Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

18: Ag - Fala żaru

Upalne dni zdawały się mijać leniwie. Bałem się, że zupełnie stracę swój instynkt. Czas reakcji spadnie, pomimo wizyt na strzelnicy. Przestanę doszukiwać się zagrożenia w najróżniejszych szmerach i w decydującym momencie nie poczuję oddechu na swoim karku. A jednak mimo tego niepokojącego wrażenia, nie opierałem się temu zastojowi. Grzęzłem w nim jak w ciepłym budyniu, spowalniającym wszystkie ruchy. Tak właśnie czułem się, trzymając zamknięte oczy.

W rzeczywistości leżałem na miękkim materacu, w którym się zapadałem. Pot wsiąkał w prześcieradło, ale to nie jego zapach unosił się w sypialni. Przynajmniej nie tylko jego. I nie chodziło również o zapach cynamonowych kadzideł i waniliowych świec.

Gorący oddech uspokajał swój rytm do wtóry z drugim. Czułem go na swojej szyi. Kiedyś być może by mnie to irytowało, ale teraz zdawało się nawet przyjemne. Ciemne włosy łaskotały odsłonięte ciało.

Od ostatniego orgazmu minęła już dłuższa chwila, a ja nadal czułem, jakby moje kończyny odmówiły mi posłuszeństwa, a wnętrzności rozpuściły. Pod skórą już nie przebiegały elektryczne dreszcze ekstazy, ale pozostawiły one mięśnie zmęczonymi. Czułem się tak błogo, że w zasadzie mógłbym zasnąć pomimo tego, że był sam środek dnia. Wszystkie myśli dotyczące świata zewnętrznego odpłynęły ode mnie. Liczyło się jedynie to, co znajdowało się w granicach pokoju Somy, nic co działo się za drzwiami, nie obchodziło mnie w tamtej chwili.

– Zrobiliśmy to już dzisiaj trzeci raz. Rozpusta – stwierdził, próbując palcami przeczesać swoje zmierzwione włosy. Nie okiełznało ich to jednak w żadnym stopniu, więc po chwili się poddał.

– Nie przesadzałbym.

– Jest dopiero jedenasta – wzruszyłem ramionami. Co miałem na to odpowiedzieć? Żadna pora nie była zła na seks, jeżeli libido na to pozwalało. – Podać ci coś do picia?

Mruknąłem potwierdzająco, wpatrując się jak chłopak zsuwa się z łóżka i wprawnych ruchem zakłada lekki szlafrok na ramiona. Atłasowy materiał błyszczał się podobnie jak jego nasmarowana olejkiem skóra. W promieniach południowego słońca przybierała wyjątkowo ciepłą, brązową barwę. Patrzyłem się na jego zgrabne nogi, kiedy szedł po szklanki z wodą.

Będąc w więzieniu jeszcze kilka tygodni temu w życiu bym nie pomyślał, że będę pić z kryształowych naczyń. Podobnie jak nie spodziewałbym się wylegiwania na łóżku z baldachimem. W dodatku po spuszczeniu się wewnątrz syna swojego pracodawcy.

Zakrztusiłem się chłodną cieczą, kiedy przyszło mi na myśl, że mógłby się o tym dowiedzieć. Być może zwolniłby mnie i posłał z powrotem do celi po nabiciu moich genitaliów na jedną z kopii zdobiących korytarze.

Ta dość nieprzyjemna wizja sprowadziła mnie na ziemie skuteczniej niż woda z kostkami lodu. Życie przyzwyczaiło mnie do tego, że nie należało opuszczać gardy, kiedy zaczynało się odczuwać z niego przyjemność.

Rozejrzałem się po podłodze, żeby odszukać swoje spodnie wśród rozrzuconych niedbale ubrań. W pokoju Somy było tak czysto, że można byłoby z niej jeść, więc ani na nich, ani na koszuli nie została nawet drobinka kurzu.

– Coś się stało? – zapytał, opierając się o moje plecy. Wsunął mi dłoń pod niezapiętą jeszcze koszulę i pogładził czule.

– Pragnę przypomnieć, że mamy przewidzianych na dziś parę spraw, którym powinieneś poświęcić uwagę.

Odsunął się ode mnie. Przypomnienie o jego powinnościach najwyraźniej nie było mu w smak.

– Idę pod prysznic, sprawdź dokładnie agendę na dzisiaj. Odwołaj ostatnie spotkanie i poinformuj kogo trzeba, że na pierwsze się spóźnię, cokolwiek by to nie było.

Miałem być jego ochroniarzem, a zostałem też sekretarką. Nie wpisywało się to w zakres moich obowiązków a najmniejszym stopniu, jednakowoż zostanie także kochankiem powinno stanowić wystarczającą rekompensatę. Tylko że nie do końca tak było.

Służba gadała. Plotki narastały. Ciężko było je zwyczajnie zbyć, skoro w zasadzie nie mijały się wiele z prawdą. Ludzie zaczynali mnie pytać, a rzucanie im spojrzeń z ukrytą groźbą przestawało powoli robić na nich wrażenie. Normalnie nie zwracałbym uwagi na taką pierdołę, ale zaczynałem poważnie rozważać to, że jeżeli Kadar Senior się o tym dowie, to stąd wylecę. Najpewniej przez okno. A potem ten dziwny brunet będzie wywoził gdzieś moje truchło.

Uniosłem dłoń do zabliźnionej rany. Nadal pamiętałem, jak Sebastian wyciągał z niej kulę. Bolało jak sam skurwysyn. Typ na pewno nie był normalny i nie potrafiłem zrozumieć jego motywacji. Sam dla pieniędzy potrafiłem zrobić naprawdę popieprzone rzeczy, ale to, czego się o nim dowiadywałem, przechodziło moje najśmielsze pojęcie.

Dodatkowo powiedział mi, zresztą nie tylko on, że Soma nie miał w planach trzymania mnie przy sobie zbyt długo. Każdego poprzedniego ochroniarza odprawiał po jakimś czasie. Czy faktycznie zaciągał ich do łóżka i od razu się ich pozbywał? Nie wydawało mi się, żebym miał poprawić swoja sytuację pytając o to. Czy miałem podstawy, żeby sądzić, że traktował mnie inaczej niż moich poprzedników. Nie znałem żadnego z nich, więc mogłem opierać się tylko na relacjach, które na to nie wskazywały.

Nie potrafiłem zresztą traktować ostatnio poważnie swoich odczuć. Na początku myślałem, jak zawinąć się z tej posiadłości i rozpocząć życie na nowo, bez ręki trzymającej moją smycz, a teraz? Teraz szukałem sposobu, żeby nie dać się z niej wydalić. A powodem ku temu była jedynie czyjś ładny tyłek. W dodatku męski tyłek. Nie tak miało się to wszystko potoczyć.

-------------------------------------------------------------

Soma popadł w paskudny nastrój, kiedy tylko przyszło do wypełniania obowiązków. Znałem go od innej strony – czułego i spokojnego idealisty. W kontaktach z podwładnymi i pośrednikami swojego ojca zmieniał się jednak w spoglądającego na wszystkich z góry gówniarza. Nie wiedziałem, dlaczego zdecydował się przyjmować przy nich taką postawę, chociaż miałem pewne przypuszczenia.

Walizka pełna brudnych pieniędzy, którą wnosił do jednego z oddziałów banku, nadal robiła na mnie wrażenie. Nigdy nie dysponowałem nawet dziesiątą częścią takiego szmalu. Z pewnością taki pakunek mógł przyjemnie ciążyć w dłoni, a jednak Soma wyglądał na zniesmaczonego tym, że musi go targać.

Kazał mi czekać przy windzie na parterze, kiedy sam udał się na trzydzieste drugie piętro. Nie mówił mi, skąd pochodzą pieniądze, które ojciec kazał dostarczyć mu do prywatnej pralni. Być może sam nie wiedział albo go to nawet nie interesowało. Wiedza okazywała się w światku przestępczym równie cenna co niewiedza. Wybór jednego czy drugiego przepłacić można było skórą.

Nie rozmawialiśmy wiele do czasu, aż wróciliśmy z powrotem do posiadłości. Był późny wieczór. Soma kazał pokojowej przynieść dwa drinki nad basen. Negrini razy dwa. Kiedy do niego doszliśmy już stały na ogrodowym stoliku, przy którym zawsze siedział.

Zwykł był delektować się smakiem wszystkiego, czego próbował. Alkoholu, jedzenia, przekąsek, którymi częstowano go na bankietach. Tym razem wychylił zawartość szklanki za jednym razem.

– Wiesz co? Nienawidzę takiego życia – mruknął beznamiętnie, zanim bezładnie opadł do wody. Nie przejmował się nawet zdjęciem z siebie ubrań, które miał na sobie. A byłem pewien, że kosztowały małą fortunę.

Uniosłem brew, pociągając ze szklanki łyk. Chłód kostek lodu silnie kontrastował w ustach w połączeniu z silnym aromatem ziół i korzennych przypraw. Zwykle tak nie dramatyzował, chyba naprawdę musiał mieć paskudny dzień, tak właśnie pomyślałem. Upiłem kolejny łyk ze szklanki. I kolejny, a on nie wypływał.

Rzuciłem się do wody. Szklanka upadła gdzieś na trawnik, a może zignorowałem odgłos tłuczonego szkła. Nie lubiłem pływać, prawdę powiedziawszy. Złapałem Somę za kołnierz, żeby wyciągnąć nad powierzchnie głowy jego pusty łeb. Opadł na dno basenu, chociaż był wyborowym pływakiem.

– Czy ty jesteś jakiś niepoważny?! – wrzasnąłem mu w twarz bez zastanowienia. – Chcesz nas obu posłać do grobu?!

Nie odpowiedział, posłał mi jedynie znużone spojrzenie. Usiadł na brzegu basenu i rozpiął przemoczoną koszulę.

– Tylko siebie i tylko czasem, ale dzięki, że pytasz – odparł. Mokre ubranie rzucił na ślepo za siebie.

– Twój ojciec by mnie ukatrupił, gdybym ci na to pozwolił, więc powstrzymaj się od robienia takich numerów.

Byłem zmęczony. Dzień był gorący jak zawsze. Upał dawał w kość tak samo jak poruszanie się po zatłoczonym mieście. Chciałem zaznać spokoju, który Soma mi pokazał. Potrafił sprawić, że przestawałem próbować dostrzec potencjalne zagrożenie przez ściany i skupiałem się jedynie na tym, co działo się blisko mnie i wewnątrz mnie. Teraz czułem wewnątrz mnie tylko gniew. I blisko mnie też zaraz będzie wyłącznie gniew.

– Przeceniasz troskę mojego ojca o mnie. Nie jestem jego spadkobiercą, nie jestem nawet bliski tego statusu. Traktuje mnie jako narzędzie. Widziałeś, żeby kiedykolwiek ze mną rozmawiał?! – wrzasnął na mnie. – Przez niego moja matka nie żyje, a niańka odeszła z powodu napastowania! Myślisz, że cieszę się, że muszę tutaj nadal przebywać?!

Uciszyłem go dłonią. Dookoła była martwa cisza, a ciemność przerywały jedynie świetliki lamp ogrodowych. Jeżeli dalej by się wydzierał, na pewno ktoś przyszedłby zobaczyć, co się tutaj takiego działo. Dałby się to na pewno wytłumaczyć tak, żeby nikt nie wziął tego za próbę samobójczą. Nie wiedziałem nawet, czy to było to. Działałem w afekcie. Sam miałem ochotę krzyknąć na niego, żeby się opamiętał. Szybko jednak zmiękłem. Być może wszystko było mokre, a w ciemności ciężko było cokolwiek dostrzec wyraźnie, a jednak usta pod moją ręką zadrżały, a z oczu chłopaka pociekły zdradliwe łzy.

Westchnąłem ciężko. Czasem cieszyłem się, że nie rozumiałem uczuć innych i potrafiłem się tym kompletnie nie przejmować, jednak w tej chwili wolałbym, żeby było inaczej. Nie umiałem się zachować w takich sytuacjach, nie wiedziałem, czego Soma mógł ode mnie oczekiwać. Zdawałem sobie jedynie sprawę z tego, że na pewno wykraczało to poza zakres moich obowiązków.

Chłopak wyciągnął ręce i przyległ do mnie. Przez wilgoć miałem wrażenie, że dosłownie się przykleił. Trwałem przez chwile w bezruchu, ale czułem, jak jego ciało drży. Spodziewałem się, że raczej nie było to spowodowane zimnem, więc domyślałem się, że bezgłośnie łkał. Objąłem go. Dotychczas raczej mi się to nie zdarzało. Byłem oszczędny w czułościach.

– Wracajmy lepiej do domu, zanim zerwie się wiatr – zaoferowałem.

Gniew ze mnie uleciał. Woda spływała mi z włosów na ramiona. Nie miało to większego znaczenia wobec faktu, że ubranie miałem całe mokre. Nie zakładałem, że to woda zgasiła tlącą się we mnie złość. Chyba że chodziło o łzy.

Nie umiałem go pocieszyć. Życie było gówniane. Każdy uwikłany był we własne sprawy, które ciążyły mu jak kula u nogi. Ja z ich powodu trafiłem za kratki. Somę przed wszelką krzywdą chroniła pozycja ojca. Tylko że ten mężczyzna faktycznie nie sprawiał wrażenia, jakby był dobrą figurą rodzicielską. Traktował swojego syna bardziej jak podwładnego. Ale może ludzie, którzy rozmnożyli się z jakichś przyczyn na potęgę, już tak mieli. Skąd miałem wiedzieć podobne rzeczy, w życiu nie miałem choćby psa.

Poprowadziłem chłopaka do domu. Weszliśmy tylnym wejściem, żeby nie narobić jeszcze większego zamieszania.

– Możesz dzisiaj spać u siebie, potrzebuję trochę pobyć sam – mruknął.

Idąc korytarzem do jego pokoju, zostawialiśmy za sobą rozległe plamy. Woda kapała obficie z naszych ubrań.

– Chyba oszalałeś.

Nie pamiętałem dokładnie, kiedy ostatni raz spałem u siebie. Soma zrobił ze mnie swoją przytulankę. Na szczęście był dorosły, więc nie piliśmy razem szklanki mleka na sen. Po tym jak dochodził i tak zresztą najczęściej zasypiał bez większych problemów. Powinienem zacząć podejrzewać, że traktował mnie raczej jak własną dziwkę niż ochroniarza.

– To polecenie.

– Tak się składa, że jestem już po godzinach pracy – wprowadziłem go do pokoju i zamknąłem za nami drzwi. Szkoda było tych wszystkich puchatych dywanów, w które wsiąkała wilgoć.

Mokre ubrania wylądowały w wannie. Rozgrzewaliśmy się przy czaju w kompletnym milczeniu. Zapaliłem z przyzwyczajenia kilka świec, zamiast górnego światła. Soma często tak robił, chociaż po jego minie wnosiłem, że tym razem raczej nie poprawiło to jego komfortu znacząco.

Podrapałem się po głowie, próbując znaleźć odpowiednie słowa na tę sytuację, ale nic nie przychodziło mi do głowy. Wychowałem się w otoczeniu, w którym nie rozmawiało się o sprawach innych niż pieniądze lub seks. Więzienie tym bardziej nie nauczyło mnie okazywania czegokolwiek innego niż pogarda. Nie żebym spędził w nim jakoś szczególnie dużo czasu.

– Nie rób więcej nic głupiego.

Chłopak podniósł na mnie wzrok. Potem skinął głową. Nie wyglądał na skruszonego. Cóż, jego też pewnie nikt nie nauczył, jak okazywać podobne uczucia. Nie potrafiłem sobie wyobrazić, co działo się teraz w jego głowie, ale patrzył pustym spojrzeniem w trzymany przez siebie kubek.

– Czemu nie odejdziesz od ojca? – zapytałem.

– Za dużo wiem, nie spuści mnie z oka. Myślisz, że ciebie zatrudnił po coś więcej, niż żebyś mnie tutaj zawsze przyprowadzał z powrotem?

– W takim razie czemu nie poprosiłeś Sebastiana, żeby go zabił? W końcu mówiłeś, że on zrobi wszystko za odpowiednią cenę.

– On nie zabija ludzi. Poza tym miejsce ojca prędko zająłby kto inny. Utniesz jedną głowę, a odrosną dwie nowe. – Ucichł na chwile. – On też nienawidzi swojego życia.

– Kto? Sebastian? – skinął głową. – Rozmawiałeś z nim o tym?

– Widać to po nim. Wygląda, jakby był sam sobą zmęczony, tylko nie może od siebie uciec.

Wzruszyłem ramionami. Skurwysyn wygrał los na loterii, zagarniając młodego Phantomhive'a dla siebie. Na jakichkolwiek zasadach opierała się ich współpraca, miał ją zakończyć będąc obrzydliwie bogatym. Nie pasowało to do niego. Może i potrafił sprawiać wrażenie eleganckiego, ale jednocześnie miał w sobie coś, co zdradzało, że w dzieciństwie był zwykłym ulicznym szczurem. Nie byłem lepszy, nawet nosząc uniform, wyglądałem tak samo jak na zdjęciu do policyjnej kartoteki.

Miała zniknąć wraz z moim wyjściem zza krat i podjęciem się tej pracy, ciekawe czy w istocie tak się stało.

– Ty nigdy nie chciałeś stać się kimś innym niż jesteś?

– A wyglądam na kogoś, kto dostałby taką szansę? Wczoraj rozłupałem żuchwę facetowi tylko dlatego, ze wyciągnął nóż w twojej obecności. – Nie sądziłem, że uderzyłem go na tyle mocno, żeby pękła mu kość, ale chrupnięcie, które usłyszałem mówiło samo za siebie. – Mogłeś dać mi nowe imię, nowe ubranie i ściąć moje dredy – odruchowo uniosłem dłoń do głowy, żeby upewnić się, że już ich tam nie było – ale w środku jestem taki sam, jak wcześniej.

– Przynajmniej lubisz mnie bardziej niż na początku – mruknął. Wypił tylko połowę czaju z mlekiem, jakby mu nie smakował. Opadł na łóżko tak samo bezwładnie, jak wcześniej runął do wody.

Wydawał się być niezadowolony z mojej odpowiedzi. Być może powinienem wymyślić inną, ale nie widziałem sensu kłamać w tej sprawie.

– Nie zastanawia cię, skąd tyle wiem, o Sebastianie? – Odpowiedziałem, że nieszczególnie, ale chłopak kontynuował. – Kiedyś bardzo mi zależało, żeby się do niego zbliżyć. Wydawał się inny niż wszyscy, których widywałem w tym domu. Byłem wtedy jeszcze małolatem.

– Czyli jego też próbowałeś zaciągnąć do łóżka? – zapytałem w ramach żartu, tylko że Soma się nie zaśmiał.

– Mniej więcej. Kiedy zacząłem robić się zbyt natrętny, powiedział, że odetnie mi rękę, jeżeli jeszcze raz go dotknę. – Przyjemniaczek, pomyślałem. – Zawsze zachowywał się wobec mnie uprzejmie, więc ta groźba dość mną wstrząsnęła. Dopiero później dowiedziałem się, że został grupowo zgwałcony i ledwo żywy wrzucony do rzeki. Nie przestaję nienawidzić ludzi, którzy mu to zrobili, chociaż ich nie znam.

– Myślisz, że w innym miałby normalne życie?

– Nie wiem, ale na pewno nie musiałby męczyć się z ciałem obarczonym takimi wspomnieniami.

– To przykre, ale po co mi to opowiadasz?

Milczał, więc myślałem, że po prostu zasnął. Podjął jednak wątek po chwili.

– Mówisz, że nie sądzisz, żebyś dostał szanse bycia kimś innym. On też miał jej nie dostać. A jednak się zmienił. Przez Phantomhive'a albo dla niego, nie jestem pewien.

– Myślałem, że kręci się przy nim tylko dla pieniędzy.

– Pewnie sam chciałby tak uważać, ale to nie jest takie proste.

– Skąd możesz to wiedzieć?

– Nie siedziałbyś tutaj ze mną, gdybyś towarzyszył mi jedynie z powodu swojego wynagrodzenia, mylę się? Być może coś o tym wiem.

Soma miał racje. Pieniądze były najwygodniejszym wytłumaczeniem, najlepszym powodem, by robić cokolwiek. Nic innego nie zapewniało przetrwania w tym beznadziejnym świecie, a status wyznaczało to, ile się ich posiadało. Historia ludzi opierała się głównie na dążeniu do wzbogacenia się. Wojna, handel, odkrycia – wszystko brało się z potrzeby zarobku. Cel, środek i źródło wszelkich działań.  

----------------------------------------------------

Następnego dnia śledził wiadomości. Media zdawały się skupiać jedynie na temacie Phantomhive'ów. Wiedziałem, że byli rodziną z potężnymi koneksjami. Firma kosmetyczna, prywatna klinika, miejsce w rządzie i nie wiadomo co jeszcze. Tak właśnie żyło się tym, którzy mieli pieniądze. Nadal nie rozwiązano sprawy dotyczącej podpalenia posiadłości, o czym także wspominano w dzisiejszych newsach. Nie znano sprawcy ani jego motywacji, chociaż gdybym miał przypuszczać, chodziło zapewne o forsę. Zawsze w końcu chodzi o to samo.

Twarz chłopaka, którego spotkałem niedawno, pojawiała się praktycznie w każdym możliwym miejscu. W końcu ostatecznie rozstrzygnięto sprawę majątku pozostawionego przez jego ojca. Wcześniej miał przypaść w znaczącej części jego siostrze, zasiadającej w senacie, a reszta miała trafić do siostry jego żony, tak przynajmniej zobrazował mi to Soma. Być może to któraś z nich doprowadziła do jego śmierci. Nie powiedziałbym, że wyglądały na zadowolone z powodu tego, że ich krewniakowi udało się przeżyć pożar. Nie mogły jednak podważyć jego pochodzenia, testy DNA mówiły same za siebie. Tabloidy rozpisywały się na ten temat.

Zabawnym wydało mi się to, że Sebastiana też wzięli na języki. Wydawał się kimś, kto wolałby raczej pozostać w cieniu. Pewnie nie spodziewał się takiego zainteresowania swoją osobą, niemniej jednak Ciel trzymał go bliżej niż własną rodzinę, dziennikarze najwyraźniej tego nie przegapili.

– Myślisz, że to rozsądne z ich strony, wystawiać się na widok publiczny?

– Hmmm... Przynajmniej teraz ich zniknięcie zostałoby zauważone, więc ciężej będzie się ich pozbyć. – Skinąłem głową, w gruncie rzeczy była to słuszna uwaga. – Ciekawi mnie, jak to się rozwinie – dodał jeszcze Soma, zanim wygasił ekran tabletu. Uśmiechający się nieco lekceważąco do tłumu reporterów młody chłopak zniknął w ułamku sekundy.

Oby Sebastian faktycznie był w stanie go ochronić, inaczej zniknie tak samo szybko jak niespodziewanie się pojawił. Jego ładna twarzyczka pewnie przykuje uwagę wielu. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro