14:W - Skrywane urazy
O poranku siedzieliśmy razem z Grell przy stole. W ciągu ostatnich dni nieczęsto zdarzało się, żebyśmy byli w domu o tej samej porze, a nawet jeśli już do tego dochodziło i tak właściwie nie spędzaliśmy ze sobą czasu. Praktycznie się do siebie nie odzywaliśmy. Ciągnęło się to od jakiegoś miesiąca. Od czasu, gdy zbroczyłem się krwią.
Wypuściłem dym papierosowy z ust. Miałem dzień wolny, a i tak wstałem wcześnie rano. Grell dopiero wróciła do domu i właściwie zamierzała kłaść się spać. Rozpuszczone włosy miała zmierzwione, z jednego ramienia zsuwało się jej ramiączko czarnej koszulki, a mocno pomalowane oczy zamykały się z same z siebie. Wpatrywałem się uważnie, jak zaciągała się cienką cygaretką, której słodki owocowy zapach unosił się w całej kuchni.
Powinniśmy rzucić palenie, tak przynajmniej pomyślałem. W wielu aspektach nasze życie wypadałoby zmienić. W najgorszym wypadku przynajmniej próbować udawać, że coś się w nim usiłuje poprawić. Nie mogłem się jednak pozbyć wrażenia, że między nami wszystko się psuło. Bałem się zrobić cokolwiek, by temu zapobiec. Nawet skomentowanie tego wiązało się z ryzykiem, że tylko pogorszę naszą relację. Dlatego w tej chwili potrafiłem jedynie wpatrywać się w nią bez słowa, mając nadzieję, że sen przyniesie jej ukojenie.
Nawet patrząc na nią, gdy siedziała w naszym mieszkaniu w niemalże kompletnym bezruchu, nie mogłem się pozbyć wrażenia, że pozostawała strasznie spięta. Wydawało mi się, że spędzała w pracy więcej czasu niż zazwyczaj. Nie musiała pracować więcej, przynajmniej tak mi się wydawało. Dotychczas zawsze starczało nam na wszystko. Może nie żyliśmy w luksusie, ale oboje wiedzieliśmy, jak nieciekawie można czuć się we własnym domu. Dotychczas właściwie było nam ze sobą dobrze, tak starałem się myśleć. Raczej się nie kłóciliśmy, wspólnie próbowaliśmy poradzić sobie z obowiązkami i jakoś wspólnie trzymać wszystko w ryzach. Czasem miałem wrażenie, że zaraz wszystko miało się rozsypać. Na myśl, że tak miałoby się stać, do oczu cisnęły mi się pojedyncze łzy, które zbywałem szybko. Nie wiedziałem, czy umiałbym sobie poradzić bez Grell. Niekiedy miałem wrażenie, że całe moje życie zaczynało się i kończyło na tej kobiecie, a kiedy budziłem się rano i gdy kładłem się spać, a jej nie było przy mnie, czułem dojmującą pustkę. Wiedziałem, że takie podejście jest nierozsądne, ale nie umiałem czuć inaczej. Nigdy jej tego zresztą nie zamierzałem powiedzieć, bojąc się, że w ten sposób poczuje wobec mnie większe zobowiązanie, którego być może by nie chciała.
Miałem ochotę zapytać, co takiego robiła w pracy. Czy działo się coś ciekawego. Czy wieczorem też musi wyjść. Ale milczałem. Nie chciałem jej zakłócać ciszy po kilku godzinach spędzonych w hałasie.
Wyciągnąłem rękę w jej stronę, żeby pogłaskać ją chociaż po grzbiecie dłoni ułożonej bezwładnie na stole. Gdy tylko moje opuszki musnęły jej skórę, odruchowo przyciągnęła przedramię do siebie. Widząc jej lekko spanikowany wzrok, który wyrażał jej zdziwienie własną reakcją, zacząłem się zastanawiać, czy ktoś nie skrzywdził jej w jakiś sposób. Być może to dlatego ostatnimi czasy unikała mnie i zamykała się w sobie coraz bardziej.
– Wybacz, ostatnio trochę gorzej się czuję. To chyba z powodu przepracowania – zaśmiała się nerwowo, jak gdyby nie wiedziała, jak jeszcze inaczej mogłaby się wytłumaczyć.
Skinąłem głową, gasząc w popielniczce to, co zostało z papierosa.
– Wiesz, że jeśli coś będzie działo się nie tak w twojej pracy, możesz mi powiedzieć, prawda? – zasygnalizowałem swoje zmartwienie. Nie umiałem być bardziej bezpośredni. Nie chciałem też, żeby Grell poczuła się o coś oskarżona czy przyparta do ściany. Chciałbym kiedyś przestać komplikować tak wszystkie swoje wypowiedzi, ale chyba zbyt mocno już do tego przywykłem.
– Nic się nie stało. Po prostu jest środek sezonu i... no sam wiesz. Ludzie chcą się zabawić, jak zawsze w lato. – Słodki dym, który wydmuchnęła spomiędzy pomalowanych na czerwono warg, owiał moją twarz słodkim, kojącym zapachem.
– Jestem boleśnie świadomy pory roku – stwierdziłem, myśląc o tym, że klimatyzacja w biurze nigdy nie jest wystarczająca, żeby poradzić sobie z popołudniową spiekotą. – Po prostu nie chciałbym, żebyś podupadła na zdrowiu z powodu nadmiaru pracy. Nie chciałbym, żebyś podupadała na zdrowiu z jakiegokolwiek powodu. No przecież wiesz, co mam na myśli.
Uśmiechnęła się niemalże beztrosko. Zawsze tak robiła, kiedy chciała odwrócić moją uwagę od zmartwień.
– To samo mogłabym powiedzieć o tobie. Jak się teraz czujesz? Na razie wszystko w porządku? – zapytała. Wiedziałem, że bała się powtórki sytuacji sprzed kilku tygodni. Ja zresztą także nie chciałem przeżywać tego ponownie. Naprawdę miałem wrażenie, że ten problem nie będzie mnie już dotyczyć do końca życia, więc myśl, że stało się inaczej, dobijała mnie za każdym razem.
– Na razie czuję się w miarę dobrze. Przynajmniej nie tak tragicznie jak ostatnio. – Skrzyżowałem ręce na piersi. Nie mogłem nie odczuć zadowolenia z powodu tego, że nie czułem pod nimi niczego miękkiego, jedynie kości i mięśnie. Niekiedy wydawało mi się żałosne to, że nadal musiałem upatrywać się swojej męskości w takich bezpośrednich dowodach, zamiast w przekonaniu, które siedzi mi w głowie.
– Mam nadzieję, że teraz to już wszystko będzie okay. Może to była tylko jednorazowa sytuacja.
Skinąłem głową. Czułem, jakby nikotyna wciągnięta do płuc rozchodziła się powoli po moim organizmie wraz z krwią. Nie podobał mi się kierunek, w którym ta rozmowa zmierzała. Wolałbym do tego nie wracać, szczerze mówiąc.
Widziałem, że Grell uciekała ode mnie wzrokiem. Zaczynałem poważnie się martwić o to, że stało się coś, o czym nie chciała mi powiedzieć. Zacząłem analizować, czy kiedyś powiedziałem coś, co mogłoby zniechęcić ją do dzielenia się ze mną swoimi przeżyciami. Nigdy nie robiła tego zbyt często, ale opowiadała mi o rzeczach, które według niej nie powinny zostać przemilczane. Szanowałem to, że pewne kwestie zostawiała wyłącznie dla siebie, ale cieszyłem się za każdym razem, kiedy mogłem jej jakoś pomóc, choćby wysłuchaniem o jej problemach. Ostatnio jednak była niepokojąco milcząca.
– Jak spałeś? – zapytała, żeby zmienić temat.
– W porządku. – Nie odwróciła mojej uwagi od podejrzliwych myśli. Sam wiedziałem, że pogrążanie się w nich jedynie pogrąży mnie w jakiejś niezdrowej paranoi. Powinienem po prostu powiedzieć jej dokładnie to, co chodziło mi po głowie, a jednak nie mogłem się do tego zmusić. Bałem się, że pomyśli, że jej nie ufam albo że podejrzewam ją o robienie złych rzeczy. – Też zaraz powinnaś się położyć. Pewnie jesteś zmęczona.
– Trochę tak. Poleżysz ze mną chwilę w łóżku? – zapytała. Nie widziałem powodów, by jej tego odmawiać. Sam zresztą lubiłem te chwile, w których mogliśmy zwyczajnie trwać obok siebie, nie przejmując się żadnym z towarzyszących nam na co dzień problemów. – W takim razie idę się przebrać w coś do spania. Możesz już iść się położyć jak chcesz.
Ubrania Grell zawsze pachniały dymem, częściowo też alkoholem i nieskładną mieszaniną dezodorantów czy perfum, gdy ta wracała z pracy. Nawet jeżeli je z siebie zdjęła, woń obcych ludzi cały czas była wplątana w jej czerwone włosy. Nawet jeśli chciałbym, żeby nosiła na sobie jedynie mój zapach lub zapach naszego mieszkania, wiedziałem, że graniczyło to z cudem. Miałem wrażenie, że ostatnio dołączył do tej mieszanki odór krwi, ale uznałem to odczucie za absurdalne. Zresztą ostatnio cały czas wydawało mi się, że ten zapach się za mną ciągnie, a metaliczny smak czerwonej posoki osiadał mi na języku.
Będę musiał iść do lekarza, jeżeli podobny incydent będzie miał miejsce ponownie. Przynajmniej wypadałoby jakiegoś odwiedzić. Miałem nadzieję, że ginekolog, do którego chodziłem odkąd pamiętam, nie zakończył już praktyki. Nie chciałem tłumaczyć komuś od nowa, co robiłem u tego rodzaju specjalisty, skoro jako mężczyzna nie powinienem mieć macicy ani niczego innego wymagającego ewentualnej uwagi takiego lekarza. Czasami wydawało mi się, że moje życie składa się z taki bezsensownych sytuacji poprzeplatanych interwałami, w których zwyczajnie nie muszę tłumaczyć żadnym konowałom, co takiego takie w życiu mnie spotkało.
Odetchnąłem ciężko, siadając na brzegu łóżka. Powinienem bardziej zdystansować się do swoich problemów. W końcu był czas się przyzwyczaić do tego, że takie rzeczy zwyczajnie nigdy mnie nie opuszczą i oswoić się z tą myślą. Zwyczajnie jakoś mi się to nie udało do tego czasu. Wiedziałem jednak, że teraz powinienem się cieszyć chwilą wytchnienia, którą mogłem dzielić z Grell. Udawać przynajmniej przez chwilę, że nie imają się nas żadne zmartwienia.
Potarłem twarz dłonią. Pod palcami przemknęły mi krótkie, kłujące włoski porastające moje policzki. Jakoś tak wyrosły przez noc. Nie zdążyłem się jeszcze dzisiaj ogolić. Właściwie poza doszukiwaniem się potencjalnych problemów we wszystkim nic nie zdążyłem zrobić, odkąd wstałem. Chyba nadchodziła pora na zmianę swoich nawyków, bo jeśli tak dalej pójdzie nabawię się skrajnej nerwicy albo wrzodów.
– Wyglądasz na strapionego. – Usłyszałem, gdy tylko pokój wypełnił się obecnością drugiej osoby.
– Taki mam wyraz twarzy – odpowiedziałem, patrząc jak Grell zbliża się do mnie niespiesznym krokiem. Było widać, że jest zmęczona, co jednak nie odebrało jej dumnego i eleganckiego kroku. Usiadła obok mnie, opierając głowę na moim ramieniu. Jej chude nogi odznaczały się niezwykłą bladością na tle wytartych, ciemnobrązowych paneli podłogowym.
– No już, kładź się – mruknąłem. Pogładziłem jej włosy. Związane w kucyk opadały na jej plecy okryte materiałem piżamy. Pocałowałem ją delikatnie w skroń, na co uśmiechnęła się delikatnie.
– Połóż się ze mną na chwilę – poprosiła, kiedy układała się pod cienką, letnią kołdrą. – Nie śpieszy ci się dziś z niczym, prawda?
Nie potrafiłem jej odmówić, dlatego opadłem lekko tuż obok niej. Ująłem lekko jej rękę. Pomalowane na czerwono paznokcie były jedynym pozostawionym na jej ciele "upiększaczem", którego moim zdaniem i tak nie potrzebowała. Zmyła szminkę z ust i cienie z powiek, odkrywając stosunkowo jasną skórę, spod której wyglądały delikatne naczynie krwionośne. Naturalnie długie rzęsy okalały jej zielone oczy.
– Mam dla ciebie wiadomość.
– Tak? – zdziwiłem się, gdy Grell się odezwała. Wydawało mi się, że zaśnie, gdy tylko przyłoży głowę do poduszki.
– Yhym. Dostałam pracę w Charing Cross Hospital. Co ty na to? – Otworzyła lekko oczy, by móc obserwować moją reakcję.
Grell miała za sobą szkołę pielęgniarską, ale od czasu, gdy ją ukończyła, nie zanosiło się na to, żeby chciała podjąć pracę w służbie zdrowia. Myślałem, że zwyczajnie doszła do wniosku, że ten zawód nie jest dla niej i nie drążyłem tematu, dlatego zdziwiłem się, słysząc od niej coś takiego.
– Oh... – zacząłem, nie wiedząc jeszcze dokładnie, co chcę powiedzieć, ani co powiedzieć powinienem. – Cieszy mnie to, jeśli tego chciałaś. Może zmiana środowiska dobrze ci zrobi – brzmiało to tak strasznie oschle, że aż zrobiło mi się głupio. – Nie wspominałaś, żebyś się o nią ubiegała.
– Wiem. Nie chciałam, żeby ci było przykro, gdybym jej nie dostała. Zaczynam od przyszłego tygodnia. Już się pożegnałam ze znajomymi z poprzedniej pracy.
Zamknęła oczy, wtulając się we mnie bardziej. Jej chude ramiona oplotły się wokół mojego tułowia i przyciągnęły bliżej. Pomimo niepozornej budowy nadal miała w sobie dużo siły, choć pojęcia nie mam, skąd też ją brała. Nie martwiłem się, że w nowej pracy sobie nie poradzi. Była zresztą zbyt uparta, żeby dać za wygraną przeciwnościom, które spotykała.
– Cieszę się, że spróbujesz czegoś nowego – stwierdziłem.
– A tam zaraz nowego. Niektóre rzeczy zostaną po staremu... nocne dyżury i w ogóle... – zaczęła, chociaż jej cichnący głos nie sugerował tego, by miała wypowiedź dokończyć. Zasnęła, oddychając spokojnie przez lekko rozchylone usta. Za każdym razem, gdy widziałem ją rozluźnioną czułem się ukojony. W takich momentach miałem wrażenie, że wszystko koniec końców się ułoży.
Sam zamknąłem oczy, dając sobie szansę na ponowną chwilę relaksu.
-----------------------------------------------------------------
Czułem się niemalże nieswojo, siedząc w naleśnikarni, do której przecież chodziliśmy często, zanim jeszcze razem zamieszkaliśmy. Jakoś nie było sposobności, żeby do niej wyskoczyć od dłuższego czasu. Zawsze była dość popularnym miejscem, a w godzinach, w których ludzie zazwyczaj wychodzili z pracy, stawała się niemal nieznośnie tłoczna. Cudem zdążyliśmy znaleźć dla siebie miejsce, nim do lokalu zaczęli napływać zgłodniali klienci.
Rozglądałem się dookoła, doszukując drobnych szczegółów, które się zmieniły, od chwili, gdy zjedliśmy tutaj ostatni posiłek. Nie było ich wiele, przynajmniej w moim odczuciu. Kolor ścian zmienił się na ciemnozielony, a wszystkie lampy dawały teraz ciepłe światło, przez co lokal sprawiał wrażenie nieco bardziej przytulnego, ale eleganckiego zarazem. Odruchowo poprawiłem marynarkę, jakbym chciał się dopasować do otoczenia.
– Nie musisz się tak przejmować, skarbie. Przecież właściwie jesteśmy u siebie.
– No wiem... – mruknąłem, co nie przeszkodziło mi w nerwowym oglądaniu się to tu, to tam. Sam zaproponowałem wyjście w to miejsce, korzystając z okazji, że oboje mieliśmy wolny wieczór. Sądziłem, że będzie miło, ale teraz byłem spięty. Nie do końca wiedziałem, jaki miałem ku temu powód.
Grell lustrowała menu, zastanawiając się, na co ma ochotę dzisiejszego wieczoru. Zawsze długo wybierała, co chciałaby zjeść, ale nie przeszkadzało mi to. Ja już wybrałem dla siebie, zresztą prawie zawsze brałem to samo. Zerknąłem jedynie na siedzącą naprzeciwko mnie kobietę, kiedy podszedł do nas kelner, żeby ustalić, czy potrzebowała jeszcze chwili do namysłu. Dałem jej znak, żeby mówiła pierwsza.
– Dla mnie będzie naleśnik z pieczonymi jabłkami, z lodami waniliowymi i bitą śmietaną w czekoladowym sosie, a do tego mrożony koktajl truskawkowy – wyrecytowała, bez zająknięcia. Zastanawiałem się, czy przypadkiem nie to samo zamówiła, kiedy przyszliśmy tutaj pierwszy raz, ale było to tak dawno, że nie mogłem sobie przypomnieć.
– Dla pana? – Kelner zanotował zamówienie w swoim notesie. Przez chwilę nie dochodziło do mnie, żę to pytanie było skierowane do mnie. Wydawało mi się, że już do tego przywykłem.
– Dla mnie będzie podwójne latte i naleśnik wytrawny numer trzynaście.
Złożyłem swoją kartę dań, żeby mógł ją zabrać. Obawiałem się, że przy takim tłoku przyjdzie nam trochę poczekać na posiłek, ale takie sytuacje się zdarzały. Wbrew obiegowej opinii denerwowałem się nieczęsto. Zwyczajnie w pracy zdarzały się rzeczy, które wyprowadzały mnie z równowagi, dlatego przyległa do mnie łatka nerwusa.
– Spotkałam niedawno Erica. Wpadliśmy na siebie przypadkiem. Nie wyglądał za dobrze...
Wspomnienie o moim znajomym z biura mnie zaskoczyło. Taki zbieg okoliczności, bo akurat pomyślałem o pracy.
– Dawno go nie widziałem. Chyba niedawno wziął wolne. No wiesz, odkąd Alan choruje. – Splotłem dłonie ze sobą, zanim ułożyłem je na stole. Nie miałem z nimi co w tej chwili zrobić. – Nie byliśmy nigdy jakoś szczególnie blisko, więc w sumie nie wiem, co się teraz u nich dzieje. Mam nadzieję, że jest coraz lepiej, ale...
– No tak, rozumiem. Nie mówmy o tym lepiej. – Przytaknąłem, zgadzając się na ucięcie tematu.
Było mi przykro z powodu tragedii, jaka ich spotkała. Pracowałem w kancelarii dłużej niż oni. Pamiętałem, jak przyjęto do pracy i Alana, i Erica. Nawet miło się patrzyło, gdy się do siebie zbliżali, oczywiście pod warunkiem, że nie zakłócało to pracy w biurze. Nie do końca wiedziałem, jaka choroba dopadła Alana, a nie ośmieliłem się zapytać Erica, kiedy jeszcze go widywałem. Nie chciałem sprawić wrażenia wścibskiego. Poza tym Eric był tak zdruzgotany, że niekiedy miałem wrażenie, że absolutnie nic do niego nie docierało.
Odetchnąłem, żeby jakoś odegnać od siebie ten ciężki temat. Nie chciałem wyjść na egoistę i naprawdę życzyłem chłopakom jak najlepiej, ale dzisiejszego wieczoru miałem w planach cieszenie się własnym życiem, zamiast przejmować się czyimś. Czułem, że tak powinienem robić, jeżeli chciałem, by jakoś się to wszystko kulało do przodu.
Grell ułożyła dłoń na mojej dłoni.
– Wiem, że mieliśmy już o tym nie wspominać, ale myślę... Powinieneś porozmawiać z Ericiem. Wydaje mi się, że się w coś wpakował.
– W coś?
– No wiesz... że dał się wplątać w jakieś szemrane sprawy. Sam mówiłeś, że dla Alana zrobiłby wszystko.
– Nie jest tak głupi, żeby dać się wciągnąć w coś takiego. A nawet jeśli, przecież wiesz, jaki ja mam do tego stosunek. Uparcie trzymam się od tego z daleka i nie chcę mieć absolutnie nic wspólnego z żadnymi działaniami niezgodnymi z prawem.
Cofnęła dłoń i bardziej zapadła się w fotelu obitym pasiastym materiałem.
– Pamiętam przecież.
Nie podobał mi się kierunek, w jakim ta rozmowa zmierzała, ale na szczęście przerwał ją kelner z zamówieniem. Przez ciepły posiłek zapanowała między nami cisza, która zmieniła się w złowrogie milczenie, kiedy talerze były puste.
– Powiedziałem coś nie tak? – spytałem. – Nie chcę, żebyś się na mnie gniewała.
– Chyba po prostu źle mi się spało i jakoś tak straciłam nastrój. Wybacz. – Uciekała ode mnie wzrokiem, zupełnie jak nad ranem.
– Myślisz, że powinniśmy już wracać?
– Tak. Za chwilę będzie zmierzchać. Lepiej będzie być w domu, zanim zrobi się ciemno.
Nie mogłem jej nie przytaknąć, a jednak czułem, jak dystans między nami gwałtownie się zwiększył.
-------------------------------------------------------------------
Nie wiedziałem z początku jak zareagować na to, że zarzuciła mi ręce na szyję, kiedy tylko przekroczyliśmy próg mieszkania. Większą część drogi powrotnej pokonaliśmy w milczeniu, dlatego sądziłem, że Grell była na mnie obrażona, a przynajmniej nie miała ochoty wdawać się ze mną w rozmowę. Czułem się strasznie ze świadomością, że popsułem jeden z wieczorów, które mogliśmy spędzić razem. Teraz jednak kompletnie nie umiałem odgadnąć, o co takiego mogło jej chodzić. Czasami czułem się przy niej zwyczajnie za głupi na uczucia, jakbym nie nadążał za ich złożonością.
Niemniej jednak, gdy tylko otrząsnąłem się ze zdziwienia, uścisnąłem ją. Oparłem podbródek na jej ramieniu, podczas gdy moje dłonie spoczęły na jej lędźwiach.
– Myślałam, że mnie pocałujesz – mruknęła.
– Ah, wybacz. – Niemal od razu się zrehabilitowałem.
Zamknęliśmy za sobą drzwi. Klucze zwisały z zamka, szczękając przez chwilę wraz z towarzyszącym im blaszanym brelokiem. Już dawno tego nie robiliśmy, dlatego nie mogłem sobie z początku poradzić z uczuciem jej dłoni dociskających się do mojego ciała, ciągnących za krawat i pasek od spodni. Czułem się prawie tak, jakbyśmy robili to pierwszy raz, a przecież dobrze pamiętałem o tym, że już nie raz czułem się jakby pod wpływem uroku dzięki jej zabiegom. Zmartwienia, które męczyły mnie dzisiaj rano, zdawały się odchodzić w niepamięć, przynajmniej w tej właśnie chwili.
Dałem zaciągnąć się do sypialni, inaczej rozebrałaby mnie w przedpokoju. Ciężko było mi za nią nadążyć, dlatego kiedy rzuciła w kąt ściągniętą ze mnie marynarkę, przycisnąłem jej ręce do łóżka, żeby móc chociaż złapać oddech. Wydawało mi się, że jej szminka rozmazała się na moich ustach, pozostawiając na moich wargach czerwone smugi.
Wpatrywałem się w nią przez chwilę. Jej klatka piersiowa unosiła się w przyspieszonym tempie. Spod nieco rozpiętej koszuli widać było bordowy stanik, ten który podobał mi się najbardziej. Czerwony włosy opadły w nieładzie na pościel, tworząc smugi przypominające trochę plamy krwi.
Grell odwzajemniła moje spojrzenie. Oblizała usta niespiesznym ruchem języka. Nie wiedziałem, czy zdawała sobie sprawę, jak bardzo to na mnie działało, ale od razu nachyliłem się, by znów ją pocałować. Rozpiąłem jej koszulę do końca, zanim ułożyłem dłoń na bladej, delikatnej skórze. Grell wydawała mi się w tej chwili tak idealna, że niemal płakać mi się chciało przez to, że miała przede mną jakieś sekrety.
W pokoju panował półmrok. Nie odsłoniliśm zasłon. Nawet przy braku światła, gdy wszystko wydawało się szare, ona stanowiła intensywną plamę koloru, od której nie mogłem oderwać wzroku.
Przyłożyła jedną nogę do mojego boku, żeby za chwilę przewrócić mnie na plecy i usiąść okrakiem na moich biodrach. Dobrze, że pamiętaliśm o tym, by ściągnąć buty przed wejściem na łóżko, inaczej zrobilibyśmy na nim jeszcze większy bałagan niż zamierzaliśmy.
Jej palce nieśpiesznie nakreśliły linię mojej szczęki. Od razu widać było, kto zamierzał dzisiaj nadawać tempo. Przekazywanie inicjatywy swojej kochance jakoś zupełnie nie godziło w moją męską dumę.
Czasem myślałem o tym, że kochając się z nią, czułem się, jakbym kochał się sam ze sobą albo ze swoim odbiciem. Jakąś cząstką dawnego mnie, którą jej ciało jeszcze musiało pamiętać. Jak doszło do tego, że jej dojrzała figura przypominała taką, którą miałbym ja sam, gdyby wszystko potoczyło się tak, jak powinno? Co musiało się stać, że ona nie miała postury podobnej mojej?
Długie włos łaskotały mnie w klatkę piersiową, kiedy pocałowała mnie w szyję, a potem niżej, niżej i niżej. Gorący oddech zdawał się osiadać na mojej skórze. Pozwalałem jej się sobą bawić, miała bardziej dominujący charakter niż ja kiedykolwiek będę miał, mimo że może na co dzień tego nie okazywała. Może zostało we mnie coś z kobiecej uległości i instynktownego domagania się pieszczot? Sam nie wiedziałem. Nie widziałem właściwie sensu analizowania podobnych rzeczy, gdyż z doświadczenia wiedziałem, że prowadziły rozważania te prowadził mnie donikąd.
Westchnąłem, kiedy przeciągnęła paznokciami wzdłuż linii ciemnych włosów przecinających pośrodkowo moje podbrzusze. Czułem jej miły ciężar oparty o mnie lekko. Wiedziałem też, że jeżeli jej nie powstrzymam, za moment przyciśnie swoje kolano do mojego krocza. Ale tak bardzo nie chciałem tego robić. Wręcz przeciwnie, byłem skłonny nawet błagać ją o więcej.
Jej dotyk sprawiał, że zapomninałem o wszystkim. O tym, że martwiłem się, że coś przede mną ukrywała, o tym, że zdawało mi się, że jest na mnie zła, o tym, że sądziłem, że nie jestem dla niej dość dobry, o tym, że bałem się, że nasz związek się rozpadnie. Wiedziałem, że te problemy wrócą do mnie następnego dnia rano, razem ze świadomością tego, że moje ciało nadal nie było takie, jakie chciałbym mieć. Nie takie, jakie mogłoby usatysfakcjonować nas oboje...
Pozwoliłem zmartwieniom topić się w mieszających się jękach i westchnieniach męskiego i damskiego głosu, nie przejmując się, który z nich należał do mnie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro