🕸3🕸
Godzina 6:00 oznacza pobudkę. Ivy nie była ani trochę gotowa na pierwszy dzień w nowej szkole.
Michelle nie dawała jednak za wygraną i Ivy nie miała prawa zostać w domu.
"Jak ja idę do piekła, to ty ze mną."
Po dość pożywnym śniadaniu, składającym się z nutelli na ciemnym chlebie, dla zachowania pozorów zdrowego odżywiania, dziewczyny pobiegły praktycznie spóźnione do szkoły, bo autobus już dawno pojechał.
-Ty się zawsze tak spóźniasz?- zapytała Ivy, biegnąc po chodniku.
-Codziennie.- zaśmiała się MJ.
-To dlatego polepszyła ci się kondycja.- dodała półżartem Ivy.
Przekraczając bramę liceum, po ciele Ivy przebiegł przyjemny dreszcz podekscytowania. "Pora zacząć nową walkę.": pomyślała.
MJ zaprowadziła ją szybko do swojej szafki, bo nie miały czasu szukać tej należącej do Ivy. Upchały tam z trudem dwa plecaki i buty, poczym pobiegły do klasy z książkami w rękach.
Wtedy Ivy wpadła na kogoś, kto wyszedł zza rogu. Książki o mały włos nie poleciałyby na podłogę, ale nieznajomy złapał je wszystkie zręcznie i podał dziewczynie.
-Dzięki?- zapytała, trochę nie wiedząc czy powinna mu dziękować, zważywszy na to, że to on wtrącił jej wszystko z rąk.
-Przepraszam.- odparł piwnooki, drapiąc się lekko po karku.
-Ivy, pospiesz się.- usłyszała głos MJ i pobiegła w jego stronę. Nieznajomy również wszedł do tej samej klasy, co ona.
Po jakichś dziesięciu minutach do klasy wszedł wychowawca ich klasy i poprosił Ivy o przedstawienie się.
-Nazywam się Ivony Jones, ale możecie mówić mi Ivy. Lubię gimnastykę i muzykę oraz interesuję się chemią i biologią. Mam nadzieję, że się zakolegujemy.
Tandetny wstęp, ale innego nie była w stanie wymyślić. Już gdzieś z tyłu klasy jakiś chłopak o ciemnej karnacji zaczął się śmiać, Michelle udawała, że było spoko, a oczy pewnego szatyna spoglądały na nią z zainteresowaniem.
Usiadła w ławce przed MJ i oparła głowę o ławkę.
-Nie było źle.- powiedziała zza jej pleców kuzynka.- Było fatalnie.
Lekcja była nudna, bo na fizyce przecież nie dzieje się nic ciekawego.
Gdy zabrzmiał dzwonek na długą przerwę, uczniowie skierowali się do stołówki.
MJ i Ivy dały jakimś cudem radę znaleźć wolne miejsca w zatłoczonym pomieszczeniu. Na przeciwko nich, siedziało dwóch chłopaków.
-Siema chłopaki.- powiedziała Michelle, siadając na swoim miejscu.
-Hejka MJ. Ivy, tak?- przywitał się szatyn. Ten sam, na którego wpadła rano.
-Tak. A ty jak się nazywasz?- zapytała zielonooka, podając chłopakowi rękę.
-Peter. A mój przyjaciel to Ned.
-Miło mi.
-Dobra! Zacznijmy już jeść.- popędzali ich MJ i Ned.
Lunch minął im spokojnie, na rozmowach o wszystkim i o niczym. Później Ned zaczął jarać się Spider-manem, więc Ivy sporo się o nim nasłuchała.
Po lekcjach paczka rozdzieliła się. Ivy poszła do miejskiej siłowni, gdzie mogła poćwiczyć, a reszta poszła na trening dziesięcioboju.
Ivy włączyła sobie w telefonie GPS i po kilku minutach błądzenia trafiła do obszernej siłowni.
Przeszedłszy przez drzwi, poczuła zapach nowości i worków treningowych. Zapytała recepcjonistkę gdzie są szatnie i jakiś kącik gimnastyczny.
Gdy już przebrała się w leginsy i przylegającą koszulkę, weszła do wskazanej sali. I nie był to wcale kącik. Na środku była duża ścieżka, biegnąca wpoprzek pomieszczenia, a w narożnikach znajdowały się maty do ćwiczeń, obręcze, uwieszone u sufitu wstęgi oraz liczne drążki. Wszystko z czego można skakać i robić salta.
Ivy rozejrzała się po sali jeszcze raz i związała włosy w niedługi kucyk. Po chwili na jej twarz wpełzł uśmiech i ruszyła robić gwiazdy na ścieżce.
Gdy się znudziła, zaczęła się rozciągać. Z tym, że nie wyglądała wtedy jak człowiek, ale jak żelek haribo o ludzkiej postaci. Była giętka jak guma.
-Nieźle.- ktoś powiedział ze strony drzwi.
Stał tam dość wysoki chłopak o czekoladowej skórze i czarnych włosach. Był ubrany na sportowo i bardzo szczupły. Nie brakowało mu jednak muskulatury.
-Długo tu jesteś?- zapytała.
-Powiedzmy, że wszedłem tuż za tobą.- uśmiechnął się.- Jestem Nelson Rike.
-Ivy Jones.- szatynka podała mu rękę.- Więc, Nelsonie, czym się zajmujesz?
-A myślisz, że dlaczego tu jestem? Gimnastyka!- powiedział z szerokim uśmiechem białych zębów, które kontrastowały mocno z jego kakaową skórą.
-Świetnie. Możemy razem poćwiczyć.
Później spędzili bite dwie godziny na robieniu różnych salt i wyskoków, przy czym Nel, który był wyższy, skakał o wiele dalej.
Ivy była natomiast szybsza i charakteryzowała ją niesamowita precyzja. Potrafiła wylądować idealnie na równoważni, a następnie wykonywała na niej gwiazdę do tyłu.
Gimnastycy umówili się na wspólne treningi i wymienili się numerami. Pierwszy sukces w nowym mieście, pierwszy przyjaciel...
Musi być dobrze.
Albo to tylko początek...
15.06.19.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro