Rozdział VI
Od razu mówię, że nie mam pomysłów jak nazywać rozdziały, więc najpewniej będą tylko numerowane. Koniec gadania, czas na opowiadanko.
~~~~~~~~~~~
Stali tak wtuleni w siebie przez długi czas, a Spalding rozkoszował się tym, że może przytulić najcudowniejszą klacz, i zarazem zemścić się na swoim rywalu. Sekundy, a raczej minuty leciały niczym Pharoah na torze. (D.A jakie porównania xD) Oczy klaczy jak i ogiera iskrzyły się, byli chyba najszczęśliwszymi końmi na całej kuli ziemskiej. No ale, wszystko co piękne kiedyś musi się kończyć, na padok wbiegł Black Diamond. Pogalopował w stronę folblutów, i rzucił się na byłego przyjaciela. Ogiery wspinały się na zadnie nogi, biły w powietrzu przednimi, i kąsały po szyjach. Spalding próbował dojść do klatki piersiowej Diamond'a, lecz ten odpierał ataki bijąc go kopytami. Z otwartych ran sączyła się świeża, bordowa krew. Bijatykę przerwał czarnoskóry, starszy mężczyzna Damian i stajenny. Ten pierwszy odciągał gniadosza, zaś pierwszy karosza. Po wielkim wysiłku fizycznym udało im się to zrobić. California stała jak wryta i nie wiedziała co zrobić, ostatecznie zdecydowała pobiec do mamy, by przez przypadek nie oberwać. Otwarta rana na szyi karego ogiera była dość rozległa, Spalding wyszedł bez szwanków oprócz kilku krwiaków podskórnych.
- Ty jak myślisz mogły coś pokryć? - Zapytał Damian.
- Chyba żadna by nie dała pokryć się młodziakom, ale martwię się o tamtą karą roczniaczkę, trzeba będzie zobaczyć jak wygląda u niej stan z rują, ale ona raczej jeszcze nie miała - powiedział szarpiący się z Diamond'em, stajenny.
- Dobra wyprowadzamy je, dzwonię po weterynarza, a Ty po właściciela, ok?
- Nie mam wyjścia żeby odmówić.
Ruszyli w stronę myjek, doszli do nich bardzo szybko, ponieważ ogiery bardzo mocno się szarpały. Przywiązali konie i sięgnęli po telefony.
Po pięciu minutach na miejsce przyjechał weterynarz Mat Soffe, a z nim właściciel całego obiektu sportowego, Frankel. Pan Soffe na samym początku zabrał się za krwawiącą ranę karego ogiera. Uważnie ją obejrzał, i po chwili namysłu wyjął odkarzający płyn. Resztki z rany wyczyścił jałowym gazikiem.
- Trzeba zszyć, nie ma szans żeby się inaczej to zagoiło. Będzie potrzebne około 7 szwów. - Powiedział do właściciela, Frankel pokiwał głową na zgodę.
Mat Soffe zabrał się za zakładanie zakładanie szwów. Black Diamond stał stał spokojnie, jakby wiedział, że teraz spokój jest jak najbardziej potrzebny.
Weterynarz sprawnie zaszył ranę.
- Do boksu na dobę, bez treningów dwa tygodnie, po tygodniu ściągamy szwy, no i nie pobiegnie na MSW, bo to nie ma sensu, żeby bez treningu biegł. Dobra obejrzymy teraz tego drugiego. - Powiedział i podszedł do gniadosza.
- Nie ma obrażeń zewnętrznych, jeżeli już to jakiś krwiak lub coś podobnego, ale musisz sprawdzić bo jak wracaliśmy to dotykał klatki piersiowej - powiedział młody stajenny.
Weterynarz założył świeże rękawiczki, i zaczął dotykać Spalding'a w każde miejsce na jego ciele. Ten lekko się szamotał, i próbował gryźć.
- Dobra obejrzałem co trzeba, na klatce ma właśnie jakiegoś krwiaka, ale to nie wyklucza go z treningów, dam tylko maść do smarowania, może wrócić na padok, no i co chyba najważniejsze, pobiegnie za trzy tygodnie na MSW. - Powiedział uśmiechnięty pan Soffe.
Spalding Pharoah został szybko odprowadzony na padok.
~~~~~~~~~~~
Udało mi się napisać 500 słów! Rozdział taki o, jak na moje oko.
Czekam na opinie.
^^^^
Na zdjęciu, Forgont Chrome.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro