Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział XII

Do nozdrzy młodego ogiera wpadło  duszące powietrze. Poderwał się na równe nogi, i ledwo otworzył oczy, które niemiłosiernie go piekły. Wszędzie było biało, a jakieś pomarańczowe języki raz po raz wyskakiwały zza rogu. Spalding zaczął kaszleć, nie miał czym oddychać, jego nogi zaczęły się kołysać.

- Blacky! - Zawołał, nic nie usłyszał. - Na miłość boską, kochanie! Blacky odezwij się! - Wykrzyczał lekko zdenerwowany. - Black California ma natychmiast się odezwać! Masz się odezwać, słyszysz?! Masz się kurwa odezwać! - Powiedział zrezygnowany, łykając łzy.

Zajrzał do boksu obok, lecz tam były tylko płomienie. Języki ognia pożerały martwe ciało Genius'a. Z oczu ogiera płynęły łzy, on też tak skończy. Ten piekielnie gorący ogień, zaraz dobierze się do gniadego dwulatka. Zrezygnowany upadł na kolana, przed jego oczami nie było nic, słyszał szum, i dźwięk syren. Straż pożarna próbowała walczyć z ogromnym pożarem. Nagle dla młodego konia pojawiła się nadzieja. Usłyszał Usłyszał donośny trzask, otworzyli drzwi. Do środka wdarł się młody mężczyzna, rozejrzał się dookoła i zauważył Spalding'a. Rzucił się biegiem w jego stronę.

- Już Cię stąd wyciągam - powiedział pchając drzwi od boksu.

Gdy tylko otworzył stanowisko, chwycił za kantar ogiera, poderwał Spalding'a do góry i szybkim tempem ruszył w stronę wyjścia. Z góry zaczęły spadać płonące belki, coraz ciężej się oddychało, dwutlenek węgla odbierał przewagę tlenowi. Oślepiające, niebieskie światło błyskało w oczach gniadosza. Przestraszony zaczął dębować, próbował zawrócić z myślą o Black Californii. Chwila, przecież za drzwiami stała ona. Kara klacz, którą kochał, i nie skrzywdziłby jej nigdy w życiu. Wyrwał się z uścisku strażaka, i pokłusował do Blacky.

- Nigdy Cię już nie zostawię, rozumiesz? Nigdy - powiedział i objął najsilniej jak mógł Californię.

Karoszka zalała się łzami, i przestraszona wtuliła się w ogiera. Gniadosz nagle uświadomił sobie, że jego matka nie żyje. Przez jego głowę przebiegło każde wspomnienie związane z nią, pierwsze jej czułe spojrzenie, wesołe bawienie się z nią, wspieranie się nawzajem. To nie mogła być prawda! Nie mógł stracić matki! Świat nie mógł stracić najukochańszej Sky Beauty!

- Nie płacz proszę, najważniejsze, że z Tobą nic nie jest. Kocham Cię - powiedział, a paląca łza spłynęła po potylicy gniadosza.

Rozejrzał się w poszukiwaniu właściciela stadniny, nie musiał długo na niego czekać. Frankel podbiegł do niego załamany, rzucił mu się na szyję.

- Straciłem wszystko najdroższy! Wszystko! Dom, żonę i dzieci! Rozumiesz? - Zawył i znowu przytulił ogiera.

Spalding, który nie wiedział co robić, położył głowę na jego ramieniu i wypuścił powietrze z nozdrzy. Jego życie rozsypało się, stracił tak wiele rzeczy i osób, czuł to samo, co młody ogier.

- Będę zmuszony sprzedać wszystkie konie, które przeżyły. Przepraszam Cię Spalding - załkał i odszedł od Spaldi'ego.

Dwulatek popatrzył jeszcze raz na Blacky, stanął tuż przy jej boku, nie zostało mu nic, niż patrzyć jak jego dom płonie. Strażacy robili wszystko co w ich mocy, kilka ekip było ustawione wkoło wszystkich płonących budynków. Pozostało pytanie, kto lub co wywołało pożar?

~~~~~~~~~~~~~
468 słów. Niespodziewanka, no cóż trochę taki dramatyczny zwrot akcji.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro