Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

7

Ludwik

Pierwszy dzień w nowej pracy zacząłem dość dziwnie. Na samym początku wywlekłem się z łóżka nie przez budzik, ale swąd dolatujący z kuchni, gdzie Markus próbował zrobić tosty. Szybko uratowałem sytuację spryskując dymiący toster pianką z gaśnicy wiszącej przy drzwiach wejściowych i wyganiając mężczyznę, wciąż ubranego w same bokserki , z pomieszczenia. Wyrzuciłem zwęglony chleb  do kosza i wyjąłem z szafki kilka nowych kromek. Ponieważ sprzęt do nich przeznaczony nie nadawał się już z do użytku podsmażyłem odrobinę grzanki na patelni, po czym postawiłem na stole wraz z różnymi dodatkami. Kiedy mleko na kakao było gotowe zawołałem Eisenbichlera, który po kilku długich susach przybył z salonu. Na widok przygotowanego przeze mnie jedzenia wytrzeszczył oczy.

-Ludwik, przykro mi, że to mówię, ale nie nadajesz się na serwismana-zasmuciłem się-Powinieneś zostać kucharzem!-wykrzyknął widząc moją niezbyt wesołą minę

-To naprawdę miłe Markus, ale nie przepadam za gotowaniem, więc nie sprawdziłbym się w tej profesji-zaśmiałem się lekko, ale on zrobił lekko zawiedzioną minę

-Ale dla mnie będziesz gotować, prawda?-zrobił proszącą minkę, a ja wyszczerzyłem się podstępnie

-Kto wie, kto wie-powiedziałem tajemniczo

-No nie bądź taki-jęknął żałośnie-sam widziałeś na jakim poziomie stoją moje umiejętności kulinarne

-Przecież żartuję, nie chcę jeszcze wylecieć w powietrze-uśmiechnąłem się szeroko

-No wiesz-żachnął się-a już się bałem, że ty tak na poważnie

-Przepraszam-zaśmiałem się-Nie mogłem się powstrzymać

Po chwili wstałem od stołu i odniosłem talerz do zlewu.

-Ja mogę gotować, ale ty zmywasz-postawiłem warunek, na który on przystał skinięciem głowy-W takim razie ja idę się przebrać, a ty to ogarnij, bo z tego co się orientuję, to zaraz musimy wyjść-powiedziałem i zmyłem się do pokoju

Dosłownie piętnaście minut później siedziałem już w salonie kartkując podręcznik i wychwytując z niego potrzebne formacje.

-Dałbyś już z tym spokój. Przecież nikt nie będzie robił ci testu-mężczyzna wywrócił oczami i wyciągnął mi z rąk książkę-Idziemy-zarządził

Sześć minut potem byliśmy już w budynku treningowym skoczków. Przyjechaliśmy pierwsi, ponieważ miałem jeszcze kilka spraw do obgadania z Schusterem. Eisenbichler zszedł do odpowiedniej sali, a ja poszedłem do gabinetu Wernera.

-Jak dobrze, że już jesteś-powiedział na mój widok pierwszy trener reprezentacji Niemiec w skokach narciarskich-Zaraz powinien przyjść tu nasz poprzedni "opiekun sprzętu", który pokarze ci co i jak-w tej samej chwili drzwi się otworzyły i wszedł rzez nie starszy pan-Panie Witoldzie, to Ludwik, który ma zająć pana miejsce. Mam nadzieję, że pokaże mu pan o co w tym wszystkim chodzi i dlaczego tak ważna będzie jego rola

-Z przyjemnością-oznajmił na oko pięćdziesięcio-kilku latek-Witold-przedstawił się

-Ludwik-odwzajemniłem uścisk dłoni-To od czego zaczniemy proszę pana?-spytałem z zapałem

-Podoba mi się twój entuzjazm. Lepiej nie mogłeś trafić Werni-puścił do mężczyzny oczko i poprowadził mnie korytarzem

Przez około pół godziny pokazywał mi wszystkie ważne pomieszczenia w których przechowują wszystkie potrzebne mi narzędzia i objaśniał jaki ich używać. Kiedy skończyliśmy pochwalił mnie, bo podobno jestem bardzo pojętnym uczniem i odprowadził do biura Schustera. To okazało się jednak zamknięte, a ponieważ nie orientuję się jeszcze w rozkładzie tego budynku Witold pomógł mi trafić do pomieszczenia z siłownią. Tym razem jednak główne wejście było zamknięte i zmuszeni byliśmy wejść przez szatnię. Spodziewałem się, że wszyscy będą już lać z siebie pot na siłowni, tymczasem kiedy otworzyliśmy drzwi naszym oczom ukazali się skoczkowie dopiero zmieniający koszulki. Nieznacznie, ale jednak, zrobiłem się czerwony i jak najszybciej potrafiłem wyminąłem ich i znalazłem się na siłowni. Podszedłem do trenera, a zaraz po mnie zbliżył się Witold.

-Powiedziałem mu co i jak. Bardzo pojętny z niego dzieciak-poczochrał mnie po włosach-Będę przychodził do końca miesiąca żeby patrzeć jak sobie radzi i w razie czego mu pomagać-powiedział

-To bardzo miło z twojej strony. To na pewno nie będzie problem?-spytał

-No co ty-zaśmiał się starszy-Czysta przyjemność-w tej samej chwili weszli skoczkowie

Po treningu Witold odciągnął mnie na bok.

-Tylko nie zrań Markusa, dobrze?-poprosił

-Czemu miałbym go ranić? I jak?

-Widać, że wiele dla niego znaczysz. Bądź dla niego dobry, wiele przeszedł w życiu-po tych słowach mężczyzna oddalił się

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro