strachem w głosie. - Nikt nie może wiedzieć!

- Więc to tak wyglądasz pod maską... - Wilson zdając się nie zważać na słowa młodszego zaczął powoli się do niego przybliżać. - Jesteś taki śliczny i młodziutki! Więc jak się nazywasz, mój pięknie rumieniący się chłopcze? - tu Wade jedną ręką pogładził lekko zaróżowiony z zawstydzenia policzek Spider-mana.

- P-peter. Peter Parker - wymamrotał zażenowany obecną sytuacją Spidey.

- Ślicznie. A teraz, Petey-pie, porozmawiajmy - zadecydował starszy poważnym tonem i wskazał gestem na kanapę. - Usiądź.

Jak na razie Peter postanowił się go słuchać. Wiedział, że bez sieci i ze skręconą kostką nie dałby rady uciec. No i w głębi serca coś mu podpowiadało, że najemnik go nie skrzywdzi.

- O czym? - zapytał niepewnie kiedy starszy usiadł obok niego.

- Dlaczego płakałeś? - chciał się dowiedzieć Wilson. Przez ostatni tydzień właśnie to go męczyło. Z początku starał się znaleźć Spider-mana, ale po kilku dniach bezowocnych poszukiwań zrezygnował. Stwierdził, że jeśli ten nie chce być znaleziony, to nie będzie się narzucał.

- Nieważne - młodszy spuścił głowę. Naprawdę nie chciał zwierzać się mężczyźnie ze swoich problemów. Nie chciał go nimi obciążać.

- Proszę, powiedz mi. Martwię się - starszy złapał go za podbródek jednocześnie zmuszając go by na niego spojrzał. - Chcę ci pomóc.

- Pajęczyna... - wypalił nagle Spidey.

- Pajęczyna co? - dociekał Wade.

- Zepsuła się - dokończył zdanie szatyn.

- Jak pajęczyna mogła się zepsuć? - zaśmiał się Wilson. Peter zauważył, że to był przyjemny śmiech, który trochę kłócił się z wizerunkiem płatnego zabójcy.

Nie wiedział, czy to od przyjemnego śmiechu Wade'a, czy od jego czułego głosu, ale z jakiegoś powodu stwierdził, że jednak powie mu o swoich problemach. Pomyślał, że może mężczyzna nie kłamie i naprawdę spróbuje mu pomóc.

- Wtedy, kiedy znalazłeś mnie na tym dachu miałem właśnie taki wypadek. Nie mogłem wystrzelić sieci i spadłem na budynek, przez co skręciłem tą cholerną kostkę - tu wskazał na nogę. - Dodatkowo w życiu prywatnym też mam same problemy. Nie mam pieniędzy na czynsz. No i dziewczyna która podoba mi się od wielu lat znalazła sobie chłopaka i mnie olewa, a mój najlepszy przyjaciel planuje zemstę na moim alter-ego. Ja już tak dłużej nie mogę! - teraz wszystkie emocje opuściły jego ciało i chłopak ponownie rozpłakał się, by zaraz zostać czule przytulonym przez Wilsona. Wtulił się w jego klatkę i musiał przyznać, że teraz kiedy zwierzył się komuś ze swoich problemów wszystko wydało się mu łatwiejsze. Jakby nagle jakiś ciężar został zdjęty z jego serca.

Wade głaskał go kojąco po plecach, a kiedy po chwili ten się uspokoił, a jego płacz zamienił się w cichy szloch odsunął go lekko od siebie tak, żeby móc spojrzeć mu w oczy.

- C-co mam teraz zrobić? - zapytał szatyn smutnym tonem.

- Olej ich wszystkich, a w szczególności tą laskę. Jak Cię nie chce, to najwidoczniej jest ślepa, a to już nie twój problem - powiedział bez zastanowienia Deadpool.

- Zawsze mówisz to co myślisz?

- Zazwyczaj - mężczyzna uśmiechnął się lekko pod maską.

- A co z pieniędzmi? Z tą nogą nie mogę zbytnio pracować - ponownie zasmucił się Parker.

- Dam ci tyle, ile tylko potrzebujesz - zdecydował Wilson spokojnym głosem przytulając go bardziej do siebie, przez co ten musiał usiąść mu na kolanach.

- Nawet mnie nie znasz - powiedział zdziwiony szatyn. Nie spodziewał się, że wyższy mu to zaproponuje.

- Mamy dużo czasu, żeby się poznać - mężczyzna w masce uśmiechnął się lekko po czym nie kryjąc się ze swoimi uczuciami przysunął się i przez maskę musnął usta Petera swoimi.

Młodszy poczuł jak serce bije mu bardzo mocno a policzki zaczynają piec, ale był tak bardzo zszokowany gestem najemnika, że nie od razu oderwał się od jego ust. W sumie nawet nie wiedział czy tego chce.

Wade kontynuował pocałunek kładąc dłonie na policzkach chłopaka. Był bardzo zadowolony z tego, że ten go nie odepchnął.

Spider-manowi też się podobało, ale... Jedna rzecz zaczęła mu przeszkadzać do tego stopnia, że nie był już w stanie tego ciągnąć i odsunął się gwałtowne od Deadpoola.

- Nie... - wyszeptał. Wilson był zszokowany. Dlaczego ten uroczy chłopak go nie chce?! Przecież oddał ten pieprzony pocałunek!

- Co się stało?

- Ja tak nie mogę - powiedział Peter i ku jeszcze większemu zdziwieniu starszego usiadł okrakiem na jego kolanach i chwycił za dół maski po czym szybko podwinął ją tak, żeby było widać usta i nos. Jednym ruchem wpił się w jego usta i nareszcie mógł poczuć je na swoich bez tej cholernej maski, która tylko przeszkadzała. To było nawet bardziej niż usatysfakcjonujące, gdy po kilku sekundach Wade oddał pocałunek i od razu go w nim zdominował.

Parker poczuł jak policzki pieką go jeszcze bardziej niż wcześniej. Szczególne, że nawet nie pomyślał co robi. Działał pod wpływem impulsu.

Po chwili oderwali się od siebie i spojrzeli sobie w oczy.

- C-co ci się stało? - spytał niższy. Podczas pocałunku nie zwrócił na to uwagi, ale odsłonięta skóra najemnika cała była pokryta bliznami przypominającymi poparzenia.

- To cena jaką przyszło mi było zapłacić za supermoc. Ale spokojnie, nie boli, ani nic - machnął ręką. - A propos supermocy... Mówiłem, że pomogę ci z twoimi, a teraz akurat mam na to czas. Pokaż mi o co chodzi z tą siecią - nakazał, ale jakby weselszym tonem niż wcześniej. Był bardzo zadowolony z tego co się przed chwilą stało. Może do pełni szczęścia brakowało mu jeszcze, żeby wszystko skończyło się w łóżku, ale ostatecznie mógł na to poczekać. W końcu nie chciał przecież wykorzystać tego słodkiego i uroczego chłopaka.

- No... nie działa. Jak robię tak, to zwykle leci sieć, a teraz... - powiedział jednocześnie wykonując charakterystyczny gest ręką, ale zamilkł, bo nagle z nadgarstka wystrzelił splot białego tworzywa przy okazji tłukąc wazon, ale nikt nie zwrócił na to uwagi.

- Co jest? Przecież to nie działało - zdziwił się.

Deadpool uśmiechnął się lekko. Już kiedy Spidey się mu zwierzał, pomyślał, że to raczej problem na tle psychologicznym związany z sytuacją życiową młodszego. Wywnioskował też, że może jeśli sprawi, że Parker choć na chwilę zapomni o swoich problemach, to z siecią wszystko będzie w porządku. I miał rację.

- Naprawdę aż tak chciałeś wypłakać się w moją klatkę piersiową, że aż musiałeś uciekać się do kłamstwa? Znaczy... Cieszy mnie to, ale... - najemnik zażartował. Stwierdził, że nie powie chłopakowi o swoich przemyśleniach. Dodatkowo teraz kiedy upewnił się, że Spider-man coś do niego czuje mógł spokojnie pokazać swoją bardziej zabawną stronę.

- Co? Nie! Jesteś idiotą! - zbulwersował się niższy.

- Spokojnie, Petey-Pie! To był tylko żart! - wytłumaczył się rozbawiony starszy.

- No, ja mam nadzieję - burknął Peter.

- Ale bluza którą masz na sobie już żartem nie jest. Jakoś na dachu nie chciałeś jej założyć, a teraz w niej chodzisz. To już oczywisty znak, że ci się podobam! - powiedział zadowolony z siebie Wade.

- Nie podobasz - raczej zapytał niż stwierdził Parker. Wiedział, że jest na przegranej pozycji, ale stwierdził, że musi grać twardego do samego końca.

- Jak mogę ci się nie podobać, skoro jestem twoim chłopakiem? - nie zrozumiał Wilson.

Spidey uniósł jedną brew, a mężczyzna pomyślał, że nawet to w jego wykonaniu jest cholernie gorące.

- Moim kim? Nie pamiętam, żebym zgadzał się na związek z tobą.

- To chyba będę musiał ci przypomnieć - Wade uniósł prawy kącik ust w górę i zanim chłopak zorientował się co się dzieje ten przyciągnął go do kolejnego pocałunku którego aż żal było nie odwzajemnić.

Nagle Peter zorientował się, że w ramionach najemnika po raz pierwszy od długiego czasu czuje się naprawdę szczęśliwy i uśmiechnął się przez pocałunek. Miał przeczucie, że ten mężczyzna odegra naprawdę ważną rolę w jego życiu. I nie mylił się.

~♡~

Notatka od autorki:

Nareszcie skończyłam to pisać!
Zajęło mi to baaaaardzo dużo czasu, bo tak naprawdę po raz pierwszy od ponad roku pisałam coś, co nie jest talksem albo nominacją.

Mam wyrażenie, że ten one-shot wyszedł mi naprawdę dobrze w porównaniu z tym co pisałam wcześniej i jestem z niego nawet zadowolona.

A co do treści, to zawsze bardzo podobał mi się schemat gdzie ukeś płacze, a seme go pociesza i mu pomaga. Dodatkowo zawsze chciałam napisać Spideypoola.

Chciałam też pokazać to, że żaden człowiek nie jest w stanie żartować cały czas. I stąd w one-shocie Deadpool nie ma aż tak bardzo tego swojego zabawnego charakteru. Pomyślałam, że mogę pokazać jego inną stronę. Tą, która troszczy się o tych na których mu zależy.

Dajcie znać jak się wam podobało. Nie obrażę się też za konstruktywną krytykę.

A one-shot razem z notką liczy 3133 słowa.

I ponownie to napiszę. Jeśli potrzebujecie dobrej korekty, to zapraszam do notlimitless która poprawiała ten oto one-shot. Jeszcze raz dziękuję❤

Mam nadzieję, że się podobało i jeszcze kiedyś przeczytacie jakieś moje wypociny❤

No i jeszcze łapcie Petera w bluzie Wade'a

Ave❤

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro