Rozdział XI
Nadszedł dzień powrotu Spalding'a do jego stadniny. Wszystko było przygotowane, przyczepa była już podstawiona pod stajnię. Ogier miał być wprowadzony jako drugi, więc musiał czekać na swoją kolej. Po jego prawej stronie miał stać Forgont, zaś po lewej Genius, który towarzyszył mu przy wprowadzeniu na tor. Gniadosz cieszył się na myśl powrotu do rodzinnego domu, lecz stresował się przebywaniem w przyczepie, z koniem, którego pokonał. Nagle zaczął wchodzić po rampie prowadzącej do "opakowania". Ustawił się w przestrzennym stanowisku, i cierpliwie czekał na zamknięcie go, jak i dołączenie bułanego towarzysza. Po pięciu minutach byli gotowi do odjazdu. Właściciel toru Belmont, i właściciel Spalding'a pożegnali się. Frankel wsiadł do samochodu, i ruszyli w podróż powrotną. Spalding nie mógł znaleźć wygodnej pozycji, jego nogi nie ochłonęły jeszcze po wczorajszym biegu.
- Gratuluje Spalding wspaniałej wygranej, jak i wspaniałego debiutu - uśmiechnął się bułanek.
- Dziękuje Genius - odpowiedział i znowu przymknął oczy.
- Ledwo co dyszałeś debilu, gdyby nie to, że się potknąłem, to na pewno ja miałbym za sobą udany debiut - oburzył się Forgont.
- Trudno się mówi, to ja mam udany debiut za sobą. I tak na przyszłość, nie ładnie kłamać. Przecież widziałem, że się nie potknąłeś - parsknął ze śmiechem Spaldi.
- Uważaj na słowa, w naszej stajni znowu Cię utemperują - zagroził.
- Już się boję, a teraz idź spać księżniczko, która potyka się na każdym kroku - po tych słowach zaśmiał się donośnie wraz z Genius'em.
Zwycięski gniadosz przymknął oczy, i stał tak do końca dość długiej podróży. Świeże powietrze wdarło się do przyczepy, a znajomy widok przywitał znudzonego dwulatka. Wyszedł z przyczepy, i wesoło zarżał na przywitanie. Czekał tylko na chwilę, gdy ściągną z niego ochraniacze transportowe i wypuszczą na duży padok. Damian już zabrał się za "rozbieranie" ogiera. Sprawnie to zrobił, i skierował się wraz ze Spalding'iem na wybieg. Gdy tylko odczepił uwiąz, gniadosz wyskoczył jak z procy. Był tak spragniony ruchu. Dziko galopował i raz, po raz strzelał baranki. Robił tak dopóki nie zauważył Blacky.
- Blacky! - Zawołał i pognał do płotu.
- Spalding! Jejku ja tak tęskniłam - powiedziała w momencie, gdy ten już ją przytulał.
- Ja bardziej tęskniłem - odpowiedział, wtulony w miękką grzywę klaczy.
- Opowiadaj jak Ci poszedł debiut, trzymałam za Ciebie kciuki, czekaj nie tak. Kopyta - zaśmiała się.
- Wygrałem 8 długości nad Forgont'em, nawet nie wiesz jaki jest na mnie wściekły. Z resztą, niech ma za swoje - puścił oczko karej klaczce.
Karoszka nie odpowiedziała mu, tylko w nagrodę dała mu buziaka. Na pysku ogiera pojawił się szeroki banan.
- Zaraz będą nas sprowadzać, szkoda że tak krótko mogłeś być na padoku - powiedziała i wskazała głową na idących ludzi.
Zasmucony gniadosz pobiegł do furtki i ruszył ścieżką do stajni. Wszedł do swojego boksu, i posłusznie czekał na jego zamknięcie. Gdy tylko zobaczył, że drzwi są zamknięte, zasnął.
~~~~~~~~~~~~~
449 słów. Nawet nie wiecie jaką szykuje dla Was niespodziankę.
Na zdjęciu podobizna Spalding'a Pharoah'a, która została narysowana przeze mnie :)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro