3
Ludwik
Dwa i pół miesiąca do końca studiów zleciało jak z bicza trzasnął. Nim się obejrzałem wychodziłem z sali, w której pisałem ostatnią w mojej studenckiej "karierze" sesję. Na zewnątrz czekał na mnie Elias, który ma do spędzenia na uczelni jeszcze rok, a wszystkie egzaminy napisał jeszcze przed terminem, z lepszym lub gorszym skutkiem.
-No i jak ci poszło chłopie?-zagadnął klepiąc mnie w plecy tak mocno, że prawie wyplułem płuca
Kiedy udało mi się przywrócić mój oddech do normalnego stanu wyprostowałem się i odpowiedziałem:
-Niektóre rzeczy mogłem nauczyć się lepiej, ale sądzę, że masakry nie będzie-zaśmiałem się-To co, stawiasz dzisiaj dwie gałki żeby uczcić koniec mojej męczarni?-spytałem wstając z murka przed szkoła na którym usiedliśmy, ale Layhe tylko pokręcił głową
-Wymyśliłem coś lepszego, ale co to jest dowiesz się dopiero wieczorem-uśmiechnął się diabelsko, a ja zacząłem obawiać się o swoje życie, na co przyjaciel spróbował podnieść mnie na duchu-Ale nie bój żaby, powinieneś przeżyć-puścił mi oczko-A teraz chodź idziemy przygotować się na wieczór
Jego "przygotowanie" polegało na obleceniu wszystkich spożywczaków w mieście i wykupieniu mnóstwa alkoholu i, co dziwne, ZDROWEGO żarcia. Nie odzywałem się jednak i w ciszy szlajałem się za mężczyzną. Około dwudziestej przyczłapaliśmy wreszcie do mieszkania Eliasa. Przed samym wejściem przyjaciel zarzucił mi na głowę worek po ziemniakach i łapiąc na ręce wniósł do mieszkania. Panowała w nim idealna cisza. Wręcz zbyt idealna. Poczułem jak Leyhe stękając z wysiłku odstawia mnie na podłogę i z chwilą kiedy moje stopy dotknęły podłogi zdjął mi worek zasłaniający widoczność. Kiedy tylko ponownie mogłem widzieć świat usłyszałem głośne "Gratulujemy ukończenia studiów i liczymy na owocną współpracę", a zza wszystkiego co tylko było w pokoju wyskoczył jakiś skoczek. kiedy zobaczyłem wszystkich moich "nowych kolegów" z przyszłej pracy trzymających wielki transparent, zrobiło mi się bardzo przyjemnie na sercu. W dodatku jeden z nich trzymał tort, oczywiście z biszkoptu i kawałkami owoców. Niesamowicie zaskoczony uściskałem każdego, ale chyba najmocniej przytuliłem Eliasa.
-Dziękuję, że zebrałeś ich tu wszystkich. Jesteś naprawdę najlepszym kumplem. Ale czy Kat nie będzie mała nic przeciwko czemuś takiemu w waszym mieszkaniu?-spytałem z powątpiewaniem przyglądając się liczbie osób w dość niewielkim pomieszczeniu
- Katharina poszła do koleżanek na babski wieczór, zostawiając nas z poleceniem nie rozwalenia ścian i dała nam względnie wolną rękę-puścił do mnie oczko-To co, nalewamy!-krzyknął głośno otwierając butelkę alkoholu
Wszyscy sportowcy wykazali się wielkim entuzjazmem co do tego przedsięwzięcia, więc już po chwili jedna butelka była pusta.
-Cieszę się, że już za niedługo Ludwik przyjdzie pracować do nas-stwierdził Stephan uśmiechając się głupkowato
-Wcale nie tak zaraz-podrapałem się po karku, a wszyscy spojrzeli na mnie ze zdziwieniem-Nie mogłem nigdzie w pobliżu znaleźć mieszkania, a codziennie przeznaczać pięć godzin na podróż to trochę za dużo-wyjaśniłem
-Żaden problem bro-zaśmiał się Severin-Markus mieszka sam, więc jeśli będziecie się dzielić rachunkami nie widzę przeszkód żebyście razem zamieszkali-wyszczerzył się Freund-Co ty na to Markus?
-Może być ciekawie-diabelsko się zaśmiał-Ale teraz wróćmy do picia, bo będziemy tak gadać do rana-wszyscy przyznali mu rację i chwilę potem druga butelka, również bez zawartości, stała kolo pierwszej
Po opróżnieniu mniej więcej siedmiu, z czego wyszło po około siedem kieliszków na głowę zaczęliśmy się rozkręcać. Około jedenastej byliśmy już w trakcie entnej rundy opowiadania przypałowych historii życia, kiedy Stephan doszedł do wniosku, że czas ich wszystkich uświadomić co to było, kiedy kiedyś razem z Eliasem wsadziliśmy ich matce zdechłą mysz do szuflady z bielizną. Co prawda oni się teraz śmieli, ale nam wcale nie było do śmiechu kiedy musieliśmy wypolerować na błysk każdy z kamyczków w ogrodzie pani Leyhe. W końcu koło trzeciej, kiedy na nogach trzymałem się tylko ja, ponieważ od jedenastej nic nie piłem i Freitag, który po prostu ma mocną głowę, postanowiliśmy zakończyć świętowanie. Razem z Richardem przeniosłem nieprzytomnych lub śpiących mężczyzn do łóżek i na kanapę, na którą wcisnął się też skoczek, a mi, oraz Markusowi dla którego nie znaleźliśmy już miejsca przypadło spać na podłodze. Rozłożyłem tam koc i poduszki, drugim przykryłem mnie oraz niego, po czym szybko zasnąłem.
______________
Jak tam wolne?
Zuzia
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro