Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział XXXVIII

Spalding stał na rozległym pastwisku leżącym tuż obok wjazdu na cały obiekt. Kilka razy w ciągu dnia było słychać chrzęst żwiru pod kołami pojazdów. Lecz nagle na drogę wjechał wielki, czerwony koniowóz, który lśnił nowością. Ogier zaczął kłusować wzdłuż płotu w stronę innych koni.

- Wiecie co się dzieje? - Zapytał jakiegoś młodego ogiera.

- Klacz, która przyjechała na stanówkę. Jedna z najlepiej biegających folblutów - odpowiedział.

- Stanówkę?

- Egh... Serio jesteś dorosły i trzeba Ci tłumaczyć? Pokrycie, źrebaki... A z resztą klacz pewnie przyjechała do Ciebie.

Oczy gniadosza wyszły z orbit, klacz? Specjalnie przyjechała na pokrycie? I to jeszcze do NIEGO? To wręcz niemożliwe. Wielki samochód zatrzymał się przed stajnią, a ze środka wyskoczył ten sam mężczyzna, który nieomal wpadł pod trenującego Spalding'a Pharoah'a. Właścicielowie folblutów podali sobie dłonie na przywitanie, i widać było, że chcą od razu przejść do interesu, który leżał między nimi.

- Wyprowadź ją - powiedział bez jakiegokolwiek zainteresowania koniem, który właśnie stał w koniowozie.

Nagle z przyczepy wyszła kara, wysoka klacz, która dumnie stąpała po podłożu. Na jej długich i suchych nogach spoczywały fioletowe ochraniaczem, zaś na jej grzbiecie leżała tego samego koloru derka. Nagle karoszka rzuciła przelotne spojrzenie Spalding'owi, który właśnie kłusował w jej stronę by się przywitać, ponieważ miał to w nawyku, żeby zrobić na sobie dobre wrażenie.

- Black California... - szepnął, a jego oczy błysknęły niezwykłym światłem.

Świat w tym momencie nie miał znaczenia, ogiera interesowała tylko i wyłącznie ta klacz, która jest podobno najlepsza. Wierzył w to całym sobą, bo dobrze o tym wiedział, że folblutka doskonale radzi sobie na torze, bijąc kolejne rekordy toru, które dla niej były po prostu pestką.

- Spalding Pharoah - wyrwało się jej, a na jej pysku zawitał cień uśmiechu.

Blondyn rozkazał stajennemu, by zdjął z klaczy rzeczy przeznaczone do transportu i żeby zawinął gęsty, bujny, czarnego włosia ogon. Włosie klaczy zawinięte było żółtą owijką, a samego folbluta, który wręcz szalał na pastwisku, wyprowadzono i zaczęto uspokajać. Gniady folblut prowadzany był wokół karoszki, która nie wykazywała żadnego zainteresowania obecnością ogiera.

- No to co, niech powstaną potomki młodych legend toru - powiedział mężczyzna w garniturze.
***************************
Przestałam ogarniać samą siebie, nie wiem co dzieje się ze mną. Proszę Was tylko o to żebyście nie nalegali na kolejne rozdziały. Przepraszam za tak długą przerwę w dodawaniu rozdziałów, ale jest! Nie obiecuję, że będę dodawała je regularnie, ponieważ wszystkie moje obowiązki się nawarstwiły. Teraz łapcie ten rozdział i cieszcie się, to znaczy mam nadzieję, że się cieszycie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro