Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

🕸38🕸

Następnego dnia, w środę, Ivy miała urwanie głowy. Jej klasa miała tego dnia duży sprawdzian z biologii, a Ivy musiała też poprawić kilka prac pisemnych, których nie zaliczyła. Nie zawsze była w stanie nauczyć się, kiedy musiała zająć się ratowaniem miasta.

Już po pierwszych dwóch lekcjach miała dosyć. Poprawa z historii okazała się być gorsza niż sam sprawdzian, a na fizyce dostali do napisania referat, tylko przez ciągłe gadanie Flasha i jego kumpli. Ivy obiecała sobie, że następnym razem skutecznie uciszy ich przed lekcją. Później jednak czekał ją ten straszny, dwugodzinny sprawdzian z biologii, na którym bardzo jej zależało.

Ledwie dostali kartki, a Ivy pojawiły się mroczki przed oczami. "Tego nie było na lekcji!": krzyczała wewnętrznie, a po chwili nabierała wątpliwości. Może to ona nie pamiętała? Nie uważała, zamyśliła się? Okazuje się, że Jones nie była w stanie nawet porządne nauczyć się na sprawdzian, bo musiała zająć się zwodzeniem Spider-mana i zbieraniem części na Bóg wie co. Była tym szczerze zmęczona, a myśl o tym, że będzie musiała oddać pustą kartkę, powodowała u niej mdłości.

Reszta lekcji minęła jej na wymyślaniu w miarę kreatywnych i chociaż, według niej, wiarygodnych odpowiedzi, ale czego mogła się domyślić, kiedy sprawdzian dotyczył metabmolizmu człowieka, gdzie wszystko było oparte na konkretach?

Zmęczenie rzeźbiło w jej twarzy niezadowoloną minę, głowa bolała ją od marszczenia czoła, a światło z okna, przy którym siedziała, uwydatniało jej podkrążone oczy. Od kiedy czuła się tak źle? Na stołówce ucięła sobie krótką drzemkę na ramieniu MJ, która co jakiś czas zmieniała się z Peterem w byciu poduszką szatynki.

Kiedy się wyspała, przywitały ją niezadowolone spojrzenia jej znajomych. Zdawały się wwiercać w jej głowę, czego w końcu nie wytrzymała:

-O co wam chodzi?! Co to za spojrzenia?- powiedziała głośno, patrząc na ich jakby skamieniałe twarze.

-Źle wyglądasz.- powiedział Ned.- Powinnaś się w końcu wyspać.

-Możesz się rozchorować.- Pete dorzucił swoje trzy grosze.- Musisz odpocząć.

"Czemu się tak uparli? Nie rozumieli? Jak mogli rozumieć, kiedy nie znali prawdy?": pomyślała, przecierając spuchnięte oczy.

-Nie mam czasu odpoczywać.- odparła z pretensją w głosie, ignorując współczucie znajomych.- Od tego jest weekend.- spotkała się z oczekującą ciszą z ich strony, co ją zdenerwowało.- Idę pod klasę.

Wstała gwałtownie i zarzuciła torbę na ramię. Do drzwi odprowadziły ją zaniepokojone spojrzenia przyjaciół. Gdy stanęła pod salą, westchnęła przeciągle i oparła się o ścianę. Mieli rację. Co z tego, że dawała z siebie wszystko, kiedy jej organizm nie wyrabiał i czuła się ledwo żywa? Musiała wziąć wolne, odpocząć od Roberta, Barbary i przede wszystkim, od Toxine.

Jednak nie tego dnia. Robert był nieugięty, mimo że obiecał, że da jej potem tydzień spokoju. Wieczorem niechętnie wsunęła na siebie kostium i przywiązała maskę cienkim sznureczkiem pod włosami. Wyszła na schody pożarowe i jeszcze raz przypomniała sobie rozkład budynku, w którym miały być kolejne części.

Momentami śmiała się pod nosem z ludzkiej głupoty. O transporcie i lokalizacji wiedzieli z posta na Facebooku, do którego załączone było selfie kuriera z ładną, srebrno-szarą walizką. Jak można być takim idiotą, wiedząc, że w mieście panoszy się złodziejka z supermocami?

Ivy postanowiła nie marnować czasu i biegła po dachach w stronę magazynów w centrum miasta. Na haku mogła bujać się niczym na szarfie, co było jedną z jej ulubionych dyscyplin na dodatkowych zajęciach w podstawówce. Chodziła tam z mamą, która zawsze ją wspierała, dopóki zdrowie jej pozwalało. Później szarfy odeszły w niepamięć, a Ivy musiała skupić się na górze lodowej problemów. To nie zmieniło się do dzisiaj.

Przeskoczyła niezauważona nad dwoma patrolami policji i wylądowała na oszklonym balkonie. Rozejrzała się wkoło i zeskoczyła z niego, chwytając hakiem barierki. Była jedno piętro za wysoko, więc zsunęła się po linie i rozbujała, aby wskoczyć na okienną ramę.

Było tam bardzo mało miejsca, przez co nie miała możliwości wygodnego pozbycia się szyby. Wbiła szpony w ramę i delikatnie odsunęła się od okna. Teraz tylko palce jej stóp i pazury utrzymywały ją we wnęce. Drugą dłonią delikatnie przesuwała palcami po szkle i wcierała w nie kwas, aż odgięło się jak rozgrzany plastik.

Weszła do środka i bezdźwięcznie wylądowała na marmurowej posadzce. Zajrzała przez uchylone drzwi do kilku niedużych składzików, ale nic nie przyciągnęło jej uwagi. To znaczy, może i przyciągnęło, ale nie była tam po to, aby kraść. Ona próbowała ratować Nowy Jork!

Przemiarzała wysokie korytarze, słysząc jedynie swój oddech, obijający się o ściany. Dotarła do łuku, za którym znajdowało się surowe pomieszczenie, w którym stały rusztowania. Ivy weszła między nie i rozejrzała się. Nie wiedzieć czemu, jej serce przyspieszyło, para z jej ust była gęstsza.

Na środku znajdowała się pusta przestrzeń, gdzie padało białe światło z jednej z nielicznych lamp na suficie. Wydawało jej się, że zna to miejsce...

Przypomniała sobie. Jej serce biło na alarm, krew zaszumiała w uszach! To tutaj Spider-man ją złapał! Tu ją przesłuchiwał! Chciała puścić się pędem w stronę okna, ale wtedy jej stopy zostały przyklejone do betonowej podłogi. Nie musiała się oglądać, aby rozpoznać ten denerwujący, skrzypiący dźwięk rozciągającej się pajęczyny, po której Ścianołaz opuszczał się z sufitu.

-W końcu złapałaś przynętę.- odparł, lądujac cicho.- Nie wiedziałem co zaoferować, aby przyciągnąć twoją uwagę.

-Po co ci to?- warknęła, aby chłopak stracił pewność siebie, ale nie przyniosło to żadnego efektu. Oderwał jedynie fragment konstrukcji i wbił go w beton, tuż za jej plecami.- Co ty robisz?!

-To chyba normalne, że chcę unieruchomić mojego wroga.- odparł ze spokojem, jakby wyjaśniał komuś, ile to jest dwa plus dwa. Już po chwili Toxine była spętana silną, kleistą nicią Pająka.

-I jaki kryje się za tym plan?- zapytała z ironią w głosie. Nie mogła pokazać swojego niepokoju i próbowała uspokoić przynajmniej swoje serce.-Czyżby zemsta za bilboard?

Chłopak mimowolnie pomasował prawy policzek, który skrywał się pod maską. To musiało boleć! Ivy posłała mu zadziorny uśmieszek i sprawdziła, czy nici już rozmiękły. Jej stopy były całkowicie wolne, ale na ręce musiała jeszcze chwilę poczekać. Chłopak strzelił pajęczyną gdzieś między rusztowania i po chwili w jego ręce znajdowała się ta sama walizka, którą widziała na selfie kuriera.

-Chcesz?- zapytał, otwierając ją i pokazując jej paczkę chrupek ukrytych w środku. Jak mogła dać się tak oszukać? W tej chwili miała ochotę się na niego rzucić i, ku jej zadowoleniu, nic już jej nie powstrzymywało.

Dezorientacja Spider-mana była pięknym widokiem dla dziewczyny i miała nadzieję, że jeszcze nie raz będzie miała okazję ją ujrzeć. Uderzyła go kilka razy pięścią i próbowała wyprowadzić jakiś cios nogą, ale Spidey dotrzymywał jej tępa. Bała się oberwać od niego z tą jego super-siłą i skupiła się głównie na unikach. Rusztowania stworzyły w budynku żelazną dżunglę, w której dziewczyna czuła się jak dzikie zwierzę. Mogła wskoczyć na "drążek", wykonać salto i uderzyć przeciwnika z powietrza.

Po kilkunastu minutach, które dłużyły się jak godziny, zwolnili nieco, a Pająka widocznie zmęczyła ciągła obecność kilku toksyn w powietrzu. Oboje zatrzymali się po dwóch, przeciwnych końcach "areny" i oddychali głośno. Ona ścierała zimny pot z czoła, on zaciskał i rozluźniał pięści, łapiąc oddech. Tutaj Toxine miała przewagę, na nią nie działała żadna trucizna. Gdy tylko odczytała w jego ruchach ślad rozproszenia, ruszyła do ataku.

Nie miała przewagi. Usłyszała kilka metalicznych kliknięć za swoimi plecami i wystrzał...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro