Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ROZDZIAŁ 5, Podróże...


  W powietrzu wisiał już zapach burzy. Gdzie nie spojrzeć, na niebie płynęły czarne chmury.
W oddali widać było światło, które jakby sączyło się z linii horyzontu. Resu rozejrzał się dookoła i jego wzrok zatrzymał się na wzgórzu. Nogi zaczęły go nieść w tym kierunku. Powoli wdrapywał się na szczyt, a jego ciało z każdą chwilą odmawiało posłuszeństwa. Stanąwszy na szczycie, zorientował się, że patrzy na światła miasta. Było to jego rodzinne miasto! Nie zważając na ból w łydkach, rzucił się do biegu. Biegł i biegł, a zabudowania w ogóle się nie zbliżały! Zatrzymał się i zamknął oczy. Kiedy z powrotem spojrzał przed siebie, stał już przy budynku na obrzeżach miasta. Minął go i ruszył żwawym krokiem ulicą, którą tak dobrze znał. Tuż za rogiem miał stać dom, w którym się wychował, dom gdzie mieszkał wraz z rodziną. Obrócił głowę w prawo, aby na niego spojrzeć i krew w żyłach mu zmroziło. Stał
w ogniu! Nerwowo obracał się wkoło i widział, jak wszystko trawi bezlitosny płomień. Kamień stanął mu w gardle i puścił się biegiem do rodzinnego domu. Zaraz przed drzwiami kolejny widok sprawił, że nie mógł się nawet poruszyć. Naprzeciw niego stała postać, której twarzy nie mógł dojrzeć, mimo że wyraźnie ją widział. Jego szaleńczy śmiech był tak obrzydliwie głośny, że Resu skulił się, zamykając twarz w swoich dłoniach. Kiedy głos obcego ucichł, Cigam wstał. Wszędzie leżeli ludzi i zwijali się z bólu. Ich krzyki dopiero teraz dochodziły do jego uszu. Przy każdym stała ta sama postać. Mężczyzna z nierozpoznawalną twarzą w zielonej tunice ze złotymi zdobieniami i dwoma smokami na plecach. Tę postać Resu już widział we śnie... Znowu przypomniał sobie o swoim domu. Odwrócił się i ruszył pędem do niego. Po solidnym kopniaku drzwi rozchyliły się, pozwalając przejść Resu. Na podłodze leżała cała jego rodzina. Wujostwo, kuzynostwo, rodzeństwo i rodzice. A nad nimi... postać w zielonej szacie! Wszystkie krzyki ustały i nikt poza Cigamem i obcym się już nie ruszał. Jeden dźwięk zwrócił jego uwagę. W drzwiach stanęła Neila z tym przerażającym oprawcą za plecami. Wbił jej miecz w plecy, aż klinka wyszła przez klatkę piersiową. Szkarłatna krew sączyła się dookoła klingi, barwiąc jej szatę na czerwień. Jej usta poruszyły się w niemym zdaniu. Obcy wyciągną rękę w bok i z całym impetem uderzył w szyję dziewczyny. Zdawała się ostra jak miecz, ponieważ odseparowała głowę od ciała kobiety. Zaczął krzyczeć i przez ułamek sekundy, pomiędzy jawą a snem zobaczył twarz Neili mówiącą dokładnie to samo zdanie co wcześniej. Tym razem jednak je usłyszał...

„Kocham Cię"

Obudził się zalany potem, a w komnacie wciąż jeszcze rozchodziło się echo jego przeraźliwego krzyku. Przez drzwi wpadli jego przyjaciele.

- Co się stało?!- krzyczał Draug. Cigam tylko patrzył na nich przerażonym wzrokiem. Rewop powoli podeszła do niego i usiadła obok.

- Już dobrze.- powiedziała, łapiąc go za dłoń i szepcząc na uspokojenie. Jej uśmiech i ostatnie zdanie, jakie usłyszał we śnie, sprawiły, że całe napięcie zeszło z niego.

- To nic takiego. Koszmar.- powiedział i wbił wzrok w sufit. Bez słowa wszyscy popatrzyli po sobie i zaczęli wychodzić z pomieszczenia. Resu wciąż trzymał dłoń przyjaciółki. Spojrzała na niego ciepłym pytającym wzrokiem i dopiero wówczas puścił jej rękę... Wyszła...

Reszta nocy okazała się bezsennym koszmarem na jawie. Nie zmrużył oka a wspomnienia śmierci jego bliskich i paraliżującego strachu bezustannie powracały.

Nazajutrz cały poranek spędził w łóżku. Nawet nie drgnął, kiedy do drzwi ktoś zapukał. Nie odezwał się. Pukanie ponownie się rozeszło po komnacie i pojawiła się w nich Neila. Powoli weszła do środka, jakby obawiając się, że go obudzi. Spojrzała na niego i ich wzrok się spotkał.

- Strażnik świątyni zasugerował, abym z tobą trochę poćwiczyła.- odezwała się niemal szeptem. Resu nic nie odpowiedział. Podniósł się z łóżka i powoli założył swoją szatę. Kiedy już się ubrał, ruszył do łazienki. O dziwo, każde pomieszczenie miało swoją osobną toaletę! Słychać było strumień wody, przerywany przez dłonie. Neila usiadła na łóżku, zastanawiając się, co mogło się przyśnić jej uczniowi. Po kilku minutach zza drzwi wyszedł Cigam i niemrawo uśmiechnął się do niej. Z daleka widać było, że ten uśmiech jest mocno wymuszony, ale ciepły. Postanowiła o nic nie pytać. Będzie chciał, to sam powie. Wyszli na korytarz i skierowali się
w lewo. Doszli do starych, zniszczonych drewnianych drzwi i wyszli do głównego pomieszczenia, gdzie unosił się słaby zapach palonego złota. Elpmet fo pokazał Neili tylne wyjście kryjące się za małą fontanną, gdzie ów metal szlachetny był przypalany. Dziś unosiła się już tylko słaba woń, ponieważ ogień pod naczyniem był rozpalany przez strażnika każdego wieczoru. Wyszli na zewnątrz i Neila wyciągnęła przed siebie obie ręce. Szybko zaczęła do nich przywierać woda. Po chwili ponad obiema dłońmi unosiły się dwie małe bańki. Spojrzała na Cigama i powiedziała krótkie „Teraz ty". Resu od niechcenia skoncentrował się na energii i bardzo szybko odnalazł energię wody. Odruchowo wyłapał jej wzór i odcisnął go w swojej energii. Przed nim pojawiła się wodna kula wielkości przynajmniej dużego psa. Wzniósł ją wyżej i oswobodził, aby bez żadnej kontroli upadła na ziemię.

'To jest zdumiewające! Ja się tego uczyłam przez kilka godzin a on...' pomyślała Rewop. Teraz gleba pod jej stopami zaczęła się piętrzyć, unosząc ją na kilka metrów. Resu bardzo szybko powtórzył tę czynność w dokładnie, taki sam sposób, jak uczynił to z wodą. W oczach dziewczyny pojawił się podziw. Następnie powtórzyli wszystko raz jeszcze, rozpoczynając od wody, a kończąc na ziemi. Trening się przedłużył i nim skończyli, było już po południu. Podczas wykonywania ostatnich ćwiczeń, Neila spakowała swoje myśli i wysłała je w kierunku przyjaciela.


~~ Jesteś bardzo utalentowany.~~ Nic nie odpowiedział. Patrzył się tylko na nią smutnymi oczami. Resu za każdym razem jak ją widział, wracały wspomnienia jej śmierci i jej kata. Kata, który zabił też wszystkich innych!

~~ Odezwij się wreszcie!~~ jej myśli krzyczały.

~~ Uspokój się.~~ poprosił.

~~ Miałem zły sen... Koszmar...~~ po tych słowach opowiedział jej wszystko, co stało się we śnie.

~~ To okropne! I ta straszna twarz!~~ przyznała Neila.

- Koniec na dziś.- oznajmił na głos Resu. Od razu skierował się do swojej komnaty a Rewop w ciszy i ze smutną miną została w miejscu. Druid pominął moment między jawą a snem,
w którym dokładnie usłyszał, co Neila do niego powiedziała.

Draug Egalliv stał razem z Drazilem i Aleą przy tylnym wejściu do świątyni. Widział, jak Resu i jego mistrzyni, wychodzą na dwór. Nie zauważyli go, wiec postanowił im nie przeszkadzać. Alea chciała się wyrwać do swojego przyjaciela, ale Draug ją zatrzymał ręką.

- Chodźmy polować.- zaproponował. Jaszczur przytaknął i wraz z kocicą poszli na polowanie.

Przed nimi rozciągał się widok pięknej leśnej polany i wysokich drzew otaczających ją ze wszystkich stron. Szli powoli, aby nie wypłoszyć żadnej zwierzyny.

- Żeby upolować zwierzynę, trzeba stąpać ostrożnie.- zaczął Egalliv.

~~ I przede wszystkim iść pod wiatr, aby ofiara nas nie wyczuła.~~ dodał Drazil tak, aby słyszała go tylko gepardzica.

- Szukamy oznak, że gdzieś tutaj była zwierzyna, na przykład śladów kopyt.- kontynuował. Drazil w tym momencie podbiegł trochę do przodu i zatrzymał się gwałtownie.

~~ Tutaj! Widzisz. To sarna!~~ pokazał odcisk kopyta.

- Świetnie Drazil.- pochwalił jaszczurkę.

- Kiedy już mamy trop podążamy za nim, pozostając pod wiatr.- zaznaczył i szedł powoli w tym samym kierunku co sarna.

~~ Jeśli ofiara szła z wiatrem, to ty musisz iść bokiem, tak aby twój zapach nie dotarł do niej.~~ dodał Draizl. Draug zatrzymał się i pokazał palcem przed siebie.

- Tam.- wyszeptał.

~~ Teraz musimy bardzo cicho podejść do ofiary i w momencie, kiedy uznasz, że zaraz ofiara zorientuje się, że będzie obiadem, ruszyć na nią.~~ uzupełnił Drazil.

- Wystartuj najszybciej, jak potrafisz i wbij swoje zęby w nią.- powiedział Draug równie cicho, jak wcześniej.

~~ Najlepiej w szyję. I trzymaj, dopóki nie przestanie się ruszać.~~ poinstruował i obserwował kotkę. Alea zebrała siłę w nogach i ruszyła z całą mocą. Dobiegła do niej w zaledwie moment, ale niestety ta zaczęła uciekać. Do Alei dotarła myśl zwierzęcia Neili.

~~ Goń ją!~~ Bez zawahania Alea ruszyła w pogoń za swoim obiadem i po chwili już ją dogoniła. Z warknięciem rzuciła się na krtań sarenki i powaliła ją na ziemię. Czekała aż ta przestanie się ruszać i puściła ją. Okazało się jednak, iż zrobiła to zbyt wcześnie, bo ta zerwała się na nogi i zaczęła uciekać. Ten stan rzeczy szybko jednak się zmienił i po chwili sarna znów leżała. Na szyi pozostał odcisk szczęki kotki i sączyła się krew. Młoda łania leżała już martwa a kocica intuicyjnie zabrała się za jedzenie.

- Hej hej! Nie tak szybko! A my?-

~~ Głodna jestem...~~ pomyślała między kęsami.

- No dobra zjedz. – dodał Egalliv. Po skonsumowaniu sarenki Draug powiedział, że teraz sama musi zapolować. Była ciężka z przejedzenia, ale ruszyła. Na szczęście po kilku minutach znalazła równie młodą sarnę. Wspólnie ze swoją matką skubały trawę. Podeszła tak blisko, jak dało się podejść niezauważoną i wyskoczyła na młodziutką zwierzynę. Ścisnęła jej krtań i po kilkunastu sekundach następna zwierzyna leżała trupem.

- Brawo!- chwalił ją Draug. Po dwóch polowaniach wrócili do świątyni. Na zewnątrz nie było już Resu. Tylko Neila wpatrywała się w tylne drzwi ze smutną miną. Draug wywnioskował, że Resu dopiero co poszedł.

Młody druid zamknął za sobą drzwi i usiadł na łóżku. Słyszał, jak do głównej świątyni wchodzą jego przyjaciele. Najpierw Draug krzyczał, że Alea upolowała dwa jelenie, więc wywnioskował, że i Drazil jest z nimi, potem ciche kobiece kroki i na końcu przesuwające się kamienne płyty. Oznaczało to, że wszyscy są w środku. Nasłuchiwał dalej. Żadne z nich nie szło do niego. Nie mógł poskładać myśli po śnie, więc postanowił pomedytować. Usadowił się na podłodze i starał się skoncentrować. Jego myśli zaczęły biec wokół bólu. Piętro pod nim pozostali siedzieli w ciszy. Draug głaskał Aleę, a strażnik świątyni zachwycał się Drazilem. Siedząca w fotelu Neila zastanawiała się nad tym, co Resu mógł czuć, kiedy weszli do niego do pokoju i trzymał ją za rękę. Nagle poczuła swąd palonego złota.

- Czujecie?- zapytała.

- Palone złoto. Co wieczór rozpalam ogień w fontannie.- przypomniał Elpmet fo.

- Jeszcze nie rozpaliłeś.- zauważył Egalliv.

- Ale zawsze go czuć. O to właśnie chodzi.- tłumaczył.

- Ale nie tak intensywnie o tej godzinie.- drążyła Rewop. Wszyscy zerknęli po sobie i nagle Neila się zerwala. Tylko jedna osoba może być do tego zdolna i tej właśnie osoby nie było pośród nich! Wbiegła po schodach i szybko dostała się na przeciwległy korytarz. Dotarła do drzwi Resu i gwałtownie je pchnęła. Wokół Cigama unosiła się bladobłękitna poświata sięgająca szerzej niż wcześniej. Z miejsca, w którym siedział, biła ostra woń palonego, żółtego metalu. Usiadła naprzeciw niego i się wpatrywała. Tymczasem myśli druida już były gdzie indziej. Nawet nie wiedział, że ktoś przy nim jest! Widział świat zniszczony przez wojny. Sypiące się budynki, które jeszcze się palą, żołnierzy kroczących drogami i zabijających tych, którzy są w innych mundurach, ciała niewinnych ludzi leżące dosłownie wszędzie. Krew
i śmierć czaiły się za każdym rogiem. Unosił się nad bezkresnymi połaciami ludzkiego cierpienia. Przy sporej kupie gruzu leżał jakiś mężczyzna wyjący z bólu, gdzieś dalej jakaś kobieta klęczy zapłakana przy martwym żołnierzu. Mała grupka ludzi stara się uciec z miasta, pozostawiając po sobie całe obozowisko. To musieli być powstańcy, ponieważ przy ich boku wisiała broń, a żadne z nich nie miało na sobie munduru. Wleciał w jakiś rozpadający się budynek i zobaczył dzieci, które pozostawione same sobie, trzęsą się ze strachu. Chciał im pomóc, ale mimowolnie poszybował dalej. Być może nie chciał dalej przebywać w miejscu, gdzie jest tyle bólu w tak małych i niewinnych istotkach. Uniósł się wyżej, widząc całą paletę nędzy i rozpaczy! Po chwili ponownie opadł niżej, pomiędzy budynki. Zauważył tabliczkę przy budowli, którą właśnie opuścił, na której widniał napis " Sierociniec". Zrobiło mu się żal, nie tylko tych dzieci, ale wszystkich. Z powodu czyjeś prawdopodobnie chorej ambicji tyle osób cierpi! Poleciał dalej. Teraz był nad czymś, co przypominało rynek. A przynajmniej, zanim zostało rozwalone. Kilka kobiet nawoływało rozpaczliwie męskie imiona. Czasami usłyszał jakieś zdrobnienia a innym razem przekleństwa. Przeniósł się dalej i jego oczom ukazały się całe połacie martwych zwierząt.

'Co za bestie! Zabijali nawet zwierzęta!' Pomyślał. Łzy zaczynały mu się kręcić w oku, podczas gdy bez żadnej kontroli szybował dalej. Zatoczył okrąg nad polem i wrócił do miasta. Zobaczył rozległy budynek z placami zabaw i boiskami. To musiała być szkoła. Obniżył lot i serce stanęło mu w gardle. Na placach i boiskach leżały martwe dzieci w różnym wieku. Plecaki, książki i zeszyty porozrzucane były dookoła, jakby próbowały się bronić wszystkim, co miały pod ręką. W końcu dotarł do obozu, gdzie słychać było śpiewy i toasty. To musieli być żołnierze, którzy napadli na to miasto. Oni świętowali zwycięstwo, chwaląc się ilością ludzi, których zabili. Nie pominęli nawet dzieci i kobiet! Szybował dalej. Z powodu wciąż napływających łez ledwie widział to, co było pod nim. Zatrzymał się gdzieś pośród walącego się budynku i wypatrzył matkę z dzieckiem. Malec płakał, a mama uciszała go, mówiąc, że zaraz będzie lepiej, że już uciekają. W jego sercu na nowo zapanował ból. Ta rodzina przypomniała mu o stracie, jaką poniósł w swoim śnie. Wszystko zbladło, stając się szare, tak bardzo, że zlało się w jedno. Powoli wszystko zaczęło się wyostrzać i pojawiali się ludzie, potem budynki, między którymi chodzili i drzewa i wszystko inne. Szybował po tym świecie, uspokajając swoje nerwy po widoku krwawej rzeźni niewinnych. Kolorowe budynki, samochody i przeróżne stroje skutecznie pozwalały zapomnieć o wcześniejszym obrazie. Wszystko wokół zdawało się takie spokojne i beztroskie. Teraz panował nad kierunkiem lotu. Prawdopodobnie uspokoił się, więc był wystarczająco skupiony. Obniżył lot. Ludzie się spieszyli. Gnali do pracy, na zakupy, do domów lub w inne miejsca, które odwiedzali co dzień. Niektóre twarze zdawały się znajome. Przeleciał nad jakimś parkiem, w którym grupka młodzieży się spotkała i śmiejąc się, spożywali napoje, kawałek dalej, na placu zabaw, matki z dziećmi wesoło się śmiały. Zakochane pary chodziły po parkowych dróżkach, ciesząc się ze swojej wzajemnej obecności. Wszystko zdawało się takie szczęśliwe. Przeleciał nad budynkami, kręcąc piruety i beczki. Zaglądał przez okna i widząc uśmiechnięte dzieci bawiące się z rodzicami lub rodzeństwem, śmiał się ze szczęścia. Lot sprawiał mu przyjemność. Czuł się, jakby wrócił do domu! Przeleciał obok jakiegoś sklepu, a potem parkingu dla samochodów oraz sierocińca. Na myśl przyszedł mu wcześniejszy świat. Tamte cierpiące dzieci. Mimo że żałował losu tamtych sierot, to również był rad, że te, na które właśnie patrzy, nie muszą przechodzić tego koszmaru. Przelatując obok pewnego osiedla, szybko zorientował się, że to jego świat. Rozpoznawał budynki, a nawet niektórych ludzi! Ulżyło mu, kiedy nie zobaczył śmierci i zniszczenia a jedynie ludzi pogrążonych w melancholii dnia powszedniego i innych oddających się radości z życia. Kiedy się tak przyglądał temu wszystkiemu ze spokojem, dotarło do niego coś, czego wcześniej nie zauważał! Niemal każdy człowiek miał blado błękitną poświatę! Oznaczało to, że to druidzi. Nagle go olśniło! To w taki sposób Magnus szukał świata bogatego w utalentowanych! Chciał podejść do kogoś, ale nogi się nie ruszały. Zerkną na nie. Ich wcale nie ma! Ani rąk! On unosi się w powietrzu! Najpierw trochę go to zaniepokoiło, ale potem przypomniał sobie, że siedzi na podłodze i medytuje. Uspokojony podleciał do pierwszej najbliższej osoby.

  - Który dziś dzień?- zapytał. Obcy się nie odezwał. Podleciał do następnej, zadając to samo pytanie. Efekt również był ten sam. Zastanowił się chwilę. Musi być tutaj tylko myślami. Poprzez energie widzi ten świat, ale w żaden sposób nie może w niego ingerować. Popatrzył jeszcze chwilę i skierował się w stronę domu. Na małym podwórku wspólnym dla dwóch rodzin bawiło się dziecko. Rozpoznał je! To Derek, trzyletni syn sąsiadki! Uświadomił sobie, że nigdy nie widział ojca malca. Wleciał do domu. Przy drzwiach siedziała jego matka. Zdawała się w ogóle nie przejmować tym, że jej syna nie ma od kilku dni w domu! Skarcił
w myśli sam siebie. Przecież niedawno się od niej wyprowadził. Nie miała zielonego pojęcia, że go niema. Popatrzył na nią jeszcze chwilę i skoncentrował się na medytacji. Wrócił do swojego ciała i otworzył oczy. Przed nim z mgły wyłaniała się znana mu już postać. Neila wpatrywała się w niego ze zmartwionymi oczami. Kiedy ten tylko się poruszył, ta powiedziała.

- Nie uciekłeś!- i rzuciła mu swoje ręce na szyję. Szybko się zorientowała, że to trochę zbyt wylewne i wstała.

- Chciałeś uciec z tego świata?- zapytała drżącym głosem.

- Nie. Przez przypadek odwiedziłem inne światy.- oświadczył i wszystko z najdrobniejszymi szczegółami jej opowiedział. Rewop nie wiedziała co o tym sądzić.

- Musimy opowiedzieć o tym strażnikowi świątyni.- stwierdziła i łapiąc go za rękę, pociągnęła w stronę drzwi. Nie puszczając jego dłoni, prowadziła go korytarzem, aż wyszli do głównej części, stamtąd dalej do klatki schodowej i w dół do reszty przyjaciół.

- Resu wędrował po światach.- powiedziała Neila od razu, kiedy pojawili się w saloniku. Wszyscy popatrzyli na nią, a potem na Cigama.

- Jak to wędrował?- zapytał zdziwiony Elpmet fo.

- Medytowałem i nagle znalazłem się w świecie zniszczonym przez wojny. To był naprawdę straszny widok. Potem ujrzałem matkę z dzieckiem i to przypomniało mi o mojej rodzinie. Wszystko poszarzało i na powrót stało się realne. Byłem w moim świecie. Próbowałem z kimś rozmawiać, ale nie mogłem. Nie miałem też rąk i nóg, więc byłem tam tylko myślami. Później zorientowałem się, że prawie wszyscy są druidami, bo mają blado błękitną poświatę. Poobserwowałem chwilę moją matkę i wróciłem do ciała. W taki sposób Magnus musiał przemierzać światy w poszukiwaniu druidów!- powiedział na niemal jednym tchu, Resu.

- Hmmm. Wychodziłoby na to, że Magnus wcale nie musiał trafić na twój świat. Jeśli jest ich tak wiele, jak się przypuszcza, to szansa na to jest zbyt mała.- gdybał strażnik świątyni.

- Jak rozumiem, Resu trafił tam, ponieważ jest związany z tym światem z racji, że stamtąd pochodzi. Magnus był związany z tym światem.- zauważył Draug.

- Tak mi się wydaje.- przyznał rację Draug ze świątyni.

- Czyli moc Resu wcale nie musi mieć nic wspólnego z Magnusem?- zmieszała się Neila.

- Nie musi, co nie znaczy, że nie ma. Magnus mógł przypadkiem trafić na świat Resu i właśnie dlatego Resu jest tutaj.- tłumaczył stary strażnik, pokazując palcem dwukrotnie na Cigama.

- Ale dalej jest to tylko szansa.- dociekał młody druid.

- Tak. Ale biorąc pod uwagę wcześniej wspomniane argumenty, szansa na powiązanie ciebie z Magnusem jest wyższa, niż gdyby cię tu nie było.- Teraz to Egalliv wydedukował. Resu stał się przez chwilę jakby nieobecny. Analizował wszystko. I nagle go oświeciło.

- Jak wyglądał Magnus?- zapytał.

- Nie wiem. Ponoć był wysokim mężczyzną o ostrych rysach.- drapał się po głowie stary strażnik.

- Tak sobie pomyślałem... kiedyś odwiedził nas jakiś facet, który bardzo był zainteresowany mną. Matka wezwała policję i facet uciekł.- przypomniał sobie Resu.

- To raczej nie ma powiązania. Musiałbyś być świeżo po urodzeniu, aby zaklęcie przekazania wiedzy zadziałało.- wyjaśnił Elpmet fo. Wszyscy zaczęli się zastanawiać, kiedy wtrącił się Drazil.

~~ Na razie niech to będzie dziełem przypadku.~~ przekazał Neili. Dziewczyna wybuchła śmiechem.

- Drazil mówi, by uznać to za zrządzenie losu!- wciąż się śmiejąc, tłumaczyła, kiedy zauważyła pytające spojrzenia przyjaciół. Ci jednak dalej na nią spoglądali w ten sam sposób. Chciała machnąć na nich ręką, kiedy zorientowała się, o co im chodzi. Cały czas trzymała go za rękę! Zaczerwieniła się i puściła jego dłoń. Resu również zrozumiał i pozwoliła mu się wypowiedzieć.

- Tak jakoś.- nieśmiało się uśmiechnął. Myślała, że poda jakąś sensowną wymówkę, albo chociaż powie prawdę, a on powiedział po prostu „Tak jakoś" ! Dziewczyna zrobiła się bardziej czerwona niż rozgrzane złoto i usiadła.




Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro