5
Ludwik
Kiedy wszyscy skoczkowie zebrali swoje rzeczy razem z Eliasem odwieźliśmy ich na stację. Tam Markus, czyli główny zainteresowany moją przeprowadzką obiecał:
-Czekaj na telefon. Na dniach powinienem mieć czas żeby przyjechać i zabrać twoje rzeczy do mnie. Na razie-pomachał i wsiadł do reszty do wagonu
Minęły dwa dni, aż w końcu Eisenbichler odezwał się. Była mniej-więcej trzecia po południu. Wracałem właśnie z kawiarni, gdzie zatrudniono mnie kilka dni przed sesją, kiedy stwierdziłem, że przyda mi się odrobina gotówki na starcie. Przechodziłem właśnie obok supermarketu, w którym zazwyczaj robiłem zakupy, kiedy zadzwonił mój telefon. Szybko odebrałem, ni patrząc na wyświetlacz i kiedy odezwał się głos mojego rozmówcy wytrzeszczyłem oczy.
-No hej Ludwik
-Cześć Markus, coś się stało?-spytałem zdziwiony
-Nie, a miało? Chciałem ci powiedzieć, że jutro, koło południa mam czas i planowałem przyjechać żeby pomóc ci zabrać potrzebne rzeczy z mieszkania. Będę przeszkadzać?
-No co ty-zaśmiałem się-W sumie to nie mogę się doczekać aż zacznę pracę z wami-powiedziałem szczerze, chociaż tak najbardziej chciałem zobaczyć, jakie mięśnie mają pod koszulkami-A o tej dwunastej planujesz być tu, czy wyjeżdżać?-zapytałem
-Miałem zamiar już być w Berlinie, a czemu pytasz?
-Bo nie wiedziałem, czy am robić obiad czy nie-wyjaśniłem-A jak tam u was na treningach? Dostaliście w piątek w kość?-spytałem nawiązując do stanu skoczków po imprezie
-I to jak-zaśmiał się-Tylko Ryśkowi się upiekło bo ma mocną głowę
-Farciarz. Ja nigdy nie mogę wypić więcej niż cztery piwa, nawet te najsłabsze, bo odlatuję i kompletnie nie mam pojęcia co się działo
-Musimy to kiedyś wykorzystać-powiedział uwodzicielsko, a ja udałem, że nerwowo przełykam ślinę-Do zobaczenia jutro, bo teraz muszę jeszcze coś zjeść, zrobić „domowe" ćwiczenia, a potem jeszcze pomóc Severinowi wybrać prezent dla żony na rocznicę, co znając jego zdecydowanie zajmie nam do wieczora
-Okey, powodzenia-powiedziałem i rozłączyłem się
Po schowaniu komórki do kieszeni spodni wszedłem do sklepu i zmuszony przyjazdem Eisenbiclera kupiłem dużo warzyw i owoców żeby mieć go czym wykarmić. tego samego dnia przygotowałem sałatkę warzywną i kurczaka do upieczenia następnego dnia, po czym zacząłem się pakować do walizek. Ubrana zmieściłem do dwóch dość sporych walizek, a potem, kiedy miałem już zabierać się za inne potrzebne rzeczy usiadłem na chwilę na kanapie i dosłownie padłem. Obudziłem się dopiero kiedy nastawiony ze studenckiego przyzwyczajenia budzik zadzwonił o wpół do ósmej rano. Zerwałem się z kanapy i natychmiast zacząłem szukać źródła mojej pobudki. Kiedy zlokalizowałem telefon wyłączyłem uciążliwą muzykę i zabrałem się za pakowanie sprzętów elektronicznych. W międzyczasie umieściłem w internecie ogłoszenie wynajmu mieszkania, które i tak miało stać nieużywane. Potem zapakowałem książki i inne rzeczy, które nie były meblami i koło jedenastej trzydzieści włączyłem piekarnik. Kiedy się nagrzał włożyłem mięso i czekałem na przyjazd gościa. Pojawił się niespełna dwadzieścia minut później, akurat kiedy miałem wyjmować zawartość piekarnika.
-świetne wyczucie Markus-zaśmiałem się zapraszając go do środka-Akurat miałem nakładać jedzenie
-To świetnie, bo umieram z głodu-zaśmiał się-Co ty na to, żeby zjeść, a potem poznosić twoje rzeczy do bagażnika?-zaproponował
-Jestem na tak-zaśmiałem się-w sumie to dzięki, że po mnie przyjechałeś
-Nie mam nic lepszego do roboty, poza tym fajnie się spędza z tobą czas-puścił mi oczko-Jesteś spakowany czy jeszcze z czymś ci pomóc?
-Wszystko co można zabrać na jeden raz-uśmiechnąłem się szeroko-Reszt zabiorę pociągiem jak będę miał czas
-Jak chcesz-wzruszył ramionami-Mi wszystko jedno, mam duży bagażnik-wyszczerzył się siadając do stołu
Szybko zjedliśmy obiad, który Markus niezmiernie pochwalił i stwierdził że to ja będę gotować. Nie żeby mi to jakoś bardzo przeszkadzało, ale wniebowzięty też ni byłem. Zniesienie wszystkich moich rzeczy zajęło nam około godziny, po której wziąłem z lodówki i z półek w kuchni całe jedzeni, by się nie zepsuło. Po około trzech godzinach jazdy spędzonych na gadaniu ze sobą dojechaliśmy pod blok, w którym mieściło się mieszkanie skoczka.
-Nie ma tu wielkich luksusów, ale czuj się jak u siebie, w końcu od teraz tu mieszkasz-puścił mi oczko-Nie miałem miejsca na wstawienie nowej szafy czy drugiego łóżka, więc będziesz musiał zadowolić się dzieleniem tego ze mną. Mam nadzieję że to nie kłopot-zaśmiał się nerwowo
-Dla mnie żaden, więc jeśli nie masz nic przeciwko, to ja też-uśmiechnąłem się
-W takim razie witaj mój nowy współlokatorze
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro