Rozdział XVI
Lipcowe słońce było niemiłosiernie gorące. Ziemia była tak spragniona wody, piach na torze robił wielkie chmury pyłu, gdy tylko się po nim kłusowało. Black Sabbath jak i inne konie miała wolne od treningów. Tylko chwila... zaraz... są dwa nowe konie, które jeszcze nie zabłysnęły na tutejszym torze. Doskonale wiadomo o jakie konie tutaj chodzi, Spalding Pharoah i Black California. Z racji tego, że California jeszcze nie zadebiutowała, dzisiaj nawet jej nie siodłano. Postanowiono pomęczyć Spalding'a Pharoah'a. Brązowa sierść i czarna skóra rządu ogiera, mieniła się w promieniach słońca. Jeździec, który go dosiadał dawał mu bardzo dużo luzu, więc gniadosz z miarowego kłusa, wskakiwał nagle na wyższy bieg. Wreszcie wkroczyli na tor, nowy trener ogiera stał za barierką, i bacznie obserwował każdy ruch dżokeja jak i konia.
- Od razu mówię, niech biegnie jak chce, ani go nie wstrzymuj, ani nie popędzaj. Dystans to 5 furlongów, zobaczymy cy to kolejne cacko jak nasz Black Sabbath - dał rozkaz młodemu mężczyźnie i wyjął z kieszeni stoper.
Chłopak dosiadający gniadosza nakierował go na linię startu. Zmienił chwyt na wodzach, ustawił stopę w strzemieniu, poprawił okularki na nosie i dał luz Spalding'owi. Ogier jak z maszyny wystrzelił, miał najlepszy start w życiu. Oddychał bardzo spokojnie, ale prędkość jaką osiągnął w tak krótkim czasie, była ogromna. Tumany kurzu wzbijały się za rozpędzoną maszyną. Junior jeszcze mocniej wydłużył krok, co było równoznaczne z przyśpieszeniem. Nagle młody Pharoah poczuł wędzidło, sygnał do zatrzymania się. Tak krótko? Co jest? Posłusznie zwolnił i zgodnie z poleceniem nowego dżokeja, podjechał do trenera.
- Ale zasuwa, jeszcze nigdy nie spotkałem się z taką prędkością - powiedział dosiadający i poklepał suchutką szyję Spalding'a.
- To jest ogromna maszyna, nie koń, niesamowicie szybko biega i cudownie wydłuża krok. Szybko daj go na padok, niedługo biegnie. - Zachwycił się starszy mężczyzna.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro