o b c y
- Panie Willem, czy pan jest normalny? - zapytał Rayan - kierownik sklepu patrząc na niego z niedowierzaniem. - Bo mi się wydaje, że ma pan zdrowo nawalone pod kopułą. W biały dzień, wśród klientów schował pan do plecaka laptop, parę telefonów i próbował pan ukraść jeszcze konsolę do gier - wyliczał wskazując na poszczególne sprzęty, teraz leżące na stole w jego biurze na zapleczu sklepu, w którym czekał wraz z niedoszły złodziejem na przyjazd policji.
- Jeśli jest pan chory... - sugestywnie postukał się w głowę... - to proszę powiedzieć. Zawiozą pana do szpitala, pogadają, wypiszą receptę i po sprawie, a tak będzie pan normalnie sądzony. A że to wartościowe przedmioty, to może pan iść siedzieć na dobrych parę lat. Pan to rozumie?
Chłopak beztrosko wzruszył ramionami. Na jego usta wstąpił kpiący uśmieszek, ale, od kiedy został przywleczony przez ochroniarza do biura, nie podniósł wzroku na kierownika, wciąż uparcie wpatrując się w swoje podarte, czarne trampki.
Rayan pokręcił głową wzdychając ciężko. Skrzyżował ręce na piersi spoglądając na otwarty i całkowicie wybebeszony plecak Eddy'ego. Oprócz sprzętu, który próbował w najbardziej idiotyczny i nieprzemyślany sposób, jaki kiedykolwiek widziałam, ukraść, znajdowała się w nim jeszcze paczka papierosów i parę gier komputerowych, które, jak podejrzewał, ukradł z innego sklepu.
- Dobra - rzucił po chwili milczenia Rayan. - Nie chcesz mówić, to nie. Poczekamy na policję. W ciszy.
Usiadł przed Eddy'm starając się nie patrzeć na jego twarz z zastygłym uśmieszkiem. Dla Rayana chłopak wyglądał teraz jak jeden z tych obcych, o których wczoraj oglądał film. Dziwna twarz, której wyraz się nie zmieniał, nieobecne spojrzenie i brak umiejętności porozumiewania się ludzkim językiem.
Przełknął ślinę czując, jak ogarnia go dziwny lęk. "Jesteś głupszy od niego" zganił siebie w myślach. "Wymyśliłeś sobie, że jakiś złodziejaszek jest kosmitą, gratuluję Rayan, jesteś idiotą."
Rayan obrzucił Eddy'ego uważnym spojrzeniem. W tych filmach musiało być przecież jakieś ziarno prawdy, nie? W końcu ktoś to musiał wymyślić, a inspiracje nie biorą się same z siebie, prawda?
- Zaraz tutaj będą - powtórzył na głos Rayan. Z zaskoczeniem zauważył w swoim tonie zdradzieckie, wysokie nuty. Bał się? Głupiego złodzieja, który dopiero co zaczął collage? Pewnie chciał zaimponować kolegom, że stać go na drogi sprzęt, dlatego zwinął też tyle gier, że to niby jego. Jasne. Już on powie policji, jak to naprawdę z tym Eddy'm było.
- Zaraz wracam - powiedział nagle wstając. - Nie ruszaj się stąd. On ma na ciebie oko - wskazał na ochroniarza stojącego za jego plecami, którego, siłą rzeczy, nie mógł zobaczyć bez odwracania głowy, co przeczyłoby wcześniejszemu poleceniu "nie ruszaj się". - Zaraz wracam - powtórzył ruszając w stronę drzwi.
"Co ty robisz?" zapytał sam siebie w myślach. "Uciekasz przed dzieciakiem, który chciał okraść twój sklep tylko dlatego, że przypomina ci jakiegoś świra z kosmosu?"
Rayan pokręcił głową nie mogąc nadziwić się swojej głupocie. Mimo to sprawdził, czy napewno zamknął za sobą drzwi do biura. Upewniwszy się, że tak podszedł do okna częściowo zasłoniętego plakatem reklamującym konsolę, która prawie padła łupem Eddy'ego. Rozejrzał się po ulicy sprawdzając, czy policja jest już w drodze. Zirytowany opieszalstwem służb porządkowych odwrócił się chcąc zadzwonić po nich ponownie. Może zapomnieli o jego zgłoszeniu? W końcu to też ludzie.
Ale to, co zobaczył za sobą sprawiło, że zamarł z szeroko otwartymi oczami.
Eddy Willems patrzył na niego, a na jego ustach wciąż tkwił ten sam kpiący uśmieszek.
- Proszę pana, ja to oddam, no przepraszam - zawołał gorączkowo, a jego obraz zaczął się rozmazywać. - Pan nie dzwoni po policję, ja to oddam. Obiecuję.
Rayan zamknął oczy opierając się o szybę. Kiedy je otworzył nadal miał przed sobą Eddy'ego, ale stała za nim także reszta obsługi jego sklepu.
- Proszę pana, ja nie chciałem pana uderzyć w głowę tą konsolą - powiedział Eddy nerwowo wyginając palce. - Ja już więcej nie będę, wszystko oddam - zapewnił.
Rayan pokręcił głową.
- No dobrze, idź już, nie zadzwonię po policję - powiedział wciąż widząc jak przez mgłę. - Byłem nieprzytomny?
- Nie - odpowiedział Eddy. - Ale coś tam pan gadał o kosmitach, więc umówmy się, że stracił pan kontakt z bazą. No to idę - rzucił ruszając w stronę drzwi.
Rayan odprowadził go wzrokiem dopiero po jego wyjściu zdając sobie sprawę z jednej rzeczy.
- On w końcu wyjął te rzeczy, czy nie?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro