Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

4 → handsome patient

 ━━━━━ ⏳ ━━━━━ 

Avalon zerknęła na drogę, po czym poprawiła się na fotelu w szoferce karetki. Pojazd poruszał się do przodu ze znaczącą prędkością, a inne samochody posłusznie zjeżdżały jej z drogi. Blondynka odgarnęła kosmyk włosów za ucho i spojrzała na Willa, który co chwila zerkał na lusterka i regularnie majstrował coś przy skrzyni biegów. Był skupiony na jeździe, starając się przy okazji dotrzeć jak najszybciej na miejsce. Im bliżej centrum, tym jednak więcej było uciążliwych przejść dla pieszych, świateł czy innych takich, których po prostu nie dało się ominąć. 

– Jeżdżą jak skończone barany – mruknął Will, po czym pokręcił głową. – No gdzie, cymable! – wcisnął klakson, widząc jak jakiś Mercedes zajechał mu drogę. – Nie widzisz, że ja tu karetką jadę?! 

– Spokojnie, stary, i tak cię nie słyszy – Colin wyjrzał z tyłu karetki i spojrzał z wyrzutem na brata. – Nie musisz się tak drzeć, jeszcze szefowa przez ciebie ogłuchnie.

– Nie słucham go, więc niech krzyczy do woli – odpowiedziała, po czym spojrzała na nich i wyjęła krótkofalówkę z kieszeni na piersiach w kurtce. Przewróciła przy tym oczami i wzięła oddech. Bracia być może byli w porządku, ale dyżur z nimi bywał uciążliwy. Niestety. Miała tylko nadzieje, że na następnym będzie jeździć już z Bonnie, czy kimkolwiek innym. Później odezwała się przez urządzenie do dyspozytorni, aby uzyskać potwierdzenie, że na pewno jadą w dobrym kierunku. Dziewczyna, która powiedziała im o wyzwaniu dorzuciła także kilka dodatkowych informacji, co na pewno pomogło, choć blondynka i tak zaczęła się zastanawiać, co zastaną na miejscu. Nigdy nie przepadała za wezwaniami do korporacji, bo wszyscy mieli tam kołki w dupach i nie szło z nikim się dogadać. A przynajmniej według Avy. 

– Coś jesteś dzisiaj nie w sosie, szefowo.

– Po prostu nie lubię takich wezwań. Założę się, że wejdziemy tam i zaczną się od razu pretensje. Że za późno przyjechaliśmy, że im nabrudzimy i że na pewno nie pomożemy. Nigdy nie załapaliście się na coś takiego? – uniosła brew, zerkając na jednego brata potem na drugiego. 

– Jeśli liczyć tę imprezę kameralną, na której byłem z Bonnie i ze starym, to tak. Tylko, że wtedy prezesowi było duszno i nie stracił przytomności.

– No widzisz? A tutaj mamy zasłabnięcie. Tylko błagam, zatrzymajcie swoje komentarze dla siebie. Jeszcze oskarżą nas o ubliżanie, czy coś w ten deseń, a ja nie potrzebuje problemów. Już i tak muszę się z wami użerać. Wystarczy mi wrażeń jak na jakiś czas. Naprawdę. 

━━━━━ ⏳ ━━━━━ 

– Colin, sprzęt i wszystkie inne nasze graty – Ava zatrzasnęła drzwiczki od karetki i spojrzała w górę na drapacz chmur, przed którym się zatrzymali. Rzeczywiście ich sięgał. – Szybciej, Will. Nie mamy całego dnia – dodała, po czym ruszyła przed siebie. – Które to piętro?

– Dwudzieste piąte.

– Świetnie – burknęła i ruszyła przed siebie, a za nią, niczym dwa muły juczne, podążali bracia, obładowani sprzętem medycznym i innymi rzeczami do pierwszej pomocy. Blondynka zerknęła na nich przez ramię i zaśmiała się pod nosem. Zawsze narzekali na to, że tyle musieli nosić, kiedy ona miała tylko podkładkę z dokumentacją, krótkofalówkę i długopis. 

– Mam nadzieje, że jest tu winda, inaczej to mnie trzeba będzie ratować, a nie tego typa - jęknął Will, poprawiając na sobie plecak. 

– Nie marudź, Adams tylko przebieraj żwawiej nogami, bo cię zaraz pogonie i się skończy – Ava weszła do środka, po czym rozejrzała się dookoła i z radością zauważyła windę. 

Wpakowali się do niej, zajmując całe dostępne miejsce. Avalon odnalazła odpowiedni przycisk i wcisnęła go, drzwi się zasunęły i ruszyli w górę. Na początku trochę szarpało, ale nikt na to nie zareagował. Zespół na szczęście nie miał klaustrofobii, więc nie było się czym przejmować. Blondynka zerknęła na braci, po czym wyprostowała się i zaczęła wpatrywać na licznik pięter, które mijali. Po dotarciu na właściwe, usłyszeli charakterystyczny dźwięk i po chwili mogli już znaleźć się w korytarzu, który był urządzony w minimalistyczny sposób. Dominowała szarość połączona z bielą i nowoczesnością. Czekała już na nich sekretarka, która była wyjątkowo spanikowana. Ava szybko doprowadziła ją do porządku i poprosiła, aby zaprowadziła ich tam, gdzie znajdowała się osoba, która straciła przytomność. Bracia ruszyli posłusznie za nią, nie zdając niepotrzebnych pytań. Tak naprawdę byli jednak zbyt zajęci oglądaniem się za pracującymi kobietami niż patrzeniem się pod własne nogi. 

W gabinecie, który swoją drogą był bardzo przestronny, leżał mężczyzna. Wyglądał na stosunkowo młodego i chyba dochodził już do siebie. Ava odłożyła swoje rzeczy na bok i naciągnęła na dłonie lateksowe rękawiczki, aby trzymać się przepisów. Była ciekawa, co się stało, a raczej tego jak bardzo ten człowiek stresował się swoją firmą. Przypuszczała, że pewnie nie zjadł śniadania, czy wypił o jedną filiżankę kawy za dużo i organizm po prostu się zbuntował. Musiała jednak najpierw przeprowadzić stosowny wywiad zanim cokolwiek będzie dało się stwierdzić. 

– Dzień dobry, nazywam się Avalon Jackman, pracuje jako lekarz w karetce. Wezwano nas, ponieważ zasłabł pan w pracy. Coś się stało? Przewrócił się pan, uderzył o coś może? 

– Po prostu mi słabo... 

– Chłopaki, zbierzcie wszystko. Cukier, ciśnienie – poleciła rodzeństwu, po czym wyjęła swój wskaźnik. – Proszę na mnie spojrzeć - dodała, świecąc mężczyźnie w oczy. Chciała sprawdzić jak reagują źrenice. Nie wydarzyło się nic dziwnego, co wzbudziło by jej podejrzenia. 

– Ciśnienie książkowe, sto dwadzieścia na dziewięćdziesiąt, cukier również w normie, szefowo. 

– Mówię, że nic mi nie jest, to Holly narobiła niepotrzebnego bałaganu i nic więcej. Po prostu zrobiło mi się słabo, wypiłem kawę na pusty żołądek, a dzisiaj mam zabiegany dzień. Spotkanie goni spotkanie, nie mam nawet czasu usiąść – powiedział, po czym się podniósł. 

Ava próbowała temu zaprotestować, ale z drugiej strony wcale nie chciała. Mężczyzna wpadł jej w oko, czy tego chciała, czy nie. Miał specyficzną urodę i z lekkim zarostem było mu do twarzy. Zerknęli na siebie, po czym podniósł się już o własnych siłach i wygładził marynarkę. Blondynka sięgnęła po podkładkę, wiedząc, że czeka ją podpisanie odmowy transportu do szpitala. 

– Podpiszę, co trzeba i nie będę zawracał już państwu głowy – przyznał, jakby czytał jej w myślach i sięgnął po długopis na swoje biurko. 

━━━━━ ⏳ ━━━━━

nic mi się nie chce, przysięgam:-)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro