Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

s i g i l

- Sigil*, widziałeś gdzieś mój dziennik? Sigil!

Kobieta odłożył na bok książkę obleczoną w jasny materiał wydający niepokojącą woń gnijącego mięsa. Od dłuższego czasu próbowała wśród licznych ksiąg i ręcznych zapisków odnaleźć niewielki notatnik, ale nijak nie mogła go odszukać. Zwróciła się zatem po pomoc do kota, który jak nikt znał zakamarki jej pokoju. Ten jednak zdawał się nie słyszeć jej pytań, z zamkniętymi oczami leżąc nad kominkiem. Chyba nie myśleliście, że mam ochotę się z niego  ruszać tylko po to, żeby wejść między szparę pomiędzy dwoma półkami, gdzie spadł jej dziennik?

- Nie widziałem - wymruczałem przygładzając łapą ucho. - Za to ty zamiast sporządzaniem zapisków z nieudanych ewokacji** mogłabyś przynieść mi te ryby, które zmarnowałaś w nieudanym wywarze. Naprawdę myślałaś, że pomoże ci to w przyzwaniu Naberiusa***?

Czarownica spojrzała na mnie z wyrazem zaskoczenia na twarzy, który zaraz dopełniły rumieńce zupełnie nie współgrające z bladym odcieniem skóry.

- Skąd wiesz? - wydusiła uważnie mi się przyglądając.

Uznałem jednak, że wystarczy już tych pytań. Potrzebuję odpoczynku i snu, jestem w końcu kotem, a nie jakimś zapchlonym kundlem. Powinna być mi wdzięczna, że zareagowałem na swoje imię. Może niedługo zacznie ode mnie wymagać, żebym aportował?

Zeskoczyłem z kominka ignorując dalsze słowa czarownicy. Przy okazji strąciłem łapą czaszkę po trepanacji, w której czarownica trzymała świece przetapiane z kruczych piór, które teraz zaścielały całą podłogę. Krucze pióra nie są odpowiednim materiałem do scalania tak słabymi zaklęciami, jakich wcześniej użyła.

Przeskoczyłem nad czaszką zręcznie omijając resztę bałaganu. Wiedziałem, że czarownica nie da mi spokoju, dlatego moim priorytetem stało się znalezienie jakiegoś odosobnionego kąta, w którym mógłbym odpocząć.

Znalazłem takie miejsce szybciej, niż zakładałem. Czarownica nie ustawała w próbach stworzenia odpowiedniej pieczęci, która umożliwiłaby jej przyzwanie Naberiusa, a do tworzenia swoich dziwnych stopów potrzebowała kociołka podgrzewanego ogniem, przy którym właśnie się położyłem. Nie ma nic  przyjemniejszego od jęzorów ognia gładzących twoje futro. Jeśli kiedykolwiek byłem komuś wdzięczny, to wyłącznie czarownicy, która była moją poprzednią właścicielką i zamiast na swoje książki, rzuciła zaklęcie odporności na płomienie na mnie. Gdyby nie to, że rozczłonkował ją pewien teleport, myślę, że mógłbym jej podziękować.

Obudził mnie krzyk czarownicy. Wysoki dźwięk, który można by umieścić na skali hałasu grożącemu uszkodzeniem słuchu. Miejsce przed startującym odrzutowcem.

Zakładając, że jej potępieńcze wrzaski są tylko skutkiem ubocznym niewłaściwie rzuconego zaklęcia, rozejrzałem się po pokoju próbując ustalić drogę, którą dostanę się do okna, a z niego, z dala od skutków ubocznych jej nieudanych prób przyzywania demonów.

Wskoczyłem na skrzynię ozdobioną rzeźbionymi runami a z niej miałem zamiar dostać się do parapetu. Właśnie, miałem zamiar, bo moja łapa ponownie zaczęła zachowywać się tak, jakby czarownica trenowała na niej jakieś dziwne zaklęcia w stylu "jak odłączyć nerwy odpowiadające za kierowanie kończyną z mózgiem u swojego zwierzęcia." Szkoda, że Kodeks Praw Magicznych Zwierząt nie ma tego w swojej bazie.

Prychnąłem próbując wczepić się pazurami w draperię zwisającą z okna, ale dało to taki efekt, że wraz z nią leżałem na podłodze czując rozdzierający ból w ogonie, na który upadły ciężkie, srebrne półksiężyce, które czarownica wczepiła w zasłony.

Nie to jednak było najgorsze - krzyk czarownicy przestał co prawda zakłócać mój spokój, ale odgłosy dochodzące z jej pracowni były wyjątkowo niepokojące. Jedynym, do czego mógłbym je porównać był bardzo wyraźny szelest ptasiach piór, co było naprawdę zaskakujące biorąc pod uwagę fakt, że czarownica nienawidziła ptaków i nigdy nie przyniosłaby ich do swojej pracowni. Nawet gdyby zależało od tego stworzenie sigili.

Ostrożnie stawiając łapy ruszyłem w stronę, z której dobiegał ten niepokojący dźwięk. Wiedziałem, że moja półprzezroczysta forma zapewnia mi bycie praktycznie niewidzialnym, dlatego nie bałem się bezpośredniej konfrontacji. W końcu ten ptak, bo zakładałem, że to właśnie on pojawił się w pracowni czarownicy, najprawdopodobniej mnie nie zauważy, więc jeśli się tam coś, czego mój koci umysł nie będzie potrafił racjonalnie wytłumaczyć, być może uda mi się uciec pozostając niezauważonym.

Przestąpiłem próg zaglądając do środka pomieszczenia. Pierwszym, na co zwróciłem uwagę był ciężki łańcuch w kształcie półksiężyca, który czarownica zawsze nosiła na szyi. Teraz leżał przy drzwiach, zupełnie tak, jakby ktoś go tam rzucił. Zdziwiony zrobiłem krok naprzód, a wówczas moim oczom ukazał się kruk zataczający kręgi nad ułożonym na podłodze sigilem. Unosiła się nad nim delikatna mgła, którą musiała być czarownica.

- A więc to robisz ze wszystkimi, którzy cię przywołują? Zamieniasz ich w mgłę? - zapytałem podchodząc do sigila.

Ptak spojrzał na mnie przekrzywiając głowę, ale zanim zdążył poruszyć skrzydłami już wczepiałem się pazurami w jego czarne pióra. Zaraz po rybach uwielbiałem ptaki.

*sigil - pięczęć demona, anioła lub innej istoty umożliwiające jej przyzwanie
**ewokacja - przywoływanie ducha, demona lub innej istoty
***Naberius - demon, obdarza ludzi elokwencją, naucza właściwości metali, roślin i zwierząt, ukazuje się pod postacią żurawia lub kruka

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro