s a m o t n y w ę d r o w i e c
Metalowe płyty niedbale przyspawane do barierek trzeszczały pod stopami mieszkańców Megatony. Miasto wybudowane dookoła atomowego niewybuchu zdawało się zupełnie ignorować postapokaliptyczne realia, od których odgrodziło się potężnymi ścianami będącymi zlepkiem wszelkich blach, płyt i zniszczonych urzędzeń, jakie tylko udało się znaleźć ocalałym ludziom. Megatonę zbudowali własnymi rękoma, była ich domem, ostoją, miejscem, w którym byli bezpieczni. Oprócz niezdetonowanej bomby atomowej w centrum, nic nie było w stanie zakłócić ich spokoju.
Do czasu.
• • • •
Nazywali go Samotnym Wędrowcem, a on sam zdawał się nie zwracać uwagi na ten pseudonim. Być może nawet się z nim utożsamiał. W każdym razie jego prawdziwego imienia nie znał nikt, być może nawet owczarek niemiecki nie odstępujący go na krok.
Wszedł do Megatony, po kontroli robota strażniczego, z wyraźnie zaabsorbowaną miną. Motał się między zawiłymi przejściami otaczającymi skromne budynki wzniesione przez ich lokatorów. Nikt nie próbował mu pomóc. Zamiast tego dało się słyszeć głosy: "to on", "obcy" ale także "Samotny Wędrowiec". Duża część jednak nie miała pojęcia kim on jest.
Gdyby ktoś zdecydował się zapytać go o to, kim jest i czego szuka w Megatonie - odpowiedziałby od razu. To nastąpiło jednak dopiero w barze, do którego wstąpił z nadzieją na zapicie żalu, że nikt z mieszkańców Megatony nie chciał mu pomóc.
- Absynt i Med - X - rzucił siadając na stołku przy barze. Powiódł wzrokiem po lokalu na chwilę zatrzymując go na prostytutce leniwie palącej papierosa, po czym powrócił spojrzeniem do barmana stojącego dotychczas do niego plecami.
Wstrzymał oddech, kiedy odwrócił się do niego kładąc na ladzie butelkę wypełnioną alkoholem i strzykawkę mającą czasy swojej świetności za sobą wypełnioną morfiną.
- Nigdy wcześniej nie widziałeś ghoula? - burknął barman obrzucając go uważnym spojrzeniem.
- Szczerze mówiąc... nie - odparł mężczyzna opuszczając wzrok.
- Naprawdę? - zapytał szczerze zdziwiony.
Radiacja dotknęła wielu ludzi - znaczną część zabiła, pozostałych w mniejszym lub większym stopniu okaleczyła atakując chorobą popromienną, a pozostałych zamieniła w zombie. Niestety, ale mózg, jako organ obdarzony największą wolą przeżycia nie zawsze chciał obumrzeć zsyłając na jego posiadacza błogą nieświadomość tego, z jakim wyglądem będzie musiał się zmagać do czasu aż on lub ktoś inny nie postanowi go zabić. Śmierć naturalna nie dotykała ghouli.
- Nigdy wcześniej. Naprawdę - zapewnił go biorąc łyk napoju. - Mogę cię zapytać... jak to się stało?
Mógł. Otrzymał też odpowiedzi, a że oprócz dwóch stałych bywalców regularnie podtruwających się etanolem baru nie odwiedzał nikt więcej ich rozmowa zakrapiana whisky spod lady na koszt firmy trwała do dnia następnego.
• • • •
Samotny Wędrowiec wkrótce po tym opuścił Megatonę a wraz z nią ghoula, który jako jedyny udzielił mu odpowiedzi na pytania, przez które trafił do tego miejsca.
• • • •
- W Megatonie spotkałem kogoś, kto wyglądał dokładnie tak samo - powiedział spoglądając na fotografię przedstawiającą szpakowatego bruneta o zielonych oczach, nad którymi szeroko rozstawione były krzaczaste brwi. To musiał być barman z Megatony zanim dotknęły go zgubne skutki radiacji.
- Teraz miałby pięćdziesiąt lat, jest pan pewien, że go pan widział?
- Tak, to zdecydowanie był on - potwierdził mężczyzna wydobywając z puszki resztki wieprzowiny, którą po chwili zastanowienia rzucił swojemu psu. Ten pochwycił mięso w locie kłapiąc przy tym głośno szczękami, które przegryzły niejedną krtań.
- Mój Boże, on żyje? Mój syn - zawołała kobieta, której twarz szpeciły zmiany charakterystyczne dla ghouli.
Samotny Wędrowiec podniósł na nią wzrok. Podobnie jak jej syn stała za ladą baru i zupełnie jak on popijała whisky zgodnie z niepisaną zasadą, że skoro polewa innym, to sobie powinna tym bardziej. Za fatygę - za darmo.
- I jak on się czuje? Co robi? - dopytywała lustrując mężczyznę równie przenikliwym spojrzeniem, jakim został otaksowany w Megatonie.
- Jest barmanem - brzmiała odpowiedź Samotnego Wędrowca. - Myślę, że wszystko u niego w porządku.
A dokładniej - miał nadzieję, że tak jest. Że przestał spłacać dług przez niewolniczą pracę w barze. I że pomiędzy nim a Novą - prostytutką pracującą w Megatonie nie ma żadnej bliższej relacji. Ani opłaconej ani platonicznej.
- Powiedz mu, że tęsknię.
Samotny Wędrowiec też tęsknił.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro