Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

3

Ludwik

Dwa i pół miesiąca do końca studiów zleciało jak z bicza trzasnął. Nim się obejrzałem wychodziłem z sali, w której pisałem ostatnią w mojej studenckiej "karierze" sesję. Na zewnątrz czekał na mnie Elias, który ma do spędzenia na uczelni jeszcze rok, a wszystkie egzaminy napisał jeszcze przed terminem, z lepszym lub gorszym skutkiem.

-No i jak ci poszło chłopie?-zagadnął klepiąc mnie w plecy tak mocno, że prawie wyplułem płuca

Kiedy udało mi się przywrócić mój oddech do normalnego stanu wyprostowałem się i odpowiedziałem:

-Niektóre rzeczy mogłem nauczyć się lepiej, ale sądzę, że masakry nie będzie-zaśmiałem się-To co, stawiasz dzisiaj dwie gałki żeby uczcić koniec mojej męczarni?-spytałem wstając z murka przed szkoła na którym usiedliśmy, ale Layhe tylko pokręcił głową

-Wymyśliłem coś lepszego, ale co to jest dowiesz się dopiero wieczorem-uśmiechnął się diabelsko, a ja zacząłem obawiać się o swoje życie, na co przyjaciel spróbował podnieść mnie na duchu-Ale  nie bój żaby, powinieneś przeżyć-puścił mi oczko-A teraz chodź idziemy przygotować się na wieczór

Jego "przygotowanie" polegało na obleceniu wszystkich spożywczaków w mieście i wykupieniu mnóstwa alkoholu i, co dziwne, ZDROWEGO żarcia. Nie odzywałem się jednak i w ciszy szlajałem się za mężczyzną. Około dwudziestej przyczłapaliśmy wreszcie do mieszkania Eliasa. Przed samym wejściem przyjaciel zarzucił mi na głowę worek po ziemniakach i łapiąc na ręce wniósł do mieszkania. Panowała w nim idealna cisza. Wręcz zbyt idealna. Poczułem jak Leyhe stękając z wysiłku odstawia mnie na podłogę i z chwilą kiedy moje stopy dotknęły podłogi zdjął mi worek zasłaniający widoczność. Kiedy tylko ponownie mogłem widzieć świat usłyszałem głośne "Gratulujemy ukończenia studiów i liczymy na owocną współpracę", a zza wszystkiego co tylko było w pokoju wyskoczył jakiś skoczek. kiedy zobaczyłem wszystkich moich "nowych kolegów" z przyszłej pracy trzymających wielki transparent, zrobiło mi się bardzo przyjemnie na sercu. W dodatku jeden z nich trzymał tort, oczywiście z biszkoptu i kawałkami owoców. Niesamowicie zaskoczony uściskałem każdego, ale chyba najmocniej przytuliłem Eliasa.

-Dziękuję, że zebrałeś ich tu wszystkich. Jesteś naprawdę najlepszym kumplem. Ale czy Kat nie będzie mała nic przeciwko czemuś takiemu w waszym mieszkaniu?-spytałem z powątpiewaniem przyglądając się liczbie osób w dość niewielkim pomieszczeniu

- Katharina poszła do koleżanek na babski wieczór, zostawiając nas z poleceniem nie rozwalenia ścian i dała nam względnie wolną rękę-puścił do mnie oczko-To co, nalewamy!-krzyknął głośno otwierając butelkę alkoholu

Wszyscy sportowcy wykazali się wielkim entuzjazmem co do tego przedsięwzięcia, więc już po chwili jedna butelka była pusta.

-Cieszę się, że już za niedługo Ludwik przyjdzie pracować do nas-stwierdził Stephan uśmiechając się głupkowato

-Wcale nie tak zaraz-podrapałem się po karku, a wszyscy spojrzeli na mnie ze zdziwieniem-Nie mogłem nigdzie w pobliżu znaleźć mieszkania, a codziennie przeznaczać pięć godzin na podróż to trochę za dużo-wyjaśniłem

-Żaden problem bro-zaśmiał się Severin-Markus mieszka sam, więc jeśli będziecie się dzielić rachunkami nie widzę przeszkód żebyście razem zamieszkali-wyszczerzył się Freund-Co ty na to Markus?

-Może być ciekawie-diabelsko się zaśmiał-Ale teraz wróćmy do picia, bo będziemy tak gadać do rana-wszyscy przyznali mu rację i chwilę potem druga butelka, również bez zawartości, stała kolo pierwszej

Po opróżnieniu mniej więcej siedmiu, z czego wyszło po około siedem kieliszków na głowę zaczęliśmy się rozkręcać. Około jedenastej byliśmy już w trakcie entnej rundy opowiadania przypałowych historii życia, kiedy Stephan doszedł do wniosku, że czas ich wszystkich uświadomić co to było, kiedy kiedyś razem z Eliasem wsadziliśmy ich matce zdechłą mysz do szuflady z bielizną. Co prawda oni się teraz śmieli, ale nam wcale nie było do śmiechu kiedy musieliśmy wypolerować na błysk każdy z kamyczków w ogrodzie pani Leyhe. W końcu koło trzeciej, kiedy na nogach trzymałem się tylko ja, ponieważ od jedenastej nic nie piłem i Freitag, który po prostu ma mocną głowę, postanowiliśmy zakończyć świętowanie. Razem z Richardem przeniosłem nieprzytomnych lub śpiących mężczyzn do łóżek i na kanapę, na którą wcisnął się też skoczek, a mi, oraz Markusowi dla którego nie znaleźliśmy już miejsca przypadło spać na podłodze. Rozłożyłem tam koc i poduszki, drugim przykryłem mnie oraz niego, po czym szybko zasnąłem.
______________
Jak tam wolne?
Zuzia

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro