Rozdział XXX
Niespokojnie machnął łbem, skulił uszy i wściekle kłapnął zębami. Stajenny jeszcze raz pociągnął za uwiąz od kantara Spalding'a, lecz bezskutecznie. Ogier był zestresowany, bał się zwykłego wejścia do przyczepy. Miał wyjechać na jeden z najważniejszych wyścigów w jego karierze, na Kentucky Derby. Nie widząc innego wyjścia postanowiono użyć bata, gdy gniadosz poczuł jego lekkie dotknięcie na zadzie, wskoczył do przyczepy a przy tym walnął się w klatkę piersiową o ścianę dzielącą konie. Spalding głośno wypuścił powietrze gdy tylko zobaczył, że ludzie nie widzieli tego incydentu. Wprowadzono trzy pozostałe folbluty, w tym trenującego z nim Derqonmax'a.
- Spokojnie jeszcze cztery dni, zdążysz się przyzwyczaić i pokonać stres - powiedział pokrzepiająco.
- Tobie łatwo tak powiedzieć bo już nie biegasz na wyścigach. Jeszcze przez tą cholerną przyczepę boli mnie klatka piersiowa - parsknął i wyjrzał zza okno.
Derqonmax nie podejmował kolejnej próby uspokojenia Spalding'a. Widział, że nie ma szans by przemówić do rozsądku trzylatka. Gniady ogier nie wiedział co sądzić o tym, że za kilka dni okaże się czy przejedzie do historii wyścigów jako jeden z największych folblutów.
3 godziny później
Jego oczy błysknęły białkiem gdy został wyprowadzony z przyczepy. Poczuł lekkie szarpnięcie spowodowane łańcuszkiem mocowanym do kantara, które go zdenerwowało. Nie chciał ugryźć lecz to zrobił, Matt został mocno zraniony. Zazwyczaj rana po ugryzieniu nie krwawi, ale nie w tym przypadku. Ogier został walnięty w łopatkę, co go jeszcze bardziej zirytowało. Szybko odskoczył w bok i wyrwał uwiąz z rąk mężczyzny. Pokłusował przed siebie. Na padoku zobaczył klona samego siebie. Gniady lecz bardziej umięśniony ogier kłusował tuż przy boku Spalding'a Pharoah'a.
- Czy nie potrafisz się odczepić? - Prychnął Junior.
- Tak zwracasz się do własnego ojca, drogi Spalding'u? - Powiedział stanowczym tonem American Pharoah.
- Że co proszę? Ty jesteś moim ojcem? - zdziwiony Spaldi przystanął.
- Tak to ja, ale chyba nie będę dumny z Twego zachowania. Czemu ugryzłeś tego faceta? Biegasz na torze całkiem dobrze, ale z zachowania w ogóle mnie nie przypominasz - prychnął.
Nagle do folblutów doszedł Nicolas.
- O cześć American - uśmiechnął się i poklepał błyszczącą szyją gniadego - A Ty geniuszu idziesz do boksu - fuknął i zaprowadził konia do stajni.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Smutne w sumie, że już niedługo kończymy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro