7
Harley oparł dłonie o kolana posapując, w momencie gdy uniósł głowę i zaczął otwierać usta by coś powiedzieć, wydobył z siebie tylko kolejne sapnięcie, spuścił znów głowę i podniósł rękę nakazując im poczekać.
Gdy jako tako przywrócił się do porządku ostatni raz sapnął i odezwał się.
-Godzinę was szukałem! Godzinę!
Wymienili szybkie spojrzenia, żadne z nich nie wiedziało co tu robił półbóg, głównie dlatego że zamiast wyjaśnić powód swojej obecności i czemu gonił po obozie godzinę szukając ich, jęczał i użalał się nad sobą wypominając im że to ich wina, że jest taki zmęczony.
-Harley.- podjęła dziewczyna- A czemu nas szukałeś?
Uniósł palec ze zwycięskim uśmiechem, ale gdy miał wyjawić powód, zrzedła mu mina.
-Eee
Zapomniał.
-Ach! Już!
Przypomniał sobie.
-Na dzisiaj skończyliśmy pracę! Annabeth postanowiła że odpoczynek dobrze wam zrobi, więc was nie wołaliśmy, a o osiemnastej będzie ognisko! Annabeth kazała mi was o tym poinformować, a Chejron chce byście obowiązkowo w nim uczestniczyli!
-O-obowiązkowo?- spytała. Okej zdarzyło jej się zasiedzieć i opuścić kolację czy ognisko, nie zaprzeczy ale nie wiedziała że Chejron zmusi ich do wzięcia w nim udziału.
-Czemu akurat my?- dodał Valdez.
-Bo wy póki co najciężej i najwięcej pracowaliście. Rozkaz Chejrona, a Annabeth się z nim zgadza.
Jak na zawołanie dołączyła do nich córka Ateny.
Przyjrzała się im uważnie, spojrzała lekko nieprzychylnie na piętrzące się na zwierzątku wianki stokrotek, ale odwróciła się z powrotem do nich udając że ich nie zauważyła.
-No pracusie, fajrant!-oznajmiła zacierając ręce z zadowolenia- Żadnej ciężkiej pracy na cały dzień, tylko ciepłe ognisko jedzenie i obozowe piosenki.
-Umm, Ann- zwróciła się do niej cicho - a mogłabym jednak nie? Właściwie chciałam w najbliższym czasie wolnym gdzieś wpaść. No wiesz do...
-Wiem- przewała jej siostra, nie wyglądała na zadowoloną jakby podejrzewała że jest to przykrywka na coś wyjątkowo ciężkiego. Ale znała ją, Alex nie chciała narażać zaufania blondynki, przecież to tylko półtora godziny drogi w obie strony, zdążyłaby wrócić na ognisko.
-Proszę, zdążę.
-Okej, ale jeżeli nie zobaczę cię na tam o czasie to przez następny tydzień nie postawisz stopy w bunkrze.
-Zrozumiałam- stwierdziła uśmiechając się kącikiem ust, po czym skierowała się do lasu. Przechodząc obok półbogów od Hefajstosa rzuciła- Do zobaczenia na ognisku.- zatrzymała się na chwilę i zmierzyła starszego wzrokiem- Valdez, palą ci się włosy.
Chłopak jak na zawołanie skierował wzrok na płonący kosmyk między oczami i zaczął szybko przyklepywać włosy zapewne także starając się je zgasić siłą woli.
Gdy mu się to udało poszedł za bratem który ciągnął go w stronę domku, zdążył jeszcze do niej pomachać, lekko zaskoczona mu odmachała po czym skierowała się do lasu. Przejście tam zajęło jej około czterdziestu minut.
Nic się nie zmieściło, pożółkła trawa po interwencji syna Hadesa, rowy, pamiątki po potworach i ta przeklęta kupa kamieni, pod którą zginął jej stary wróg. Jednak nie do niego się kierowała, wciąż czuła tam jej obecność, jakby miała się wydostać z pod tych kamieni i dokończyć dzieło z przed półtora wieku gdy ostatni raz ją dopadła. Na myśl o tym poczuła ból, złapała się za prawe ramię i ścisnęła, po czym sfrustrowana pociągnęła za przywieszkę z mieczem na bransoletce, w dłoni pojawił się jej półmetrowy miecz ze spiżu. Drzewa wokół polan były puste, martwe zawdzięczały to mrocznej aurze Nica di Angelo i armiom Kronosa które tamtędy przemaszerowały. Wściekła na siebie samą siekła gałąź wyschniętego na wiór drzewa, metal wszedł w nie jak w masło i odciął kończynę rośliny, na tą myśl poczuła się jeszcze gorzej.
Przywróciła broń do wcześniejszej formy i udała się na inną część polany. Przyklękła i pogładziła dłonią trawę w tym miejscu. Sięgnęła do kieszeni i wyjęła drobny przedmiot. Była to biedronka, gdy była mała uwielbiała je, metalowa konstrukcja miała kilka funkcji, pod skrzydełkami krył się zegarek, a na brzuszku była korbka do przekręcenia, po jej użyciu biedronka podskakując przemieszczała się jak nakręcona zabawka(robiła to tak długo dopóki nie nacisnęło się przycisku na pyszczku), wydawała uspokajający klekoczący odgłos, dla niej która przez około dwa miesiące mieszkała w pracowni pośrodku labiryntu, taki dźwięk był niezwykle kojący, kojarzył się z tym krótkim czasem pomiędzy wojnami. Zegarek nie wariował pod ziemią, liczył czas tak jak on leciał na powierzchni. Dedal mówił że chciał jej go dać jeszcze wtedy, co uznała za nieśmieszny żart, czas w labiryncie leciał wolniej, miałaby patrzeć jak wskazówki na tarczy zegara obracają się z zawrotną prędkością i pokazują ile ją omija?! Ile straciła?!
Herosi nie zapuszczali się w to miejsce i wiatr omijał je szerokim łukiem a więc prochy potworów nie zmieniły swojego położenia ani o cal. Tyczyło się to wszystkich śladów łącznie z tymi które zostawiło po sobie rozpadające się ciało syna Ateny. Mimo wszystko, mimo tego jak różni byli, był jej bratem, kolejnym który się nią zaopiekował i którego straciła. Jednak mimo paskudnych wspomnień lubiła tu przebywać, czasami wyrzucała z siebie słowa, opowiadała, żaliła się, czasem milczała. Ale obecnie jej głowę zaprzątała jedynie sprawa Argo II, czy na pewno powinna z nimi iść? Nie wątpiła w Ann, ale co z resztą, przyjęliby ją do siebie? Czy ona w ogóle była tam potrzebna. Żaliła się wyobrażając sobie że jej brat ją słucha, że wszyscy ją słuchają, że radzą, mówienie do siebie na głos pozwalało jej się skupić, a wyobrażanie sobie że to oni rzucają jej rady i odpowiedzi rozwiewało na chwilę tęsknotę.
Nie wiedziała co ze sobą począć, zawsze jej to pomagało, wszystko układało się a ona miała chociażby zarys planu, ale nie tym razem, ani plusy ani minusy nie przeważały po żadnej ze stron, wszystkie możliwe wypadki w których użyteczna byłaby jej pomoc, przynajmniej połowa załogi poradziłaby sobie z tym w pojedynkę, jej obecność tam zaprzeczała logice, a jej zerowe obeznanie w jakichkolwiek misjach tylko pogarszało sprawę. Nawet trójka półbogów która niedawno się tu dostała zdążyła odbyć krótką misję, i ma chociaż niewielkie doświadczenie.
Rozmyślała tak o swojej beznadziejnej sytuacji z mechaniczną biedronką, drepczącą na jej otwartej dłoni, gdy nagle usłyszała szelest. Błyskawicznie się podniosła, przyzwała miecz do lewej dłoni i zaczęła wypatrywać zagrożenia.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro